– Witaj, Jasiu… dawno cię nie słyszałem – ucieszył się Pan Niedziela, odbierając telefon od przyjaciela z dzieciństwa.
– Dzwonię do ciebie z życzeniami urodzinowymi – odpowiedział głos w słuchawce.
– Dziękuję… Zawsze pamiętasz… A co u ciebie?
– A tam, jak wiesz, dalej montuję te włoskie instalacje gazowe, ale teraz do samochodów ciężarowych i jakoś idzie… A u ciebie? – odwzajemnił pytanie przyjaciel.
– U mnie też w porządku, ale u sąsiada Jasnego – znasz go – syn nie może znaleźć roboty. Pewnie wyjedzie.
– No tak… Wszystko polikwidowali… zakłady pracy…
– Pamiętam, jak śmiali się z tych, którzy mówili, że Polakom zostaną tylko kosze wiklinowe do wyplatania.
– Chłopie, nawet wiklina się w Polsce nie opłaca. Nic się nie opłaca! Jakby się opłacała, sam bym zasadził w Kalembinie nad rzeką z pół hektara i wyplatał…
– Masz rację, szwagier spawa statki, ale w Hamburgu, a nie w Szczecinie czy Gdańsku. Stocznie zlikwidowali, bo też się nie opłacało! – Pan Niedziela wyraźnie już wykrzyczał ostatnie zdanie do telefonu.
– Nie denerwuj się, bo i tak z naszego gadania nic nie wyniknie – uspokajał głos z drugiej strony telefonu.
– Jasiu – zapytał nagle cicho Pan Niedziela – Jasiu… To jak mamy żyć?
– Krótko!
– Stary, nie żartuj – odpowiedział poważnie Pan Niedziela.
Nastąpiła długa pauza w rozmowie, bo nagle przyjaciel z dzieciństwa zrozumiał, że ten stary dowcip może stać się realną groźbą. Od tej chwili ich rozmowa jakoś się nie kleiła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu