Reklama

Niedziela Przemyska

Ten zawód uczy pokory

Z lek. med. Barbarą Nazarewicz, laureatką prestiżowej nagrody „Anioły Medycyny” 2017 rozmawia ks. Maciej Flader

Niedziela przemyska 16/2017, str. 6-7

[ TEMATY ]

wywiad

Archiwum Barbary Nazarewicz

Lek. med. Barbara Nazarewicz na oddziale neurologii jarosławskiego szpitala

Lek. med. Barbara Nazarewicz na oddziale neurologii jarosławskiego szpitala

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KS. MACIEJ FLADER: – Bycie lekarzem to szczególny rodzaj powołania. W życiu Pani Doktor bycie lekarzem to spełnienie marzeń czy po prostu zawód jak każdy inny?

LEK. MED. BARBARA NAZAREWICZ: – Być lekarzem jedynie z zawodu, bez powołania, to droga przez mękę. Przynajmniej dla ludzi ze zdrową hierarchią wartości, którzy nie traktują naszej pracy wyłącznie jako źródła zysku. Może na początku zapas energii, motywacji, zapału zniwelowałby ciemne strony naszej pracy, ale żeby przetrwać, iść dalej i nie dać się złamać, trzeba mieć coś więcej. Potrzeba głębokiego przekonania na granicy pewności, że jestem na właściwym miejscu. Medycyna to niestety nie matematyka, każdy człowiek, organizm jest inny, spotyka nas wiele zaskakujących sytuacji, o których podręczniki nie piszą. Pomijam aspekt psychologiczny kontaktu z coraz trudniejszymi pacjentami. Przy braku powyższego łatwo o wypalenie zawodowe i wielowymiarową porażkę.
Ja marzyłam o byciu lekarzem od dziecięcych lat i z właściwym mi uporem dążyłam do spełnienia. A może lepiej powiedzieć, że nadal dążę, nie czuję się jeszcze kompletna w tej dziedzinie. Moja praca to dla mnie wielokrotnie frajda. W szpitalu czuję się jak ryba w wodzie.

– Czym się Pani Doktor kieruje w codziennej pracy?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Moją dewizą jest „zawsze przodem do pacjenta”, „każdy człowiek jest wart szacunku”. Wiem, że najcenniejsze, wbrew pozorom, co mogę zaoferować moim pacjentom, jest czas. W znakomitej większości potrzebują oni zrozumienia i pocieszenia, a tego nie zrobimy, spiesząc się, nie załatwimy szybką receptą.

– W swojej pracy-służbie stawia Pani na kontakt z ludźmi – dlaczego jest to takie ważne?

– Szacunek i wrażliwość na drugiego człowieka przekazali mi rodzice. Byli dla mnie żywym przykładem. To jest po prostu naturalne, jeśli od zawsze miałam obraz, że nieważne jakim „on” jest, ważne, że jest człowiekiem. Dzięki wpojonej mi przez rodziców głębokiej wierze, wiem również, że każdy, absolutnie każdy człowiek z natury jest dobry. Takim go stworzył Bóg. Jakże mogłoby być inaczej. Co innego, że kręte ścieżki naszego życia czy choroba kształtują w nas różne, w tym negatywne postawy.
W pamięci mocno utkwiły mi słowa profesorów medycyny, którzy uporczywie powtarzali, że kontakt z pacjentem, solidnie zebrany wywiad to klucz do sukcesu diagnostycznego. A ja dodam, że czas poświęcony na rozmowę później, to klucz do sukcesu terapeutycznego. Uczę się ciągle jak rozmawiać i ciągle mnie wiele zaskakuje. W naszym zawodzie ciężko powiedzieć „wiem”, bo rzeczywistość nieubłagalnie podcina nam skrzydła, uczy pokory.

Reklama

– Domyślam się, że w życiu lekarza także są trudne momenty, kiedy musi przekazać złą wiadomość – jak Pani Doktor radzi sobie z takimi sytuacjami?

– No cóż, mam w tym duże doświadczenie z własnego podwórka. Przeżyłam jako nastolatka stratę kilku najbliższych mi osób. Mam dużą świadomość takich okoliczności, jak strata, śmierć czy choroba. Często posiłkuję się w rozmowie własnymi doświadczeniami i widzę jak bardzo pomaga to moim rozmówcom, czują wsparcie i – co najważniejsze – wiedzą, że ich rozumiem, choć trochę. Jeśli tylko mogę, a jest to delikatny temat, odwołuję się do wiary i Bożej Opatrzności. Dzięki Bogu mam dużo empatii, która ułatwia mi płynną konwersację w sytuacjach nagłych, w momentach, kiedy zachowanie rodzin i pacjentów wymyka się przewidywaniom.
Nie jestem oczywiście alfą i omegą w tej kwestii. Ciągle się uczę. Popełniam błędy. Szczerze przyznam, że modlę się o to, żeby było ich jak najmniej.

– Wydaje się, że dzisiaj, w gąszczu umów, kontraktów czy kilku etatów rozmywa się powołanie czy służba lekarza. Jak z tym walczyć?

– Zdrowy rozsądek po pierwsze, a po drugie prawidłowy system wartości. Jeśli zapamiętamy, że dobro nasze i naszych bliskich jest najważniejsze, to zachowamy zdolność do działania. Uważam, że lekarz (jak i każdy inny człowiek) chory, niewyspany, poirytowany, a nie daj Boże skłócony w rodzinie, popełni błąd, niejeden. Nie da się tak naprawdę wyznaczyć limitu. Każdy z nas ma inną sytuację osobistą i inną wytrzymałość fizyczną i psychiczną. Nie oceniam nikogo, nie śmiałabym.
Staram się poza pracą zajmować moją rodziną i jej sprawami najlepiej jak potrafię. Przyznam, że z braku asertywności i może nadgorliwości w pracy różnie mi to wychodzi, ale proszę uwierzyć, że się staram i modlę o wsparcie Ducha Świętego.
Długo nie otwierałam gabinetu prywatnego, żeby nie stracić kolejnego popołudnia z mężem czy dziećmi. Obecnie liczba chętnych pacjentów, wydłużająca się kosmicznie kolejka na tzw. NFZ wymusiły na mnie zmianę planów. Udało mi się na razie zorganizować tydzień bez specjalnej straty, będę na bieżąco modyfikować, żeby liczba godzin w pracy nie wzrosła.

– Anioł Medycyny – została Pani Doktor nagrodzona takim wyróżnieniem. Anioł to ktoś, kto przekazuje orędzie albo nowinę, co stara się przekazać Pani swoim pacjentom?

– I tu jest chyba istota sprawy: przekaz. Nie zawsze chodzi „co” przekazujemy, ale zawsze „jak” to zrobimy. Myślę, że „Anioł” jest właśnie za sposób przekazu.
A jeśli chodzi o to, co im przekazuję, to – zawsze prawdę. Nigdy nie okłamuje nikogo, to by była prosta droga do katastrofy.

– Jak Pani odebrała wiadomość o otrzymaniu tego wyróżnienia?

– Przyznam, że początkowo podeszłam do tej informacji z dystansem i niedowierzaniem. Dlaczego ja, taki młody, prowincjonalny doktor, miałabym dostąpić takiego zaszczytu. Na szczęście moi kochani pacjenci uważają inaczej. Ja na ogół nie lubię roztkliwiać się nad sobą, do narcyza mi daleko. Dopiero po gali wręczenia dyplomów i statuetek „Aniołów”, która była niezwykle uroczysta i przepięknie zorganizowana, odczułam, jak duże szczęście mnie dotknęło. Jestem głęboko wzruszona i niezwykle wdzięczna, że pacjenci odważyli się pójść pod prąd i pokazać rodakom dobre oblicze współczesnej medycyny.

– Czy to wyróżnienie zmieni coś w pracy Pani Doktor?

– Myślę, że tak. Nie w kwestii mojego stosunku do ludzi, bo już mam pewien plan, który się sprawdza, jak widać.
Czuję się bardziej odpowiedzialna, żeby nie zawieść nikogo, tym bardziej że sprawa stała się tak głośna w Jarosławiu i nie tylko. Na pewno, dopóki zdrowie mi na to pozwoli, nie osiądę na laurach, nie sądzę też, żeby woda sodowa uderzyła mi do głowy. Bardzo proszę o wsparcie, bo bez niego nie dam rady. Jestem tylko człowiekiem.

2017-04-11 10:22

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Być narzędziem w Jego ręku

Niedziela małopolska 49/2017, str. IV

[ TEMATY ]

wywiad

Paulina Krzyżak SDU/archidiecezja krakowska

Zza anonimowych twarzy wychylały się imiona i konkretne historie życia. Do Namiotu zaczęli ściągać ludzie z miasta

Zza anonimowych twarzy wychylały się imiona i konkretne historie życia.
Do Namiotu zaczęli ściągać ludzie z miasta

Dzień przed wspomnieniem św. Mikołaja swoje święto obchodzą wolontariusze. Wielu z nich, tak jak Rafał, zaangażowało się w obchody pierwszego Światowego Dnia Ubogich w Archidiecezji Krakowskiej

Małgorzata Cichoń: – Jakbyś scharakteryzował profil wolontariusza, który służył w czasie krakowskiego wydarzenia? Czy ktoś szczególnie utkwił Ci w pamięci?

CZYTAJ DALEJ

Wszyscy mamy coś z kapłaństwa

Kiedy w Wielki Czwartek otrzymuję życzenia z racji święceń kapłańskich, lubię na nie odpowiadać słowem: „wzajemnie”. Widzę czasem zdziwienie świeckich przyjaciół. W naszej ogólnej świadomości kapłaństwo dotyczy przecież wyświęconych mężczyzn, sprawujących sakramenty, głoszących Słowo Boże i zaliczonych do specjalnego stanu zwanego duchowieństwem. A przecież udział w kapłaństwie Chrystusa nie zaczyna się od sakramentu święceń, ale od chrztu świętego. To przez chrzest przyjmujemy na siebie udział w prorockiej, królewskiej i kapłańskiej misji Jezusa.

CZYTAJ DALEJ

Gorzkie Żale to od ponad trzech wieków jedno z najpopularniejszych nabożeństw pasyjnych w Polsce

2024-03-28 20:27

[ TEMATY ]

Gorzkie żale

Grób Pański

Karol Porwich/Niedziela

Adoracja przy Ciemnicy czy Grobie Pańskim to ostatnie szanse na wyśpiewanie Gorzkich Żali. To polskie nabożeństwo powstałe w 1707 r. wciąż cieszy się dużą popularnością. Tekst i melodia Gorzkich Żali pomagają wiernym kontemplować mękę Jezusa i towarzyszyć Mu, jak Maryja.

Autorem tekstu i struktury Gorzkich Żali jest ks. Wawrzyniec Benik ze zgromadzenia księży misjonarzy świętego Wincentego à Paulo. Pierwszy raz to pasyjne nabożeństwo wyśpiewało Bractwo Świętego Rocha w 13 marca 1707 r. w warszawskim kościele Świętego Krzyża i w szybkim tempie zyskało popularność w Warszawie, a potem w całej Polsce.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję