„Panie Jezu, pragnę coraz bardziej upodabniać się do Ciebie. Chcę zmienić moje serce, ale także i wygląd zewnętrzny. Spraw, proszę, aby sutanna, którą niebawem przywdzieję, była zewnętrznym znakiem przynależności do Ciebie, wyrazem usilnego starania się o wewnętrzną przemianę. Daj mi łaskę pokochania stroju duchownego, abym nosił go z godnością i pokorą i był dla innych znakiem Twojej obecności. A kiedy strój ten stanie się dla innych powodem drwin i cierpienia, daj mi łaskę mężnego zniesienia doznanych upokorzeń dla większej Twej chwały. Amen”. Taką bardzo mądrą modlitwę wznieśli klerycy AD 2012 przed swoimi obłóczynami i umieścili ją na zaproszeniach na tę uroczystość. Zawarli w niej właściwie wszystko, ale daje ona asumpt do pewnej historycznej refleksji. Trzydzieści pięć lat temu, kiedy moje pokolenie przyjmowało strój duchowny, myślało się wówczas o wszystkim, tylko nie o drwinach i cierpieniu. Sutanna wtedy, czy habit, wyzwalały zaufanie, były oznaką wierności pewnym ustalonym wartościom, służącym Kościołowi, Ojczyźnie i Ewangelii. Kiedy ten strój był widoczny na kapłanie, to - pomimo jego osobistych ułomności - oznaczało, że stoimy na twardym gruncie religii i kultury.
Reklama
Tymczasem minęło z górą trzydzieści lat i okazało się, że strój duchowny może dla niektórych być oznaką defraudanta, dewianta, albo zgoła pedofila. Biorąc za punkt wyjścia stosunek do stroju duchownego, można wyrysować dwie mapy naszego kraju. Pierwsza z nich obejmuje obszary, na których są zaznaczone najczęściej wielkie aglomeracje miejskie, będące siedliskami skupisk „lemingów” bezkrytycznie i bezrefleksyjnie powielających poprawne politycznie poglądy, także na temat wiary i religii. Można także na tych obszarach zaobserwować, stosunkowo częste, prymitywne prostactwo kabaretowe, a szczególnie internetowe, dla którego najwdzięczniejszym celem i obiektem agresji są zawsze „czarni”. Sporadycznie, ale za to jakże spektakularnie, można w tych miejscach zasiedlenia dostrzec wiecowe lewackie zdziczenie, a nawet zwyrodnienie, traktujące z nienawiścią, zupełnie irracjonalną, wszelką symbolikę religijną. Wszystkiemu temu sprzyja społeczna anonimowość, będąca nieodłączną cechą opisywanych obszarów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nade wszystko jednak stwierdzić trzeba, że to świadczy o sile mediów i optyce tych ich mocodawców, którzy dzisiaj kształtują społeczną świadomość. Nowooświeceniowe media osiągnęły w Polsce w ciągu dwudziestu lat to wszystko, czego nie mogła do końca zrealizować rewolucja francuska, z jakobińską ideologią, październikowa, z jej terrorem, a nadto meksykańska, hiszpańska, prześladowanie Kościoła w demoludach i przemiany w Europie Zachodniej oraz ich multikulturowość. Księża wreszcie schodzą do podziemia… Już nie ma sutanny i habitu, już nie kłują w oko swoim wyglądem, a jeszcze bardziej oznaczeniem. Wreszcie można oddychać swobodnie. Nie trzeba ich nawet zamykać w obozach, niech ubierają swoje sutanny, ale w swoich zakrystiach... Tylko - czego ubyło w naszej przestrzeni społecznej? Ubyło znaku sprzeciwu wobec permisywizmu, daleko idących przewartościowań moralnych i nihilizmu. Tymczasem oni jednak dalej są znakiem tyle, że właśnie „znakiem sprzeciwu”, jak Ten, który jest „przeznaczony na upadek i na powstanie wielu (…), i na znak, któremu sprzeciwiać się będą…”
Reklama
Na szczęście istnieje także inna mapa naszego kraju, która określa tę przestrzeń, gdzie panuje normalna hierarchia wartości, gdzie - owszem - dobro ściera się ze złem, ale przynajmniej wiadomo, co jest dobre, a co złe. I do takiego kraju, jak pisał Norwid, „do tych, co mają tak za tak - nie za nie, bez światło-cienia… Tęskno mi Panie…” W kraju tym sutanna i habit dalej są znakami Transcendencji, istnienia innego świata. Owszem - świata oddzielonego, bo naznaczonego sacrum, bez którego jednak człowiek nigdy nie będzie człowiekiem w pełni. Ludzie odziani w strój duchowny nie są z Innej Rzeczywistości, ale są Jej znakami i świadkami. Wiedzą o tym dobrze mieszkańcy kraju, opisywanego przez tę mapę, gdzie ludzie klękają na widok kapłana niosącego Najświętszy Sakrament, bynajmniej nie przed księdzem i jego sutanną, bo on przecież jest tylko znakiem, który odsyła do Innej Rzeczywistości, i przed Nią klękają. Dlatego właśnie potrzebny jest widzialny znak niewidzialnej rzeczywistości. Zatem „znakowa” funkcja stroju duchownego i symboli religijnych ma swoją drugą - lepszą - stronę, stanowi drogowskaz, który pokazuje kierunek w stronę Królestwa Bożego, które nie jest z tego świata. Bez tego znaku nasza współczesna rzeczywistość byłaby zupełnie absurdalna, bo zamknięta tylko w wąskich horyzontach doczesności, co nie sprzyja optymizmowi i nadziei. Dlatego, kiedy tylko otrząśniemy się z medialnego amoku, zatęsknijmy do miejsc opisanych przez ową drugą mapę i podejmijmy Norwidową modlitwę, nucąc jego piosnkę: „Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,
„Bądź pochwalony!”
Tęskno mi, Panie…”