Reklama

Rodzina

By śmierć wróciła pod strzechy

Zagadnienie śmierci w wielkopostnym cyklu na temat rodziny może dziwić. Człowiek rodzi się jednak w rodzinie i odchodzi w rodzinie, nawet jeśli z jakiegoś powodu pozostawiono go w samotności szpitalnego łóżka

Niedziela Ogólnopolska 12/2015, str. 46-47

[ TEMATY ]

rodzina

Diana Drubig/Fotolia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Niestety, w dzisiejszych czasach coraz częściej mamy do czynienia z przypadkami umierania w odosobnieniu. – Nasze społeczeństwo nie jest dość dobrze przygotowane do czuwania przy umierających – mówi ks. prof. Andrzej Szafulski, moralista z Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. – Najbliżsi nie wiedzą, jak się zachować, co powiedzieć w ostatnich godzinach życia chorego. Najchętniej oddaliliby od siebie proces jego umierania i towarzyszenie w nim powierzyliby personelowi szpitalnemu. Tymczasem nie mogą stać z boku jako bezradni widzowie. Zaangażowanie winno skupić ich uwagę na człowieku, na historii jego życia, a nie wyłącznie na chorobie. Ostatnie bowiem chwile życia bliskiej osoby są okazją do uzewnętrznienia uczuć, których wcześniej nie zdołano wyrazić. Trzymając osobę umierającą do końca za rękę, można zapewniać o swojej miłości.

Jak podkreślają znawcy tej tematyki, trzeba towarzyszyć ojcu czy matce modlitwą, trzeba podać im posiłek, napoić, może zrobić zimny okład. Jak postąpić z chorym, gdy ten poprosi o posiłek szczególnego rodzaju, o papierosa czy nawet o kieliszek alkoholu? Ks. prof. Szafulski jest zdania, by nikomu w takiej sytuacji niczego nie odmawiać. Przecież to prawdopodobnie jedna z ostatnich próśb umierającego. Często ostatnia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Oswoić nieznane

Reklama

Socjologowie biją na alarm. Model rodziny uległ w ostatnich latach całkowitemu przeobrażeniu. Kiedyś była ona wielopokoleniowa, więc niejako z konieczności dzieci i wnuki towarzyszyły seniorom w odchodzeniu. Każdy wiedział, jak się zachować, gdy potrzebny był Wiatyk albo namaszczenie chorych. Wszyscy wiedzieli też, gdzie znajduje się gromnica na wypadek śmierci. Tak o tym zagadnieniu pisze ks. prof. Marian Machinek w książce pt. „Śmierć w dyspozycji człowieka”: „Śmierć i umieranie były częścią codzienności, a towarzyszące im rytuały, zwyczaje i obrzędy pozwalały nadać im sens i pomóc w przezwyciężaniu bólu rozstania. Chociaż śmierć była wydarzeniem, które dotykało nie tylko umierającego, ale poniekąd całą grupę społeczną, to jednak właśnie ten fakt prowadził do jej oswojenia. Umierający był otoczony życzliwą opieką całej rodziny, a ta z kolei życzliwym współczuciem lokalnej społeczności”.

Życzliwość rodziny wydaje się więc kluczowa w podejściu do osób odchodzących. Nie może ona być jednak w żadnym razie przesadzona. To by mogło bowiem oznaczać, że przyniesie więcej szkód niż pożytku. Kiedyś medycyna była na znacznie niższym poziomie niż obecnie i gdy pojawiła się śmiertelna choroba, człowiek przechodził na tamten świat szybciej, a często nawet niepostrzeżenie. Trudno było oczekiwać ratunku w sytuacji, gdy ludzie nie mieli nawet szybkiego dostępu do telefonu, by wezwać pogotowie. Dzisiaj można ratować człowieka skuteczniej, ale pojawia się jednocześnie dylemat: W którym momencie nie dzwonić po ratowników? Kiedy pozwolić człowiekowi odejść i chwycić nie za telefon, ale za różaniec?

Pozwólmy im domknąć za sobą drzwi

Reklama

Kościół w kontekście tych rozważań mówi o rezygnacji z tzw. uporczywej terapii. – Należy ją bardzo wyraźnie odróżnić od eutanazji – przestrzega ks. prof. Szafulski. – Ludzie niekiedy nie rozróżniają tych pojęć. Różnica tkwi zarówno w celu, jak i w wyborze środków. Celem eutanazji jest spowodowanie wprost śmierci pacjenta. Temu też służy wybór środków. Natomiast celem przerwania terapii uporczywej nie jest skrócenie życia, ale uchronienie pacjenta przed dodatkowymi cierpieniami. Rezygnacja z tych działań nadzwyczajnych, bolesnych i nieproporcjonalnych oznacza niestawianie przeszkód nieuchronnej śmierci, do której człowiek ma prawo, bo ona przynależy do ludzkiego życia. Trzeba pozwolić na godne i w miarę możliwości świadome przejście przez jej bramę. Chodzi o sytuację, gdy ludzkie życie nieuchronnie do niej zmierza. Wówczas musimy pozwolić człowiekowi na godną śmierć, wśród swoich, a nie za szpitalnym parawanem – w osamotnieniu, w otoczeniu jedynie aparatury medycznej. Istotne jest więc towarzyszenie w umieraniu człowiekowi, który ma prawo oczekiwać, że obok będą najbliżsi trwający na modlitwie, że nie będzie sam.

Jak podpowiadają bioetycy, wolno odłączyć aparaturę, bez której człowiek sam by sobie nie poradził, ale nie wolno przerwać nawadniania czy odżywiania. Ten ostatni akt oznaczałby przecież eutanazję bierną, a więc doprowadzenie do śmierci pacjenta przez jego zagłodzenie. Bezsensowne byłoby też podawanie osobom umierającym witamin czy leków wzmacniających. Czym innym jest bowiem karmienie ich, by nie umarli z głodu, a czym innym jest próba wzmacniania ich wątłych ciał, która w sytuacji terminalnie chorego oznaczałaby przedłużenie agonii.

Doskonałym przykładem może tu być postawa Jana Pawła II, który skorzystał z prawa do umierania w domu. Pamiętamy doskonale odchodzenie Papieża. Zanim nastąpiła śmierć, wielokrotnie odwiedzał szpitalną salę, był nawet kilkakrotnie operowany. Gdy jednak było oczywiste, że nie ma ratunku, a kolejny pobyt w szpitalu oznaczałby niepotrzebne cierpienia, jego otoczenie i on sam wiedzieli, co zrobić. Do dziś chyba wszyscy mamy w pamięci znamienne słowa: „Pozwólcie mi odejść do Pana”.

Przede wszystkim ulżyć w cierpieniu

Reklama

Śmierć wywołuje lęk chyba w każdym człowieku. Symptomatyczne jest na pewno to, że z miejskich ulic znikają kondukty pogrzebowe. Ludzie chcą nawet na płaszczyźnie organizacyjnej niejako wymazać śmierć z naszych krajobrazów, a także ze słowników. Jednym z powodów tego lęku jest z całą pewnością cierpienie fizyczne. – W społeczeństwie istnieje nawet pewien stereotyp, że człowiek musi cierpieć w stanach terminalnych – mówi ks. prof. Szafulski. – Gdy człowiek bardzo cierpi, jedynym ratunkiem jest zwiększenie środka przeciwbólowego, który niekiedy może przyspieszyć moment śmierci. W procesie znieczulania nie może jednak chodzić o uśmiercenie chorego, ale o skuteczne blokowanie bólu. Śmierć, która jest naturalną konsekwencją choroby, stanie się wówczas niejako skutkiem ubocznym.

Znieczulenie ma dla chorego wymiar nie tylko humanitarny, ale też społeczny i religijny. Chodzi o to, by osoba odchodząca na tamten świat była świadoma i mogła uporządkować swoje sprawy doczesne, np. spadkowe. Winna mieć możliwość zwyczajnego pożegnania się z bliskimi sobie osobami, powiedzenia im: do zobaczenia w domu Ojca. Warto, by umierający rodzice udzielili pozostającym przy życiu dzieciom ostatniego rodzicielskiego błogosławieństwa. Jeżeli nie mają odwagi, to osoby towarzyszące umierającemu powinny o to błogosławieństwo poprosić. Zbliżająca się śmierć jest czasem sposobnym do pogodzenia się z Panem Bogiem, przyjęcia Wiatyku, wyrażenia Bogu wdzięczności za dar życia, zapewnienia Go o swej miłości i przeproszenia za to, co było złe, grzeszne. Ostatnim aktem winno być powierzenie swego ducha w ręce kochającego Ojca. Niepodanie środka znieczulającego spowodowałoby, że człowiek nie mógłby tego wszystkiego wykonać, ponieważ ból całkowicie by go przytłoczył.

W tym miejscu pojawia się ważny problem: mówić czy nie mówić choremu prawdy o stanie jego zdrowia? – Do niedawna można było się spotkać z dwojakiego rodzaju rozwiązaniem tego dylematu. Albo lekarz informował chorego, a on decydował, z kim ten może się podzielić zdobytą wiedzą, albo informowano najbliższą rodzinę chorego – tłumaczy ks. prof. Szafulski. – Teologowie najczęściej są zdania, że jeśli chorzy są zdolni przyjąć gorzką prawdę o swoim odchodzeniu, to trzeba im ją wyjawić. Zawsze natomiast pozostanie pytanie, jak ją przekazać. Przede wszystkim z miłością! Trzeba jednak pamiętać o najczęstszych etapach reakcji chorego: najpierw jest niedowierzanie – chorzy sprawdzają informacje, pytają o szczegóły, proszą o powtórzenie badań. W przypadku potwierdzenia się nieprzychylnej diagnozy może wystąpić bunt chorego – że to niesprawiedliwe, dlaczego ja itp. Może on wpaść w depresję, odmawiać przyjmowania leków i pokarmu. Pogodzenie się z faktem nieuchronnej śmierci następuje wtedy, gdy chory dojrzał do akceptacji choroby i śmierci. Staje się wówczas życzliwy dla otoczenia i samego siebie. Zaczyna nawet cieszyć się każdą chwilą swojego życia...

2015-03-17 13:41

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dar od Boga

Niedziela warszawska 18/2021, str. V

[ TEMATY ]

rodzina

dziecko

zespół Downa

Archiwum rodzinne

Karol jest wielkim darem dla rodziny. – Motywuje nas do życia – mówią Irena i Jan Kacperscy

Karol jest wielkim darem dla rodziny. – Motywuje nas do życia – mówią Irena i Jan Kacperscy

Gdy usłyszeli diagnozę – Zespół Downa, nie dowierzali lekarzom. Dziś Irena i Jan Kacperscy nie wyobrażają sobie życia bez Karola.

To siódme, najmłodsze dziecko Kacperskich. Małżonkowie zawsze byli otwarci na życie. Karol urodził się 26 lat temu, gdy jego mama była już po czterdziestce. Na potwierdzenie ciąży poszła pod koniec pierwszego trymestru. – Nigdy nie chcieliśmy usłyszeć, że możemy dokonać aborcji, gdyby okazało się, że nasze dziecko ma wadę genetyczną. To były czasy kiedy proponowanie aborcji przez ginekologa było czymś oczywistym, dlatego w poprzednich ciążach również na wizytę u lekarza szłam dopiero w trzecim miesiącu błogosławionego stanu – opowiada pani Irena.
CZYTAJ DALEJ

Rowerem z Białegostoku do Rzymu. Dariusz Car spotkał Papieża

2025-09-11 15:12

[ TEMATY ]

rower

wyprawa

rowerowa pielgrzymka

Vatican Media

Dariusz Car z Papieżem Leonem XIV

Dariusz Car z Papieżem Leonem XIV

Ponad 2 tysiące kilometrów, pięć krajów i morze intencji niesionych w sercu – tak wyglądała rowerowa pielgrzymka do Rzymu Dariusza Cara. Dziennikarz „Radia i” Archidiecezji Białostockiej postanowił wyruszyć na dwóch kółkach do Watykanu z okazji Roku Jubileuszowego. W trakcie sobotniej audiencji jubileuszowej mógł spotkać się twarzą w twarz z Papieżem Leonem XIV.

Wyprawa rozpoczęła się 18 sierpnia i prowadziła przez Polskę, Czechy, Słowację, Austrię i Włochy. Pielgrzym wiózł ze sobą namiot, karimatę i sakwy, ale przede wszystkim intencje – własne i powierzone mu przez słuchaczy.
CZYTAJ DALEJ

Rozpoczął się XII Zjazd Gnieźnieński

2025-09-11 18:13

[ TEMATY ]

XII Zjazd Gnieźnieński

Archidiecezja Gnieźnieńska

XII Zjazd Gnieźnieński

XII Zjazd Gnieźnieński

Pokój nie jest jedynie brakiem wojny, ale nade wszystko wartością i obowiązkiem powszechnym, zakorzenionym w samym Bogu. Jestem głęboko przekonany, że Zjazd Gnieźnieński, w czasie którego chcemy szukać dróg do pokoju, pozwoli nam z tak oczyszczonym sercem z nadzieją budować przyszłość Europy - powiedział Prymas Polski abp Wojciech Polak podczas ceremonii otwarcia XII Zjazdu Gnieźnieńskiego, który od czwartku do niedzieli potrwa w Gnieźnie pod hasłem "Odwaga pokoju. Chrześcijanie razem dla przyszłości Europy".

Ceremonię otwarcia XII Zjazdu Gnieźnieńskiego poprowadziła Paulina Guzik, dziennikarka, szefowa działu zagranicznego amerykańskiej Agencji OSV News, która przypomniała, że 1000 lat temu w Gnieźnie przywódcy Polski i Niemiec mieli odwagę spotkać się, aby ustalić pokojowy porządek Europy. - Dziś tak wiele miejsc na świecie - w tym tak drogie naszemu sercu Ukraina czy Ziemia Święta - znajdują się w ogniu wojny. Dlatego 1000 lat po pierwszym Zjeździe Gnieźnieńskim dziś spotykamy się, by mieć odwagę pokoju w Europie i w świecie - powiedziała, nawiązując do hasła gnieźnieńskiego spotkania.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję