Reklama

Wywiady

„Dzieje Polski” ku przestrodze i pokrzepieniu serc

Z prof. Andrzejem Nowakiem na temat jego epokowego dzieła – rozmawia Leszek Sosnowski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

LESZEK SOSNOWSKI: – Ukazał się właśnie pierwszy, olbrzymi, wspaniale wydany, bogato ilustrowany tom „Dziejów Polski” Twego autorstwa. Zaplanowałeś sześć takich tomów i zastosowałeś dość nietypowe cezury czasowe – nie są one przypadkowe. Dlaczego tom pierwszy, sięgający swymi początkami czasów najdawniejszych, kończy się na roku 1202?

PROF. ANDRZEJ NOWAK: – Wbrew pozorom, coraz częściej historycy przyjmują jako początek rozdrobnienia dzielnicowego nie rok 1138 r., czyli śmierć Bolesława Krzywoustego i jego testament dzielący Polskę między synów, lecz stwierdzają, że dopiero po śmierci ostatniego z synów Krzywoustego, czyli Mieszka III Starego, a więc dopiero w 1202 r., następuje zerwanie istotnej jedności państwa polskiego. A więc to jest jedna przyczyna, ale jest i druga, którą specjalnie podkreślam: na tym roku swoją „Kronikę Polski” kończy mistrz Wincenty Kadłubek.

– Choć, jak wiemy, żył dłużej, zmarł bowiem i został pochowany w opactwie jędrzejowskim w roku 1223.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Żył dłużej, ale swą narrację zakończył na roku 1202. Najpierw towarzyszy nam kronika Anonima zwanego Gallem, potem zaś mistrza Wincentego, biskupa krakowskiego, nazwanego później Kadłubkiem, który fenomenalnie interpretuje nasze dzieje. Nie ukrywam, że jego dzieło to dla mnie przewodnik, którego znaczenie dla tworzenia całej naszej tożsamości narodowej zawsze podkreślam. Po roku 1202 zaczyna się już nowa epoka – właśnie podziału, z którego Polska wychodzi po przeszło stu latach – wychodzi znowu w koronie królewskiej, co jest szczególnie ważne. Stąd tytuł drugiego tomu: „Królestwo zwycięskiego orła”. Ten okres: 1202 – 1492 to czas największego wzlotu, można tak powiedzieć, owego orła polskiego. Od czasów rozbicia dzielnicowego stosunkowo szybko, bo zaledwie w ciągu około 100 lat, przezwyciężono kryzys państwowości, i to bez wielkich strat – poza jedną, bolesną, czyli Pomorza Gdańskiego, odzyskanego dopiero przez Kazimierza Jagiellończyka…

– Zresztą rozbicie dzielnicowe, przedstawiane jako wielki dramat i totalny kryzys Polski, nie było w rzeczywistości niczym niezwykłym na tle ówczesnej Europy.

– Oczywiście, np. dużo głębsze, dużo bardziej tragiczne w skutkach było rozbicie na Rusi czy w innych miejscach Europy. Drugi tom „Dziejów” ma pokazywać właśnie źródła fenomenalnego wzrostu, tego sukcesu dziejowego, który Polska odnosi w następnej epoce – trwającej do czasów śmierci Kazimierza Jagiellończyka w 1492 r. Mam tu na myśli także wzrost duchowy, którego najważniejszym symbolem jest uniwersytet Kazimierzowski, nazwany później Jagiellońskim.

– Nie będziemy tu zdradzać wszystkiego, co znajdzie się w drugim tomie, natomiast opowiedz, proszę, jak podzieliłeś polskie dzieje i dlaczego właśnie tak.

– Z zakończeniem drugiego tomu na roku 1492 zgodzi się zapewne większość historyków, jest to bowiem bardzo często przyjmowana cezura końca średniowiecza, a zarazem początek naszego parlamentaryzmu…

– Najczęściej jednak w syntezach historycznych przyjmowano śmierć ostatniego Piasta na tronie, Kazimierza Wielkiego, jako koniec pewnej epoki...

Reklama

– A więc od razu powiem, że nie przeciwstawiam Piastów Jagiellonom. To zresztą chyba już i w tym pierwszym tomie widać, jak próbuję całkowicie podważyć ten mit – absurdalny – że Piastowie nie mieli żadnej konkretnej polityki wschodniej, że pojawiła się ona dopiero za Jagiellonów. Wprost przeciwnie: Piastowie prowadzili bardzo aktywną politykę wschodnią.

– Wystarczy popatrzeć na działania Chrobrego lub Szczodrego... Ale nie zdradzajmy przedwcześnie wszystkiego – kto przeczyta, ten się dowie.

– Nie ma w „Dziejach Polski” przeciwstawienia Piastów Jagiellonom. Polska rozwija się cały czas pod obiema wspaniałymi dynastiami, w których zawsze bardzo ważny był element wyboru władcy przez obywateli i udział tych obywateli w decyzjach państwa. Polskie państwo nigdy nie jest własnością monarchów, inaczej niż w niektórych krajach Europy.

– Trzeci tom „Dziejów Polski” zamyka się w latach 1492 – 1733.

– To ogromny i niesłychanie ważny okres. Tom ten pokaże fenomen cywilizacyjno-ustrojowy, który wiąże się z budowaniem Rzeczypospolitej. Rok 1492 to początek polskiego Sejmu, który bardzo szybko się rozwija, aktywizuje dziesiątki tysięcy obywateli w codziennej praktyce politycznej. W Polsce tworzy się cywilizacja wolności i widać, jakie wyzwania geopolityczne przed nią stoją: związane z sąsiedztwem wschodnim, przede wszystkim z północnym, a także południowym, czyli z islamem. Do tego dochodzi wyzwanie dla wolności, jakim jest w naturze ludzkiej skłonność do jej nadużywania – to jest problem, z którym musimy się zmierzyć, pewnego rodzaju degeneracja, która wówczas już występuje.

Reklama

– Nie zdradzając znów jednak za dużo z treści trzeciego tomu – dochodzimy do roku 1733...

– Dlaczego rok 1733 ma być cezurą? – można zapytać. Tytuł tego tomu: „Rzeczpospolita – wyzwania wolności” wiele wyjaśnia. Nadchodzi czas, w którym Polska powoli traci suwerenność. To nie rozbiory dopiero o tym zadecydują – ten proces zaczął się dużo wcześniej. W 1733 r. dwa korpusy armii rosyjskiej, wkroczywszy do Rzeczypospolitej, dyktują, kto ma być wybrany na polskiego króla, unieważniają wybór już dokonany (Stanisława Leszczyńskiego) i wskazują, że teraz władcą będzie ten, którego wybrała polityka rosyjska (August III). To zaś znaczy, że już wtedy nie byliśmy suwerenni, choć terytoriów nikt nam jeszcze nie okrajał. Wtedy właśnie Stanisław Konarski, mądry pijar, jako pierwszy wprowadza do naszego wokabularza politycznego pojęcie niepodległości – bo wcześniej używano pojęcia wolność, ale w sensie wolności indywidualnej. A Konarski mówi: uważajcie, Polacy, obok wolności indywidualnej jest jeszcze niepodległość. Gdzie będziecie wolni, jak nie będziecie mieli swojego państwa? Tak zaczyna się walka o naszą suwerenność i niepodległość.

– Można chyba powiedzieć, że w 1733-34 r. mamy do czynienia z pierwszym powstaniem narodowym? Choć za pierwsze uchodzi powszechnie konfederacja barska...

Reklama

– Ale przed nią była np. konfederacja dzikowska w 1734 r. pod przywództwem Adama Tarły, zwolennika Stanisława Leszczyńskiego, zawiązana właśnie wtedy przeciwko najazdowi rosyjskiemu.

– Dlatego tom czwarty nosi tytuł „Imperia i niepodległość”? Opisywany w nim okres został zapoczątkowany przymusowym „wyborem” Augusta III, a kończy się cezurą roku 1864...

– Bo to jest czas, między 1733 a 1864 r., w którym walka o niepodległość jest najsilniejsza, owocuje serią wielkich powstań. Jest to walka bardzo trudna, bo mamy wówczas do czynienia z najsilniejszymi imperiami na kontynencie (stąd właśnie tytuł tomu: „Imperia i niepodległość”), którym Polska, kolejnymi zrywami niepodległościowymi, psuje lub próbuje psuć zaborcze plany. Napięcie między polską niepodległością a grabieżczymi dążeniami sąsiednich imperiów, które Polskę pragną ostatecznie zlikwidować, osiąga w tym czasie apogeum.

– Jesteśmy w końcu przy piątym tomie. Tu wielu będzie zaskoczonych: zatytułowałeś go bowiem „Walka o II Rzeczpospolitą” – a walka ta zaczyna się... tuż po upadku powstania styczniowego!

Reklama

– Tak, ale właśnie o to chodzi. Znów z całą pewnością będę atakował, co zresztą robię także w innych tekstach, tę niemądrą tezę, że należy przeciwstawiać pracę organiczną zbrojnym powstaniom. Nie, nie byłoby pracy organicznej, gdyby nie poczucie zobowiązania wobec Ojczyzny wyrastające z powstańczego ducha. To np., że tak, a nie inaczej matka Józefa Piłsudskiego wychowała swojego urodzonego 3 lata po powstaniu styczniowym syna, to, że Bolesław Prus tak, a nie inaczej, jako były powstaniec styczniowy pracował nad umysłami Polaków, by ci umieli zatroszczyć się o swoje dobro codzienne – to wszystko było owocem powstań. Praca organiczna nie miała na celu rezygnacji z przyszłej niepodległości, a raczej przygotowanie do niej. Zaczyna się ta praca bardzo intensywnie w 1864 r., od formalnej klęski powstańców. To był również rok, w którym ostatnia duża grupa chłopów na ziemiach polskich uzyskała wolność osobistą. Wolność, którą chcieli im dać powstańcy, ale którą, żeby zniszczyć powstanie, dał im jednocześnie rosyjski car. Sam fakt dania tej wolności nie przyniósł na szczęście korzyści Aleksandrowi II Romanowowi, nie udało się przekształcić chłopów w Rosjan, choć było to intencją aktu uwłaszczeniowego.

– Walkę o II Rzeczpospolitą wieńczy sukces w roku 1918, ale – niestety – nie trwa on długo. Nie kończysz tego tomu na dacie 1 września 1939 r., ale na roku 1945, na inwazji sowieckiej.

– Bo przecież II Rzeczpospolita nie kończy się wraz z najazdem niemieckim we wrześniu 1939 r., tylko walczy dalej. Państwo przenosi się do podziemia i tam funkcjonuje. Ta walka zostaje ostatecznie zmiażdżona nie przez armię hitlerowską, ale przez walec Armii Czerwonej, do czego przyczynia się opuszczenie Polski przez jej zachodnich sojuszników w 1945 r. Dopiero wtedy ginie II Rzeczpospolita.

– I wtedy przyjdzie ostatni, szósty tom...

Reklama

–...i poczucie zmęczenia, a nawet czasami zwątpienia: może my mamy za trudną tę naszą historię? Elity zostały wymordowane, przetrzebione, jesteśmy ofiarą kolejnego eksperymentu politycznego. Przychodzi czas na taki stosunek do polskości, jaki dzisiaj reprezentują niektórzy publicyści – wszystko, co było wcześniej, było głupie, skoro daliśmy się Armii Czerwonej zgnębić. Przecież trzeba było z jednym albo z drugim zaborcą kolaborować – takie myślenie i takie poglądy są właśnie efektem podłamania psychicznego i dlatego ostatni tom zatytułowałem: „Zmęczenie i powstawanie”. Po 1945 r. mamy do czynienia ze zjawiskiem zmęczenia społecznego – zrozumiałego, nie można tego potępiać, po takich ofiarach, po takich stratach. Ale przecież mimo to jednocześnie cały czas powstajemy. Powstajemy, bo dźwigają nas kard. Stefan Wyszyński, Jan Paweł II, dźwiga nas Kościół, dźwiga nas tysiącletnia historia, wspomnienie tej historii, na którym rodzi się „Solidarność”. Nie byłoby „Solidarności” bez pamięci dziejów Polski, bez tego „bierzmowania dziejów”, którego dokonał Jan Paweł II 35 lat temu, 9 czerwca 1979 r. na krakowskich Błoniach.

– Jak widzisz znaczenie „Solidarności” na tle naszych dziejów?

– Uważam, że było ono bardzo duże. Miejsce „Solidarności” w polskiej historii nie zaczyna się bowiem w sierpniu 1980 r. Ono jest ufundowane już w tym, o czym pisał mistrz Wincenty Kadłubek – w tym, że Kraka, naszego praprzodka, wybierał nie sam Senat, ale cały lud; wybierał go wiec, w którym wszyscy mieli prawo uczestnictwa. Ten dziesięciomilionowy ruch obywatelski, który przeciwstawił się PZPR-owskiej „arystokracji”, a w istocie oligarchii, która tutaj rządziła z nadania Moskwy, przypomniał wszystkim o tych odwiecznych prawach ludu. Dlatego ruch ten został pobłogosławiony przez Jana Pawła II, który najpiękniej i najmądrzej opisał miejsce „Solidarności”, kiedy ona jeszcze formalnie nie istniała, dopiero rodziła się w sercach ludzi, ale jeszcze nawet nie została nazwana – w czerwcu 1979 r. na krakowskich Błoniach, podczas aktu „bierzmowania dziejów” Polski. To jest dla mnie jedna z najważniejszych dat w naszej najnowszej historii, to jest początek „Solidarności”. Ją powinniśmy świętować.

– „Dzieje Polski” zawierają olbrzymią ilość informacji, ale również ogromny ładunek emocjonalny i czyta się je jednym tchem. Już po pierwszym tomie można powiedzieć, że pełnią także funkcję współczesnej Trylogii: służą pokrzepieniu polskich serc...

Reklama

– W pewnym sensie tak, oczywiście. Lecz porównanie do Sienkiewicza to dla mnie powód do dumy, która by mnie rozsadziła, więc wolę trochę inaczej to ująć – chodzi mi o to, aby dzisiejsi Polacy potrafili odnaleźć swoje miejsce w naszej wielkiej historii. Ona powinna być dla nas powodem do dumy, ale chodzi też o to, żebyśmy nie wracali do błędów, które w tej historii zostały popełnione, a które zostają i zostaną w kolejnych tomach opisane i nazwane. Żebyśmy to poczucie dumy czerpali z najwspanialszych przykładów, jakich dostarczają nam bohaterowie polskiej historii – i ci, którzy budowali, i ci, którzy walczyli w obronie tego, co zostało zbudowane w kulturze, w gospodarce, w życiu codziennym, w obyczaju.

– A więc z lekcji historii wynikają dla nas obowiązki. Historia ma być naprawdę „magistra vitae”, jak twierdzili już starożytni, ma być nauczycielką życia. A czym jest obecnie?

– Niestety, ostatnio historię traktuje się jako groteskowy przyczynek do chwały dnia dzisiejszego. Oto słyszymy teraz, że żyjemy w najlepszym 25-leciu w historii Polski. Jest to, powiedziałbym, wyjątkowo bezczelny absurd – jakże można porównać ostatnie 25 lat np. z pierwszym 25-leciem historii Polski, kiedy ona powstała? Czy ważniejsze jest Pendolino teraz zbudowane w Italii, czy jednak Gniezno i Kraków zbudowane wtedy polskimi rękami? A drugie 25-lecie Polski, kiedy Bolesław Chrobry przyłączył Małopolskę, Śląsk i Pomorze? A trzecie 25-lecie, kiedy Polska stała się królestwem – też jest mniej ważne? A więc wejście do Unii jest ważniejsze od tego, że Polska została królestwem? I tak dalej można przywoływać kolejne 25-lecia i można by ich naprawdę bardzo wiele przywołać. Otóż „Dzieje Polski” nie mają służyć apologii teraźniejszości – cała nasza historia nie ma służyć chwale obecnych władców, wszystko jedno, kto nimi jest i kto będzie. Historia ma być źródłem dumy dla Polaków, dumy, z której wynikają zobowiązanie i krytyczna ocena teraźniejszości.

– A więc historia ma uczyć i zarazem pokrzepiać nasze serca.

– Pokrzepiać – na pewno, ale tak, żeby nas to zachęcało do czynu. Myślę, że Henryk Sienkiewicz, wielki, genialny pisarz – z którym gdzie mi tam się porównywać – też nie miał intencji, żebyśmy po przeczytaniu Trylogii położyli się do łóżka z kieliszkiem wina w ręku i zasnęli po lekturze. On pokazywał wielkość naszej historii, pokrzepiał serca, by mobilizować Polaków do działania – o to mu chodziło. Taki jest i mój cel. Bardzo chciałbym, żeby „Dzieje Polski” mobilizowały do działania.

„Dzieje Polski”, t. 1 do 1202 r. „Skąd nasz ród” Prof. Andrzej Nowak, wydawnictwo Biały Kruk, 384 str., 19,5 x 24 cm, twarda lakierowana oprawa, złocenia

* * *

Jeżeli jesteś Czytelnikiem „Niedzieli”, to zachęcamy do zamówienia „Dziejów Polski” bezpośrednio w Białym Kruku: Tom 1 – „Dzieje Polski. Skąd nasz ród” kosztuje 79 zł. Jeśli zamówimy dwa lub więcej egz. pierwszego tomu, zapłacimy 69 zł za tom, a koszty przesyłki (12 zł) poniesie wydawnictwo. Można się też zapisać na wszystkie tomy – wówczas płatność przy odbiorze danego tomu odbywa się raz w roku.
Wystarczy zadzwonić (oprócz niedziel) i zamówić książki pod numerami: (12) 260-32-90, (12) 260-32-40, (12) 254-56-02, (12) 254-56-26, (12) 254-56-19.
Można też wysłać faks: (12) 254-56-00 lub e-mail: marketing@bialykruk.pl.

2014-06-10 14:43

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie tylko do radnych Częstochowy

W dniu św. Łukasza, patrona lekarzy, 18 października 2012 r., obiegła całą Polskę wiadomość, że Rada Miasta Częstochowy przegłosowała dla obywateli tego miasta fundusze na rzecz wspierania tzw. leczenia niepłodności metodą in vitro. Przede wszystkim zacząć trzeba od tego, że nie ma tu żadnego leczenia niepłodności. Poza tym wszystkim wiadomo, że eksperymenty in vitro są nie do przyjęcia pod względem moralności chrześcijańskiej, gdyż przy stosowaniu zapłodnienia tą metodą ginie wiele embrionów. Tymczasem każdy płód ludzki jest człowiekiem - wyrasta z niego przecież nie jakieś inne stworzenie, ale człowiek. Zachodzi więc swoisty paradoks: jednemu płodowi (człowiekowi) zezwala się żyć, a inne są niszczone, zabijane. Ponadto - o czym coraz częściej się mówi - u dzieci powoływanych do życia tą metodą odnotowuje się wiele poważnych schorzeń spowodowanych manipulacjami laboratoryjnymi na embrionie. Odsyłam Czytelników do świetnego artykułu na ten temat, autorstwa dr Wandy Terleckiej, zamieszczonego w ubiegłorocznym 49. numerze „Niedzieli”. Dlatego właśnie Kościół nie może zgodzić się na tę metodę. Skoncentruję się tu na sprawie podstawowej, jaką są obowiązujące nas przykazania Dekalogu, a wśród nich piąte - „Nie zabijaj!”. Każdy płód ludzki w chwili poczęcia obdarzony jest przez Boga nieśmiertelną duszą. Jest więc prawdziwym człowiekiem. Wszystkie prawa genetyki stosują się już do tego małego człowieka. Oczywiście, jest to istota całkowicie bezbronna, skazana na ludzkie działanie. Taką istotę można bardzo łatwo skrzywdzić. Ale Pan Bóg daje jej życie i tylko do Niego należą decyzje o jej życiu i śmierci. Tylko ktoś, kto czuje się bogiem, może więc odbierać człowiekowi jego życie. Taka jest doktryna Kościoła i tym się on kieruje. Nie ma żadnego swojego interesu, nie jest też złośliwy wobec ludzi, którzy nie mogą mieć dzieci. Są bowiem inne pozytywne metody, stosowane z powodzeniem w świecie, w których nie ma elementu zabijania innych istot ludzkich, tak jak przy in vitro. Szkoda, że wybrani przez społeczeństwo Częstochowy, ponoć w większości katoliccy, radni nie mają tej świadomości. „Niedziela” wydała w Częstochowie specjalny zeszyt mówiący o szczegółach związanych ze stosowaniem metody in vitro, dostępny w naszych parafiach bezpłatnie. Bardzo żałuję, że duszpasterstwo częstochowskie nie dość aktywnie przekazywało wiernym tę naukę Kościoła. Szkoda też, że nie znalazły większego zainteresowania u wiernych znakomite artykuły na ten temat, jak np. ten wspomniany dr Terleckiej. Niestety, nasze parafie rozprowadzają niewielką liczbę „Niedzieli” i m.in. dlatego nauczanie Kościoła po prostu słabo do ludzi dociera. Skutek jest taki, że bardzo łatwo ulegamy ogłupiającym ideologiom, które nie przynoszą im niczego dobrego. Chciałbym zwrócić uwagę częstochowskim radnym, którzy głosowali za dofinansowaniem małżeństw stosujących in vitro, że jednak nie są bogami. Nie mają też prawa w ten sposób dysponować pieniędzmi, które składamy w formie podatku. Nigdy nie zgodzimy się na takie zarządzanie podatkami płynącymi od wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego, gdyż jest to niezgodne z naszymi przekonaniami. Nie zgadzamy się na to, żeby podatki, które płaci „Niedziela” - a nie są one małe - były przeznaczane na cele niezgodne z moralnością chrześcijańską! Wyrażamy protest przeciwko takiemu „spożytkowywaniu” naszych pieniędzy, które z takim dziś trudem wypracowujemy. Tym bardziej że - jak powiedziałem - są sposoby lepsze, ludzkie, są możliwości adopcji i wiele innych szans realizacji macierzyństwa i ojcostwa. Myślę, że czas, by katolicy Częstochowy, zwłaszcza zorganizowani w katolickich ruchach i stowarzyszeniach, zaczęli bardziej interesować się tym wszystkim, co czynią z nami nasze częstochowskie władze, nieliczące się z tymi, w imieniu których sprawują swoje urzędy, których reprezentują. Częstochowa - tak jak mieszkańcy innych miast i miasteczek w Polsce - wierzy w Boga. I niezależnie od tego, czy prezydent miasta jest człowiekiem wierzącym, czy ateistą, czy radni miasta są ludźmi wierzącymi, czy nie, to jednak w poczynaniach jego zarządu musi być jakieś odzwierciedlenie większości społecznych przekonań i racji. A jeżeli takiego odzwierciedlenia nie ma, to trzeba zacząć myśleć, co z tym zrobić. Zasada starożytnej przysięgi Hipokratesa, zawierającej podstawy etyki lekarskiej, mówi: „Primum non nocere” - Po pierwsze, nie szkodzić. A tu, w dzień patrona lekarzy (!), podjęto decyzję, że nie tylko można szkodzić maleńkiemu człowiekowi, którym jest płód ludzki, ale można go nawet zabić! I to - za nasze pieniądze! Tak zdecydowali radni SLD i w jakiejś części PO, ale przecież stanowisko tych spośród radnych PO, którzy wstrzymali się od głosu, także przyczyniło się do tego, że zwyciężył projekt ateistyczny, niezgodny z nauczaniem moralności chrześcijańskiej. Dziwne to i nieczytelne, obywatele, którzy wybierali radnych PO jako ludzi wierzących, mają prawo zapytać ich podczas zebrań dzielnicowych, dlaczego tak postąpili, więcej - mamy obowiązek zapytać ich o to. Ale chciałbym także, niestety, postawić trudne pytanie duszpasterzom, nie tylko Częstochowy: Jak dbamy o oblicze chrześcijaństwa w życiu publicznym? M.in. brak zainteresowania „Niedzielą” w parafiach sugeruje, że mamy do czynienia ze zjawiskiem swoistej hibernacji świadomości chrześcijańskiej. Nasi wierni wprawdzie chodzą do kościoła, przystępują do sakramentów świętych, a jednocześnie nie zastanawiają się głębiej nad tym, co znaczy katolicka nauka społeczna w życiu publicznym, w życiu naszej społeczności lokalnej. Czasem aż chciałoby się zapytać takiego radnego „katolika”, czy wobec jego obojętnego stosunku do in vitro byłoby mu także obojętne, jak zostanie kiedyś pochowany - po katolicku, czy też nie - i czy na pewno jest mu obojętne jego życie wieczne... Przepraszam za te gorzkie słowa, są one jednak wyrazem mojego wielkiego zdumienia niedorzecznością decyzji podejmowanych przez władze miasta Częstochowy i niezrozumieniem istoty walki Kościoła o prawdziwe dobro człowieka.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Zesłania Ducha Świętego w katedrze Notre Dame: Profanacja Najświętszego Sakramentu

2025-06-09 20:26

[ TEMATY ]

profanacja

Notre Dame

Tribune Chrétienne zrzut ekranu

Podczas Mszy św. z okazji Zesłania Ducha Świętego odprawianej w paryskiej katedrze Notre Dame doszło do profanacji Najświętszego Sakramentu - informuje o tym francuski serwis Tribune Chrétienne.

W tę niedzielę, 8 czerwca 2025 r., w dzień Pięćdziesiątnicy, podczas Mszy św. o 8:30 rano wierni (głównie obcokrajowcy) byli świadkami świętokradczych scen.
CZYTAJ DALEJ

Miejcie poczucie misji

2025-06-14 18:57

Magdalena Lewandowska

Abp Józef Kupn odznaczył Medalem św. Jadwigi Śląskiej panią Halinę Dunal.

Abp Józef Kupn odznaczył Medalem św. Jadwigi Śląskiej panią Halinę Dunal.

W 12. rocznicę ingresu abp. Józefa Kupnego na uroczystą Eucharystię do katedry przybyli biskupi, kapłani, siostry zakonne i wierni z różnych stron archidiecezji wrocławskiej.

Podczas liturgii abp Kupny pobłogosławił nowych Nadzwyczajnych Szafarzy Komunii Świętej, ceremoniarzy i lektorów. Metropolita odznaczył Medalem św. Jadwigi Śląskiej panią Halinę Dunal z parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Jaksonowie, uhonorował również trzech kapłanów: godność kanonika honorowego kapituły metropolitalnej otrzymali ks. Arkadiusz Krziżok, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego Wrocławskiej Kurii i ks. Bartłomiej Kłos, dyrektor administracyjny Papieskiego Wydziału Teologicznego, a godność kanonika honorowego kapituły kolegiackiej Świętego Krzyża otrzymał ks. Krzysztof Dudojć, proboszcz parafii w Lewinie Brzeskim.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję