Reklama

Wiadomości

Zawsze można czynić dobro!

Zofia Posmysz w czasie II wojny światowej była więziona w trzech obozach koncentracyjnych. 30 maja 1942 r. trafiła do obozu Auschwitz-Birkenau. Przeżyła tam 964 dni. Każdego dnia doświadczała głodu, cierpienia i zagrożenia pozbawienia życia. 18 stycznia 1945 r. została przewieziona do obozu w Ravensbrück, później – do obozu Neustadt-Glewe. Po wojnie ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała m.in. w Polskim Radiu, współtworzyła słynne słuchowisko radiowe „W Jezioranach”. Autorka książek, m.in.: „Wakacje nad Adriatykiem”, „Do wolności, do śmierci, do życia”, „Chrystus oświęcimski”, „Pasażerka”. Na podstawie tej ostatniej został zrealizowany film o tym samym tytule, w reż. Andrzeja Munka i Witolda Lesiewicza.
Z Zofią Posmysz rozmawia Krzysztof Tadej, dziennikarz TVP

Niedziela Ogólnopolska 23/2017, str. 44-45

[ TEMATY ]

ludzie

Krzysztof Tadej

Zofia Posmysz

Zofia Posmysz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KRZYSZTOF TADEJ: – W Auschwitz widziała Pani piekło na ziemi. Zabijanie ludzi, bicie więźniów, upokarzanie. Nie zniechęciła się Pani wówczas do ludzi?

ZOFIA POSMYSZ: – Nie, dlatego że widziałam nie tylko to przerażające zło. Oczywiście, bardzo dobrze pamiętam katów – bili bez opamiętania, do krwi i do chwili, kiedy człowiek przestawał się ruszać. Wyżywali się. Zabijali. Ale oprócz osób o takich zachowaniach byli też ludzie, którzy czynili dobro, pomagali.

– Gdy zachorowała Pani na tyfus...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– W czasie tej choroby miałam ponad 40 stopni gorączki. Leżałam wycieńczona w bloku dla chorych, na górnej pryczy. Traciłam świadomość. Nie miałam siły, żeby wstać. I wtedy jedna z dziewczyn, prostytutka, zaczęła przynosić mi z kuchni napoje – herbatę, wodę. A było to bardzo niebezpieczne. Gdyby Niemcy się zorientowali, że coś wynosi, to zostałaby dotkliwie ukarana. Dlaczego to robiła? Dlaczego się narażała? Może dlatego, że wcześniej normalnie ją traktowałam, a inne dziewczyny z baraku pogardzały nią i dawały jej odczuć, że jest osobą drugiej kategorii...

– Przeżyła obóz?

Reklama

– Nie wiem. Nigdy jej już nie spotkałam. Podam inny przykład. W obozie nie można było mieć medalika, książeczki do modlitwy i, oczywiście, różańca. Kiedyś w czasie deszczowej pogody, gdy maszerowałyśmy główną obozową drogą, w błocie zobaczyłam coś białego. Pochyliłam się i szybko podniosłam. Okazało się, że to różaniec. W baraku go wymyłam. Tam też miałam górną pryczę, więc po modlitwie chowałam różaniec w szparach dachu. Ale kiedyś, gdy pracowałam w kuchni, w nocy, postanowiłam zabrać go ze sobą. Pracowałam tam przy kotle i przyrządzałyśmy z koleżankami kawę na śniadanie. Tak mówiono, choć ta brązowa woda niewiele z kawą miała wspólnego. I kiedy modliłam się z różańcem w ręku, usłyszałam gwizd z jednego z kotłów. Był to sygnał, że należy szybko wygarnąć żar z paleniska, bo w przeciwnym razie kocioł może wybuchnąć. Różaniec położyłam na taborecie i szybko pobiegłam ratować kocioł. Ale gdy wróciłam, w tym miejscu stał już esesman i trzymał w ręce różaniec. „To twoje?” – spytał. Z drżeniem odpowiedziałam: „Tak”. Spojrzał na mnie dziwnie i znowu zapytał: „Jesteś katoliczką?”. Było mi w tym momencie już wszystko jedno. Odpowiedziałam: „Jestem katoliczką”. Esesman, trzymając ten różaniec, zaczął chodzić wokół kuchni. Ja stałam i czekałam. Myślałam, że to koniec.

– Groziła za to śmierć?

– To było jedno z najcięższych przestępstw. Nie skazywano na śmierć, ale kierowano do kompanii karnej. A tam na człowieka czekały praca ponad siły, bicie, kopanie, wrzaski, często zastrzyk z fenolu i śmierć.

– Co się później stało?

– Esesman wyciągnął do mnie rękę z różańcem i powiedział: „Masz!”. Zdębiałam. Nie zrozumiałam, dlaczego mi go oddaje. I z tego zaskoczenia spytałam: „Dlaczego?”. Odpowiedział krótko: „Moi rodzice też są katolikami”. I szybko dodał: „Schowaj to, żeby nikt cię z tym nie złapał”. Byłam ocalona. Potem dowiedziałam się, że był to Węgier, który służył w SS.

– To przykład, że bez względu na sytuację można pozostać dobrym człowiekiem.

– Zawsze można czynić dobro, bez względu na miejsce i okoliczności. Można było być w tym niemieckim mundurze i nie być mordercą. Naszych prześladowców podzieliłam na trzy grupy. Pierwsza grupa to mordercy. Katowali więźniów bez opamiętania. To sadyści, którzy czerpali przyjemność z bicia, poniżania, upadlania człowieka. Drugą grupę stanowili ci, którzy ściśle trzymali się regulaminu. Jak coś było nie tak, to pisali raporty i nas karano. A trzecia – to ci, którzy, gdy widzieli przekroczenie regulaminu, odwracali głowę i nie chcieli tego dostrzec.

Reklama

– W ten sposób ratowali ludzi.

– Nie wszyscy chcieli robić to, czego od nich oczekiwano. Tacy ludzie byli normalni, z porządnych, normalnych domów. Widząc ich zachowania, utwierdziłam się w przekonaniu, że człowiek może być dobry.

– A nie straciła Pani wiary w obozie, gdy widziała Pani śmierć koleżanek, gdy czuła swąd palonych ciał? Nie zadawała Pani pytań: „Boże, gdzie jesteś?”...

Reklama

– Nie, wręcz przeciwnie. Gdyby nie wiara, to bym nie przetrwała. To zasługa księdza katechety z kościoła św. Floriana w Krakowie. Przed wybuchem wojny przychodził do nas do szkoły powszechnej. Pod koniec roku szkolnego powiedział: „Słuchajcie, dziewczynki, chcę wam zaproponować, żebyście w piątki przez 9 miesięcy przystępowały do spowiedzi, uczestniczyły we Mszy św. i przyjmowały Komunię św.”. Byłam śmiałym dzieckiem, więc spytałam: „Dlaczego?”. A to dlatego, moje dziecko, że jak tak uczynisz przez 9 pierwszych piątków miesiąca, to nie umrzesz bez sakramentów” – odpowiedział. I tak zrobiłam, jak powiedział katecheta. Ale później zapomniałam o tej obietnicy. Przypomniałam ją sobie dopiero w obozie, gdy zobaczyłam kobietę na drutach. Popełniła samobójstwo. Druty były pod napięciem i jak ktoś nie wytrzymywał psychicznie, to się na nie rzucał. Zobaczyłam trupa i mnie olśniło. Przecież nie umrę, bo w obozie nie ma możliwości przyjmowania sakramentów! W najcięższych chwilach, gdy miałam gorączkę ponad 40 stopni, gdy majaczyłam i gdy odzyskiwałam przytomność, mówiłam do siebie: „Ksiądz katecheta powiedział o obietnicy, że nie umrę bez sakramentu!”. Człowiek chwytał się takich iskier nadziei i to mi niewątpliwie pomogło.

– Dużo się Pani modliła w obozie?

– Bardzo dużo, np. wieczorem. Kładłam się na pryczy i tak długo się modliłam, aż mnie sen zmorzył. Ale nie tylko ja. Polki się modliły, śpiewały pieśni religijne.
Pamiętam taką sytuację. Kiedyś stałyśmy bardzo długo przed blokami na placu apelowym. Działo się tak w te dni, gdy nie było transportów kolejowych z ludźmi przeznaczonymi do zagazowania.

– To znaczy?

– Mówię o transportach, które wjeżdżały wprost na rampę. Po zatrzymaniu pociągu zaczynały się dziać dantejskie sceny. Ludzie nie chcieli wysiadać. Wcześniej słyszeli, co może ich spotkać w Auschwitz. Niemcy wyrzucali ich z wagonów, niektórych zabijali. Na tych, którzy już wyszli, spuszczano psy. I gdy ludzi zapędzono do komór gazowych, wpuszczano gaz i ich duszono. Potem ciała były palone. My o tym, oczywiście, wiedziałyśmy. Nasze bloki były bardzo blisko krematorium. Nieraz Niemcy palili tyle ciał, że widziałam płomień wydobywający się z ogromnego komina. W powietrzu czuło się niesamowity smród. W Auschwitz był wilgotny klimat, często była mgła i ta mgła przemieszana z dymem cuchnęła...

– Powróćmy do tej sytuacji na placu apelowym, gdy długo stała Pani z koleżankami...

Reklama

– To był jeden z tych dni, gdy nie było transportu na rampę. Esesmani wybierali wówczas osoby słabe i takie, które źle wyglądały. Stałyśmy na placu i w pewnym momencie usłyszałyśmy straszliwe krzyki. Niemcy zaczęli selekcję od bloku żydowskiego. Stamtąd wyciągali kobiety do komory gazowej. Wśród tych krzyków, jęków i wycia jedna z naszych koleżanek zaczęła cichutko śpiewać:

„Słuchaj, Jezu, jak Cię błaga lud,
Słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud”.

Po chwili druga koleżanka, potem trzecia i kolejne przyłączyły się do tego śpiewu. Cichutko brzmiały słowa:

„Przemień, o Jezu, smutny ten czas,
O Jezu, pociesz nas”.

I nagle słyszymy, jak esesman pyta blokowej: „Co one śpiewają?!”. Nastąpiła cisza. Ona struchlała i drżącym głosem odpowiedziała: „Modlą się”. Wybuchnął śmiechem i powiedział słowa, które zawsze będę pamiętała: „Modlą się za tamte?”. I zrobił ruch ręką w stronę, skąd dochodziły krzyki. I dodał: „Niech modlą się za siebie. Dzisiaj Żydzi, a jutro wy!”. Wtedy zrozumiałam, że nasze życie to tylko oczekiwanie na śmierć.

– Czy po takich słowach w Pani sercu pojawiła się nienawiść do Niemców?

– Myślałam raczej o tym, czy jeszcze będę żyła. Nienawiść nic by nie pomogła, tylko przyspieszyłaby koniec. Nienawiść pogrąża człowieka w bezsilności i beznadziei. Dzięki modlitwie i wierze była we mnie iskierka nadziei.

– Czy miała Pani przeczucie, że przeżyje i będzie opowiadała o tym, co się stało?

– Nie. Po zakończeniu wojny nie sądziłam, że dożyję takiego wieku. Mam przecież już 93 lata! To przekraczało moje wyobrażenia. Ale póki żyję, robię to, co mi dyktuje poczucie obowiązku – przekazuję pamięć o tym, co było w Auschwitz. Współpracuję np. z Muzeum Auschwitz i z innymi organizacjami. Wiele lat później znalazłam potwierdzenie tej mojej postawy w wierszu Zbigniewa Herberta „Przesłanie Pana Cogito”:

„Ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo”.

2017-05-31 10:04

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Tata Antonietty

Niedziela Ogólnopolska 26/2014, str. 8-9

[ TEMATY ]

ludzie

sylwetka

błogosławiona

FOT. ZE STRONY WWW.NENNOLINA.IT

Michele Meo, ojciec służebnicy Bożej Antonietty

Michele Meo, ojciec służebnicy Bożej Antonietty

Nie był ważnym człowiekiem swojej epoki. Nie zbudował odrzutowca ani nie obronił świata przed wojną. Jego nazwisko nie znajdowało się na pierwszych stronach gazet. Urodził się we Włoszech, w Puglii. Dorosłe życie spędził w Rzymie. Był mężem i ojcem czwórki dzieci, troje z nich zmarło. Jedno z nich – Antonietta czeka, aż Kościół ogłosi ją błogosławioną. Ta historia jest dedykowana naszym ojcom. Opowiada nie o superbohaterze z kreskówki, nie o miliarderze z plakatu, ale o ojcu, który dał światu Służebnicę Bożą.

Michele Meo poznał Marię 22 marca 1914 r. w Rzymie. Niedługo potem oświadczył się i został przyjęty. Był bardzo szczęśliwy i z niecierpliwością czekał na ślub. Jednak w Europie trwała wojna i zakładanie rodziny nie było zbyt rozsądne, zdecydował się więc poczekać.
CZYTAJ DALEJ

Co Jezus i Maryja przekazali s. Łucji w Pontevedra? Mało znane objawienie

2025-09-13 08:01

[ TEMATY ]

pierwsze soboty miesiąca

objawienia fatimskie

Polski.fr

Figurka Dzieciątka Jezusa w miejscu objawienia z 15 lutego 1926 r

Figurka Dzieciątka Jezusa w miejscu objawienia z 15 lutego 1926 r

Choć w tym roku mija dokładnie 100 lat od objawienia Dzieciątka Jezus i Matki Bożej s. Łucji dos Santos, to jednak nie jest ono powszechnie znane. A była tam mowa o nabożeństwie, które jest szczególnym narzędziem do wyproszenia pokoju na świecie, tak bardzo potrzebnego zwłaszcza współcześnie. Przypominamy najważniejsze fakty z okazji 108. rocznicy piątego objawienia Maryi dzieciom fatimskim 13 września 1917 r.

Do objawienia w Pontevedra doszło 10 grudnia 1925 r. Wizjonerka fatimska Łucja dos Santos, wtedy już jedyna żyjąca z trojga dzieci, które widziały Maryję w 1917 r., była postulantką w Zgromadzeniu Sióstr Świętej Doroty (tzw. Doroteuszki). Klasztor znajdował się w hiszpańskiej miejscowości Pontevedra.
CZYTAJ DALEJ

Pierwsza sesja plenarna synodu

2025-09-13 19:08

Tomasz Lewandowski

W spotkaniach plenarnych bierze udział około 200 osób reprezentujących różne stany archidiecezji.

 W spotkaniach plenarnych bierze udział około 200 osób reprezentujących różne stany archidiecezji.

– Nie jesteśmy tu po to, by coś przegłosować i rozejść się do domów. Prace na sesjach plenarnych są kolejnym etapem rozeznawania – mówił do członków plenum bp Maciej Małyga.

Pierwsza sesja plenarna II Synodu Archidiecezji Wrocławskiej miała charakter duchowo-merytoryczny, by przygotować członków plenum do ich ważnej misji. Był czas na adorację Najświętszego Sakramentu, dzielenie się Słowem Bożym w małych grupach, wprowadzenie teoretyczne i praktyczne w metodologię sesji plenarnych. – Pierwsza sesja plenarna nie ma charakteru roboczego, ale chodzi w niej o wspólną modlitwę, poznanie swoich zadań, zbudowanie komunii i poznanie siebie nawzajem – tłumaczy Adriana Kwiatkowska, sekretarz generalny synodu. W spotkaniach plenarnych bierze udział około 200 osób reprezentujących różne stany archidiecezji. – Wiele z tych osób wskazuje już kodeks prawa kanonicznego, z urzędu wchodzą do obrad księża dziekani, Rada Kapłańska, po jednym prezbiterze z każdego dekanatu, wikariusze biskupi, kanonicy gremialni, oczywiście księża biskupi – to duchowni, którzy tworzą plenum. Poza osobami duchownymi do plenum zaproszeni są także świeccy: każdy dekanat ma swojego świeckiego przedstawiciela, dodatkowo przedstawiciele komisji synodalnych, które opracowywały dokument, w większości są osobami świeckimi, plus kandydaci Diecezjalnej Rady Duszpasterskiej. To przedstawiciele różnych wspólnot, ruchów, osoby, które od lat są zaangażowane w życie Kościoła i będą stanowili jedną trzecią plenum. Mamy także w plenum duża grupę osób konsekrowanych – siostry zakonne, które pracowały w zespołach lub komisjach synodalnych i przedstawicielki zgromadzeń, które posługują w naszej archidiecezji – mówi Adriana Kwiatkowska.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję