Jak pogodzić Kraków z Tarnowem? Spotkać się w Bochni! Następnie wsiąść do busa z tabliczką „Rajbrot” i wysiąść w Lipnicy Murowanej. Można też powiedzieć sympatycznemu kierowcy, że chce się pójść na Kamienie Brodzińskiego, a on wysadzi nas tuż przy zajeździe.
Na skołatane nerwy
Kierujemy się na lewo, idziemy przez las pełen borówek. Czytamy tablicę informującą o ścieżce przyrodniczej. Podoba mi się, jak w lakoniczny sposób wyrażono wiele – że pochodzący z pobliskiej Królówki Kazimierz Brodziński (1791 – 1835) poetą epoki sentymentalizmu był (a także historykiem, krytykiem literackim, tłumaczem, publicystą i myślicielem chrześcijańskim), że miał trudne dzieciństwo i tu, w otoczeniu przyrody, przychodził je odreagowywać. Twórcy opisu dodają, że poeta cenił wiejską prostotę i optymizm.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Podziwiając te powstałe miliony lat temu kamienie, faktycznie można zamyślić się nad przemijaniem, ulotnością bieżących chwil. I spojrzeć na drobne problemy z dystansu. Naszą zadumę przerywają dochodzące głosy. Obserwujemy zbliżającą się grupę w... kaskach. Wyglądają na studentów. Przyszli z przewodnikiem, który opowiada im o geologii, tłumaczy, jak tworzyło się tych 9 skalnych cudów w kształcie baszt, grzybów, ambon. Uczula podopiecznych, by nie obstukiwali ostańców swoimi fachowymi młoteczkami, gdyż Kamienie Brodzińskiego to pomnik przyrody. Niestety, nie wszyscy mają taki szacunek do tego obiektu. Na pomniku swe ślady uwiecznili inni „studenci”, zostawiając wątpliwe sentencje i bohomazy. Jak widać, nie każdego obcowanie z przyrodą wycisza i uspokaja...
Zgubny niebieski
Idziemy niebieskim szlakiem, który, jak się później okaże, i nam przysporzy niemało stresu. Najpierw spokojnie wracamy do głównej drogi, przecinamy ją, by dojść do Nowego Wiśnicza. Według naszej mapy to ok. 2 godziny 15 minut. Miejscowi uśmiechają się, że czeka nas daleka wędrówka. Może nie wiedzą, że my na wycieczce i te 2 godziny chętnie spędzimy na świeżym powietrzu? A jednak tutejsi mają rację! Całość trasy zajmuje co najmniej drugie tyle! Ginącego szlaku wciąż trzeba szukać (zwłaszcza przy rozwidleniu dróg). W końcu mijamy zarośnięte łąki i ruszamy bezpiecznie asfaltową, rzadko uczęszczaną przez kierowców drogą (może dlatego, że jest sobota?).
Znajdujemy się w pobliżu zaznaczonego na mapie Kamienia Grzyb. Skoro jesteśmy tak blisko, decydujemy się go zobaczyć i trochę odpocząć. A potem znów, ku naszej zgubie, zaufałyśmy niebieskiemu szlakowi. Jak zwykle znika przy rozwidleniu dróg, a sprawdzanie dwóch, najbardziej prawdopodobnych opcji (wszak Wiśnicz widać już na horyzoncie), kończy się porażką – ścieżki okazują się ślepe. Wracamy do głównej drogi, mijając nieszczęsny Grzyb. Dopiero potem doczytamy w przewodniku miejscową legendę: „Podobno diabeł usiłował zniszczyć kościół i klasztor w Nowym Wiśniczu, rzucając na ziemię wielki kamień, lecz pianie koguta udaremniło ten zamiar. Kamień upadł w pobliskim lesie i tkwi tam do dzisiaj”. I wszystko jasne!
Trampki czy szpilki?
Zmęczone docieramy do Nowego Wiśnicza, świętującego w tym roku 400 lat lokacji. Z XVII-wiecznego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny dochodzi śpiew, a przed świątynią stoi samochód Młodej Pary.
Siadamy na pobliskim rynku, skusimy się na lody naturalne. Potem ruszamy jeszcze w kierunku okazałego zamku, którego najstarsza część powstała już w XIV wieku. Nie jesteśmy rozczarowane, widok z zewnątrz jest naprawdę piękny! Posiadłość należała kiedyś do Kmitów i Lubomirskich. Nieopodal znajduje się też dworek Jana Matejki, otoczony malowniczym ogrodem. Niestety Koryznówka już zamknięta. Natomiast zamek w Starym Wiśniczu można zwiedzić tylko z przewodnikiem, całość trasy trwa ok. godziny. Po dzisiejszych nadliczbowych kilometrach wiemy, że nie docenimy już uroków tego miejsca (choć pani w kasie uczciwie zaznacza, że sprzęty nie są oryginalne, jak dowiemy się później, warowną siedzibę splądrowali Szwedzi w czasie słynnego „potopu”). Umawiamy się więc, że następnym razem podjedziemy tu mercedesem, z którego wyjdziemy w powłóczystych sukienkach i w szpilkach. Bo, jak zwiedzać zamek, to po królewsku!