Reklama
Sandomierszczyzna to swoiste zagłębie sadowniczo-ogrodnicze. Dlatego większość z nas zna doskonale widok nowego szczepu. Spotykamy tu przecież wiele przydomowych ogrodów, samodzielnie uprawianych przez gospodarzy. Często można też zauważyć duże szkółki sadownicze, w których na dziczkach szczepi się szlachetny pęd doskonałych odmian jabłoni, by w nieodległej przyszłości osiągnąć satysfakcjonujący sadownika i kupującego zbiór smacznych i pięknych owoców. Myliłby się jednak ktoś, kto uważa, że wystarczy samo szczepienie. Owszem, to zrozumiałe, że ze szkółki ogrodniczej młode drzewka muszą trafić na pola, by zasadzone w stosowny sposób utworzyły sad. Trzeba tak zagospodarowany sad - środowisko wzrostu drzewek - by go oczyszczać, nawozić, chronić przed szkodnikami, które możemy zobaczyć nieuzbrojonym okiem. Są jednak i takie zagrożenia, w postaci grzybów, pleśni i innych zakażeń bakteryjnych, których gołym okiem nie zauważymy. Możemy dopiero zobaczyć skutki ich obecności i działania. Wówczas jednak jest już za późno, by uratować plon. Dlatego sadownicy stosują w różnych porach roku opryski. To jednak jeszcze nie wszystko. Chociaż szlachetna odmiana jabłka wypuszcza tylko szlachetne pędy, to jednak ze względu na ich wielość sadownik musi niektóre z nich usuwać. W ten sposób kształtuje koronę drzewa, aby ułatwić sobie pracę. By drzewo nie rosło zbyt wysoko, co utrudnia zbiór. Przez ten zdecydowany zabieg ogrodnik chroni też drzewo przed nadmierną ilością owoców. Zbyt wielka ich ilość stwarza zagrożenie, że owoce będą albo mało dorodne i smaczne, albo połamią i zniszczą wartościową sadzonkę.
Aktualizując w naszych warunkach biblijną przypowieść o Chrystusie - winnym krzewie i Ojcu - Boskim Ogrodniku, który obcina i oczyszcza winne latorośle (por. J 15, 1-11), warto popatrzeć w tej perspektywie na nasze chrześcijańskie życie. Wszczepieni przez chrzest w Chrystusa stajemy się szlachetnym drzewem gotowym rodzić owoce dobrych pragnień, słów i czynów. Jednakże zauważamy, że nawet najbardziej szlachetny człowiek potrzebuje duchowej strawy, aby zachować swoją szlachetność. Konieczna jest też ochrona przed zagrożeniami. Częściej jeszcze możemy spostrzec, że świętość nie staje się w nas automatycznie. Trzeba postanowień i dobrej woli. Trzeba pracy nad sobą, uległości wobec rodziców, nauczycieli i wychowawców; a przede wszystkim zawierzenia Bogu samemu. Bez tego, pozostając samowolnymi, stajemy się znowu jak zdziczałe drzewa iii…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Trzeba nawrócenia
Trzeba poddania się owym zabiegom Bożego Ogrodnika, który nie tylko chce nas zachować od szkodników duchowych, oczyścić z egoizmu, ale chce jeszcze kształtować nasz duchowy charakter i płynące z niego czyny. Chce naszej świętości nadać jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny kształt.
Reklama
Historia chrześcijaństwa zna wiele przykładów spektakularnych nawróceń. Niektóre z nich - jak nawrócenie św. Pawła - doczekały się nawet liturgicznych wspomnień i uroczystych obchodów. Stąd 25 stycznia świętować będzie swój parafialny odpust wspólnota parafialna w Sandomierzu. Dla parafii chlubiącej się takim tytułem, to nie lada wezwanie, by podążać za swoim Patronem. Podobnie jak dla parafii, która nosi tytuł Matki Bożej, a jest w niej zaledwie jedna Róża Różańcowa. Nawrócenie - używając języka bł. Jana Pawła II - jest nie tylko dane, ale i zadane. W osobie nawróconego po długich latach matczynych łez i modlitwy Augustyna z Hippony, Kościół zyskał jednego z najpłodniejszych pisarzy wiary. Nawrócenie św. Franciszka z Asyżu zaowocowało w średniowieczu powstaniem franciszkanów i to w trzech gałęziach: zgromadzenia męskiego, żeńskiego, ze św. Klarą na czele, a także tzw. Trzeciego Zakonu dla Świeckich.
Ci wielcy nawróceni uczyli chrześcijan dystansu do dóbr materialnych w dobie, gdy ludzie w miejsce Boga zaczęli stawiać bogactwo materialne. Żyjący w XVI wieku Ignacy z Loyoli po nawróceniu stał się rycerzem Chrystusa, przyczynił się do zatamowania reformacji protestanckiej i stał się szczególnym wsparciem dla papiestwa. Jean-Paul Sartre, słynny francuski pisarz i filozof, laureat literackiej Nagrody Nobl, nawrócił się na łożu śmierci. Już po śmierci Sartre informacje o nawróceniu wprawiły jego wielbicieli w zdumienie i zakłopotanie. Dały jednak też wielu ludziom impuls do pogłębienia swojego myślenia o obecności Boga w świecie, w którym Fryderyk Nietzsche głosił, że Bóg umarł. Tę listę można stale uzupełniać i kontynuować aż po Edytę Stein - ateistkę żydowskiego pochodzenia, doktora Bernarda Nathansona - aborcjonistę czy Michaiła Gorbaczowa - ostatniego przywódcy komunistycznej partii ZSSR.
Reklama
W wielu parafiach naszej diecezji modlimy się gorliwie wraz z całym Ruchu Światło-Życie o beatyfikację sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Otarł się on w swojej młodości o ateizm, który wyznawał. Pojmany w Zawichoście w marcu 1940 r. przez Gestapo, został osadzony w Obozie Koncentracyjnym w Oświęcimiu, a ostatecznie w więzieniu w Katowicach. Skazany na śmierć, oczekiwał wykonania wyroku i właśnie wtedy doznał nawrócenia na osobową wiarę w Boga, któremu po wojnie oddał swe życie w kapłaństwie przez służbę człowiekowi w Kościele.
Wielu przeżywa, niewielu mówi
Reklama
Życie pokazuje przekonująco, że nawrócenie jest czymś o wiele bardziej powszechnym niż można się tego spodziewać. To fakt, że Kościół katolicki w Polsce nie odnotował w ostatnich czasach jakiegoś „wielkiego nawrócenia” ludzi z pierwszych stron gazet czy ekranu telewizyjnego. Może jest to znak słabości i braku przekonywującej argumentacji ludzi Kościoła, że Bóg jest i warto Mu służyć, wobec Polaków wyznających ateizm. A może jest to znak wielkiej siły Kościoła, jego wysokiego morale i potwierdzenie, że zdecydowana większość żyje nauką Bożą, a nawrócenie jest chlebem powszednim? Warto wspomnieć w tym miejscu wywodzącego się z Andrzejowa koło Janowa Lubelskiego prof. Edwarda Ciupaka, przez lata działacza Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Zajmował się praktycznym ateizowaniem Polski. Magdaleny Środa, córka prof. Ciupaka, zdeklarowana ateistka, wspomina: „W moim rodzinnym domu nie rozmawiało się ani o religii, ani o Bogu, chyba że z naukowego punktu widzenia. O żadnym religijnym wychowaniu nie było mowy. Tata był ateistą, mama też”. W czasach „Solidarności” Profesor oddał legitymację partyjną, zrezygnował z etatu na Uniwersytecie Warszawskim i rozpoczął pracę w KUL. W 1984 r. wziął ślub kościelny z drugą żoną Ewą, która miała wielki wpływ na jego nawrócenie. W rozmowach wspominał jak to w młodości witał biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego w czasie wizytacji parafii. Jako ministrant uczył też służby przy ołtarzu obecnego abp. Stanisława Wielgusa, pochodzącego z Wierzchowisk. Gdy w październiku 2011 r. Profesor zmarł pojawiły się artykuły, w których najbliżsi, a także proboszcz parafii o. Lorek z zakonu barnabitów, zaświadczali o nawróceniu Edwarda Ciupaka.
Nasze nawrócenia
- Muszę się trochę nawrócić - powtarzała Kinga, robiąc postanowienie na czas Wielkiego Postu.
- Rodzice są niezadowoleni z mojego życia - opowiadała Alina, zaniepokojona stanem zdrowia matki. Jej ojciec umarł ze zgryzoty, patrząc na podeptane wartości, które chciał przekazać córce. Ona sama powtarzała z wielkim przekonaniem, że przecież mamy XXI wiek, że tak, jak uczył tato i mama, trzeba iść z postępem. „Bóg rzucił ją na kolana”, stwierdziła babcia, gdy odszedł od Aliny chłopak, z którym wiązała nadzieje na małżeńskie szczęście. Później, gdy minęła pierwsza złość, a lekarz potwierdził, że trzeba się leczyć onkologicznie wróciła wiara i życie z wiary, czyli modlitwa, uczestnictwo we Mszy św. i szukanie sposobności, by mimo choroby ulżyć starej matce. Nie buntowała się, gdy matka zmarła. Opowiadała, że to dzięki wierze zniosła tak spokojnie swoją chorobę i śmierć matki. - Dziś byliśmy w kościele dziękować za nawrócenie waszej mamy - mówiła przy mężu i dzieciach - jakby chciała zaświadczyć o tym jak cenne jest to, co na nowo odzyskała i przestrzec dzieci przed zejściem na manowce życia.
Kazik miał 26 lat i pracę dającą dobre zarobki. Było więc na utrzymanie i na dobrą zabawę. Miał grono kolegów, tym serdeczniejszych im obfitsza była zawartość jego portfela. Filozofię życia też miał: nie przepracowywać się, dobrze zjeść, sporo wypić, wyspać i zapalić - także marychę. Niepokoiło go w zasadzie tylko jedno, że od pierwszego do pierwszego kolejnego miesiąca nie wystarcza na te „skromne przecież” wymagania od życia. Tym, co z życzliwości mówili do niego, że „lekko przesadza” z alkoholem, odpowiadał, że wszystko jest pod kontrolą. Niestety, jak w większości takich przypadków, nie było. Gdy znalazł się na odwyku odkrył, że duża ilość wypitego alkoholu nie przenosi go do krainy szczęścia, a jedynie sprawia miraż nieokreślonego, dość zwierzęco wyobrażonego raju. Tu spotkał się z ideami Grup Anonimowych Alkoholików. Po latach zmagań ze sobą stoi na czele firmy, która w dobie, gdy trudno znaleźć pracę daje możliwość zarobku i utrzymania rodzin dla kilku mężczyzn. Stale spotyka kolegów, którzy uważają, jak kiedyś on: przecież za swoje piję; po to pracuję, żeby się napić; wszystko jest pod kontrolą. Kazik nie daje łatwo za wygraną. - Odłóżcie po parę złotych z wypłaty - mówił do współpracowników. - A co będzie zrzutka? - pytali. - Nie - odpowiadał. - Pojedziemy coś zobaczyć! Pojechalu na targi budowlane do Kielc i do sanktuarium Świętego Krzyża. I wielkie zmieszanie. Bo jak tu powiedzieć w gronie twardzieli, że jest ładnie, że Polska jest piękna, że można także tak cieszyć się życiem. Na pielgrzymce pić nie wypada, więc obyło się bez alkoholu. Była zz to zapora na Solinie i wspinanie się na Połoninę Caryńską. Było i ognisko bez piwa i tak zrodziła się wdzięczność: - Jak dobrze, że nam to pokazałeś. - To mnie bardzo cieszyło, gdy chłopaki z mojej firmy mówili: wiecie, byłem z żoną i dziećmi na Świętym Krzyżu. Albo: jedziemy jutro z rodziną zobaczyć Zamek w Baranowie Sandomierskim lub do Bałtowa. Pewnie nie straciłbym tylu lat z tej lepszej części mojego życiorysu, gdyby mnie tego ktoś nauczył - dodaje pan Kazik.
Mozolny chrzest
Klasyczna formuła świadectwa, które na zakończenie swojego pobytu w oazie wypowiada wiele dzieci, ludzi młodych czy małżonków, zakłada następujący porządek: byłem słaby, grzeszny, źle żyłem, ale spotkałem Pana Jezusa, który mi przebaczył, pomógł zrozumieć, uwolnił od złego spojrzenia na życie itd. Dzisiaj jestem człowiekiem wolnym, już nie idę tamtą drogą. To Pan Jezus sprawił, to On mnie wyzwolił. Nie można i nie wolno zakwestionować takich świadectw, tym bardziej, jeśli są poparte owocami życiowych postaw. Nieuczciwym byłoby jednak sądzić, że nawrócenie nie wiąże się z wysiłkiem, pracą duchową, a czasami z wieloletnim zmaganiem i goryczą kolejnych porażek. Podstawą nawrócenia jest uwierzyć w istnienie Boga i nawiązać z Nim więź. Wiara w istnienie Boga jest fundamentem przyjmowania jego Objawienia, w którym zawarte są także pewne normy moralne. Bez przyjęcia w wierze prawdy o miłości osobowego Boga do człowieka - osoby, cała droga nawrócenia zawieszona jest niejako w próżni. Starożytni chrześcijanie sakrament pokuty nazywali czasami mozolnym chrztem. Jest on przecież zasadniczym znakiem dążenia do nawrócenia, do odmiany życia ku lepszemu. Jest zwyczajnym procesem, bo nawrócenie to proces, w którym Pan Bóg przeprowadza nas od zła ku dobru; często też od mniejszego do większego dobra. A człowiek pozwala się tą drogą prowadzić.