Muzyka z Armenii jest niespokojna, tajemnicza, nostalgiczna. A wszystko za sprawą duduka, „dęciaka” wymyślonego ponoć przez dwóch pasterzy owiec z nudów o ciepłym dźwięku i brzmieniu podobnym do saksofonu. Rozsławił go i sam dzięki niemu zyskał światową sławę ormiański muzyk Jivan Gasparyan.
Kilka nut na krzyż, zagranych z wielką ekspresją: tyle potrzeba mistrzom duduka do stworzenia muzyki o niezwykłych barwach, pełnej nostalgii. Aurę roztaczaną przez instrument docenili filmowcy; duduk Gasparyana zagrał w „Krwawym diamencie”, „Stanie oblężenia” i „Gladiatorze”, które oglądał pewnie każdy miłośnik kina. Popularny na Bliskim Wschodzie, ma 1500-letnią tradycję i choć pochodzenie zawdzięcza Ormianom, jest także ważnym elementem kultury tureckiej, gruzińskiej i azerskiej. W Polsce stawia pierwsze kroki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Lekcje w Armenii
Tacy muzycy jak Gasparyan który mawia, że duduk to ujednolicona symfonia ludzkiego ducha, głos lamentu i hymn wiary i siły przesądzili o tym, że Kamil Radzimowski zainteresował się dudukiem. Wcześniej była fascynacja Wschodem. Zjeździłem go, chłonąc tamtą kulturę, inność w stosunku do Zachodu mówi. Także „inność” relacji międzyludzkich, gdzie zasada „gość w dom, Bóg w dom”, wciąż obowiązuje.
Reklama
Gdy usłyszał kiedyś w Rosji dźwięk duduka i dowiedział jak się nazywa i znalazł w sklepie, omal go nie kupił. Ale po co mu instrument, z którego nie umiał wydobyć dźwięku? Kupił go innym razem i po wielu próbach wydobył dźwięk. Zaczął grać, słuchać mistrzów, a nawet brać lekcje u nich, w Armenii, gdzie jest nawet uczelnia kształcąca w grze na duduku. Dziś gra tak, że zapraszają go na koncerty nie tylko warszawskie, i nie tylko kościoły; regularnie grywa w filharmoniach z orkiestrami. Ale na co dzień można słuchać go w kościele, w czasie Mszy św. konkretnie u Dominikanów na Służewie grającego na organach. Robi to tam od kilku lat, ale doświadczenie ma długie: zaczynał kilkanaście lat temu jako kościelny organista w rodzinnym Sandomierzu.
Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć
Jak trudnym instrumentem jest duduk, Radzimowski miał dopiero się dowiedzieć. Gry trzeba uczyć się latami i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Duduk ma w sobie brzmienie różnych instrumentów, smyczków, klarnetu, saksofonu, ale i głosu ludzkiego mówi. Wydaje potężny dźwięk, wydawałoby się, że to instrument-gigant. Tymczasem jest niewielki, a do tego ma małą skalę dźwięków: nieco ponad oktawę.
Radzimowski ma porównanie, bo uczył się grać i gra na co dzień lub od święta na fortepianie, organach piszczałkowych, akordeonie, gitarze, a także egzotycznej dla nas tureckiej zurnie (surmie). I na co dzień ma kontakt z rozmaitą muzyką, prowadzi własne studio nagrań, jest realizatorem dźwięku, aranżerem i kompozytorem.
Już wie, jak duduk jest wymagający. Na organach gra się rutynowo, wszystko, zdaje się powtarzać, klawisz organów, czy fortepianu się wciśnie, strunę zawadzi, pójdzie dźwięk. Duduk, gdy się dmuchnie niedobrze, nieodpowiednio, nie wyda dźwięku.
Jedna wielka emocja
W grę trzeba włożyć sporo siły, na zdjęciach z koncertów widać muzyków nadymających policzki. Na wszystkich instrumentach trzeba ćwiczyć, duduk nie jest wyjątkiem, więcej: trzeba ćwiczyć codziennie. Usta muszą być twarde, co grający na instrumentach dętych widza doskonale, inaczej nie wytrzymają, a instrument nie będzie słuchać muzyka.
Gdy dobrze wczuć się w duduk, muzyk może mieć wrażenie, że integruje się z instrumentem, razem są jedną wielką emocją. Takiego warzenia nie mam grając na innym instrumencie mówi Kamil Radzimowski. Duduk staje się moim głosem, którym wypowiadam się, którym mówię. To niepowtarzalne wrażenie.
Tak: duduk wymaga szczególnych emocji. Technika nie decyduje, jak w wielu innych instrumentach. Decyduje, jak mówią w Armenii, dusza, czyli emocje. One muszą grać, żeby z duduka wydobyć piękno. Bez tego brzmi prostacko, nieciekawie mówi. W Polsce duduk jeszcze zrobi karierę. A wie to po publiczności: zwykle jest zachwycona, dla niej to coś nowego.