Reklama

Boso po Kaplicy Sykstyńskiej

Kupiła sobie trzy pary białych pantofli… Miały jej towarzyszyć w zmianie stanu cywilnego. Jak to dobrze, że jeszcze nie wymarzyła sobie ślubnej sukienki, chociaż miała kilka oryginalnych pomysłów, które pozostały jednak tylko szkicami w jej głowie. Teraz nie potrzebuje białych butów, a projekt sukni ślubnej nie ujrzy formy uszytej z odpowiedniego materiału, bo tak naprawdę nic nie wyszło ze ślubu, który miał się odbyć 27 września 2008 r.

Niedziela sosnowiecka 20/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Liczba 27 okazała się niezbyt szczęśliwą, choć oboje mięli po 27 lat, a wrzesień 27 był datą, kiedy to rodzice podawali ją do chrztu w 1981 r. „Cóż za zbiegi okoliczności” - stwierdziła jej najbliższa przyjaciółka Marta, która nie przepadała za byłym narzeczonym Estery - Jankiem.

Brawa za odwagę

Estera była osobą, która nie liczyła się nigdy ze zdaniem innych. Jeśli chodziło o sprawy sercowe, to słuchała rad, owszem, ale i tak robiła swoje. Nie potrafiła wypracować sobie zdrowych relacji w związku. Zbyt mocno kochała Janka. Być może nawet na zbyt wiele mu pozwalała. Teraz już wie, że to był związek toksyczny, który i tak nie miałby racji bytu. Przykre przeżycia sprawiły, że nastąpił „koniec miłości, która miała trwać po grób”. „Właściwie podziwiam cię, Estero - mówi jej stary przyjaciel Michał. - Miałaś wszystko zaplanowane: wynajętą restaurację, zarezerwowany zespół, fotografa i potrafiłaś się wyzwolić z takiego stereotypowego przekonania, że za mąż pójść trzeba… Brawa za odwagę! W dzisiejszym czasie, gdzie każdy stawia na swoje dobro i chce się wywiązać z ciążącym na nim piętnie zamążpójścia, a później tego żałuje i się rozwodzi”.
„Tak naprawdę to ona zdecydowała, że to już koniec” - stwierdza jej przyjaciółka Marta.
„Nasz związek z uczucia, które nas łączyło uczynił nie świątynię, ale więzienie, klatkę z której należy jak najszybciej uciekać” - potwierdziła Estera. Brak szacunku, zrozumienia, wspólnej pasji i zainteresowań to były sprawy, które zamiast łączyć - bardzo dzieliły. A właściwie tak naprawdę odkryła, że nie tego oczekuje, gdy dostała potężnym ciosem w twarz tak, że zalała się krwią i do dzisiejszego dnia nosi niewielką szramę na ustach. Wybaczyła mu kolejny raz, bo tak pięknie znowu ją przeprosił, ale w końcu włączyła proces zwany myśleniem, zaczęła dostrzegać coraz większe wady swojego ukochanego, który myślał, że może wszystko, a ona i tak mu wybaczy, bo go kocha. Zaczęła się go obawiać, szczególnie kiedy był lekko zawirowany, wypijając coraz to większe ilości piwa. Wiedziała, że jej narzeczony coraz bardziej uzależnia się od alkoholu. Jej przyszłość byłaby wieczną służbą panu i władcy, o każdej porze dnia. Zgodnie z nabytymi przyzwyczajeniami: jajecznica i kubek kakao o północy, nieuzasadnione wymagania dotyczące podjęcia pracy: niewystarczająca płaca, nieodpowiednia pora wstawania i jeszcze stwierdzenie mamy, że mu da jeść.
„Kto by musiał nosić spodnie w tym domu, droga Estero?” - patrzę na smutną twarz Estery. „Twój narzeczony rozpoczynał tyle szkół wyższych, że można by rzec, iż jest to wieczny student” - przytakiwała Marta.
Właściwie Estera kończąc swoje studia rozpoczynała z nim studia, uczęszczając na informatykę, administrację, a na zakończenie jeszcze ekonomia. Bez wykształcenia, wymagania gigantycznych rozmiarów. Odeszła po raz drugi i ostatni zostawiając mu pierścionek z brylantem, zamknęła drzwi z drugiej strony. Drzwi, które były tylko iluzją wspólnego życia pod jednym dachem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Życie weryfikuje wszystko

I nie ulega wątpliwości, że życie zaskakuje nas w najmniej spodziewanym momencie. Czasami nam się wydaje, że jesteśmy na wszystko przygotowani i wiemy, czego chcemy i staramy się odgadywać to, czego oczekują od nas najbliżsi.
Estera myślała odważnie. Bez skrępowania nauczyła się wypowiadać swoje sądy. Wiedziała, że ma do tego święte prawo. A to, co ją spotkało potraktowała jak wielką nauczkę i źródło doświadczenia, z którego nie wiedzieć czemu czerpała całymi garściami. Jednak należy się spodziewać, że to, co niesie nam następny dzień może nas zaskoczyć. Dla Estery to miała być ucieczka, taka chwilowa zmiana i przygoda, oderwanie się od tego, co ją spotkało w niedalekiej przeszłości. Za namową kilku znajomych zdecydowała się wyjechać na pielgrzymkę do Włoch, gdzie miała odetchnąć po tym, co się stało i nabrać sił na przyszłość czerpiąc z duchowego bogactwa Wiecznego Miasta największe wartości.

Reklama

Florencja, Rzym i Watykan

Włochy - piękny kraj, inni ludzie, odmienna kultura, monstrualne budowle, które pozwalają nam oddychać historią ludzkości. Niezwykłe miasta - Wenecja, Florencja, Rzym, Watykan. Niewyobrażalny tłok turystów, skwar słońca i wyścig szczurów, podążających za przewodnikiem, aby w krótkim czasie ogarnąć jak najwięcej. Wraz z pielgrzymami przejechała Austrię do Włoch. Estera drzemała na kolanach koleżanki z pracy, jednak co jakiś czas kontrolowała sytuację spoglądając za okno… Podróż trwała długo i jak na czerwcową porę była bardzo męcząca, mimo że klimatyzacja w autokarze działała bez zarzutu. W godzinach porannych dojechali do lagunowego miasta. „Wenecja zrobiła na mnie duże wrażenie - mówi Marta. - Podobnie jak na Esterze, która była nieco zamyślona i trochę zagubiona. Zauważyłam to nie tylko ja, ale i inni uczestnicy naszej wycieczki. Na jednej z wąskich uliczek mało nie weszła na olbrzymi kosz na śmieci. A przy postoju na pl. św. Marka mało brakowało, aby nie poszła w drugą stronę, z inną wycieczką. Na szczęście chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę naszej trasy zwiedzania” - opowiada Marta. Był straszny skwar, gołębie na placu siadały drapieżnie na rękę, wyrywając śniadanie. Żartowałyśmy, że są takie same jak Włosi - natarczywi i nachalni”. W labiryncie ciasnych uliczek, docierali do dalszych punktów programu, zwiedzając bazylikę św. Marka, spacerując w okolicach mostu Rialto. Zadziwiająca architektura weneckiego miasta, niepowtarzalne tarasy na dachach domów, mosty i zero komunikacji, która funkcjonuje w innych miastach.
Estera zaczęła odczuwać skutki ostrego powitania - słońca. Przetrwała drogę do hotelu, który był prowadzony w Rimini przez rodaczkę Ewę. Tu spędziła przyjemne chwile nad Adriatykiem ciesząc się smakami włoskiej kuchni, zbierając muszle i goszcząc się w jakże lubianych przeze nią wodach ciepłego morza.
Florencja wydawała jej się jeszcze bardziej atrakcyjna, a Estera z każdym dniem stawała na nogach. „Choć, jeśli chodzi o nią, to różnie z nią bywa, czasami mam wrażenie, że peszy ludzi, często i tą szczerością powala na kolana. Odnoszę wrażenie, że pewności siebie Estera nabyła już po rozstaniu z Jankiem, chyba jednak ten toksyczny związek na coś się przydał - stwierdza Marta. - Zawsze są dwie strony medalu”. Po obiadokolacji miała chwilę na odpoczynek, oczywiście, po uprzednim zakwaterowaniu się w nowym hotelu.

Reklama

Niespełnione marzenie

Estera nie mogła się doczekać wizyty przy grobie Ojca Świętego Jana Pawła II. Tymczasem w tłoku ludzi, zaginęły dwie uczestniczki pielgrzymki, jednak dzięki temu, że Estera przypomniała sobie, iż ma numer telefonu do jednej z dziewczyn, znalezienie ich w tym tłumie stało się możliwe. Mimo tego zrobiło się dość nerwowo. W pewnym momencie Estera poczuła, jakby ktoś podcinał jej nogi. Zrobiło się jej czarno przed oczami. Jej ciągle uśmiechnięta buźka zaczęła przybierać postać posągowo poważną. Przerażała jej powaga. Chyba nie było z nią dobrze. Jej przyjaciółka podbiegła do przewodniczki, szybko przyprowadziła ją blisko wiatraka i uchylonego okna. Usiadła. Zrobiło się lekkie zamieszanie. Aparat, który obsługiwała Estera trafił do rąk Bartka. Usłyszałam z jej ust: „Bartuś zrób kilka fotek, bo ja nie mam do tego głowy”. Bartek zabrał aparat i podążył powoli za wycieczką.
Wśród wycieczkowiczów znalazła się położna, która bardzo szybko zareagowała. Obmyła jej twarz wodą, podała krople dźwigające ciśnienie, bo Estera zawsze skarżyła się na to, że ma niskie ciśnienie. Pielęgniarka stwierdziła, że aby przywrócić lepsze krążenie krwi należy zdjąć buty i chodzić boso - pobudzić receptory czucia do działania. Estera zdjęła japonki i stwierdziła, że powoli ruszy dalej. Jednak krocząc Kaplicą Sykstyńską boso, mijając dziwnie patrzących się na nią ludzi, poczuła nagle napływ gorącego powietrza. Zaczęła lecieć z nóg. Wtedy jej najbliżsi zdali sobie sprawę, że to już nie przelewki, ale coś poważnego. Jednak pilot wycieczki zbagatelizowała sprawę. Podjęła decyzję, żeby zostawić ją samą, gdzieś przy wyjściu na świeżym powietrzu. Estera nie mówiła za wiele. Czuła się chyba fatalnie, bo to nie było jej naturalne zachowanie. Marta, jej przyjaciółka postanowiła, że będzie jej towarzyszyć. „Nie można zostawiać kogoś, kto ma problemy, w dodatku w obcym kraju i przy braku znajomości języka” - pomyślała. Wyszły na świeże powietrze. Ludzie patrzyli na nie dziwnie, bo Estera w dalszym ciągu kroczyła boso, w rękach trzymając swoje sandałki. „Jednak z tym wyjściem na powietrze to chyba nie był najlepszy pomysł” - stwierdziła Marta, gdy Estera zaczęła mówić, że chyba dłużej już nie wytrzyma i żeby dzwoniła po lekarza.
Zaczęło się straszne zamieszanie. Podchodzili do nich obcokrajowcy proponując wodę, której Estera już sporo wypiła. Marta poczuła się bezradna. Za jakieś 10 min. dotarła do nich pilotka bez lekarza. W Esterze wzmogła się agresja. Zaczęła na nią krzyczeć: „Gdzie ma pani lekarza, strasznie się czuję!”.
Za 15 min. przyjechało pogotowie. Zabrało ją do szpitala. Marta była rozżalona i przerażona. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Estera zostawiła jej swoje rzeczy i powiedziała: „Ja już chyba nie wrócę. Powiedz rodzicom i mojemu rodzeństwu, że bardzo ich kocham”. Zdębiała, a jej oczy były mokre od łez. Na Martę napadł tłum pielgrzymki, który wypytywał: Co się dzieje? Co z nią? Gdzie ją zabrali?….
Dziewczyna jednak nie potrafiła wyksztusić nawet pół słowa. Widzieli jej oczy i to wystarczyło…

Ubogacona …

„Tak żałuję, że nie byłam na grobie Ojca Świętego Jana Pawła II. Tak tego pragnęłam, jak niczego innego na tej pielgrzymce” - powiedziała Estera. „To nic - odpowiedziała Marta. - Wrzuciłaś przecież grosik do Fontanny di Trevi. To znak, że tutaj wrócisz i przy grobie Ojca Świętego Jana Pawła II będziesz dwa razy dłużej”.
„I myślisz, że ten grosik wystarczy, aby tam wrócić?” - zapytała z przekąsem Estera. „Nie martw się. Myślę, że jeśli czegoś tak bardzo się pragnie, to się w najbliższej przyszłości spełnia” - stwierdziła Marta. „Ja wtedy tak pragnęłam żyć…” - zamyśliła się Estera. „I widzisz jesteś cała - Marta pragnęła przerwać tę zadumę. - Trzeba chcieć tego, czego się pragnie tak mocno, jak jest się spragnionym życia, wtedy wszystko jest możliwe”.
Z ich oczu polały się łzy. Kobiety mają już taką naturę, a płacz rzeczywiście oczyszcza duszę.
Estera wyjechała z Włoch ubogacona o dwie rzeczy, z którymi się nie rozstaje. Są to: podróżny różaniec, który dodaje jej wiary w każdej niepewnej chwili i który nosi zawsze przy sobie oraz doświadczenie, które sprawia, że już trochę wie, jak czuje się człowiek, który odchodzi… i to ponoć nie boli, tylko odczuwa się smutek, że ten czas tak szybko nastał.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jak wybiera się nowego biskupa? - wywiad z kard. Grzegorzem Rysiem

2024-04-15 20:11

[ TEMATY ]

biskupi

Karol Porwich/Niedziela

O procedurze wyboru nowego biskupa, przymiotach kandydatów do tego urzędu w Kościele, czym jest terno, sekret papieski, oraz ile trwa procedura wyboru – na te i podobne pytania odpowiada kard. Grzegorz Ryś – metropolita łódzki, członek dykasterii ds. biskupów w wywiadzie udzielonym portalowi Archidiecezji Łódzkiej.

Kto może zostać biskupem?

CZYTAJ DALEJ

Debata ekspercka pt. Jak wzmocnić kształt dialogu w Polsce?

2024-04-15 18:42

[ TEMATY ]

spotkanie

Material prasowy

Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana” oraz Instytut Katolickiej Nauki Społecznej serdecznie zapraszają na debatę ekspercką pt.: Jak wzmocnić kształt dialogu w Polsce?

Spotkanie odbędzie się 16 kwietnia 2024 r. o godz. 18.00
w The Ludwik Times, przy ul. Wspólnej 25 w Warszawie.

CZYTAJ DALEJ

Bp Michał Janocha: średniowieczne katedry budowano długo i na długo - na wieczność

Średniowieczne katedry budowano długo i na długo - na wieczność. Były zbiorowym dziełem kilku pokoleń i wszystkich stanów; wyrazem idei, która łączy – mówi PAP ksiądz biskup Michał Janocha, przewodniczący Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Konferencji Episkopatu Polski.

PAP: Minęło 5 lat od pożaru katedry Notre Dame, który był niewątpliwym wstrząsem dla Europy. Niebawem znów będzie można ją zwiedzać po odbudowie. Jak wspomina ksiądz biskup swoją pierwszą wizytę w tej świątyni?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję