Reklama

Wiara

Czy niebo istnieje naprawdę? Śledztwo dziennikarskie dotyczące życia po śmierci

Co dzieje się z człowiekiem po śmierci ciała? Czy niebo naprawdę istnieje? Zapraszamy na lekturę fragmentu nowości Wydawnictwa eSPe: „Sprawa nieba. Śledztwo dziennikarskie dotyczące życia po śmierci”.

2025-05-22 21:21

[ TEMATY ]

świadectwo

niebo

Adobe Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mój przyjaciel Nabeel chorował na raka żołądka. Siedziałem przy jego łóżku w szpitalu w Houston, zaledwie kilka dni przed jego śmiercią. Jego twarz była wychudzona, nogi kościste i słabe. Umierał, mając zaledwie trzydzieści cztery lata. Nabeel Qureshi był oddanym muzułmaninem, zanim rozpoczął proces poszukiwania, który doprowadził go do uznania prawdy chrześcijaństwa i wiary w Jezusa. Zdążył ukończyć medycynę, zdobyć dwa tytuły naukowe, napisać bestsellerowe książki i stać się mówcą znanym na całym świecie. Jego śmierć była głęboką stratą dla każdego, kto miał zaszczyt nazywać go przyjacielem. Odszedł w 2017 roku.

Artykuł zawiera fragment książki Lee Strobela „Sprawa nieba. Śledztwo dziennikarskie dotyczące życia po śmierci”, wyd. eSPe. Zobacz więcej: ksiegarnia.niedziela.pl.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

I właśnie dziś, przygotowując się do wspomnienia o nim w tej książce, natknąłem się na niego ponownie – na krótkim nagraniu wideo opublikowanym na Twitterze w trzecią rocznicę jego śmierci. Na filmie, na którym zarejestrowano jedno z jego publicznych przemówień – trudno ustalić datę tego przemówienia – Nabeel wypowiada słowa, które wciąż brzmią jak echo z wieczności...

Reklama

„W naszym zracjonalizowanym świecie, zwłaszcza w środowiskach akademickich, panuje przekonanie, że nadprzyrodzoność to mit – coś, co nie istnieje. Ale zmartwychwstanie zadaje temu kłam. Pokazuje, że istnieje coś więcej. Istnieje ktoś, kto ma moc przywracać do życia.

A jeśli to prawda, to znaczy, że nawet kiedy w twoim życiu nadejdzie chwila absolutnej beznadziei – gdy śmierć wydaje się nieunikniona i nie ma przed nią ucieczki – to ona wcale nie jest końcem. Jest coś więcej. Jest nadzieja – bez względu na wszystko”.

Tak – niebo to nadzieja. Nie pusty slogan ani optymistyczne hasło w stylu „jakoś to będzie”. To pewna nadzieja, zakorzeniona w rzeczywistości.

Podziel się cytatem

Wierzę, że któregoś dnia znów spotkam się z moim przyjacielem Nabeelem – i jestem o tym przekonany nie dzięki życzeniowemu myśleniu, lecz dlatego, że mocne i spójne dowody na zmartwychwstanie oraz istnienie nieba sprawiają, że ta wiara ma solidne podstawy. Prawda jest taka, że zmartwychwstanie było punktem zwrotnym w historii świata. N.T. Wright ujął to tak: „Zmartwychwstanie Jezusa to początek nowego Bożego projektu – ten projekt polega nie na tym, by wyrwać ludzi z ziemi do nieba, ale by przemieniać ziemię życiem nieba”. To sedno historii Jezusa, którą Scot McKnight streścił w naszym wywiadzie jednym zdaniem: „Był Mesjaszem; umarł niesprawiedliwie z rąk grzeszników; Bóg przezwyciężył śmierć i wskrzesił Go; Jezus wstąpił do nieba; i powróci, by panować”. Nic dziwnego, że Biblia nazywa to Ewangelią – to naprawdę dobra nowina!

Reklama

A to znaczy, że dla tych, którzy idą za Jezusem i z wiarą oraz wdzięcznością przyjmują Go jako swojego Zbawiciela i Pana, śmierć nie jest końcem, lecz początkiem – bramą do rzeczywistości pełnej majestatu i cudów, spełnienia i niewyobrażalnej radości, głębokich relacji i poruszających doświadczeń, gdzie z wdzięcznym sercem będziemy mogli spojrzeć w twarz naszemu Zbawicielowi. A nawet – jak powiedział Charles Spurgeon – przyjąć Jego pocałunek.

Czy próbowałeś kiedyś wyobrazić sobie, czym tak naprawdę będzie wieczność? „Nawet w najśmielszych oczekiwaniach czy w najgłębszej kontemplacji nie jesteśmy w stanie jej pojąć” – stwierdził Max Lucado. Wspomniałem o tym filozofowi Chadowi Meisterowi, gdy przeprowadzaliśmy rozmowę do tej książki, a on opowiedział mi wtedy taką historię:

– Wyobraź sobie, że spacerujesz po plaży, nabierasz piasku do ręki i wybierasz jedno ziarenko. Wydaje się niczym – jest ledwie zauważalne – wobec całej reszty, którą trzymasz w dłoni. A teraz porównaj to jedno ziarenko z całą plażą. Potem z każdym ziarenkiem piasku na wszystkich plażach i pustyniach świata. To jedno ziarenko symbolizuje twoje życie tu, na ziemi. Wszystkie pozostałe – nieskończone ilości piasku – to dopiero początek wieczności. A teraz wyobraź sobie, że to twoje życie było najtrudniejsze z możliwych – pełne cierpienia, straty, bólu i zmagania. Nie chcę w żaden sposób umniejszać realnego bólu, przez który przechodzą ludzie. Ale jeśli całe to cierpienie mieści się w jednym ziarenku, a wieczność – ta pełna życia i chwały – obejmuje nieskończone miliardy ziaren… cóż, wtedy proporcje mówią same za siebie.

Zamyśliłem się na chwilę, a potem powiedziałem:

Reklama

– To przypomina mi słowa przypisywane św. Teresie z Ávili: „W perspektywie nieba największe cierpienie na ziemi będzie niczym więcej niż jedną nocą w kiepskim hotelu”.

Meister się uśmiechnął.

– Nie wiem, jak dla ciebie – stwierdził uznany filozof i wykładowca, który niegdyś jako sceptyk był o krok od samobójstwa – ale mnie ta perspektywa naprawdę dodaje otuchy.

Moc w zależności od potrzeb

Jeśli historia Jezusa nas podnosi i napełnia nadzieją, to wyobraź sobie, jaką moc miała dla tych, którzy naprawdę znali Go z bliska i widzieli Go jako zmartwychwstałego. „Jezus został całkowicie przekształcony i zdefiniowany na nowo w akcie zmartwychwstania – powiedział Eugene Peterson. – A następnie to samo stało się z Jego uczniami – oni również zostali radykalnie przekształceni i na nowo określeni przez zmartwychwstanie”. Zyskali pewność, że Bóg naprawdę dotrzymuje obietnicy nieba, i ta pewność odmieniła ich życie tu, na ziemi. Ich misja, spojrzenie na świat, relacje, priorytety – wszystko uległo przewartościowaniu.

A co z nami? Co z tobą i mną?

Podziel się cytatem

Reklama

Jak nasze życie może się zmienić dzisiaj, gdy patrzymy na nie przez pryzmat wieczności? Skoro historia Jezusa prowadzi nas do domu w niebie, czy nie warto zgłębić Jego nauczanie i żyć na co dzień mądrością, którą nam zostawił? Skoro mamy obietnicę dziedziczenia wiecznego bogactwa nieba, czy naprawdę warto kurczowo trzymać się dóbr materialnych, które znikają tak łatwo, jak się pojawiły? Jeśli czekamy na raj pełen wiecznej radości, czy nie pora przestać gonić za ulotnymi przyjemnościami, które zostawiają po sobie pustkę? Jeśli w nowym niebie i nowej ziemi wszystko zostanie naprawione, czy nie warto już teraz naprawiać relacji, które zaniedbaliśmy lub poraniliśmy? Kulminacją historii Jezusa jest okazane nam przebaczenie, więc czy my nie możemy wyciągnąć ręki do tych, którzy nas skrzywdzili, i pokornie prosić o przebaczenie tych, których my zraniliśmy?

Wiem, jak trudno jest coś naprawić. Jakiś czas temu miałem świadomość, że powinienem pojednać się z osobą, którą źle potraktowałem. Ale paraliżował mnie wstyd i strach. Bałem się nie tylko przyznania do winy, lecz także reakcji z drugiej strony – że usłyszę słowa, które jeszcze bardziej mnie zranią. A jednak wiedziałem, że jeśli wyciągnę do tego człowieka rękę, postąpię zgodnie z Bożą wolą. W końcu Pismo mówi jasno: „Jeśli to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi zachowujcie pokój”. Modliłem się więc, prosząc Boga o odwagę, by wykonać ten pierwszy krok.

Czy od razu poczułem Jego wsparcie, przypływ siły z nieba? Nie. Nadal byłem spięty i niepewny. Ale mimo to wstałem, wziąłem telefon i – z sercem bijącym jak oszalałe – wybrałem numer. I stało się… Bóg poprowadził mnie przez tę trudną rozmowę. Krok po kroku napełniał mnie pokojem i podsuwał mi słowa. A kiedy odłożyłem słuchawkę, byłem na nowo pojednany z moim przyjacielem.

A ty? Czy możesz – z Bożą pomocą – zdobyć się na podobny krok?

Podziel się cytatem

Jeśli historia Jezusa jest historią o naszym pojednaniu z Bogiem, to nie odkładajmy na później kwestii odbudowy relacji. Nie czekajmy aż do nieba – niebo zaczyna się już tu, na ziemi. Kiedy idziesz drogą Jezusa, On zawsze da ci siłę dokładnie wtedy, gdy jej najbardziej potrzebujesz.

Reklama

Brat Andrew, znany z przewożenia Biblii do krajów, w których chrześcijaństwo było zakazane, nie raz tego doświadczył. Gdy czuł Boże natchnienie, by zawieźć słowo Boże do krajów, do których niebezpiecznie było jechać, nigdy nie czekał. Posłuszny Bogu, ruszał naprzód i raz za razem widział, jak Bóg czyni niemożliwe możliwym. Kiedy brat Andrew zbliżał się do granicy z walizką pełną chrześcijańskich książek, zawsze doświadczał, że Bóg daje mu siłę, by wypełnił powierzoną mu misję. „Drzwi mogą wydawać się zamknięte – mówił – ale są zamknięte jak te w supermarkecie. Gdy stoisz z daleka, pozostają nieruchome, ale kiedy świadomie ruszysz do przodu, czujnik nad nimi dostrzega cię i otwiera przejście. Bóg czeka, aż – posłuszni – zrobimy pierwszy krok – wtedy On sam otwiera drzwi, abyśmy mogli Mu służyć”.

Czy możemy zaufać Bogu, że postąpi właściwie?

Być może wciąż coś ci nie gra w opowieści o Jezusie. Może zastanawiasz się, czy Bóg rzeczywiście jest sprawiedliwy. Skoro to Jezus dzierży klucze do nieba, co z tymi, którzy nigdy nie usłyszeli Jego przesłania o odkupieniu i życiu wiecznym?

Ten temat poruszył mnie do głębi, kiedy byłem jeszcze neofitą. Do tego stopnia, że wsiadłem w samochód i przejechałem setki kilometrów, by spotkać się z cenionym teologiem i szukać u niego odpowiedzi. Dowiedziałem się wtedy, że Bóg nie objawił nam szczegółowo, w jaki sposób postępuje z tymi, którzy nie słyszeli Ewangelii. „Rzeczy ukryte należą do Pana, naszego Boga. Lecz to, co zostało objawione, na zawsze należy do nas i do naszych dzieci”.

Ale są też prawdy, które zostały nam objawione i które rzucają światło na ten trudny temat.

Podziel się cytatem

Po pierwsze, Pismo mówi, że każdy człowiek nosi w sercu moralny kompas dany przez Boga i że każdy tę wewnętrzną regułę w pewnym momencie naruszył. To właśnie dlatego sumienie nas dręczy, kiedy robimy coś złego.

Reklama

Po drugie, wiemy, że każdy człowiek, obserwując świat stworzony, ma dostęp do wystarczających przesłanek, by dojść do wniosku, że Bóg istnieje, a jednak wielu tłumi tę prawdę i świadomie Go odrzuca. Zarówno Stary, jak i Nowy Testament podkreślają jednak, że ci, którzy szczerze i z całego serca szukają Boga, znajdą Go. W rzeczywistości to Duch Święty jest Tym, który pierwszy nas poszukuje, inspirując i umożliwiając nam odpowiedź na Jego wezwanie. To pozwala mi sądzić, że jeśli ktoś szczerze odpowiada na światło, które już posiada, i autentycznie poszukuje prawdziwego Boga, On w jakiś sposób – znany tylko Jemu – da mu szansę, by przyjął życie wieczne, które On ofiarowuje przez Jezusa Chrystusa. Czasem możemy dostrzec przebłyski, jak Bóg tego dokonuje.

Pamiętam rozmowę z mężczyzną, który dorastał wśród guru w jednym z regionów Indii, gdzie nie było ani jednego chrześcijanina. Jako nastolatek zaczął dostrzegać wewnętrzne sprzeczności hinduizmu i uznał, że jego nauki nie mogą zaspokoić jego duszy. W końcu zwrócił się do Boga w modlitwie, prosząc Go o odpowiedzi, i w absolutnie niezwykłym łańcuchu wydarzeń Bóg postawił na jego drodze ludzi, którzy opowiedzieli mu historię Jezusa. W rezultacie został Jego uczniem.

W mojej książce The Case for Miracles („Sprawa cudów”) dokumentuję wiele przypadków, w których Jezus objawia się muzułmanom w niezwykłych snach – często w krajach zamkniętych na Ewangelię – wskazując im drogę do życia wiecznego u Jego boku. W ostatnich latach zaobserwowano wręcz falę takich wydarzeń, przypominającą duchowe tsunami – zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, ale także w innych miejscach. To zjawisko odegrało istotną rolę również w duchowej przemianie mojego zmarłego przyjaciela, Nabeela Qureshiego.

Reklama

Możemy być głęboko przekonani, że gdy człowiek – niezależnie od pochodzenia, kultury czy epoki – woła szczerze do Boga, On zawsze odpowiada. Często w sposób zaskakujący, czasem nawet cudowny. W końcu Biblia nieustannie przypomina, że Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy. Już w Księdze Rodzaju pojawia się pytanie, które wciąż rezonuje w sercach wierzących: „Czy Sędzia całego świata mógłby rozsądzić niesprawiedliwie?”. Jak zauważył pewien autor: „Kiedy Bóg zakończy swoje działanie wobec każdego człowieka, nikt nie będzie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że został potraktowany niesprawiedliwie”. Innymi słowy, gdy historia dobiegnie końca, każdy z nas uzna z pełnym podziwem, jak absolutnie doskonały jest osąd Boga.

Wiemy przecież, że bez ofiary, jaką Jezus złożył na krzyżu, nikt z nas nie ma szans uniknąć wyroku śmierci. A co dokładnie musi o Jezusie wiedzieć człowiek, by odpowiedzieć wiarą? Gdzie przebiega granica między wiarą a niewiarą? To wie tylko Bóg. Tylko On potrafi zajrzeć w głąb ludzkiego serca i rozpoznać jego prawdziwe motywy. Ostatecznie wszystko, co naprawdę musimy wiedzieć, sprowadza się do trzech prostych, a zarazem potężnych prawd: Bóg jest dobry. Bóg jest miłością. Bóg jest sprawiedliwy. Gdy uchwycimy się tych prawd, możemy Mu zaufać, że ostateczny wyrok będzie właściwy.

Wiara ujęta wzorem

Jeśli chodzi o ciebie i o mnie, problemem nie jest niewiedza. Nawet jeśli wcześniej nigdy o tym nie słyszałeś, przeczytałeś w tej książce historię Jezusa. Na tych wielu stronach analizowałeś dowody i rozważałeś argumenty przemawiające za prawdziwością chrześcijaństwa. Mam nadzieję, że poczułeś także choć odrobinę tej potrzeby zgłębiania tematu, którą ja sam miałem, gdy kilka lat temu byłem u kresu życia. Podczas czytania tej książki byłeś trochę jak członek ławy przysięgłych w sprawie o istnienie nieba, a w pewnym momencie dobry przysięgły musi wydać werdykt. Może właśnie teraz nadszedł ten moment. Teraz znasz drogę do domu.

Reklama

Pamiętam dzień, w którym wszystko to uderzyło mnie z pełną mocą. To było 8 listopada 1981 roku. Po dwóch latach badania dowodów jako ateista, doszedłem do wniosku, że historia Jezusa jest prawdziwa. Nie byłem pewien, jak powinienem zareagować, aż natrafiłem na odpowiedź w Ewangelii Jana: „Tych zaś, którzy Je przyjęli, obdarzyło mocą, aby się stali dziećmi Bożymi. To są ci, którzy wierzą w Jego imię” (J 1,12).

Ten werset zawiera wzór wiary: uwierzyć + przyjąć = stać się.

Podziel się cytatem

Uwierzyłem w historię Jezusa, więc przyjąłem Jego przebaczenie przez szczerą modlitwę, w której wyznałem swoje grzechy i postanowiłem iść Jego drogą – i dzięki temu stałem się dzieckiem Bożym na wieczność. Z czasem Bóg zaczął mnie przemieniać – moje serce, mój charakter, moje wartości, spojrzenie na świat, relacje, priorytety.

A ty?

Bóg nie chce, żebyś żył w stanie niepokoju czy niepewności. Pierwszy werset, którego nauczyłem się na pamięć jako świeżo nawrócony uczeń Jezusa, pochodzi z Pierwszego Listu Jana: „Napisałem to wam, wierzącym w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne” (1 J 5,13). Tak – możesz wiedzieć. Już teraz, z pełnym przekonaniem. Możesz mieć pewność, że będziesz cieszyć się Bożą dobrocią przez całą wieczność.

Podziel się cytatem

Jeśli wierzysz w historię Jezusa – najlepiej, jak potrafisz – to przyjmij Jego dar przebaczenia i życia wiecznego, modląc się szczerze z wiarą i skruchą. A wtedy staniesz się Jego dzieckiem. Na zawsze. Będziesz mieszkał z Bogiem, a On będzie mieszkał z tobą – w nowym niebie i w nowej ziemi. A kiedy już będziemy w niebie, podejrzewam, że często będziesz mógł znaleźć mnie siedzącego na werandzie. Wpadnij wtedy – wspólnie będziemy świętować wszystko, czym Bóg nas obdarzył w swojej nieskończonej łasce i dobroci. Razem zaśpiewamy pieśń wdzięczności i chwały Temu, który sprawił, że to wszystko jest możliwe.

Artykuł zawiera fragment książki Lee Strobela „Sprawa nieba. Śledztwo dziennikarskie dotyczące życia po śmierci”, wyd. eSPe. Zobacz więcej: ksiegarnia.niedziela.pl.

Oceń: +39 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W pobliżu Ziemi przeleci planetoida o wielkości ponad kilometra

[ TEMATY ]

niebo

Adobe.Stock

Spora planetoida (asteroida) przemknie w kosmosie w pobliżu naszej planety w niedzielę 22 maja o godzinie 14:26 czasu uniwersalnego. Ma średnicę ponad jednego kilometra – to największe z tego typu ciał przelatujących w pobliżu naszego kosmicznego domu w ostatnich miesiącach.

Na prowadzonej przez NASA, internetowej stronie CNEOS znajduje się stale aktualizowana lista tzw. planetoid bliskich Ziemi, czyli obiektów przemykających w dość bliskiej odległości od naszej planety. Wśród najbliższych tego typu zdarzeń wyróżnia się spotkanie z planetoidą o numerze 7335, znaną też pod tymczasowym oznaczeniem 1989 JA.
CZYTAJ DALEJ

Święty Antoni z Padwy

Po przedstawieniu dwa tygodnie temu postaci św. Franciszka z Asyżu chciałbym dzisiaj opowiedzieć o innym świętym, który należał do pierwszego pokolenia Braci Mniejszych: o Antonim Padewskim czy - jak go się również nazywa - Lizbońskim, nawiązując do miejsca jego urodzenia. Mowa o jednym z najpopularniejszych świętych w całym Kościele katolickim, czczonym nie tylko w Padwie, gdzie wzniesiono wspaniałą bazylikę, w której spoczywają jego doczesne szczątki, ale na całym świecie. Wierni z wielką czcią odnoszą się do jego obrazów oraz figur, przedstawiających go z lilią, symbolem jego czystości, bądź z Dzieciątkiem Jezus na ręku, upamiętniającym cudowne widzenie, o którym wspominają niektóre źródła literackie. Antoni w znaczący sposób przyczynił się do rozwoju duchowości franciszkańskiej dzięki swym wybitnym przymiotom - inteligencji, zrównoważeniu, gorliwości apostolskiej, a przede wszystkim żarliwości mistycznej. Urodził się w Lizbonie w szlacheckiej rodzinie ok. 1195 r. i na chrzcie otrzymał imię Fernando (Ferdynand). Wstąpił do kanoników zachowujących monastyczną Regułę św. Augustyna, najpierw w klasztorze św. Wincentego w Lizbonie, następnie Świętego Krzyża w Coimbrze - renomowanego ośrodka kultury Portugalii. Z zainteresowaniem i zapałem poznawał Biblię i Ojców Kościoła, zdobywając wiedzę teologiczną, którą owocnie wykorzystywał w działalności nauczycielskiej i kaznodziejskiej. W Coimbrze wydarzył się epizod, który w decydujący sposób wpłynął na jego życie: w 1220 r. wystawiono tam relikwie pierwszych pięciu misjonarzy franciszkańskich, którzy udali się do Maroka, gdzie ponieśli śmierć męczeńską. Ich historia zrodziła w młodym Ferdynandzie pragnienie naśladowania ich i postępowania drogą chrześcijańskiej doskonałości: poprosił wówczas o zgodę na opuszczenie kanoników św. Augustyna i zostanie bratem mniejszym. Jego prośba została przyjęta i pod nowym, zakonnym imieniem Antoni on również wyruszył do Maroka. Opatrzność Boża zdecydowała jednak inaczej. Z powodu choroby musiał wrócić do Włoch i w 1221 r. wziął udział w słynnej Kapitule Namiotów w Asyżu, gdzie spotkał też św. Franciszka. Następnie żył czas jakiś w całkowitym ukryciu w klasztorze w pobliżu Forli w północnych Włoszech, gdzie Pan powołał go do innej misji. Wysłany w okolicznościach zupełnie przypadkowych do wygłoszenia kazania z okazji święceń kapłańskich, pokazał, że wyposażony jest w taką wiedzę i dar wymowy, iż przełożeni przeznaczyli go do kaznodziejstwa. Tak oto rozpoczął we Włoszech i we Francji ogromnie intensywną i skuteczną działalność apostolską, by nakłonić sporą liczbę osób, które odeszły od Kościoła, do zmiany decyzji. Był też jednym z pierwszych nauczycieli teologii Braci Mniejszych, jeżeli nie wręcz pierwszym. Rozpoczął swe nauczanie w Bolonii, z błogosławieństwem Franciszka, który, w uznaniu cnót Antoniego, wystosował do niego krótki list, rozpoczynający się tymi słowami: „Podoba mi się, że nauczasz świętej teologii braci”. Antoni położył podwaliny pod teologię franciszkańską, która - uprawiana przez innych wybitnych myślicieli - miała osiągnąć swoje szczyty w postaciach Bonawentury z Bagnoregio i bł. Dunsa Szkota. Kiedy został prowincjałem Braci Mniejszych w Północnych Włoszech, nadal zajmował się kaznodziejstwem, dzieląc je ze sprawowaniem urzędu przełożonego. Gdy skończył misję prowincjała, wrócił w okolice Padwy, dokąd jeszcze kilkakrotnie się udawał. Po niespełna roku zmarł u bram tego miasta - 13 czerwca 1231 r. Padwa, która przyjęła go z miłością i czcią, złożyła mu wieczny hołd czci i pobożności. Sam papież Grzegorz IX - który wysłuchawszy jego kazania, nazwał go „Arką Testamentu” - kanonizował go w 1232 r., również w następstwie cudów, jakie dokonały się za jego wstawiennictwem. W ostatnim okresie życia Antoni zapisał dwa cykle „Kazań”, zatytułowane „Kazania niedzielne” i „Kazania na uroczystości i święta”, przeznaczone dla kaznodziejów i wykładowców teologii z Zakonu Franciszkańskiego. Komentuje w nich teksty Pisma Świętego, prezentowane przez liturgię, wykorzystując patrystyczno-średniowieczną interpretację czterech zmysłów: literackiego lub historycznego, alegorycznego lub chrystologicznego, topologicznego czy moralnego i anagogicznego, który ukierunkowuje ku życiu wiecznemu. Chodzi o teksty teologiczno-homiletyczne, będące odzwierciedleniem żywego przepowiadania, w których Antoni proponuje prawdziwą i właściwą drogę chrześcijańskiego życia. Tak wielkie jest bogactwo nauki duchowej zawartej w „Kazaniach”, że czcigodny papież Pius XII w 1946 r. ogłosił Antoniego doktorem Kościoła, nadając mu tytuł „Doctor Evangelicus”, gdyż z pism tych przebija świeżość i piękno Ewangelii; dziś jeszcze możemy czytać je z wielkim pożytkiem duchowym. W swoim nauczaniu mówi o modlitwie jako związku miłości, która popycha człowieka do słodkiej rozmowy z Panem, przynosząc niewypowiedzianą radość, która łagodnie ogarnia modlącą się duszę. Antoni przypomina nam, że modlitwa potrzebuje atmosfery ciszy, która nie ma nic wspólnego z oderwaniem się od zewnętrznego hałasu, ale jest doznaniem wewnętrznym, mającym na celu usunięcie przeszkód w skupieniu się, spowodowanych przez troski duszy. Według nauczania tego wybitnego doktora franciszkańskiego, modlitwa składa się z czterech niezbędnych postaw, które Antoni określił po łacinie jako „obsecratio”, „oratio”, „postulatio”, „gratiarum actio”. Moglibyśmy je przetłumaczyć następująco: ufne otwarcie serca na Boga, czuła rozmowa z Nim, przedstawienie naszych potrzeb, wysławianie Go i dziękczynienie. W tym nauczaniu św. Antoniego o modlitwie widzimy jeden ze szczególnych rysów teologii franciszkańskiej, którą on zapoczątkował, a mianowicie fundamentalną rolę przyznaną miłości Bożej, która wkracza w sferę uczuć, woli, serca, i będącej także źródłem, z którego wytryska poznanie duchowe, przerastające wszelkie poznanie. Pisze dalej Antoni: „Miłość jest duszą wiary, sprawia, że jest ona żywa; bez miłości wiara umiera” („Kazania na niedziele i święta II”, „Il Messaggero”, Padwa 1979, s. 37). Tylko dusza, która się modli, może dokonać postępów w życiu duchowym: oto uprzywilejowany przedmiot przepowiadania św. Antoniego. Zna on doskonale ułomności ludzkiej natury, skłonność do popadania w grzech, dlatego stale wzywa do walki ze skłonnością do chciwości, pychy, nieczystości oraz do praktykowania cnót ubóstwa i wielkoduszności, pokory i posłuszeństwa, niewinności i czystości. Na początku XIII wieku, w kontekście odrodzenia miast i rozkwitu handlu, wzrastała liczba osób nieczułych na potrzeby ubogich. Z tego też powodu Antoni wielokrotnie wzywa wiernych do myślenia o prawdziwym bogactwie, bogactwie serca, które czyni ich dobrymi i miłosiernymi, i gromadzeniu skarbów dla Nieba. „Bogacze - tak wzywa - zaprzyjaźnijcie się z ubogimi, (...) przyjmijcie ich w swoich domach: to oni, ubodzy, przyjmą was potem w wieczne mieszkanie, gdzie jest piękno pokoju, ufność w bezpieczeństwo oraz obfity spokój wiecznej sytości” (tamże, s. 29). Czyż nie widzimy, Drodzy Przyjaciele, że to nauczanie jest bardzo ważne także dziś, gdy kryzys finansowy i poważne nierówności gospodarcze zubożają wiele osób i stwarzają warunki nędzy? W encyklice „Caritas in veritate” przypominam: „Ekonomia bowiem potrzebuje etyki dla swego poprawnego funkcjonowania; nie jakiejkolwiek etyki, lecz etyki przyjaznej osobie” (n. 45). Antoni, w szkole Franciszka, stawia zawsze Chrystusa w centrum życia i myślenia, działania i kaznodziejstwa. I to jest drugi rys typowy dla franciszkańskiej teologii: chrystocentryzm. Kontempluje ona z upodobaniem i wzywa do kontemplacji tajemnic człowieczeństwa Pana, w szczególny sposób tajemnicy Narodzenia, które wywołują w nim uczucia miłości i wdzięczności dla Bożej dobroci. Również widok Ukrzyżowanego inspiruje w nim myśli o wdzięczności dla Boga i szacunku dla godności osoby ludzkiej, tak iż wszyscy, wierzący i niewierzący, mogą znaleźć w niej to znaczenie, które wzbogaca życie. Antoni pisze: „Chrystus, który jest twoim życiem, wisi przed tobą, abyś patrzył na krzyż jak w lustro. Będziesz mógł tam poznać, jak śmiertelne były twoje rany, których żadne nie uleczyłoby lekarstwo, jak tylko krew Syna Bożego. Jeśli dobrze się przyjrzysz, będziesz mógł zdać sobie sprawę, jak wielka jest twoja godność ludzka i twoja wartość (...). W żadnym innym miejscu człowiek nie może lepiej uświadomić sobie, jak wiele jest wart, jak wtedy, gdy spogląda w lustro krzyża” („Kazania na niedziele i święta III”, str. 213-214). Drodzy Przyjaciele, oby Antoni Padewski, tak bardzo czczony przez wiernych, mógł wstawiać się za całym Kościołem, a zwłaszcza za tymi, którzy poświęcają się kaznodziejstwu. Oni zaś, czerpiąc natchnienie z jego przykładu, niech troszczą się o łączenie mocnej i zdrowej nauki ze szczerą i żarliwą pobożnością i zwięzłością przekazu. W obecnym Roku Kapłańskim módlmy się, aby kapłani i diakoni pełnili pilnie tę posługę głoszenia i aktualizacji Słowa Bożego wiernym, przede wszystkim w homiliach liturgicznych. Niech będą one skutecznym przedstawieniem odwiecznego piękna Chrystusa, właśnie tak jak zalecał Antoni: „Kiedy głosisz Chrystusa, otwiera On twarde serca; gdy wzywasz Go, osładza gorzkie pokusy; gdy myślisz o Nim, rozjaśnia Twoje serce; kiedy o Nim czytasz, nasyca twój umysł” („Kazania na niedziele i święta III”, str. 59).
CZYTAJ DALEJ

Przepustowość Lotniska Chopina na wyczerpaniu. CPK potrzebne "na już"

2025-06-13 11:17

[ TEMATY ]

CPK

Lotnisko Chopina

przepustowość

na wyczerpaniu

na już

Adobe Stock

Lotnisko Chopina w Warszawie

Lotnisko Chopina w Warszawie

Z usług warszawskiego portu w maju br. skorzystało ponad 2 mln pasażerów, co oznacza wzrost 13,6 proc.; od początku roku odprawiono ponad 8,7 mln osób - poinformowało w piątek Lotnisko Chopina. W majówkę padł dobowy rekord podróżnych - 4 maja port odprawił ponad 80,8 tys. osób. Prezes Polskich Portów Lotniczych stwierdził, że przepustowość portu lotniczego jest na wyczerpaniu. Tymczasem rząd zamiast szybkiej budowy CPK planuje... modernizację Lotniska Chopina.

Warszawski port przekazał, że większość pasażerów, których odprawiono w okresie od stycznia do końca maja podróżowała w ruchu międzynarodowym (8,1 mln), a dwie trzecie latało po strefie Schengen (blisko 5,8 mln). "Nieznacznie, bo o jeden punkt procentowy, kosztem rozkładowych (62 proc.) wzrósł udział przewoźników niskokosztowych (27 proc.). Udział przewoźników czarterowych pozostał na poziomie 11 proc." - dodano w informacji prasowej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję