Reklama

Kultura

Życie czeka

Z Joszkiem i Deborą Brodami – twórcami popularnego zespołu „Dzieci z Brodą” – o świętowaniu narodzin Boga i człowieka oraz o miłości, nadziei i radości z tego wynikających – rozmawia Aleksandra Nitkiewicz

Niedziela Ogólnopolska 51/2014, str. 28-30

[ TEMATY ]

wywiad

sztuka

muzyka

Rafał Gasiński

Moc rodziny można przenieść na scenę

Moc rodziny
można przenieść
na scenę

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ALEKSANDRA NITKIEWICZ: – „Dzieci z Brodą” śpiewają: „Życie, życie czeka na nowego człowieka. Rodzina, która na życie czeka, to jest wyjście dla człowieka”. Przyznam, że słowa te w kontekście Waszej licznej rodziny nabierają szczególnego znaczenia...
JOSZKO BRODA: – Jestem muzykiem i bardzo lubię grać i tworzyć płyty, ale prawdziwy sens odkrywam tam, gdzie pojawia się mały człowiek, któremu trzeba poświęcić cały swój czas. To było wspaniałe doświadczenie, kiedy zauważyłem, że muzyka nie jest sensem, bo zobaczyłem, że tam, gdzie się daje życie, tam się je dostaje.

DEBORA BRODA: – Śpiewamy o sprawach, które nas dotyczą. Słowa naszych piosenek to próba przekazania tego, co jest dla nas bardzo ważne, czym chcielibyśmy podzielić się z innymi. Mamy dziewięcioro dzieci, ja wychowałam się w rodzinie wielodzietnej. Mogę powiedzieć, że przyjmowanie każdego nowego dziecka sprawia, że nasza egzystencja nie polega tylko na spędzaniu lepiej czy gorzej kolejnych dni. Dzieci faktycznie wnoszą do naszej rodziny prawdziwe życie, atmosferę święta, bo gdy rodzi się nowy człowiek, jest święto. Dla mnie osobiście każdy uśmiech, westchnienie jest świętem. To jest dobre wyjście, bo w rodzinie, w której oczekuje się na nowe życie, ta specyficzna atmosfera panuje znacznie częściej niż raz w roku na Boże Narodzenie.

– Jak u Was wyglądają tradycyjne świąteczne zwyczaje? Od śpiewanych w pełnej chacie kolęd pewnie aż się ściany trzęsą...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

J.: – Świąteczne przygotowania zaczynają się o świcie kilka tygodni przed Świętami, gdy dzieci idą na pierwsze Roraty. Podstawową sprawą jest przygotowanie swojego wnętrza. Wysiłek związany z codziennym uczestniczeniem w Eucharystii uczy dzieci przede wszystkim zmagania się z samym sobą. Jako dziecko na Roraty jeździłem na nartach biegowych ładnych parę kilometrów, do naszego parafialnego kościółka na Stecówce w Istebnej, położonego niemal na szczycie góry, z której rozpościera się bajeczny widok na Beskidy. Z dziećmi chodzimy na Roraty do kościoła w Dysie, który klimatem trochę przypomina mi urokliwe dzieciństwo.

D.: – Przed samymi Świętami dzieci zwykle produkują niezliczone ilości ozdób, łańcuchów i innych drobiazgów (często można nimi obdzielić kilka choinek). Rok temu artystyczna energia skumulowała się w kilkudziesięciometrowym łańcuchu z papieru kolorowego. Na szczęście u dziadków jest duży salon... Podczas wieczerzy wigilijnej wszyscy obowiązkowo przynajmniej próbują każdej potrawy. Do tej pory dzieci nie chciały nawet patrzeć na śledzie, ale jakiś miesiąc temu przyszła do mnie zadowolona „delegacja” chłopaków, którzy oświadczyli, pokazując pusty słoik, że od dziś lubią śledzie. Do wszystkiego trzeba dorosnąć – do smaków też. Nigdy nie ma problemów z pałaszowaniem uszek, które dzieci uwielbiają.

J.: – Kiedy spędzamy Święta u dziadków w górach, potrawy wigilijne są zupełnie inne: zupa rybna, breja, kapusta zasmażana, ziemniaki. Oczywiście dla dzieci – no dobrze, nie tylko dla dzieci – najważniejsze są prezenty. Jest nas dużo i mamy tradycję, że każda rodzina przygotowuje dla każdego jakiś drobiazg. W związku z tym rozdawanie prezentów wydłuża się w nieskończoność. Atmosfera tego momentu jest niepowtarzalna – takie apogeum radości. Później udajemy się całą rodziną na Pasterkę. Wszystko ze śpiewem na ustach. Cały wieczór wigilijny wypełniony jest kolędami, nie tylko tymi popularnymi. Śpiewamy również po góralsku, po lubelsku, także w innych językach, tworząc spory zespół. Często zdarza się, że w tym czasie jeździmy i kolędujemy na koncertach, i wtedy ludzie naprawdę mogą poczuć, że my jako rodzina, jako zespół muzyczny jesteśmy kolędnikami-praktykami. Kolędujemy, bo wynika to z naszego dziedzictwa kulturowego i nie robimy z tego „przedstawienia”, tylko autentycznie to przeżywamy. Ludzie to czują i możemy wtedy świętować razem.

– Macie wyjątkowe korzenie: Joszko – ród góralski, tradycjami pasterskimi sięgający XII wieku; Debora – rodziców prekursorów Drogi Neokatechumenalnej w Polsce i piętnaścioro rodzeństwa. Czy pamiętacie jakieś szczególne Święta z Waszego dzieciństwa? Może niezwykłe tradycje świąteczne?

J.: – Najbardziej lubiłem chodzenie po połazach. 26 grudnia, w święto św. Szczepana o 3 rano, jako małe dzieci chodziliśmy od domu do domu z gałązkami jodły przyozdobionymi kwiatami z bibuły i mówiliśmy specjalne wierszyki. Za przyniesienie połaźniczki byliśmy nieźle wynagradzani, ponieważ duża liczba gałązek, które po otrzymaniu przytwierdza się na cały rok nad drzwiami, świadczy o szacunku, którym rodzina się cieszy. Od 27 grudnia, już jako starsze dzieci, chodziliśmy po pastuszkach, a potem z obrzędem Trzech Króli. Po kolędzie chodzą dorośli i młodzież. Cały okres Bożego Narodzenia w kulturze ludowej jest tak skonstruowany, żeby mogli brać w nim udział wszyscy, tzn. wszystkie grupy wiekowe – od bardzo małych, dwuletnich dzieci do ludzi starszych. Ten kontekst jest bardzo ważny, bo uczy, że wszyscy mają swoje miejsce i biorą udział we wspólnym świętowaniu. Pamiętam z dzieciństwa święta Bożego Narodzenia w Lipowcu, rodzinnej wsi rodu Brodów, i klimat wielu rodzin, wujków, ciotek, babć, kuzynów i kuzynek. Choć byłem wtedy bardzo mały, zapamiętałem ciepło i wielką przyjemność z bycia razem. Moc rodziny przenosiliśmy potem na scenę i robiliśmy duże wrażenie na publiczności, wciągaliśmy ją w kolędowanie. Ze zwykłego koncertu stwarzaliśmy atmosferę święta. Był to często szok dla publiczności, ale reakcje były wspaniałe, nawet za granicą – pamiętam kolędowanie w 1979 r. we Francji: bariera językowa nie przeszkodziła nam stworzyć wspólnoty z publicznością.

D.: – Dla mnie Święta zawsze były związane z obecnością naszej wielkiej rodziny – największa wieczerza wigilijna liczyła ponad osiemdziesiąt osób. Rozpoczynamy od odczytania Ewangelii, po czym każdy musi powiedzieć, że wybaczył wszystkim osobom, z którymi w ciągu roku miał jakieś zatargi, kłótnie czy inne problemy. Tylko ten, kto wszystko wybaczył, może usiąść do wieczerzy, może dzielić się opłatkiem. Gdy wszyscy są w jedności, można złożyć figurkę Dzieciątka Jezus w żłóbku, bo tam, gdzie jest miłość, tam jest prawdziwe Boże Narodzenie.

Reklama

– Nie raz, nie dwa słyszałam fragment Waszej piosenki: „Bardzo dobra jest rodzina, która razem dzień zaczyna. Babcia, dziadek, mama, tata, siostry, bracia – pełna chata. Dla małego, dla dużego jest tu miejsce dla każdego...”. Jakie jest miejsce ojca, mamy w Waszej rodzinie, jakie miejsce mają w niej dziadkowie?

J.: – Myślę, że role ojca, mamy i dziadków w rodzinie są naturalne. Ojciec jest dla dzieci autorytetem, ustanawia reguły, mama koloruje je uczuciami, a rolą dziadków jest rozpieszczanie, ale też dostarczanie wzorców. Ich obecność utwierdza dzieci w przekonaniu, że mają korzenie, to ma duży wpływ na poczucie bezpieczeństwa. Pewne role w rodzinie widać wyraźnie, gdy przygotowujemy się do występu z zespołem. Debora dba o przygotowanie prób, o stroje. Przygotowując całe zaplecze, wykonuje dużą pracę. Ja biorę na siebie realizację występu. W domu rola mamy jest podobna – poukładanie wszystkich szczegółów tak, by nasze zadania były wykonalne, ale jednocześnie, żeby było miło.

D.: – Bardzo ważne jest, by robić pewne rzeczy razem. Dla nas ogromne znaczenie mają wspólna modlitwa, wspólne posiłki, wspólny odpoczynek. Mamy w domu duży stół, przy którym wszyscy się mieścimy. To bardzo ważny moment – gdy siedzimy przy nim wszyscy razem, widzimy pełny obraz naszej rodziny. To niesamowite, że każdy jest tak bardzo ważny – gdy kogoś brakuje, to wydaje się, że nie ma przynajmniej połowy...

– „Dzieci z Brodą” śpiewają: „Świat stworzony jest tak, że bez skrzydeł nie ma latania, choć marzymy o niebie, ziemia ma moc przyciągania”. Jak wygląda konfrontacja Waszych ideałów z rzeczywistością nieraz bardzo przyziemnych potrzeb dużej rodziny?

J.: – Niebo jest tam, gdzie jest miłość i jedność, ale jest pewna siła, która usiłuje zostawić nas na ziemi, byśmy pozostali egoistami i żyli tylko dla siebie. W dużej rodzinie widać to bardzo wyraźnie, bo gdy każdy myśli tylko o sobie, nie da się nic zbudować, nie da się wykorzystać potencjału rodziny. To jest dla nas bardzo ważne, by odkrywać, że niebo jest tam, gdzie jest wspólnota, gdzie zauważa się potrzeby innych osób, zwłaszcza tych najsłabszych. Wtedy to, że muszę się z kimś dzielić, że nie mogę mieć wszystkiego, przestaje być bólem, a zaczyna być radością, bo można kogoś obdarować, zadbać o niego i sprawić mu radość. Imieniem żony nazwałem moją nową płytę „Debora”, którą nagrałem z miłości do niej. Zagrałem tam i zaśpiewałem jej ulubione pieśni i piosenki ludowe, zaprosiłem muzyków, którzy stworzyli nastrojowy klimat, który jej się podoba. W związku z tym m.in. Wojciech Waglewski, Marcin Pospieszalski, Michał Lorenc zagrali subtelnie i delikatnie... To piękne doświadczenie stworzyć płytę dla jednej ukochanej osoby, choć moja córka Marysia podśpiewuje już sobie te piosenki wraz z mamą...

D.: – Organizacja dnia w dużej rodzinie nie należy do najłatwiejszych zadań. Trzeba ułożyć plan, w którym znajdzie się miejsce na modlitwę, posiłki, naukę, zabawę, pracę, a właściwie trzeba ułożyć plan, w którym znajdzie się czas na tatę, mamę, Jasia, Maćka, Tomka, Mikołaja, Jeremiego, Iwa, Marysię, Rocha i Józia. W całym tym zabieganiu trzeba pamiętać, że każdy ma swoje potrzeby, trudności, chce porozmawiać. Jeden z synów podrzucił ostatnio kartkę do naszego pokoju z napisem: „Nie cierpię, jak mnie nie ma”. Dzieci przede wszystkim potrzebują obecności – obecności rodziców, rodzeństwa. Nic nie jest dla nich ważniejsze.

– Czy jest jakieś dobre życzenie, które chcecie przekazać Czytelnikom „Niedzieli” w tym świątecznym czasie?

J.: – Życzymy, by wszystkim rodzinom udało się naśladować Świętą Rodzinę, by w spokoju i miłości wypełniać swoje powołanie oraz by odnaleźć w rodzinie siłę i ogromny potencjał. Ja odkrywam go codziennie, codziennie jestem tym zbudowany i wiem, że wiele jeszcze zostało do odkrycia. Życzę wszystkim odnalezienia właściwego kierunku, który sugerują słowa piosenki mojej żony Debory: „Życie, życie czeka na nowego człowieka, życie, życie mam, człowiek nie chce być sam”.

* * *

Joszko i Debora Brodowie są małżeństwem od 15 lat. On jest znanym w świecie multiinstrumentalistą i kompozytorem, od dziecka grał w zespole ojca, ona pisze teksty piosenek i reżyseruje teledyski. Są twórcami popularnego zespołu „Dzieci z Brodą”, a także rodzicami dziewięciorga dzieci: Jasia, Maćka, Tomka, Mikołaja, Jeremiego, Iwa, Marysi, Rocha i Józia.

2014-12-16 14:21

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Sakralne oblicze Mistrza Amadeusza

Niedziela Ogólnopolska 25/2018, str. 28-29

[ TEMATY ]

muzyka

Wolfgang Amadeusz Mozart jest uznawany za muzycznego geniusza

„Wolfgang Amadeus Mozart”, Barbara Krafft, portret pośmiertny, 1819 r.

„Wolfgang Amadeus Mozart”, Barbara Krafft, portret pośmiertny, 1819 r.

Bez wątpienia był bon vivantem, człowiekiem, który nie stronił od rozrywkowej strony życia. Jednak pojmowanie Wolfganga Amadeusza Mozarta wyłącznie jako muzycznego geniusza, który spędzał czas na hulankach, jest stereotypem mocno podbudowanym wizerunkiem kompozytora wytworzonym na potrzeby hollywoodzkiej produkcji „Amadeusz”. Jak to często bywa, prawda leży gdzie indziej, albo – jak mawia klasyk – tam, gdzie leży. Mozart jako jeden z trzech geniuszy w pojęciu globalnym, kompozytor stawiany w jednym rzędzie z Janem Sebastianem Bachem i Fryderykiem Chopinem, genialnie obracał się w obrębie muzyki sakralnej. W ramach tegorocznej edycji Festiwalu Mozartowskiego w Warszawie cztery koncerty będą poświęcone właśnie dziełom, które salzburski Mistrz tworzył w silnym związku z liturgią. Już 21 czerwca br. w bazylice archikatedralnej w Warszawie zabrzmią dwie pozycje znajdujące się od lat w koronnym repertuarze Warszawskiej Opery Kameralnej. Choć oba te dzieła muzyki oratoryjnej w dorobku Wolfganga Amadeusza Mozarta nie ustępują pięknem jego „Requiem” i Mszy c-moll, to jednak nieczęsto goszczą na koncertowych afiszach. Wydawać by się mogło, że Msza „Koronacyjna” nie kryje przed nami tajemnic. Jednak na podstawie ostatnich badań dowiadujemy się, ze została skomponowana na użytek salzburskiej katedry, przypuszczalnie z okazji świąt Wielkiej Nocy, a nie – jak wcześniej sądzono - z okazji koronacji cudownego obrazu Matki Bożej w Maria Plain niedaleko Salzburga. Wykonano ją prawdopodobnie również w trakcie uroczystości koronacyjnych cesarza Leopolda II na króla Czech (6 września 1791 r. w Pradze). Drugim dziełem, które zabrzmi tego samego wieczoru, są Mozartowskie Nieszpory, czyli „Vesperae solennes de confessore”, które na tle całej muzyki sakralnej Mozarta są dziełem bardziej skondensowanym i zwartym, acz nieczęsto wykonywanym. Tym samym warto wsłuchać się w ich frazy, Nieszpory bowiem, skomponowane na potrzeby kalendarza liturgicznego katedry w Salzburgu (1780), kryją prawdziwą perłę – jedną z najpiękniejszych arii sopranowych w całej muzyce Mozarta (nie tylko sakralnej). Mowa o „Laudate Dominum”, w którym po przejmujących frazach solowych na pierwszy plan wychodzi chór. Zdradzę, że to jedno z moich ulubionych Mozartowskich dzieł, a wspomniana aria to perełka w jego spuściźnie. I jeszcze ciekawostka. Rękopis Mszy „Koronacyjnej” znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Watykan: papież będzie przewodniczył procesji Bożego Ciała na tradycyjnej trasie

2024-05-04 12:54

[ TEMATY ]

Watykan

Grzegorz Gałązka

2 czerwca b.r. w niedzielą po uroczystości Bożego Ciała Ojciec Święty będzie o godzinie 17.00 przewodniczył Mszy św. w bazylice św. Jana na Lateranie, a następnie procesja przejdzie do bazyliki Santa Maria Maggiore, zaś Ojciec Święty udzieli tam błogosławieństwa eucharystycznego - poinformowało Biuro Papieskich Ceremonii Liturgicznych.

O ile wcześniej papieże przewodniczyli procesjom Bożego Ciała na placu św. Piotra, to Paweł VI przewodniczył im w poszczególnych parafiach Rzymu. Natomiast św. Jan Paweł II wprowadził zwyczaj ich odbywania w czwartek Bożego Ciała na trasie między bazylikami św. Jana na Lateranie i Matki Bożej Większej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję