– Papież Franciszek naucza, że kapłan powinien oceniać nie tylko grzech, ale również okoliczności i przyczyny jego powstania.
– Tak było zawsze...
– ...ale rodzi się pytanie: czy kapłan w konfesjonale jest w stanie „zważyć” sumienie osoby, która się spowiada? Rezygnacja ze spowiedzi jest przez wiele osób motywowana przeświadczeniem, że to niemożliwe. Ocenić może tylko Bóg.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Kapłan musi rozeznać, z jakiego rodzaju grzechem przychodzi penitent do konfesjonału i na ile on sam jest w stanie zrozumieć zło swojego grzechu. Niewątpliwie jednak zarówno penitent, jak i spowiednik stają wobec „mysterium iniquitatis” – tajemnicy zła. Przecież czasem nie jesteśmy w stanie do końca zrozumieć samych siebie. Zdając sobie sprawę ze złego postępowania, przyznając i wyznając, że wyrządziliśmy jakieś zło, nie zawsze potrafimy pojąć, dlaczego tak postąpiliśmy. Tym trudniej zrozumieć motywy złego postępowania w przypadku innych osób. Dlatego sytuacja, w której człowiek wyznaje winy, wymaga ze strony spowiednika ogromnej delikatności i pozostawienia pewnych spraw samemu Panu Bogu. Penitent mówi: popełniłem takie a takie zło i bardzo z tego powodu żałuję. A ksiądz – wcale grzechu nie usprawiedliwiając – powinien człowieka, który przyszedł do konfesjonału i już tym samym przyznał się do wyrządzonego przez siebie zła, doprowadzić do autentycznego nawrócenia. Dzięki Chrystusowi i Jego łasce powinien umocnić go w dobru, zgodnie ze słowami, które niegdyś Pan Jezus skierował do kobiety cudzołożnej: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” (J 8, 11).
– Jak zatem zrozumieć fakt, że na Zachodzie konfesjonały są puste albo zostały wyniesione z kościołów?
Reklama
– To wynik kryzysu, który nastąpił na skutek złej interpretacji nauki Soboru Watykańskiego II. Akurat w tym samym czasie przyszła rewolucja 1968 r. Jednym z jej haseł było: „Zabrania się zabraniać!”. Zabrania się zabraniać w imię absolutnej wolności człowieka. Tymczasem większość przykazań Dekalogu – poza trzecim i czwartym – ma postać zakazów. Pojawili się więc autorzy, którzy próbowali uzasadnić tezę, że Dekalog sprzeciwia się wolności człowieka. W konsekwencji, ponieważ zazwyczaj spowiadamy się z czynów będących następstwem przekroczenia Dziesięciu przykazań Bożych, również sama spowiedź w konfesjonale zaczęła się jawić jako coś, co uwłacza tej wolności. Rewolucja 1968 r. odrzuciła także istnienie obiektywnej prawdy o dobru. Odtąd sam człowiek miał decydować o tym, co jest dobre, a co złe. Tym samym odrzucono istnienie grzechu. Jeśli zaś nie ma grzechu, to jaki jest jeszcze sens spowiedzi? W konsekwencji konfesjonały przestały już być potrzebne, niekiedy wręcz je z kościołów wynoszono. Jest jednak rzeczą dającą wiele do myślenia, że jeśli jakiś polski ksiądz pragnie pracować duszpastersko na Zachodzie w duchu zdrowej doktryny Kościoła i przywróci w kościele konfesjonał, to bardzo szybko ustawią się przed nim kolejki ludzi. Niestety, miejscowi księża nie bardzo chcą dostrzec w tym zjawisku coś pozytywnego. Przeciwnie, często widzą w nim próbę narzucania „archaicznej, ludowej religijności”, która sprzeciwia się ideom otwartości i postępu.
– W adhortacji „Amoris laetitia” Franciszek uderza się w piersi: „Nie wsparliśmy dostatecznie młodych małżeństw w pierwszych latach ich wspólnego życia. (...) Niekiedy przedstawialiśmy ideał teologiczny małżeństwa zbyt abstrakcyjny, skonstruowany niemal sztucznie, daleki od konkretnej sytuacji i rzeczywistych możliwości rodzin takich, jakie są. Ta nadmierna idealizacja, zwłaszcza gdy nie obudziliśmy ufności w działanie łaski, nie pozwoliła na to, aby małżeństwo było bardziej pożądane i atrakcyjne, ale wręcz przeciwnie” (AL 36).
Reklama
– Zapewne w różnych Kościołach różnie pod tym względem bywało i bywa. Wiele zależy od przygotowania do małżeństwa. U nas, w Polsce, duszpasterstwo rodzin ma już długą tradycję i zapewne dużo dobrego w tym obszarze się dzieje. Co oczywiście nie zwalnia nas z pytania: dlaczego jest tak duża i do tego ciągle rosnąca liczba rozwodów? Być może należy jeszcze inaczej opracować cały duszpasterski program przygotowania do małżeństwa... Papież pisze o idealizowaniu instytucji małżeństwa przez kapłanów. Ideał ma to do siebie, że owszem, jest wspaniały, ale niemożliwy do osiągnięcia. A więc już w punkcie wyjścia zniechęca się do jego realizacji. Nie chodzi zatem o to, aby idealizować obraz małżeństwa, ale o to, aby ukazać jego Boży zamysł i jego najważniejsze cele. Małżeństwo jest drogą dla zdecydowanej większości kobiet i mężczyzn. Łączą się oni ze sobą w trwałe związki, aby ubogaceni Bożym błogosławieństwem otrzymanym w chwili zawarcia sakramentu małżeństwa pomagali sobie nawzajem w drodze do nieba. Trzeba zatem wyraźnie mówić: małżeństwo jest czymś pięknym i świętym, choć na pewno również czymś trudnym. Każdego dnia domaga się potwierdzania poprzez wierność wobec współmałżonka i wobec Boga. Duszpasterze powinni zatem nie tylko wiele uwagi przywiązywać do właściwego przygotowania młodych ludzi do małżeństwa, ale także powinni być gotowi, aby im w małżeńskiej drodze towarzyszyć i wspierać ich. Powinni pomagać zwłaszcza tym młodym małżeństwom, które pod wpływem pierwszych trudności narażone są na rozpad.
– Papież Franciszek w swojej adhortacji stwierdza również: „Przez długi czas byliśmy przekonani, że jedynie kładąc nacisk na kwestie doktrynalne, bioetyczne i moralne, nie pobudzając do otwartości na łaskę, dostatecznie wsparliśmy rodziny” (AL 37). Powtarza się sprawa łaski, o której zbyt mało małżonkowie wiedzą.
Reklama
– To jest niezwykle trafne spostrzeżenie. Łaska jest przecież pierwsza. W jej odrzuceniu kryje się herezja pelagianizmu, która zakłada, że właściwie zbawimy się sami, wystarczy jedynie wiedzieć, jak należy postępować. W gruncie rzeczy zbawienie przyniesione nam przez Chrystusa jest niepotrzebne. Herezja ta była rozpowszechniona w IV i V wieku, zdecydowanie zwalczał ją św. Augustyn, przyznając pierwszeństwo łasce Bożej. Dlatego Papież zwraca uwagę na to, że nie wystarczy młodym ludziom przekazywać same tylko zasady doktrynalne, moralne i bioetyczne odnoszące się do życia małżeńskiego. Trzeba ich nauczyć żyć we współpracy z łaską Bożą – dzień po dniu, godzina po godzinie. Takie życie, polegające na permanentnym otwarciu się na nią, zaczyna się od codziennej modlitwy. Dobre przygotowanie do małżeństwa powinno zawierać w sobie również nauczanie dotyczące modlitwy, która powinna stać się dla chrześcijan czymś tak niezbędnym jak powietrze. Bez niego nie można żyć, bez niej nie można być prawdziwym uczniem Chrystusa i Bożym dzieckiem.
– Prowadzi Ksiądz Arcybiskup rozmowy z wiernymi podczas cyklicznych „Dialogów w katedrze”. Przedostatnie dialogi dotyczyły kwestii „Kościół wobec małżeństw osób rozwiedzionych”. Jednej z kobiet, będącej w trakcie rozwodu, która zakochała się ponownie w innym mężczyźnie, Ksiądz Arcybiskup bardzo jasno określił perspektywę życia, jakie ją czeka, gdy zawrze nowy związek. Zabrzmiało to surowo w świetle tych interpretacji adhortacji „Amoris laetitia”, które chcą „zmiękczyć” przekaz papieża Franciszka...
– Dokładnie pytanie tej kobiety brzmiało następująco: „Co mam robić? Jestem w trakcie rozwodu. Poprzednie małżeństwo uważam za rozdział zamknięty. Poznałam teraz mężczyznę, czuję, że go kocham. Czy mam się z nim związać, czy żyć do końca sama? Wiem, że życie w permanentnym grzechu to bycie niejako poza nawiasem Kościoła: spowiedź, Komunia. Co zrobić? Czuję ból w sercu”. Proszę zauważyć, że ta kobieta doskonale wiedziała, że zawarcie związku cywilnego z nowym mężczyzną wprowadzi ją w permanentny konflikt sumienia i uniemożliwi jej korzystanie z sakramentów. Czy mogłem jej powiedzieć, że jej miłość do nowego mężczyzny jest ważniejsza od ciągłego życia w grzechu? Że da jej szczęście? Przecież mówiąc tak, niezmiernie bym ją skrzywdził! Odpowiedź musiała być zatem tylko jedna – bynajmniej nie surowa, ale stanowcza i jednoznaczna: nie wolno jej wchodzić w nowy związek! Wymaga to, oczywiście, niemałego wysiłku, swoistego zaparcia się siebie, do którego wzywał nas Pan Jezus (por. Mt 16, 24). Lepiej jest jednak żyć w samotności, ale równocześnie w łasce Bożej. Tylko taka perspektywa daje nadzieję osiągnięcia zbawienia wiecznego.