Reklama

Wiadomości

4 czerwca roku pamiętnego

Czy w czerwcu 1989 r. rzeczywiście skończył się w Polsce komunizm? Czy tylko częściowo wolne wybory miały sens? Takie pytania padają regularnie 4 czerwca, czyli – od zeszłego roku – w Dniu Wolności i Praw Obywatelskich.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy w 1988 r. władze PRL zaczęły wysyłać sygnały, że czas na rozmowy, radykalni działacze opozycji wiedzieli, co się święci. – Było widać, że system się chwieje, a dni komunistów są policzone. Musieli więc szukać ratunku. Znaleźli go w rozmowach z częścią opozycji – mówi Kornel Morawiecki, dawny szef „Solidarności Walczącej”.

Radykałów było sporo, ale to inni decydowali o dynamice wydarzeń. Silniejsi byli ci, którzy uważali, że wolność nie zrobi się sama, że nie wystarczy zaczekać, aż reżim się załamie. To oni zasiedli przy okrągłym stole. A jednym z ustaleń były wybory 4 czerwca: wolne do Senatu, a ustawione do Sejmu. Zgoda na 65 procent miejsc poselskich dla rządzących i walka o pozostałe 35 wydawało się postępem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Rozmowa z terrorystą

Gdy na początku kwietnia 1989 r. w warszawskim kościele przy ul. Żytniej powołano Komitet Obywatelski – oficjalną reprezentację części opozycji w wyborach – dominował nastrój niepewności. Pesymiści wieszczyli, że wybory mogą się okazać dla opozycji sporym ciosem. – Sytuacja jest bardzo trudna: nie mamy struktur organizacyjnych, czasu, dostępu do mass mediów – mówił Bronisław Geremek, jeden z liderów KO.

Adam Borowski, wówczas lider warszawskiej „Solidarności Walczącej” i podziemny wydawca, wspomina, że razem ze współpracownikami mieli poczucie, że układy z komunistami to dziadostwo, ale trzeba było to zrobić. Że wygrać się nie da, a poddać też się nie można. – Działalność podziemna gasła, społeczeństwo było zniechęcone, rozgoryczone, nie dałoby się go pociągnąć – mówi Borowski. – Jakimś rozwiązaniem był okrągły stół.

Dawał nadzieję na zmiany. Ale to miał być tylko etap do niepodległości. – Tak jak policja rozmawia z terrorystą. Póki ma broń w ręku i zakładnika, to rozmawia się tak, żeby ten zakładnik nie zginął. Ale gdy terrorysta oddaje broń, to się go aresztuje i stawia przed sądem. Rozmawiamy z nimi, ale gdy się umocnimy, postawimy ich przed sądem – mówi Borowski.

Reklama

Pierwsze skrzypce w KO odgrywali w Warszawie jego dobrzy znajomi, m.in. Henryk Wujec, Jan Lityński i Zbigniew Romaszewski i to pod ich namowa włączył się. – Mieliśmy w Warszawie trzy drukarnie – mówi Borowski. – Organizowałem druk ulotek, plakatów, instrukcji w kampanii przed 4 czerwca.

Słit focia z Wałęsą

Józefa Orła, działacza solidarnościowego podziemia, a dziś szefa kontestującego III RP warszawskiego Klubu Ronina, do sztabu wyborczego przy ul. Fredry przygnało poczucie obowiązku. – Nie ma kto na Fredry pracować! – usłyszał od zaangażowanego kolegi.

– Wcześniej wydawałem „Kurier okrągłego stołu”, w którym mocno pastwiliśmy się nad meblem. Ale jak przyszły wybory, to już było coś innego. Trzeba było się włączyć – mówi Orzeł. Odpowiadał za spory fragment propagandy, w tym za plakaty, ulotki.

Przebojem były foty z Lechem Wałęsą. Jak potem twierdzili specjaliści, pomysł był marketingowym strzałem w dziesiątkę, który w jakimś stopniu przyczynił się do wyniku wyborów. Większość kandydatów nie była znana, takie zdjęcie zwiększało szansę wygranej.

W samo południe

Ale najbardziej zapamiętano inny plakat, Tomasza Sarneckiego z Gary Cooperem w roli szeryfa z filmu „W samo południe” i znaczkiem „Solidarności”. – Chciałem by plakat był odczytywany na dwa sposoby. Pokazuje jedynego sprawiedliwego, który idzie na czele i ma za sobą zbiorowość, czyli „Solidarność”, pociąga tłumy. Ale jest to też obraz całej zbiorowości zjednoczonej wokół jednej sprawy – tłumaczył po latach autor. Plakaty z Wałęsą i Cooperem zadziałały.

Kandydaci KO zdobyli prawie wszystkie miejsca w parlamencie, jakie mogli zdobyć. W I turze opozycja zdobyła 160 ze 161 zakontraktowanych dla niej miejsc w parlamencie i 92 fotele senatorskie.

Reklama

– W Warszawie było kilku poważnych przeciwników – wspominał po latach Jan Lityński, szef Warszawskiego Komitetu Obywatelskiego, dziś minister w kancelarii Prezydenta. – Przeciwko Andrzejowi Łapickiemu startował Jerzy Urban. Przeciwko Andrzejowi Miłkowskiemu – znana prezenterka telewizyjna Zdzisława Guca. Potem się okazało, że ci przeciwnicy nie byli aż tak mocni.

Na dobry wynik zanosiło się. Wiedzą to doskonale ci, którzy poznali atmosferę kawiarni „Niespodzianka”, siedziby sztabu WKO przy placu Konstytucji. Odbywały się tu konferencje prasowe, spotkania z kandydatami, koncerty. Natomiast u „czerwonego” nie działo się nic. Dominowała rutyna: na spotkania i wiece ściągano aktywistów, plakaty były w konwencji pierwszomajowych dekoracji. Slogany, np. „PZPR – my dotrzymujemy słowa”, nie działały na nikogo.

Lista krajowa

By ułatwić wejście do Sejmu komunistycznym liderom, ich nazwiska trafiły na listę krajową. Żeby kogoś skreślić, więcej niż połowa wyborców musiała wykreślić jego nazwisko, co wydawało się nieprawdopodobne. Dlatego mandat z listy krajowej wydawał się być pewny. A jednak z całej listy ocalały tylko dwie osoby, i to przypadkiem, bo nie wszyscy dokładnie wykreślali. Wynik wyborów oznaczał, że 33 mandaty zostaną nieobsadzone. Zachwiała się w parlamencie koalicyjna większość, która miałaby wybrać gen. Jaruzelskiego na prezydenta.

Cztery dni po wyborach gen. Czesław Kiszczak, szef MSW, wzywa Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka, by zrugać ich za niedotrzymanie umów okrągłego stołu. To zadziałało. Liderzy KO zgadzają się na zmianę ordynacji wyborczą w... trakcie wyborów 18 czerwca o nieobsadzone mandaty mogli ubiegać wyłącznie kandydaci reżimowi.

– Stosunek do tej zmiany pokazała frekwencja w drugie turze, jedynie 25 proc. Nasz zespół na Fredry się załamał, cała grupa odeszła, pisząc na odchodnym list, że to zdrada – mówi Józef Orzeł. – Wiedzieliśmy, że tego nie trzeba było robić, a wybory pokazały, że komuniści są słabi, że do zmiany warunków można było nie dopuścić. Że to my mamy siłę i możemy dyktować warunki. Parę tygodni później pokazał to Jarosław Kaczyński namawiając ZSL i SD do odejścia z koalicji z PZPR. 4 czerwca unaocznił słabość komunistów, ale też rozpoczął łamanie naszej siły. I to nie z zewnątrz, ale od środka.

Reklama

– To był dla mnie szok i pierwsze rozczarowanie. Zapaliła mi się czerwona lampka – mówi Adam Borowski. – Nie traktuję tych wyborów, czy okrągłego stołu za porażkę. Porażką były efekty i okrągłego stołu i wyborów. Dla mnie celem i tych wyborów i tych rozmów była wolność, niepodległość. Inni chyba mieli inne cele.

„Wybory czerwcowe miały kluczowe znaczenie dla upadku reżimu komunistycznego i narodzin III Rzeczypospolitej – pisał prof. Antoni Dudek. – Stało się tak mimo postawy kierownictwa Solidarności, w istocie rzeczy całkowicie nieprzygotowanego do wykorzystania ogromnej fali poparcia społecznego jaka objawiła się 4 czerwca. W obawie przed siłową reakcją władz oraz wybuchem niekontrolowanego ruchu społecznego, sparaliżowano wszelkie próby odejścia od kontraktu okrągłego stołu”.

Czy 4 czerwca warto świętować jako dzień wolności, zwycięstwa? – Jeśli już, to jako dzień zmarnowanego zwycięstwa – mówi Józef Orzeł. I wtedy, i dziś Józef Orzeł uważa, że innej drogi wtedy nie było; trzeba było rozmawiać, trzeba było w wybory wejść, wygrać je i to z jak najlepszym wynikiem. Ale trzeba było szybko efekty tych wyborów skonsumować.

– To dzień porażki – dodaje Adam Borowski. – Dostałem nawet zaproszenie do pałacu prezydenckiego na uroczystości 4 czerwca, miałem nawet odpisać, ale pomyślałem: po co ci to, oni tam wszyscy świętują, listu pewnie nikt nawet nie przeczyta.

2014-05-29 10:06

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Uczcili pamięć poległych w Gross-Rosen

Niedziela świdnicka 37/2013, str. 3

[ TEMATY ]

historia

pamięć

Przemysław Awdankiewicz

Nadzieja każe im walczyć o każdy dzień życia, bo może właśnie ten dzień przyniesie wyzwolenie… Gross-Rosen był jednym z najokrutniejszych obozów hitlerowskich w czasie II wojny światowej. To miejsce, w którym zginęło 125 tys. bezbronnych ludzi, którzy łudzili się tym, że nadzieja pomoże im przetrwać te ludobójcze czasy. Niestety w tym przypadku stała się ona „matką naiwności” i wielkiego cierpienia.

CZYTAJ DALEJ

Były lekarz i arcybiskup Paryża: dla biologii zygota to już człowiek

2024-04-15 13:58

[ TEMATY ]

życie

Adobe.Stock

Nauka stale dostarcza nam nowych informacji o początku człowieka i o jego płynnym rozwoju. Powinno nas to wprawiać w zdumienie, my tymczasem kurczowo trzymamy się bezpodstawnych z biologicznego punktu widzenia wyobrażeń o pierwszych dniach naszego życia. Zwrócił na to uwagę były arcybiskup Paryża, który zanim został kapłanem przez 11 lat wykonywał zawód lekarza. Na zaproszenie organizacji Réseau Vie wygłosił wykład na temat ludzkiego embrionu.

Podkreślił, że badania naukowe ciągle poszerzają naszą wiedzę o życiu prenatalnym. Przykład tego stanowi choćby odkrycie komunikacji między matką i zarodkiem zanim jeszcze zagnieździ się w macicy. Zarodek wysyła biochemiczne sygnały, a matka potrafi je odebrać i rozpoznać, że jest w ciąży – mówił abp Aupetit. Podkreślił on, że dla nauki to oczywiste, że od połączenia dwóch gamet, żeńskiej i męskiej, powstaje zarodek i rozpoczyna się nieodwracalny proces. W kategoriach biologicznych zarodek jest istotą ludzką, z własną informacją genetyczną. Nie jest ani ojcem, ani matką, ale oryginalną istotą, produktem ich obojga.

CZYTAJ DALEJ

Watykan: Rada Kardynałów mówiła o roli kobiet, synodzie i sytuacji w świecie

2024-04-16 22:03

Włodzimierz Rędzioch

Rola kobiet w Kościele, prace Synodu i wdrażanie reformy Kurii Rzymskiej a także sytuacja wojen i konfliktów w świecie były tematami obrad Rady Kardynałów - wynika z komunikatu opublikowanego przez Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

Prace toczyły się w Domu Świętej Marty. Wraz z papieżem obecni byli kardynałowie wchodzący w jej skład oraz sekretarz Rady.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję