Reklama

„Nie zamierzam zrywać z tradycją tego Kościoła”

Niedziela sosnowiecka 12/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Paweł Rozpiątkowski: - 28 marca będzie znaczącym dniem dla Księdza Biskupa. Święcenia biskupie, ingres do katedry, objęcie diecezji. Wszystko nowe. Jakie Ksiądz Biskup ma plany na przyszłość? Czy możemy się spodziewać w najbliższym czasie programowego listu pasterskiego?

Ks. prał. Grzegorz Kaszak: - List będzie, ale nie w najbliższym czasie. Diecezjanom przedstawiłem się w liście, który napisałem tuż po nominacji w Rzymie. Teraz to ja muszę poznać diecezję, rozejrzeć się, przekonać się, jakie są jej potrzeby, aby jak najlepiej móc zatroszczyć się o każdą duszę, bo to jest przecież zadanie biskupa. Potrzebuję po prostu czasu, żeby ułożyć program, najlepiej jak potrafię.

- Czy możemy spodziewać się zmian w zarządzaniu diecezją, w duszpasterstwie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Kościół Powszechny, jak i lokalny ma swoje prawa, w ramach których porusza się także biskup. Jedno jest pewne. Nie zamierzam zrywać z tradycją tego Kościoła. Bo mimo tego, że jego historia jest krótka, to da się ją stosunkowo łatwo zauważyć. Tworzył ją Biskup Adam ze swoimi kapłanami i osobami świeckimi. Wspólnie włożyli w to wiele trudu, często kładąc na szali swoje zdrowie. Wszystko to, co dobre, piękne i szlachetne trzeba kontynuować. Na pewno, jak każdy nowy biskup, będą starał się dodać coś od siebie, kierując się prawdziwym dobrem człowieka.

Reklama

- Co pięknego jest w tradycji sosnowieckiego Kościoła?

- Choćby seminarium duchowne. Odwiedziłem już miejsce, gdzie formują się przyszli sosnowieccy księża. Muszę powiedzieć, że byłem pełen podziwu dla tego, co tam zrobiono do tej pory i co się robi. Cieszy mnie jako biskupa, że mamy powołania. Mówi się, i jest prawdą, że ich liczba spada, ale mamy je nadal i jest za co dziękować Panu Bogu. To bardzo dobrze, że młody Kościół ma powołania kapłańskie i zakonne. Myślę, że trzeba, zgodnie z tym, co nam polecił Pan Jezus, prosić Pana żniwa, aby wyprawił robotników na swoje żniwo. Mimo tego, że tylko trochę zdążyłem poznać diecezję, już wiem, że jest w niej wielu wspaniałych, młodych ludzi, powołanych przez Boga do służby w winnicy Pańskiej. Trzeba im pomóc odkryć powołanie i w nim wytrwać.
Bogactwem Kościoła sosnowieckiego są też parafie, świątynie. Część z nich już widziałem. Inne zobaczą wkrótce. Wspaniałe kościoły, które świadczą o wierze, o pracy i zaangażowaniu księży proboszczów, wikariuszy i całego ludu Bożego.

- W dyskusjach o Kościele, szczególnie w Polsce, ścierają się dwie wizje: Kościoła ludowego, w którym akcent jest nastawiony na celebrację i Kościoła, w którym nacisk jest położony na formację. Która z tych wizji jest Księdzu Biskupowi bliższa?

Reklama

- Myślę, że to fałszywa dychotomia. I jedno, i drugie jest równie ważne. Jak w każdej sytuacji trzeba znaleźć równowagę. Polska pobożność ludowa jest piękna i trzeba ją kultywować. Przecież Jan Paweł II wyrósł właśnie z takiego Kościoła o bogatych tradycjach, pobożności ludowej i nigdy się jej nie wyparł, przeciwnie, na każdym kroku podkreślał swoje korzenie, co wcale mu nie przeszkadzało w formacji intelektualnej. Jest dowodem na to, że te dwa życiodajne nurty w Kościele - tak to nazwałbym - można i trzeba połączyć. Z jednej strony właściwe dla naszego kraju praktyki pobożnościowe, jak choćby umiłowanie modlitwy Różańcowej, pełnych emocji celebracji wielkopostnych bez zapominania o potrzebie pogłębienia wiary. Jeśli o to chodzi Sosnowiec ma szczęście, że jest położony niedaleko prężnego środowiska intelektualnego, jakie znajduje się w Krakowie. Ponadto ma własnych wybitnych księży, choćby Biskup Piotr, który ma w bagażu swoich doświadczeń studia specjalistyczne w Rzymie i Ziemi Świętej. Myślę, że powinniśmy z tego jak najwięcej korzystać.

- Z naszej rozmowy wynika, że to Jan Paweł II będzie dla Księdza Biskupa nauczycielem w jego posłudze...

- Tak, to prawda. Z woli Pana Boga prawie 19 lat temu wyjechałem do Rzymu. Najpierw jako student, później jako pracownik Rady ds. Rodziny spotykałem się wielokrotnie z Ojcem Świętym na oficjalnych spotkaniach. Wielkim zaszczytem i radością były dla mnie spotkania mniej oficjalne, choćby w papieskim refektarzu przy posiłkach. Każde z nich wywarło na mnie ogromne wrażenie i mogę powiedzieć szczerze, że ukształtowało mnie jako kapłana - sługę Kościoła. Jan Paweł II Jest dla mnie pierwszorzędnym wzorem do naśladowania. Nie tylko jako biskup, ale jako człowiek.

- Osobowość Ojca Świętego Jana Pawła II była niezmiernie bogata. Co Księdzu Biskupowi szczególnie zapadło w pamięci?

Reklama

- Najpierw jego rozmodlenie. Niemal nieustanna kontemplacja, która świadczyła jak blisko był Boga. To z tego brało się wszystko inne, co podziwialiśmy: szczerość, serdeczność, a nawet kapitalne poczucie humoru. Jana Pawła II podziwiałem również za to, że zawsze był blisko człowieka. Każdego. Pamiętam komentarze po jednej z wizyt w Białym Domu. Najpierw spotkanie z prezydentem supermocarstwa, z jego administracją, a później z pracownikami Białego Domu: sprzątaczkami, ogrodnikami, funkcjonariuszami Secret Service i zdziwienie samego prezydenta, który podkreślał, że tak samo jak uważnie słuchał jego, ale i z równie mocną uwagą wsłuchiwał się w słowa przysłowiowego „Kowalskiego”, czy za oceanem „Smitha”. To jeden z dowodów na to, że każdy był dla niego wyjątkowy. Jeszcze jeden przykład, który mocno zapamiętałem, nie wiedząc, że kiedykolwiek zostanę biskupem. Nasz Papież, mimo natłoku zajęć, sam osobiście wizytował parafie diecezji rzymskiej. Więcej, on przed tymi wizytacjami zapraszał do siebie proboszczów i wikariuszy na posiłek, żeby posłuchać o ich radościach i smutkach. Obserwowałem zachowanie Jana Pawła II z bliska i na pewno z tego bogactwa będę korzystał w mojej posłudze. Myślę, że to najlepsza droga, by podołać temu zadaniu, które Ojciec Święty Benedykt XVI mi powierzył.

- Naśladowanie Jana Pawła II w sprawowaniu posługi biskupiej oznacza zupełny brak czasu dla siebie i nieustanne bycie wśród ludzi. Dom biskupi będzie zatem dla Księdza Biskupa tylko sypialnią?

- Nie wiem czy dokładnie tak będzie, ale prawdą jest, że nasza diecezja, choć terytorialnie najmniejsza, to biorąc pod uwagę liczbę wiernych, do najmniejszych już nie należy. Zapewne nie będzie brakowało okazji do spotkań z człowiekiem, na co już się cieszę. Tej radości nauczyłem się również od Jana Pawła II. Nasz Papież miał unikalną zdolność wchodzenia w kontakt z konkretnym człowiekiem. Nawet jeżeli spotykał się z liczonymi w setkach tysięcy czy milionach rzeszami, dostrzegał w nich jednostkę, dostrzegał człowieka. Nim był zainteresowany. O niego dbał i o niego troszczył się.

- Wystarczy Księdzu Biskupowi czasu dla każdego?

Reklama

- Znowu przywołam osobę Ojca Świętego Jana Pawła II. W ciągu pontyfikatu spotkał się z naprawdę z rzeszą ludzi. Gdzie to było niemożliwe, otaczał troską człowieka, który się do niego zwrócił przez modlitwę. W jego klęczniku, w prywatnej watykańskiej kaplicy leżały stosy listów z całego świata. Za każdą kartką stał konkretny człowiek wyrażający swoje troski, żale i radości. Jan Paweł II wchodził w kontakt z każdym, który się do niego zwrócił właśnie przez modlitwę przed Panem. Jednym z elementów mojej posługi biskupiej, tak to rozumiem, będzie modlitwa. Modlitwa w intencji wszystkich diecezjan, wszystkich tych osób, które mojej pasterskiej pieczy zostały powierzone.

- Czyli kopia takiego papieskiego klęcznika znajdzie się w prywatnej kaplicy Biskupa sosnowieckiego?

- Myślałem o tym, żeby taki klęcznik, ze specjalnym miejscem na kierowane do mnie listy znalazł się w prywatnej kaplicy Biskupa sosnowieckiego. Chciałbym teraz powiedzieć o innej praktyce Jana Pawła II. Jeszcze jako metropolita krakowski miał w kaplicy specjalny stolik, na którym pisał swoje przemówienia, rozważania, przy którym pracował w bliskości tabernakulum, w bliskości Pana Jezusa. Ten niezwykły, jak na kaplicę mebel, był wyznaniem jego głębokiej wiary. Mówił wprost: „Panie Jezu, Ty jesteś tu Panem, Tobie się powierzam, bez Ciebie nic nie zdziałam”. Chciałbym, żeby i taki stolik był w kaplicy domu w Sosnowcu.

- Rozpoczyna Ksiądz Biskup swoją posługę pasterską w określonych, trudnych okolicznościach. W debacie publicznej mówi się przede wszystkim o kryzysie. Jakie to ma znaczenie dla posługi Księdza Biskupa?

Reklama

- Tak, to prawda, że dużo się mówi, wielu się martwi, a nawet rozpacza. Tym bardzo przejętym chciałbym powiedzieć: „Spójrzcie na naszą historię. Ile to już kryzysów przeżyliśmy. Najstarsi pamiętają straszliwie i jakże obfitujące w tragedie ludzką lata wojenne, młodsi tak jak ja, jeszcze nie zapomnieli czasów, kiedy na sklepowych półkach był tylko ocet. Nie mówię tego, żeby tanio pocieszać. W kryzysie bardzo często ujawnia się w ludziach to, co najszlachetniejsze. I to była recepta na trudne czasy: pomoc wzajemna, solidarność”. Mam nadzieję, liczę, będę robił co mogę, aby i teraz było podobnie. Nawet nie zawsze potrzeba heroizmu. Wystarczy tylko odrobina życzliwości, prosty gest, dobre słowo, aby pomóc drugiemu, który znajduje się w trudnej sytuacji. W biedzie trzeba okazywać więcej prawdziwej miłości do Pana Boga i do ludzi.
Kryzys jest, oczywiście, wyzwaniem dla Kościoła. Myślę, że szczególnie pomocy potrzebują bezrobotni i to na dwóch płaszczyznach: materialnej i duchowej, bo wiadomo, że praca przynosi nie tylko korzyści materialne. Jej brak zwykle rodzi negatywne skutki duchowe, w tym mniejszą odporność na pokusy świata, myślę o nałogach. My - mówię o Kościele lokalnym - musimy wyjść naprzeciw tej osoby. Chronić przed rozpaczą. Dać światło nadziei. Najpierw jednak musimy sami mieć nadzieję, żeby być w stanie pocieszyć innych. Powinna ona wynikać z mocnej wiary, że losy świata zależą od Pana Boga i jeśli będziemy przy Panu Bogu trwali, to nie mamy o co zbytnio się martwić.

- Powrócę jeszcze do sprawy kryzysu i odpowiedzi na trudne czasy, którą Kościół daje w posłudze Caritas. Mówi się coraz głośniej, że dotychczasowe formy pracy charytatywnej, choć nadal potrzebne, to jednak nie są wystarczające. Na świecie są poszukiwane nowe sposoby działania, będące odpowiedzią na nowe wyzwania. Myślę o mikrokredytach, które wdraża Kościół we Włoszech czy doradztwie ekonomicznym, modnym w USA. Czy widzi Ksiądz Biskup potrzebę podobnych działań w naszej diecezji?

Reklama

- Odpowiadając na to pytanie chciałbym powiedzieć o potrzebie docenienia bardzo, ale to bardzo, pracy Caritas. Niestety, mówię to ze smutkiem, ogrom działalności tej organizacji Kościoła katolickiego nie odbija się echem na środkach społecznego przekazu. A przecież ta praca jest odbiciem ducha solidarności w narodzie. Jeśli chodzi o nowe formy pomocowe, jak choćby wspomniane mikrokredyty, myślę, że powinni się nimi zająć ci, którzy się na tym znają. Przypomina mi się w tym miejscu postawa Matki Teresy z Kalkuty, też zachęcanej, aby korzystała z nowoczesnych instrumentów inżynierii finansowej w zarządzaniu pomocą ubogim. „Najpierw trzeba dać im jeść” - odpowiedziała prosto na te propozycje. Nowoczesne instrumenty pomocy potrzebującym zostawiłbym w gestii świeckich. Chodzi o to, aby oni w ramach swych kompetencji, oświeceni Ewangelią działali na ich rzecz. Są zresztą na świecie organizacje świeckich, które skupiając fachowców z różnych dziedzin działają w taki sposób. Możemy korzystać z tych wzorców.

- Jakie organizacje ma Ksiądz Biskup na myśli?

- Choćby Rycerzy Kolumba. Zresztą oni są już obecni w Polsce. Organizacja powstała w USA, w niełatwych czasach biedy i bezrobocia i jest dziś największym braterskim stowarzyszeniem na świecie. Założył ją ks. Michael J. McGivney. Dziś, skupiająca mężczyzn, organizacja Rycerzy Kolumba pomaga Kościołowi w prowadzeniu wielu wspaniałych dzieł na świecie, także korzystając - bo w swych szeregach mają do tego ludzi kompetentnych - z nowoczesnych instrumentów ekonomicznych.

- Czy Ksiądz Biskup zaprosi Rycerzy Kolumba do naszej diecezji?

- Uważam, że to bardzo dobra organizacja i myślę, że byłoby dobrze, aby zagościła w diecezji sosnowieckiej.

- Wszyscy przypuszczają, że to rodzina będzie jednak oczkiem w głowie Księdza Biskupa. Mają rację?

Reklama

- Tak się złożyło, że całe moje życie kapłańskie jest związane z duszpasterstwem rodzin. Jak wiadomo przez długie lata pracowałem w Papieskiej Radzie ds. Rodziny. Współpracowałem z ludźmi, którzy byli wielkimi obrońcami rodziny i życia ludzkiego. Mogłem poznać takie postacie jak bp Wilhelm Pluta, abp Kazimierz Majdański w Polsce i kard. Alfonso López Trujillo w Watykanie. Oni mnie ukształtowali. Zresztą o rodzinie bardzo wiele mówił też Jan Paweł II i za nim jestem przekonany, że jedną z najważniejszych spraw w Kościele jest duszpasterstwo rodzin.

- Zna Ksiądz Biskup sytuację rodzin w każdym niemal zakamarku świata. Jak na tej mapie wygląda sytuacja rodzin nad Wisłą?

- Z polską rodziną nie jest najgorzej, choć też nie brakuje problemów. Nie da się ukryć choćby tego, że wzrasta liczba rozwodów. Boli również każdy przypadek aborcji, tak jakby naszego kraju nie stać było, aby dzieciom - ofiarom gwałtów, czy chorym - zagwarantować godziwe warunki do życia i rozwoju. Mimo tych bolączek jestem przekonany, że polska rodzina jest światełkiem, nadzieją dla innych rodzin świata. Polska rodzina to nadal rodzina silna Bogiem. Rodzina, która wspólnie się modli. Rodzina zjednoczona. Rodzina, w której panuje miłość. Na pewno jest atakowana, bo diabeł, jak to mówi nam Pismo Święte, na pierwszym miejscu zaatakował i atakuje rodzinę. A ciosy przychodzą bardzo często ze strony ustawodawstwa, które zamiast wspierać i budować - niszczy. Destrukcyjne skutki tych zabiegów widać zazwyczaj po latach. Wtedy jednak bardzo trudno jest naprawić wyrządzone szkody. Myślę szczególnie o wytworzonej przez stanowione prawo destrukcyjnej mentalności.

- Uchwalający sprzeczne z planem Bożym prawo parlamentarzyści tłumaczą, że idą za głosem opinii publicznej.

Reklama

- Tak, bo często liczą na tanią popularność. Brakuje nam mężów stanu, którzy nie wahaliby się iść pod prąd dla dobra wspólnego. Nie zapominajmy również o grzechu pierworodnym, który spowodował w człowieku takie rozdarcie, że czyni zło, którego nie chce. Nie ma piękniejszego planu dla człowieka niż ten przygotowany przez Boga. Podążając inną drogą społeczeństwa, ludzkość godzi w samą siebie. To dlatego zadaniem Kościoła i zadaniem duszpasterstwa rodzin jest przedstawianie piękna tego planu, umacnianie każdego, tak, aby człowiek nim zachwycony nie myślał o innej drodze.

- Ale dziś głos Kościoła jest jednym ze słyszalnych na areopagu współczesności. Często nawet nie jest nawet najgłośniejszy.

- To prawda. Dziś człowiek jest bombardowany różnymi ideologiami. Narażony na większą niż w przeszłości liczbę pokus. Pamiętajmy jednak, że tam „gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”. To jest nasza nadzieja.

- Patrząc jednak na statystyki można dojść do wniosku, że my duszpasterze nie potrafimy człowieka do zdroju tej łaski doprowadzić.

- Sukcesu duszpasterskiego nie mierzą statystyki. Sukces księdza jest wtedy, kiedy wypełni wolę Boga, kiedy stanie i powie: „Panie Boże, zrobiłem wszystko co mogłem, a resztę składam w Twoje ręce”. A efekt przyjdzie. Może nie natychmiast, może niepokój zasiany w sercu odezwie się, kiedy nas już nie będzie.

- Księża diecezji sosnowieckiej będą najbliższymi współpracownikami Księdza Biskupa. Czego nowy Pasterz sosnowiecki będzie oczekiwał od swoich kapłanów?

- Przede wszystkim tego, aby byli wiernymi szafarzami łask, które Pan Jezus daje i w pełni realizowali swoje przyrzeczenia kapłańskie.

- Czego kapłani mogą się spodziewać od Księdza Biskupa?

Reklama

- Dobre pytanie. Będę starał się być otwarty dla kapłanów. Pragnę się z nimi często spotykać, wsłuchiwać się w ich problemy, przeżywać je razem z nimi. Zdaję sobie sprawę, że będę musiał podejmować decyzje niepopularne, nieraz osobiście niewygodne, ale chciałbym zapewnić, że jeżeli takie będą to zawsze dla dobra Kościoła. W winnicy Pańskiej drzewa też trzeba systematycznie przycinać, aby wydały dobre owoce. Dlatego liczę na wyrozumiałość dla podejmowanych przeze mnie niepopularnych decyzji.

- Nie uciekniemy od pytania o relacje do polityki. Jak Ksiądz Biskup wyobraża sobie współpracę z politykami lokalnymi, którzy na naszej ziemi należą do ugrupowań, które nie zawsze podzielają stanowisko Kościoła, a zdarza się, że są nawet wrogie?

- W Watykanie wielokrotnie przychodziło nam dyskutować na tematy rodziny i małżeństwa z politykami ugrupowań, które stały w różnej odległości od nauki Kościoła. Nikogo nie wykluczaliśmy z tych rozmów zgodnie z zasadą, że jeżeli polityk rzeczywiście dba o dobro wspólne, wszak taka jest jego rola, to zawsze znajdziemy z nim platformę do dyskusji. Tej zasadzie będę wierny, posługując w Kościele sosnowieckim.

- Co znaczy dla Księdza Biskupa określenie „Czerwone Zagłębie”?

- Powiem tak jak Jan Paweł II. Niech ono będzie czerwone od serca, i dodam, życzliwie bijące dla każdego. Niech w „Czerwonym Zagłębiu” każdy znajdzie godziwe warunki do życia, niech nikt nie czuje się wyizolowany czy zepchnięty na margines. Idziemy zaproponować „Czerwonemu Zagłębiu” Ewangelię, tzn. wartości, od których realizacji zależy szczęście już tu na ziemi i życie w „obfitości” po śmierci.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Hieronim - „princeps exegetarum”, czyli „książę egzegetów”

Niedziela warszawska 40/2003

„Księciem egzegetów” św. Hieronim został nazwany w jednym z dokumentów kościelnych (encyklika Benedykta XV, „Spiritus Paraclitus”). W tym samym dokumencie określa się św. Hieronima także mianem „męża szczególnie katolickiego”, „niezwykłego znawcy Bożego prawa”, „nauczyciela dobrych obyczajów”, „wielkiego doktora”, „świętego doktora” itp.

Św. Hieronim urodził się ok. roku 345, w miasteczku Strydonie położonym niedaleko dzisiejszej Lubliany, stolicy Słowenii. Pierwsze nauki pobierał w rodzinnym Strydonie, a na specjalistyczne studia z retoryki udał się do Rzymu, gdzie też, już jako dojrzewający młodzieniec, przyjął chrzest św., zrywając tym samym z nieco swobodniejszym stylem dotychczasowego życia. Następnie przez kilka lat był urzędnikiem państwowym w Trewirze, ważnym środowisku politycznym ówczesnego cesarstwa. Wrócił jednak niebawem w swoje rodzinne strony, dokładnie do Akwilei, gdzie wstąpił do tamtejszej wspólnoty kapłańskiej - choć sam jeszcze nie został kapłanem - którą kierował biskup Chromacjusz. Tam też usłyszał pewnego razu, co prawda we śnie tylko, bardzo bolesny dla niego zarzut, że ciągle jeszcze „bardziej niż chrześcijaninem jest cycermianem”, co stanowiło aluzję do nieustannego rozczytywania się w pismach autorów pogańskich, a zwłaszcza w traktatach retorycznych i mowach Cycerona. Wziąwszy sobie do serca ten bolesny wyrzut, udał się do pewnej pustelni na Bliski Wschód, dokładnie w okolice dzisiejszego Aleppo w Syrii. Tam właśnie postanowił zapoznać się dokładniej z Pismem Świętym i w tym celu rozpoczął mozolne, wiele razy porzucane i na nowo podejmowane, uczenie się języka hebrajskiego. Wtedy też, jak się wydaje, mając już lat ponad trzydzieści, przyjął święcenia kapłańskie. Ale już po kilku latach znalazł się w Konstantynopolu, gdzie miał okazję słuchać kazań Grzegorza z Nazjanzu i zapoznawać się dokładniej z pismami Orygenesa, którego wiele homilii przełożył z greki na łacinę. Na lata 380-385 przypada pobyt i bardzo ożywiona działalność Hieronima w Rzymie, gdzie prowadził coś w rodzaju duszpasterstwa środowisk inteligencko-twórczych, nawiązując przy tym bardzo serdeczne stosunki z ówczesnym papieżem Damazym, którego stał się nawet osobistym sekretarzem. To właśnie Damazy nie tylko zachęcał Hieronima do poświęcenia się całkowicie pracy nad Biblią, lecz formalnie nakazał mu poprawić starołacińskie tłumaczenie Biblii (Itala). Właśnie ze względu na tę zażyłość z papieżem ikonografia czasów późniejszych ukazuje tego uczonego męża z kapeluszem kardynalskim na głowie lub w ręku, co jest oczywistym anachronizmem, jako że godność kardynała pojawi się w Kościele dopiero około IX w. Po śmierci papieża Damazego Hieronim, uwikławszy się w różne spory z duchowieństwem rzymskim, był zmuszony opuścić Wieczne Miasto. Niektórzy bibliografowie świętego uważają, że u podstaw tych konfliktów znajdowały się niezrealizowane nadzieje Hieronima, że zostanie następcą papieża Damazego. Rzekomo rozczarowany i rozgoryczony Hieronim postanowił opuścić Rzym raz na zawsze. Udał się do Ziemi Świętej, dokładnie w okolice Betlejem, gdzie pozostał do końca swego, pełnego umartwień życia. Jest zazwyczaj pokazywany na obrazkach z wielkim kamieniem, którym uderza się w piersi - oddając się już wyłącznie pracy nad tłumaczeniem i wyjaśnianiem Pisma Świętego, choć na ten czas przypada również powstanie wielu jego pism polemicznych, zwalczających błędy Orygenesa i Pelagiusza. Zwolennicy tego ostatniego zagrażali nawet życiu Hieronima, napadając na miejsce jego zamieszkania, skąd jednak udało mu się zbiec we właściwym czasie. Mimo iż w Ziemi Świętej prowadził Hieronim życie na wpół pustelnicze, to jednak jego głos dawał się słyszeć od czasu do czasu aż na zachodnich krańcach Europy. Jeden z ówczesnych Ojców Kościoła powiedział nawet: „Cały zachód czeka na głowę mnicha z Betlejem, jak suche runo na rosę niebieską” (Paweł Orozjusz). Mamy więc do czynienia z życiem niezwykle bogatym, a dla Kościoła szczególnie pożytecznym właśnie przez prace nad Pismem Świętym. Hieronimowe tłumaczenia Biblii, zwane inaczej Wulgatą, zyskało sobie tak powszechne uznanie, że Sobór Trydencki uznał je za urzędowy tekst Pisma Świętego całego Kościoła. I tak było aż do czasu Soboru Watykańskiego II, który zezwolił na posługiwanie się, zwłaszcza w liturgii, narodowo-nowożytnymi przekładami Pisma Świętego. Proces poprawiania Wulgaty, zapoczątkowany jeszcze na polecenie papieża Piusa X, zakończono pod koniec ubiegłego stulecia. Owocem tych żmudnych prac, prowadzonych głównie przez benedyktynów z opactwa św. Hieronima w Rzymie, jest tak zwana Neo-Wulgata. W dokumentach papieskich, tych, które są jeszcze redagowane po łacinie, Pismo Święte cytuje się właśnie według tłumaczenia Neo-Wulgaty. Jako człowiek odznaczał się Hieronim temperamentem żywym, żeby nie powiedzieć cholerycznym. Jego wypowiedzi, nawet w dyskusjach z przyjaciółmi, były gwałtowne i bardzo niewybredne w słownictwie, którym się posługiwał. Istnieje nawet, nie wiadomo czy do końca historyczna, opowieść o tym, że papież Aleksander III, zapoznając się dokładnie z historią życia i działalnością pisarską Hieronima, poczuł się tą gwałtownością jego charakteru aż zgorszony i postanowił usunąć go z katalogu mężów uważanych za świętych. Rzekomo miały Hieronima uratować przekazy dotyczące umartwionego stylu jego życia, a zwłaszcza ów wspomniany już kamień. Podobno Papież wypowiedział wówczas wielce znaczące zdanie: „Ne lapis iste!” (żeby nie ten kamień). Nie należy Hieronim jednak do szczególnie popularnych świętych. W Rzymie są tylko dwa kościoły pod jego wezwaniem. „W Polsce - pisze ks. W. Zaleski, nasz biograf świętych Pańskich - imię Hieronim należy do rzadziej spotykanych. Nie ma też w Polsce kościołów ani kaplic wystawionych ku swojej czci”. To ostatnie zdanie wymaga już jednak korekty. Od roku 2002 w diecezji warszawsko-praskiej istnieje parafia pod wezwaniem św. Hieronima.
CZYTAJ DALEJ

Fundament, bezpieczeństwo, prawda – o roli lekcji religii w systemie edukacji

2025-09-30 07:45

[ TEMATY ]

religia w szkole

Bożena Sztajner/Niedziela

Sytuacja, w której jesteśmy, generuje wiele pytań o to, jaką rolę ma odgrywać katecheza szkolna, jaki jest cel jej obecności w szkole - wskazał w rozmowie z Polskifr.fr ks. kanonik Marcin Klotz, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Dzieci i Młodzieży Archidiecezji Warszawskiej. W dniach 26-28 września w Rzymie odbył się Jubileusz Katechetów, co szczególnie skłania do podejmowania kolejnych refleksji.

Archidiecezja Warszawska, mimo trudności, stara się odpowiadać na wyzwania stojące przed nauczaniem lekcji religii. Niektórzy katecheci zdecydowali się podjąć nauczania edukacji seksualnej, co ks. Marcin Klotz ocenił jako szansę dla tego przedmiotu, choć jest to wielka odpowiedzialność i trudny temat.
CZYTAJ DALEJ

Zapowiedź jubileuszu 700-lecia wschowskiej fary

2025-09-30 18:32

[ TEMATY ]

Konferencja naukowa

Wschowska fara

Karolina Krasowska

Zamek Królewski we Wschowie, prof. Andrzej Legendziewicz z Politechniki Wrocławskiej opowiada o architekturze wschowskiej fary

Zamek Królewski we Wschowie, prof. Andrzej Legendziewicz z Politechniki Wrocławskiej opowiada o architekturze wschowskiej fary

Na Zamku Królewskim we Wschowie odbyła się dwudniowa konferencja zapowiadająca przyszłoroczny jubileusz 700-lecia wschowskiej fary pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika.

„Siedem wieków wschowskiej fary. Dzieje – ludzie – sztuka” - tak brzmiała pełna nazwa konferencji, która odbyła się 29 i 30 września na Zamku Królewskim we Wschowie. Konferencja została zorganizowana przez parafię pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika we Wschowie oraz Stowarzyszenie Czas A.R.T.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję