Prezentujemy fragment tej niezwykłej książki:
Ojciec, oddany mąż, obrońca życia ludzkiego i apostoł nowego życia głoszonego w imię Chrystusa zginął za swoje przekonania. Czy się to komuś podoba, czy nie, jego poglądy były klarowne i wyraziste. Układały się w hierarchię: Bóg, ojczyzna i rodzina. Dziś jedni umywają ręce jak Poncjusz Piłat, trzymając się na odległość od sprawy Kirka. Inni cieszą się z wyroku śmierci wykonanego na tym młodym amerykańskim ewangelizatorze jak tłum na wieść o wypuszczeniu Barabasza. Inni jeszcze rozpisują się w mediach społecznościowych, komentując sprawę Charliego z chłodną obojętnością godną faryzeuszy zasiadających w Sanhedrynie. Historia lubi się powtarzać. Kirk został zabity, ponieważ mówił ludziom prawdę, ponieważ wierzył w Chrystusa i Matkę Najświętszą, ponieważ przyciągał tłumy, zwłaszcza młodych Amerykanów, do wiary i przekonań konserwatywnych, wreszcie ponieważ sam rozważał przejście na katolicyzm. Współczesny męczennik z czystą twarzą i podobnie nieskazitelnym sercem, który na swoim przykładzie uzmysławia nam, nie pierwszy raz zresztą, że nasz świat jest po uszy zanurzony w duchowej i cywilizacyjnej wojnie domowej. Kirk jest męczennikiem, którego idee są dziś o wiele potężniejsze i bardziej rozpowszechnione niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Zginął inteligentny i odważny trzydziestojednoletni chrześcijanin z rąk dwudziestodwuletniego studenta, karmionego neomarksistowską mieszaniną ideologii LGBT, wokeizmu i rasizmu, która go zaraziła niepohamowaną nienawiścią. Odczucie, jakie wywołało to morderstwo w środowiskach bliskich sprawcy, było wyraziste i zgodne: wróg zostaje zastrzelony i wyeliminowany wśród gromkiego aplauzu młodych nosicieli ściśle dopasowanych jeansów, wypełnionych nieskrywanym zadowoleniem wyznawców jedynych słusznych poglądów, dla których złe intencje zawsze cechują przeciwników sporu o wszystko, adwersarzy z przeciwległej strony barykady. „Cóż, o jednego mniej” – dało się słyszeć w mediach. Zabójcą okazał się samotny wilk, podobny do wielu innych obłąkanych aniołów śmierci z naładowaną bronią w ręku, przygotowaniem wojskowym i dobrze nacelowaną lunetą. Rok wcześniej Donaldowi Trumpowi udało się uniknąć publicznej egzekucji tylko dzięki wykonaniu nieprzewidzianego ruchu podczas przemawiania na wiecu. Nie miał tego rodzaju szczęścia młody prawicowy polityk kolumbijski Miguel Uribe, śmiertelnie postrzelony podczas spotkania przedwyborczego w Bogocie, ani też japoński premier Shinzo Abe, który zginął na oczach swych zwolenników w podobnych okolicznościach. Niewiele brakowało, by podobny los podzielił słowacki premier Robert Fico.
Taki jest punkt zwrotny naszej najnowszej historii. Zło już się nie ukrywa, bestia, dotkliwie zraniona, reaguje, kierując się wyłącznie logiką nienawiści, niszczenia i zadawania śmierci. Historia nie skończyła się wraz z upadkiem XX-wiecznego komunizmu. Na gruzach minionego stulecia zrodziło się szaleństwo ideologii woke, fala LGBT i gotowość uderzania w każdą zasadę, na której jest zbudowana nasza zachodnia cywilizacja chrześcijańska. Są one napęczniałe niewyobrażalnym potencjałem przemocy i wrogości względem starych prawd. Podobną obsesję przeżyło i przechorowało poprzednie pokolenie, które w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia doświadczyło fali identycznej nienawiści i przemocy, podsycanej za pośrednictwem zajęć uniwersyteckich, gazet i wieców propagandowych zainfekowanych chorą myślą, zgodnie z którą zabicie wroga stało się aktem rewolucyjnym, gestem sprawiedliwości i wyzwolenia.
Zabicie faszysty nie jest zbrodnią – śpiewali na całe gardło podnieceni marksiści na placach i w szkołach postnowoczesnego świata. Niektórzy postanowili zrobić to naprawdę. Dziś faszystą jest każdy, kto nie należy do frontu postępowego. Homofobiczny, ksenofobiczny, rasistowski, męski szowinista, antyaborcyjny, chrześcijański – to już nie są obelgi, ale etykietki, szkarłatne litery, którymi naznaczane bywają kolejne ofiary nagonki.
Reklama
Niestety, za brutalnymi słowami, powszechną niechęcią, goryczą i uprzedzeniami nieuchronnie idzie przemoc fizyczna, zwierzęce pragnienie pozbycia się bliźniego, odczłowieczonego wroga. Dehumanizacja tymczasem dopada raczej tych, którzy nienawidzą, tych, którzy nawołują i podżegają do przemocy, tych, którzy rozumują w kategoriach gniewu i ścierania się przeciwieństw i dla których jedynym rozwiązaniem jest krew.
Ks. prof. Robert Skrzypczak, Adam Sosnowski:
„Charlie Kirk. Biografia, dzieło, misja”,
wyd. Biały Kruk, 312 str., format 16,5 x 23,5 cm, twarda oprawa.
Więcej na: www.ksiegarnia.niedziela.pl
