Reklama

Przygody Kobusza z Dudkiem

Niedziela Ogólnopolska 3/2015, str. 46-47

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WOJCIECH DUDKIEWICZ: – Dokładnie 50 lat temu w warszawskiej kawiarni „Nowy Świat” odbyło się pierwsze przedstawienie kabaretu „Dudek”. Pamięta je Pan?

JAN KOBUSZEWSKI: – Pamiętam doskonale. To był mój debiut w kabarecie. Zadzwonił do mnie Edward „Dudek” Dziewoński i zapytał, czy nie zgodziłbym się u niego zagrać. Opierałem się, uważałem, że się na tym nie znam. „Dudek” nie odpuszczał. Dowiedziała się o tym moja żona, Hania, i namówiła mnie, żebym spróbował. To spróbowałem.

– I poszło jak z płatka?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Niezupełnie. Pamiętam straszliwą tremę. Śpiewałem dwie piosenki i wyobrażałem sobie, że patrząca na mnie publiczność myśli: co ten facet tutaj robi?! Tym bardziej że wokół mnie – debiutanta – byli znakomici, doświadczeni aktorzy kabaretowi. Przeżyłem chwile grozy, ale przekonałem się, że publiczność wykazała się życzliwością.

– Ponoć już pierwsze przedstawienie było Pana sukcesem.

– Za drugim, trzecim wyjściem było już zdecydowanie lepiej. W „Dudku” grałem ze wspaniałymi ludźmi, co dodawało skrzydeł. Basia Rylska, Irka Kwiatkowska, Wiesiek Michnikowski, Edward „Dudek” Dziewoński, Wiesio Gołas i moja skromna osoba – tworzyliśmy trzon. Ale grali także Wojtek Pokora, Boguś Kobiela, Bronek Pawlik, Magda Zawadzka, Ewa Wiśniewska i wielu, wielu innych. Nie mogłem w ich towarzystwie grać źle.

Reklama

– Czy występy w „Dudku” były ważne w Pańskiej biografii aktorskiej?

– Absolutnie kluczowe. Wcześniej byłem aktorem teatralnym, i to dramatycznym, nie grywałem ról komediowych. To był dla mnie przełom. Później często grywałem w kabaretach, także telewizyjnych i komediach. Ale kabaret „na żywo” najbardziej mnie fascynował. Był bezpośredni kontakt z publicznością, natychmiastowa ocena, jak się mówi, co się mówi i co się robi. Publiczność bywa surowym egzaminatorem, codziennie zdaje się przed nią egzamin.

– Mówiono, że „Dudek” to ostatni prawdziwy kabaret. Zgadza się Pan z taką opinią?

– Dla mnie był najważniejszy, ale przecież równocześnie działały kabaret „Owca” Jerzego Dobrowolskiego czy „Tey” Zenona Laskowika. Inna sprawa, że były one niepodobne do tych dzisiejszych. Wielkość i inność tamte kabarety zawdzięczają w sporym stopniu cenzurze. „Dudek” był trochę wentylem bezpieczeństwa. Ktoś doszedł do wniosku, że mały wentyl z dobrymi aktorami i niedużą salą może zostać dopuszczony. Cenzura była pomocna, bo zmuszała autorów do wytężonej pracy i ukrywania sensów. Była surowa, ale my grą aktorską pewne sprawy akcentowaliśmy, wskazywaliśmy, nie dopowiadaliśmy, a publiczność doskonale to odczytywała. Wtedy trzeba było szukać kamuflażu i to było twórcze. Dziś kabarety walą prawdę prosto z mostu i nie zawsze ta prawda jest prawdą – czasem jest kłamstwem.

– Kiedy dziś ogląda się stare nagrania „Dudka”, ten kabaret wciąż bawi, wydaje się aktualny. To chyba jego siła?

– To jest i siła, i dramat tego kabaretu. Niestety, nasze wady i grzechy narodowe są długotrwałe. Wielokrotnie potem wykorzystywałem w występach teksty Andrzeja Waligórskiego czy Staszka Tyma. Ich aktualność nazywałem szekspirologią. Szekspir jest ponadczasowy i tematy przez niego poruszane są wciąż aktualne. W „Dudku” było mało polityki, za to wiele obserwacji obyczajowych. Dlatego teksty się nie starzały.

– Żywot kabaretów, szczególnie w tamtych czasach, nie był długi. Jak wam udało się grać ze sobą 10 lat?

– Przede wszystkim my się bardzo lubiliśmy – kochaliśmy. „Dudek” to była prawdziwa orka. Trzeba było iść na próbę w teatrze, potem była próba w telewizji, wieczorem spektakl w teatrze, a na końcu właśnie „Dudek”, gdzie przedstawienie zaczynaliśmy o 22.15. I graliśmy czasami nawet pięć razy w tygodniu. Kiedyś obliczyliśmy z Wiesiem Gołasem, że w ciągu dnia przebieramy się co najmniej 20 razy! Ale do kabaretu przyjeżdżaliśmy zawsze z wielką przyjemnością. I choć byliśmy zmęczeni – wypoczywaliśmy w pracy.

– A rola Edwarda Dziewońskiego? Był liderem, reżyserem, ale to gra aktorów, teksty piosenek i skeczy stanowią na ogół o sile kabaretu.

– Był jednym z nas, aktorów, choć miał swój specyficzny styl gry. U niego było więcej ironii, niedopowiedzenia, tego podwójnego „denka”. Jego monolog o 12 butelkach jałowcówki jest majstersztykiem – podobnie jak „Nowy Robinson Cruzoe” z moim skromnym udziałem. A „Sęk”, wykonywany z Michnikowskim, to wciąż mistrzostwo świata. To, że „Dudek” zajmuje poczesne miejsce w historii polskiego kabaretu, a nawet teatru, że porównywany jest do przedwojennego „Qui pro quo” czy „Zielonego balonika”, zawdzięczamy „Dudkowi” Dziewońskiemu. A ja jestem dumny, że mam w tym jakiś udział. Zasługi „Dudka” zostały docenione: dziś teatr „Kwadrat”, który także on stworzył, nosi jego imię.

– A jak Pan ocenia obecne kabarety? Da się je oglądać?

– Nie jestem w stanie ani ich oglądać – nawet w telewizji – ani oceniać. Namnożyło się ich, a ja jestem już starszym panem i częściej oglądam wiadomości i dobre filmy niż kabarety. Nie dlatego, że są niedobre, bo to mi nawet trudno stwierdzić. Na pewno są inne, mówią prosto z mostu. Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają, to i teksty, i kabarety są inne. Nasz kabaret to był właściwie mały teatrzyk, nikt z nas nie pisał tekstów. Co innego Jan Pietrzak, „Elita”, współczesne kabarety, w których sami wykonawcy piszą teksty, często muzykę do piosenek, a potem z tym występują. My byliśmy kabaretem ściśle aktorskim, który miał oparcie we współczesnych autorach, ale i w historii kabaretu, bo sporo wykonywaliśmy skeczy przedwojennych.

– Z wieloma osobami spotykaliście się potem na planie komedii filmowych, w szczególności Stanisława Barei. Te filmy czerpały z kabaretu. Pan u Barei występował w znaczących, ale tylko epizodach...

– Byłem bardzo zajęty w teatrze, grałem codziennie i nie stać mnie było na to, żeby kilka tygodni być na planie filmowym. Miałem niepisaną umowę ze Staszkiem – z którym znałem się od lat, spotkaliśmy się na planie filmu na początku lat 50., gdy byliśmy jeszcze studentami i się polubiliśmy – że zagram zawsze, ale w epizodzie. Dzwonił i pytał: zagrasz? Ja mówię: Chętnie, Staszku, ale dwa, trzy dni zdjęciowe. I tak było, grałem epizody w prawie wszystkich jego filmach. On też zresztą w swoich filmach zawsze zagrał jakiś epizodzik.

– Bez „Dudka” nie byłoby Barei?

– Sądzę, że tak. To jest podobne poczucie humoru, to samo satyryczne rejestrowanie współczesności. Filmy Staszka i nasze kabarety to jest świadectwo czasu, w którym żyliśmy.

2015-01-13 15:18

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Pogrzeb ks. Jerzego Witka SBD

2024-05-07 16:42

ks. Łukasz Romańczuk

Msza św. pogrzebowa ks. Jerzego Witka SDB

Msza św. pogrzebowa ks. Jerzego Witka SDB

Rodzina Salezjańska pożegnała ks. Jerzego Witka SDB. Na Mszy świętej modliło się ponad 100 księży, wspólnoty neokatechumenalne oraz wierni świeccy dziękujący za posługę tego kapłana.

Msza święta pogrzebowej sprawowana była w kościele pw. Chrystusa Króla we Wrocławiu. Przewodniczył jej ks. Piotr Lorek, wikariusz Inspektora Prowincji Wrocławskiej, a homilię wygłosił ks. Bolesław Kaźmierczak, proboszcz parafii św. Jana Bosko w Poznaniu. Podczas Eucharystii czytana była Ewangelia ukazująca uczniów idących z Jerozolimy do Emaus, którzy w drodze spotkali Jezusa. Do tych słów nawiązał także ks. Kaźmierczak podkreślając, że uczniowie pełnili ważną misję w przekazaniu prawdy o zmartwychwstaniu. Kaznodzieja nawiązał także do osoby zmarłego kapłana. - W naszych sercach jest wiele wspomnień po nieżyjącym już ks. Jerzy, który posługiwał tutaj przez wiele lat. Wspominamy jego piękną pracę w Lubinie, w Twardogórze, posługę pośród młodzieży i studentów w kościele pw. św. Michała Archanioła we Wrocławiu. Organizował koncerty, na które przychodzili ludzie. Będąc proboszczem u św. Michała Archanioła zapoznał się z życiem św. Teresy Benedykty od Krzyża. Bardzo się zaangażował i to on przyczynił się do tego, że powstała kaplica Edyty Stein w kościele na Ołbinie – zaznaczył ks. Kaźmierczak dodając: - Ksiądz Jerzy założył Towarzystwo im. Edyty Stein. Zabiegał o to, aby dom Edyty Stein przy ul. Nowowiejskiej był otwartym miejscem spotkań. Organizował tam wykłady.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 9.): Odnowa i od nowa

2024-05-08 21:09

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat. prasowy

Czy Jezus gorszy się wypaleniem? Co zrobić z kryzysem powołania? Gdzie na nowo odnaleźć odwagę, radość i siłę do obowiązków? Zapraszamy na dziewiąty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o tym, że przy Maryi da się zacząć od nowa.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję