Reklama

Wiadomości

Adoptowane dziecko, przygarnięty pies

Mówienie o „adopcji” w odniesieniu do zwierząt wypacza prawdę o relacjach międzyludzkich, gdyż pozbawia ich wyjątkowości, która wynika z właściwej jedynie człowiekowi zdolności do budowania więzi w oparciu o świadomie przyjmowaną i dobrowolnie odwzajemnioną miłość

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zwykle podmiana znaczenia danych słów czy inne manipulacje językowe są świadomie zaprogramowanym narzędziem inżynierii społecznej, która służy określonej ideologii czy określonym interesom danej grupy społecznej. Bywa jednak i tak, że zmiana znaczenia danego słowa nie wynika z przewrotności, lecz raczej z czyjejś naiwności, z mody czy z nieprecyzyjnie zdefiniowanej wrażliwości, która w pierwszej chwili może wręcz wzruszać, lecz w dłuższej perspektywie przynosi negatywne konsekwencje i prowadzi do cierpienia określonych osób czy całych grup społecznych. Przykładem takiej właśnie sytuacji jest coraz częstsze mówienie o adopcji w odniesieniu do zwierząt. Coraz więcej osób mówi o tym, że „adoptowało” psa, kota czy jakieś inne zwierzę. Po wpisaniu słowa „adopcja” w wyszukiwarkę internetową na pierwszym miejscu pojawiają się wyczerpujące informacje dotyczące adopcji psa, o kolejne miejsca porzucone dzieci dalej muszą rywalizować z bardzo przecież biednymi pupilami.

Używanie terminu „adopcja” w odniesieniu do zwierząt niepokoi mnie z dwóch, przynajmniej, powodów. Po pierwsze – sugeruje, że między ludźmi, którzy przygarniają jakieś zwierzę, a tym zwierzęciem powstaje podobna relacja jak między rodzicami a adoptowanymi przez nich dziećmi. Jest to oczywiste wprowadzanie w błąd, gdyż adopcja dzieci opiera się na miłości, natomiast przygarnianie zwierząt i opieka nad nimi wynika z wrażliwości i dobrej woli, ale nie z miłości. Kochać można tylko ludzi. I jedynie ludzie są w stanie świadomie i dobrowolnie odpowiedzieć miłością na miłość. Gotowa jestem na taki argument ataku, że to nie ludzie – egoistyczni, zapatrzeni w siebie, okrutni – potrafią kochać prawdziwie i szczerze, ale właśnie zwierzęta, które nigdy, nawet zranione przez swojego pana, nie odpuszczają w miłości. Tylko że to, co „obrońca” zwierząt nazywa miłością, ja określam mianem instynktu przywiązania. Zwierzęta nie działają w oparciu o świadomą i dobrowolną decyzję, ludzie – tak. Bywa tak, że ten, kto „przekreślił” relacje z ludźmi na rzecz „uczłowieczonego” związku ze zwierzętami, na którymś etapie swojego życia sam został mocno zraniony lub jest bardzo samotny i próbuje tę pustkę zastąpić kontaktem ze zwierzętami.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Mówienie o „adopcji” w odniesieniu do zwierząt wypacza prawdę o relacjach międzyludzkich, gdyż pozbawia ich wyjątkowości, która wynika z właściwej jedynie człowiekowi zdolności do budowania więzi w oparciu o świadomie przyjmowaną i dobrowolnie odwzajemnioną miłość. W konsekwencji coraz więcej jest pośród nas osób, które „kochają” zwierzęta, lecz nie przejmują się losem ludzi. Klasycznym przykładem są środowiska lewicowe, które ze słusznym oburzeniem opisują przypadki znęcania się nad zwierzętami, lecz zupełnie nie przejmują się cierpieniem ludzi, zwłaszcza tych najsłabszych, którzy sami nie są w stanie się obronić. Posłanka Joanna Senyszyn jest w stanie przykuć się łańcuchem do budy, bo ma nadzieję na poprawę warunków bytowania psów na wsi, a jednocześnie uważa, że „okna życia”, czyli miejsca, w których matka może zostawić anonimowo noworodka, są niepotrzebne. Posłanka sądzi, że bardziej przydałyby się okna do ratowania małych psów. Okna życia uczą wrażliwości na człowieka, ale taka wrażliwość w środowiskach lewicowych jest „niepoprawna” politycznie.

Używanie terminu „adopcja” w odniesieniu do zwierząt nie tylko neguje wyjątkowość relacji międzyludzkich, opartych na świadomości, wolności i miłości. Prowadzi także do dotkliwego cierpienia adoptowanych dzieci. Nie trzeba wyjątkowej empatii, by wczuć się w to, co przeżywają dzieci, gdy słyszą, że nie tylko one zostały adoptowane, lecz że adoptować można również zwierzęta. Nawet te dzieci, które bardzo lubią zwierzęta i są bardzo wrażliwe na ich los, chcą mieć pewność, że istnieje jasno określona i radykalna różnica między ich pozycją a pozycją psa czy kota. Żadne dziecko nie chce, by relacja dorosłych do tegoż dziecka oraz relacja tychże dorosłych do jakiegoś zwierzęcia była określana tym samym słowem, chociaż wiem, że nie wszystkie adoptowane dzieci mają odwagę mówić o tym wprost. To zadanie nas, dorosłych. Mamy prawo i obowiązek walczyć o godność naszych dzieci. Myślę, że i dzieci, które są kochane przez swoich biologicznych rodziców, mogą czuć się zagubione w świecie, w którym dorośli tym samym słowem określają relację do dziecka, co relację do zwierząt.

Chciałabym, żeby nasze społeczeństwo nie traktowało adopcji jako aktu miłosierdzia dorosłych. Chciałabym, żeby adopcja nie była traktowana jako wybór drugiej szansy. Chciałabym, żeby dorośli mieli przekonanie, że adopcja jest najpiękniejszym spotkaniem ze „swoim” dzieckiem, ze spełnioną tęsknotą, z miłością, która z całych sił będzie odwzajemniona, gdy poczuje się pewniej i gdy nabierze przekonania, że jest wyjątkowa, bo świadoma i nieodwołalna.

Od Redakcji: Temat adopcji będzie kontynuowany.

2016-09-28 08:34

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Katolickie Ośrodki Adopcyjne zachęcają do pomocy osieroconym dzieciom

[ TEMATY ]

apel

adopcja

fotolia.com

Choć wielu dzieciom udaje się znaleźć nowy dom, to istnieje nadal duża grupa tych, które czekają na nową rodzinę. Jako wspólnota Kościoła nie możemy ustać w staraniach, by zaspokoić ich naglącą potrzebę domu - apelują przedstawiciele Katolickich Ośrodków Adopcyjnych, którzy w minionym tygodniu spotkali się z przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisławem Gądeckim. Apel środowisk adopcyjnych ma uwrażliwić na sytuację osieroconych dzieci i zachęcić rodziny do podjęcia procedury adopcji.

Publikujemy apel przedstawicieli Katolickich Ośrodków Adopcyjnych:

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty w Czerwieńsku

2024-04-29 09:23

[ TEMATY ]

Ruch Światło‑Życie

Parafia Czerwieńsk

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty

Waldemar Napora

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Ruch Światło-Życie w ramach jubileuszu 50-lecia istnienia w diecezji zaprosił byłych oazowiczów na spotkanie w ramach Jubileuszowego Dnia Wspólnoty.

Jedno z kilku takich zaplanowanych spotkań odbyło się 27 kwietnia w parafii pw. św. Wojciecha w Czerwieńsku. Rozpoczęło się Mszą św. w kościele parafialnym pod przewodnictwem ks. Jana Pawlaka, wieloletniego uczestnika i moderatora Ruchu. Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła. Przybyły także rodziny zainteresowane formacją w grupach oazowych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję