Reklama

Wielkie „żniwo”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przed nami kolejny Tydzień Modlitw o Powołania w Kościele, „Żniwo wielkie, robotników mało”. Jak każdego roku Kościół będzie się modlił o nowych robotników w czasie, gdy maturzyści decydują o swojej drodze życia. Niektórzy z nich są też powołani do służby Bogu. Powołanie to dar Boży, to dowód Chrystusowej przyjaźni i zaufania. Nie można go kupić ani wymusić. To Chrystus, w znany sobie sposób, zasygnalizuje młodemu człowiekowi, że go powołuje. Dość łatwo rozpoznać prawdziwe powołanie. Rozpoznają to rodzice, koledzy i ci, którzy zostali nim obdarowani. Dziś, kiedy dla wielu rodziców liczy się tylko pieniądz, kariera - czasem za wszelką cenę, powołanie do służby Bożej nie będzie atrakcją. Wolą, aby ich dzieci zostały lekarzami, inżynierami albo bankowcami. Służba w kapłaństwie albo w zakonie nie daje spodziewanych korzyści materialnych, stąd też za wszelką cenę starają się młodym wybić z głowy powołanie. O wiele lepiej sytuacja wygląda w rodzinach religijnych i praktykujących. Tam opór przed kapłaństwem nie istnieje lub jest bardzo słaby. Najtrudniej jest zrealizować swoje powołanie w środowiskach obojętnych religijnie lub zimnych.
Bywa też sytuacja odwrotna. To matka albo babcia, osoby bardzo pobożne, chciałyby widzieć swego syna w seminarium lub córkę w zakonie. Zdarzają się jeszcze dziś wypadki takiego moralnego przymusu i wmawiania synowi, że powinien być kapłanem. Dla świętego spokoju chłopiec ulega, ale najczęściej nie ukończy seminarium. Znam przypadek, kiedy młody człowiek, nazwijmy go Tomek, robił wszystko, co mógł, aby go wyrzucono z seminarium. Oblał prawie wszystkie egzaminy i oczywiście z tego powodu musiał seminarium opuścić. Rodzice poczuli się zawiedzeni i obrażeni. Wyrzekli się własnego syna, zakazując mu wstępu do rodzinnego domu na wiele lat.
Takie postawy są naganne, ponieważ sprzeciwiają się woli Bożej, a jednocześnie wyrządzają ogromną krzywdę młodym ludziom. Tomek sporo wycierpiał, tułał się i czasem cierpiał głód. Dobrzy ludzie pomogli mu, dostał pracę, ożenił się, ale bolesne doświadczenia spowodowały chorobę serca i zawał w dość młodym wieku.
Jako ludzie wierzący musimy zadbać, aby w naszych parafiach byli dobrzy kapłani i aby ich nie brakowało. Nie będzie dobrych kapłanów jeśli nie będzie dobrych religijnych rodzin, jeśli nie będziemy się modlić i wspierać powołań.
Prawdziwych powołań jest bardzo wiele, ale nie wszystkie są realizowane. Czasem zgasi je rodzina, czasem chciwość, a czasem po prostu brak odwagi, bo dziś świat nie lubi kapłanów.
Rodzina Leśniaków uchodziła za dość zamożną, mieli sporo dobrej ziemi, dobry sprzęt rolniczy i ładne zabudowania. Od wczesnego poranka do nocy rodzice, dwaj synowie, córka i babcia byli zawsze zapracowani. Nikt nie widział ich przy kiosku z piwem lub na plotkach. Sąsiedzi trochę zazdrościli im dostatku, ale sami nie wstawali razem ze słońcem i nie chcieli tak wytrwale pracować jak Leśniakowie. Gospodarstwo rolne rodzice przygotowywali dla synów, a córkę Wandzię postanowili nauczyć jakiegoś zawodu i wydać dobrze za mąż. Ponieważ dziewczyna miała zacięcie do szycia, posłali ją do szkoły krawieckiej znajdującej się w mieście powiatowym. Po ukończeniu tej szkoły Wandzia stała się sławną na całą okolicę krawcową. Dobra krawcowa w czasach, gdy nie można było niczego kupić w sklepach, to wielki skarb. Cała okolica zjeżdżała do Wandzi z prośbą o uszycie tego czy owego. W kolejce trzeba było czekać czasem kilka miesięcy, bo jedna skromna dziewczyna nie mogła sobie poradzić z tyloma zamówieniami.
Pod koniec kwietnia w katedrze lubelskiej miał przyjąć święcenia diakonatu alumn Ryszard, blisko spokrewniony z rodziną Leśniaków, którą oczywiście zaproszono na tę uroczystość. Przyjechali wszyscy i pierwsze kroki skierowali do katedry, a potem zaprowadzono ich na skromny posiłek do seminarium duchownego. Wszyscy składali życzenia nowo wyświęconemu diakonowi i zostawiali upominki. Najbardziej jednak cieszyła się Wandzia, która w tajemnicy przed rodziną podsyłała kuzynowi do seminarium trochę grosza. Na tej uroczystości spotkała po raz pierwszy siostry zakonne bezhabitowe, prowadzące seminaryjną stołówkę. Praca skromnych, cichych i nikomu nienarzucających się sióstr zainteresowała młodą krawcową do tego stopnia, że postanowiła nawiązać z nimi bliższy kontakt. Rodzice Wandzi byli tym trochę zaniepokojeni, ale kiedy zmarł ojciec dziewczyny, sprawa jakby ucichła. Wandzia jednak nie przestała myśleć o znajomych siostrach, zrozumiała, że nie jest to zwykłe zainteresowanie, ale wola Boża i jej życiowa droga. Bracia już pozakładali rodziny, wbrew intencjom ojca żaden nie został na gospodarstwie, została tylko Wandzia i jej matka. Pewnego dnia dziewczyna oznajmiła, że ma zamiar wstąpić do zakonu. I wtedy się zaczęło. Matka zachowywała się jak szalona, na przemian albo prosiła, albo przeklinała, groziła też, że się powiesi. Bracia, chociaż nieczęsto odwiedzali dom rodzinny, teraz jak sępy znęcali się nad siostrą, próbując ją zniechęcić i ośmieszyć. Wandzia jednak już zdecydowała. Pojechała do sióstr, aby załatwić wszystkie sprawy, umówiła się na konkretny dzień do nowicjatu. Gdy wróciła do domu po swoje rzeczy potrzebne do klasztoru, zastała tam karetkę pogotowia i milicję. Okazało się, że groźby matki nie były gołosłowne, właśnie ledwo ją odratowano. Próbowała pozbawić się życia.
Wobec takiej postawy dziewczyna musiała zrezygnować ze swoich planów i realizacji powołania. Została przy matce, ale każdy dzień stawał się dla niej coraz cięższy, nie widziała siebie w roli żony i matki, nie chciała tak żyć. Niegdyś wesoła, roztańczona i pracowita dziewczyna, stawała się, jak mówiono w wiosce, „słupem soli”. Unikała ludzi, nie przyjmowała szycia, całymi godzinami trwała w bezruchu, patrząc w okno. Namówiono ją na leczenie, przez pewien czas była w szpitalu psychiatrycznym. Leki nie przynosiły żadnej poprawy, ale powodowały jeszcze większe otępienie. Gdy podczas jakiejś uroczystości na cmentarzu zobaczyła zakonnicę, zaczęła głośno płakać.
Dopiero na łożu śmierci matka przyznała, że zmarnowała życie swojej ukochanej córki, sprzeciwiając się woli Bożej i powołaniu. Bardzo zranioną dziewczyną zaopiekował się starszy brat, który ją najbardziej rozumiał i wiedział, że nie jest ona psychicznie chora. Lekarze także twierdzili, że to jej dusza jest chora, a na tę chorobę nie ma lekarstwa. Żyła jakby w innym wymiarze i w świecie, do którego nikt nie ma dostępu.
Opisane historie są prawdziwe, zostały tylko zmienione imiona i nazwiska.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

#PodcastUmajony (odcinek 8.): Wszystko moje

2024-05-07 20:53

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat.prasowy

Co zrobił Jan, kiedy Jezus dał mu Maryję za matkę? Czy naprawdę po prostu „wziął Ją do siebie”? I co to właściwie oznacza dla nas samych? Zapraszamy na ósmy odcinek „Podcastu umajonego” ks. Tomasza Podlewskiego o tym, że Maryi wcale nie zaprasza się tylko do domu.

ZOBACZ CAŁY #PODCASTUMAJONY

CZYTAJ DALEJ

Świadomość, że Jezus mnie zna, jest pocieszająca

2024-04-15 14:16

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 10, 11-16.

Środa, 8 maja. Uroczystość św. Stanisława, biskupa i męczennika, Głównego Patrona Polski

CZYTAJ DALEJ

Rada Stała KEP przypomina stanowisko Kościoła nt. godności każdej istoty ludzkiej

2024-05-08 16:49

[ TEMATY ]

KEP

godność

Adobe.Stock

W związku z narastającą w przestrzeni publicznej i działaniach rządu presją dotyczącą zmiany prawnej ochrony życia ludzkiego w kierunku legalizacji zabijania dzieci w łonie matek, pragniemy przypomnieć jednoznaczne i niezmienne stanowisko Kościoła w tej kwestii - napisali członkowie Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski w Stanowisku w sprawie prawnej ochrony ludzkiego życia.

Członkowie Rady Stałej KEP przypominają punkt 47. Deklaracji Dykasterii Nauki Wiary Dignitas infinita o godności człowieka. „Kościół nie przestaje przypominać, że «godność każdej istoty ludzkiej ma charakter istotowy i obowiązuje od chwili poczęcia do naturalnej śmierci. Uznanie tej godności jest niezbywalnym warunkiem wstępnym ochrony egzystencji osobistej i społecznej, a także niezbędnym warunkiem tego, by braterstwo i przyjaźń społeczna mogły się urzeczywistniać między wszystkimi narodami na ziemi». Opierając się na tej nienaruszalnej wartości ludzkiego życia, magisterium Kościoła zawsze wypowiadało się przeciwko aborcji” - czytamy w Deklaracji.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję