Znany pianista dzielił się swoim spostrzeżeniem: „Gdy nie ćwiczę przez jeden dzień, zauważam to tylko ja sam. Gdy nie ćwiczę przez dwa dni, słyszą to moi przyjaciele. Gdy nie ćwiczę przez trzy dni, usłyszy cała widownia”. Podobne prawo można zaobserwować w życiu duchowym. Gdy nie modlisz się jeden dzień, zauważy to Pan Bóg. Gdy nie modlisz sie dwa dni, to sam odczujesz brak. Lecz gdy nie modlisz sie trzy dni, zmianę zauważą ludzie z twojego otoczenia. Z modlitwą jest jak z grą na instrumencie - aby osiągnąć sukces, potrzeba wytrwałości i wierności.
Każdy jednak, kto stara się być wierny i wytrwały w modlitwie, wcześniej czy później doświadczy na niej rozproszeń. Pojawią sie one w postaci różnego rodzaju myśli czy wyobrażeń, które skutecznie odciagają modlącego się od Boga i Jego planu, zwracając uwagę ku sprawom przyziemnym. Co wtedy robić?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie można ich ignorować, uznać za naturalny element modlitwy z którym trzeba sie pogodzić. Różni mistrzowie życia duchowego wskazują na konkretne sposoby radzenia sobie z rozproszeniami.
Zatrzymać pociąg
Reklama
Po pierwsze, aby spotkać Boga na modlitwie i nie ulegać rozproszeniom, należy zwolnić tempo. Jeżeli nasze życie przypomina pociąg jadący z ogromną prędkością, to nie ma co się łudzić, że na czas modlitwy uda się nam wyhamować. Trzeba stopniowo zwalniać, a wtedy modlitwa będzie prawdziwym „przystankiem”. Branie na siebie mniejszej ilości obowiązków, walka o czas na odpoczynek i regularny sen - wszystko to ma pozytywny wpływ na naszą modlitwę.
Po drugie, pomocne w walce z rozproszeniami może być rozwijanie w sobie pragnienia modlitwy. Jeżeli modlitwa jest wyczekiwanym czasem spotkania z Przyjacielem, czasem, za którym tęsknimy, to rozproszenia łatwo nam tego czasu nie zniweczą. Pomocne może być ponadto odprawianie dłuższej modlitwy myślnej rano, zanim jeszcze pochłonie nas wir zajęć. Przed modlitwą dobrze jest dać sobie chwilę na wyciszenie się. Ważne jest wejście w odpowiedni nastrój przez wybór właściwego miejsca oraz przyjęcie odpowiedniej postawy ciała. Modlitwa nie może być zbyt krótka, aby nie trzeba było jej kończyć, zanim jeszcze zdążymy się wyciszyć. Nie może być również zbyt długa, bo wtedy rozproszenia w naturalny sposób bedą dominować. Można rownież sam przedmiot rozproszeń (nasze plany, marzenia i lęki) uczynić przedmiotem modlitwy.
Warto wiedzieć, że rozproszenia na modlitwie mogą nam wiele powiedzieć o nas samych. Zwrócenie uwagi na to, co jest przedmiotem naszych rozproszeń, może poprowadzić do odkrycia prawdy o nieuporządkowanej hierarchii wartości w życiu. Dobrze, jeśli takie odkrycie zaowocuje autentycznym nawróceniem.
Pokazać plecy
Ważne jest jednak to, aby nie dopuścić do sytuacji, w której rozproszenia staną sie przyczyną zniechęcenia i rezygnacji. Zwycięska walka z nimi jest możliwa. Nie warto jednak podejmować jej bezpośrednio. Jeśli walczymy z rozproszeniami „biorąc się z nimi za bary”, „przepędzając je na cztery wiatry”, czerpiąc z walki jakąś satysfakcję, to w efekcie ulegamy kolejnym rozproszeniom. Z rozproszeniami walczy się mówiąc im po prostu „NIE”. Trzeba je traktować jak wroga, którego pokonuje się odwracając się do niego plecami, a zwracając się w kierunku Boga.
Niektórzy, mówiąc o rozproszeniach posługują się obrazami. Z rozproszeniami jest więc jak z narzeczonym, któremu w drodze na spotkanie z ukochaną zepsuł się samochód. Wysiądzie, naprawi, dojedzie trochę spóźniony i nic wielkiego się nie stanie. Gorzej, jeśli ta sytuacja tak go rozstroi, że zamiast szybko naprawić wóz, zrezygnuje z odwiedzin. Rozproszenia trzeba traktować jak kociaki biegające po mieszkaniu. Spokojnie i z cierpliwością pozbierać, i zanieść w ustalone miejsce, gdzie jest źródło ciepła. Tak potraktowane - na pewno tam pozostaną.