Reklama

Wiadomości

Denys idzie na wojnę

Imię dostał po ojcu Rosjaninie, matka była Ukrainką. Dzięki babci, z domu Pawłowskiej, bez zająknienia recytuje pacierz po polsku, ale skośne oczy ma po tatarskich przodkach z Krymu. – U nas wszystko takie pomieszane – mówi Denys – dlatego ta wojna jest trudniejsza. Bo zabija nas naród, który miał być dla nas jak brat.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Siedzimy przy kuchennym stole, za oknem polskie blokowisko i marcowa szara mżawka. Denys to wielki chłop, budowlaniec, od 8 lat w Polsce. Jego żona, Nastka, w Polsce od 5 lat, opiekuje się seniorami. Teraz ich 50-metrowe mieszkanie jest dla rodaków punktem przesiadkowym. Ktoś przyjeżdża na kilka dni, ktoś na kilka godzin. Dwa pokoje zasłane materacami, w kuchni stosy talerzy i jedzenia. Na drzwiach łazienki rozpiska, kto kiedy ma prawo do prysznica. Polscy sąsiedzi proponują noclegi, przynoszą jedzenie, ubrania, leki. Nie wchodzą, podają w progu siatki, pakunki, przygarniają pod dach po kilka osób – taka dobrosąsiedzka pomoc, zwyczajna wśród porządnych ludzi...

Gdy serce i głowa nie mogą już znieść wiadomości z wojny, a dzieci śpią przytulone do siebie ciasno jak szczeniaki w kojcu, siada się co wieczór w kuchni przy stole z widokiem na szare blokowisko. Każdy ma swoją historię...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Denys: – Nasz dom stoi niedaleko Mikołajowa. Pilnowała go babusia i dwoje młodszych dzieci. Gdy wybuchła wojna, chcieliśmy po nich jechać, ale bracia powiedzieli, że pojedzie na Ukrainę kilku naszych i przywiozą, ilu się da. Wojna nie zna litości. Chłopcy zostali walczyć, w drogę ruszyły same kobiety, dzieci, no i nasza babusia – dowódca wyprawy. Tylko ona, Warwa, po polsku Baśka, wiedziała, jak się prowadzi maszynę, tylko ona ma prawo jazdy. Stare ono i jedynie na motory, ale dała radę... Stali w 40-kilometrowym korku do granicy przez kilka dni – głodni, w zimnie i strachu.

Anna, z pochodzenia Polka: – Co pamiętam? Ciemność i piwnicę. Spanie na kamieniach. W okienkach pod sufitem raz po raz pomarańczowe rozbłyski. Dalej głuchy huk i drżenie murów. Potem cisza, czekanie i znów. Tak przez 8, 9 godzin. Musimy uciekać. Dokąd? Do Polski jakieś 900 km, ale inaczej zginiemy. Jak złapią nas Rosjanie, ukatrupią albo wywiozą tak, że drogi do domu nie znajdziesz... Dzieci szkoda... Ano szkoda... I tak gadalimy co noc. W dzień się przemykało, czołgało pod murami, chowało w zaułkach... Za głową świsty i gwizdy... Trzeba było znaleźć jedzenie, wodę, jakieś opatrunki... Byle do zmroku, byle nie dać się postrzelić.

Reklama

Uciekamy, jak stoimy. Kurtki, czapki, dokumenty, pieniądze, pierścionki, wszystko, co się da sprzedać po drodze... Mówią, że Ruscy już pod Kijowem, mówią, że nic nie jeździ, ale łapiemy awtobus, jeden, drugi, trzeci. Ostatnie 40 km idziemy piechotą... dzieci mdleją ze zmęczenia. Noc szroni nam ubrania, śpimy na gołej ziemi. Zostawiamy w lasach walizy, żeby lżej było iść. W Medyce synek ukląkł i całował asfalt...

Mariya: – Ojciec to emerytowany sierżant, mama pielęgniarka. Oboje odmówili wyjazdu, będą walczyć. Na kolanach prosiłam, żeby uciekali. Na nic... Dzwonię po kilka razy dziennie, w telewizji słyszę, że Rosjanie coraz bliżej. Ostrzały, bomby kasetowe, bandyterka... Pytałam, jak żyją, płaczę, żeby wsiedli w ewakuacyjne awtobusy. Ojciec krzyczy, że nie pojedzie na zsyłkę do Rosji, bo stamtąd się nie wraca. Mają plan, żeby przeczekać w ziemiance pod domem. Od wczoraj nikt nie odbiera... Jak się modliłam, to przyszła myśl, że może oni w tej ziemiance zasięgu nie mają... Może Bóg mnie tak pociesza?

Vasylyna: – Najcenniejsze dla mnie teraz jest to zdjęcie. Zrobiłam je w dniu przeprowadzki, przed pierwszą nocą spędzoną w naszym wymarzonym domu. Budowaliśmy go z mężem, mój Boże... całe wspólne życie. Miesiąc później zaczęła się wojna... Nie chciałam uciekać, chciałam sadzić kwiaty i drzewa w ogrodzie. Tyle drzew, ilu synów – czterech. Mąż i trzy chlopczyki poszli walczyć o wolną Ukrainę. Czekałam do ostatniej chwili. Liczyłam dni bez bombardowania. Którejś nocy nawet na chwilę nie przestali, jakby niebo spadało nam na głowy. Bomba rozerwała dom krewnych. Wygrzebywaliśmy ich gołymi rękami spod sterty gruzów. Przeżyła tylko Olenka, ale nie słyszy, nie mówi, choć przedtem zdrowa dziewuszka była. Strażak przyprowadził ją do mnie i powiedział: teraz ona twoja. Do Polski jechaliśmy kilka dni awtobusami, awtostopem, długo szliśmy na piechotę. Sceny jak z filmów o końcu świata. Chaos, strach, łzy, pogubione dzieci i zwierzęta. Porzucone samochody, walizki, plecaki... Nocami płaczę i się modlę, a potem pięści mi się zaciskają. Coś ty zrobił, Putinie, czego my winne?

Reklama

Alina: – Tamtej nocy było cicho. Dziadek mówił, że to zła cisza, że jak szedł tędy front, to też noce były tak ticho. Wiedzieliśmy już, że wokoło strzelają, więc każdy spał czujnie. A potem zawalił się nasz świat. Nie ma domu, nie ma wsi, nie ma mostu na rzeczce... Jak uciekaliśmy, odwróciłam głowę i zobaczyłam na połamanym drzewie rozpiętą jak żagiel bielutką suknię ślubną sąsiadki. Nie wiem, czy żyje...

Marfa: – Ojciec jest nieporadny, stareńki, schorowany... Brat zadzwonił, że idzie bronić Ukrainy. Leżałam w szpitalu w Kijowie, w trakcie diagnostyki wypisałam się na własne życzenie. Lekarz powiedział, że to głupie, ale rozumie. I włożył mi w kieszeń słoik leków przeciwbólowych. Jechałam do domu 3 dni, z przesiadkami, bo u nas już nic nie jeździ normalnie. Ojciec przeżył. Udało nam się uciec. Jedziemy teraz do Krakowa, do przyjaciół. Błagam Boga o brata... od wczoraj nie mam z nim kontaktu.

Co dalej?

Mariya: – Vybachte... Ty mnie zrozum, u was dobre ludzie, wszystkie miłe i serdeczne, sklepy bogate i serca macie szerokie jak nasz step. Dyakuyu wam z serca, ale... ja u was nie zostanę. Nie chcemy wam na głowie siedzieć. Wszystko, co kocham, zostało na Ukrainie. Niech ta wojna się wreszcie skończy, bo mnie wracać trzeba. Tych, co przeżyli – uściskać, na grobach kwiaty posiać, pomodlić się za bohaterów i znów zacząć żyć.

Denys idzie na wojnę. Ma chorą nogę, ale nic go nie zatrzyma – ani łzy, ani błagania żony. Pozostałe kobiety milczą. – Czuję się jak zradnyk, znaczy zdrajca, jeden chłop i same divchiny. Moja teściowa jest bardziej waleczna niż ja! (Ma na myśli tę, która została i zajmuje się produkcją koktajli Mołotowa – przyp. K.W.). – Na pierwszą linię mnie nie wezmą, ale na coś się przydam. Swoje zrobiłem, rodzina moja bezpieczna w Polsce jest. Teraz trzeba iść się bić!

2022-03-22 13:23

Oceń: +7 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Szewczuk: Rosja wszelkimi sposobami walczy z naszym narodem

[ TEMATY ]

Abp Szewczuk

rosyjska agresja na Ukrainę

PAP/OLEG PETRASYUK

Ekshumacja pomordowanych w Izium

Ekshumacja pomordowanych w Izium

Pogłębia się okrucieństwo Rosjan na okupowanych terytoriach Ukrainy. Dochodzą informacje o przymusowej mobilizacji na ziemiach, jakie właściwie do kraju-agresora nie należą, ale są prawnie częścią państwa broniącego się, na co zwrócił uwagę abp Światosław Szewczuk. Trwają też ostrzały miast i wiosek w głębi kraju. „Rzeczywiście ma się takie wrażenie, że jednym z zadań [Rosjan] jest nie tyle walczyć z ukraińską armią, co z ukraińskim narodem” – dodał zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

CZYTAJ DALEJ

Maryja – lustro Kościoła

Matka to obecność. To ktoś, kto jest zawsze czynnie obecny. Ktoś, kto rodzi, wychowuje, uczy, każdego dnia oddaje życie, daje przykład, tworzy wypełnione miłością środowisko. Motywuje i ukazuje cel.

Maryja jest Matką. Również Kościół jest Matką... Nie będzie on jednak dobrą Matką, jeśli nie będzie swej Matki Maryi znał, kochał i naśladował. Jeśli z Nią nie będzie. Ona pokazuje, jak ma wyglądać Kościół, by spełnił swą dziejową rolę. By historia mogła się wypełnić Bogiem po brzegi. Pomaga mu takim się stać. Podczas rekolekcji głoszonych w 1976 r. w Watykanie kard. Karol Wojtyła uczył, że „ponowne przyjście [Chrystusa] musi być przygotowane przez Ducha Świętego już nie w łonie Dziewicy, ale w całym Ciele Mistycznym”. Według niego, Kościół ma w czasach ostatnich odzwierciedlić w pełni cechy Maryi i przejąć Jej zbawczą rolę. Innymi słowy, ma być „jak Maryja” – święty i nieskalany, stając się ikoną uniżenia, w której jest już miejsce tylko dla Boga. Wtedy – przekonywał przyszły papież – trudna historia będzie mogła przejść w chwalebną wieczność.

CZYTAJ DALEJ

Pierwszy laureat Nagrody św. Jana Pawła II: uczymy się od niego sprawiedliwości społecznej

2024-05-20 17:20

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Karol Porwich/Niedziela

„Od św. Jana Pawła II uczymy się wdrażania w praktykę zasad sprawiedliwości społecznej” - mówi ks. Leonard Olobo kierujący Centrum Pokoju i Sprawiedliwości w stolicy Ugandy. To właśnie temu ośrodkowi Watykańska Fundacja Jana Pawła II przyznała pierwszą w historii nagrodę imienia swego świętego patrona. Ma być ona nadawana co dwa lata w celu promowania wiedzy na temat myśli i działalności św. Jana Pawła II oraz jego wpływu na życie Kościoła oraz świata. Jej pomysłodawcy wzorowali się na prestiżowej Nagrodzie Ratzingera.

Zakony na rzecz pokoju i sprawiedliwości

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję