Reklama

Niedziela Rzeszowska

Misterium w teatrze

Niedziela rzeszowska 5/2018, str. VI

[ TEMATY ]

teatr

Maciej Mikulski

Jan Nowara

Jan Nowara

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Irena Markowicz: – Na początku 2018 r. Teatr im. A. Węgierki z Białegostoku przywiózł do Rzeszowa sztukę w Pana reżyserii „Popiełuszko”. Nieco wcześniej, jesienią, widzowie mogli obejrzeć rodzimą produkcję, „Serce bez granic” o kard. Adamie Kozłowieckim, misjonarzu Afryki, pochodzącym z naszych stron. To przykłady, że teatr służy nie tylko rozrywce, ale propaguje również treści fundamentalne, uniwersalne, związane też z sacrum.

Jan Nowara: – Jesteśmy zaangażowani w kultywowanie tradycji i wartości zakorzenionych na Podkarpaciu. Do tych dwóch wymienionych sztuk dodam jeszcze jeden wcześniejszy spektakl, przygotowany w związku z utworzeniem Muzeum Polaków Ratujących Żydów w Markowej imienia rodziny Ulmów, inspirowany poetyckim pamiętnikiem Icchaka Kacenelsona „Dzieci Hioba – wiek XX”, wyreżyserowany przez Sławomira Gaudyna. To też była opowieść włożona w ten wątek wartości, które teatr chce wspierać i przedstawiać.
Kardynał A. Kozłowiecki jest może bardziej znany w świecie niż w Polsce. Oczywiście na Podkarpaciu ma swoje miejsce w zbiorowej świadomości. Inaczej bywa w innych regionach Polski.

– Co wyróżnia te dwie postaci?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– I jeden, i drugi był dużego formatu człowiekiem. Wartość ich posługi wiązała się z dobrem, z empatią, ze skromnością. Adam Kozłowiecki, będąc w Afryce misjonarzem, biskupem, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Zambii, zdobył wielki autorytet, ale też zaskarbił sobie uczucia. Był kochany przez ludzi, bo nie tylko niósł im wiarę, ale też pomagał w tworzeniu lepszego życia, w budowaniu szkół, szpitali. Jego dzieło nie przepadło także i dlatego, że miał zwyczaj pisania listów, zapisywania przeżyć, zdarzeń. Scenariusz sztuki „Serce bez granic” został oparty właśnie na tych dokumentach, pokazujących go jako człowieka, którego nawet najbardziej dotkliwe przeżycia nie złamały, nie odebrały wiary w ludzkie dobro. Przeżył najpierw obóz Auschwitz, potem Dachau i zachował pogodę ducha, optymizm i wiarę, a nawet wybaczył oprawcom. Potrafił bowiem oddzielić człowieka od systemu. W dobie deficytu autorytetów warto przywołać i ożywić w teatrze jego postać, wsłuchać się i zastanowić nad wyjątkowym przykładem życia Polaka, który zasłynął w świecie.

– Czy spektakl „Serce bez granic” to sprawa już zamknięta?


– Bynajmniej, mamy plan pokazania tego przedstawienia w całej Polsce, wraz z wystawą poświęconą życiu i pracy misyjnej Kardynała. W styczniu wspólnie z Fundacją im. Ks. Kardynała
A. Kozłowieckiego z Huty Komorowskiej i przy wsparciu Marszałka Województwa Podkarpackiego dzieło tego wielkiego misjonarza Afryki przedstawimy w Sejmie i w zabytkowych wnętrzach biblioteki na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

– Z kolei misterium o życiu i śmierci urodzonego w Suchowoli na Podlasiu ks. Jerzego Popiełuszki powstało przed 33. rocznicą męczeństwa Błogosławionego, jesienią 2017 r.

Reklama

– Kiedy dyrektor białostockiego Teatru Dramatycznego Piotr Półtorak zaproponował mi wyreżyserowanie tego spektaklu, najpierw uświadomiłem sobie wielkość wyzwania. Teatr to nie film, jak zmieścić i opowiedzieć na scenie historię życia i śmierci tak charyzmatycznego kapłana. Ale propozycja była jednak bardzo ekscytująca i bez wahania podjąłem się tego zadania. Konrad Szczebiot, kierownik literacki Teatru A. Węgierki w Białymstoku, rozpoczął pisanie scenariusza, proponując konwencję migawek z życia ks. Jerzego, którą przyjąłem jako współautor warstwy tekstowej przedstawienia. Z Markiem Mikulskim, scenografem, podjęliśmy kluczową decyzję o formie teatralnego misterium, która wpłynęła na wertykalną konstrukcję scenografii z symbolicznym stołem w funkcji ogniska domowego, ołtarza mszalnego i wreszcie stołu ofiarnego. Misterium pozwoliło nam przemieszać ze sobą w spektakl elementy duchowe, religijne z obrazkami rodzajowymi z życia, czyli obok człowieczeństwa przedstawić świętość, bowiem istota fenomenu błogosławionego księdza Jerzego polega na niezwykłym wymieszaniu tych dwóch pierwiastków. I właśnie na połączeniu tych dwóch sfer polega podobieństwo postaci kard. Kozłowieckiego i ks. Popiełuszki. Niezwykła charyzma i wspaniała misja, którą niósł ksiądz Jerzy, to wizja wolności wiary, ale i wolności Ojczyzny. Stąd tak entuzjastycznym przyjęciem cieszyły się jego Msze za Ojczyznę sprawowane w warszawskim kościele pw. św. Stanisława Kostki na Starym Żoliborzu. Najpierw jednak ks. Popiełuszko wszedł z kapłańską posługą do strajkujących w Hucie Warszawa i stał się w mgnieniu oka duchowym opiekunem ludzi pracy, a dziś jest patronem „Solidarności”, która przyniosła nam wolność.

– Po kreacji filmowej i ze względu na charakter postaci zapewne trudno było obsadzić rolę główną...

– Tak. Casting nie był castingiem na dobre czy efektowne aktorstwo. Tu potrzebna była umiejętność przekazania dobra, jasności, ciepła. I to właśnie dzięki swojej energii i wewnętrznej aurze do roli Popiełuszki został wybrany Jakub Lasota, urodzony w Mielcu, zresztą bardzo dobry aktor związany dziś z Warszawą.

– Spektakl powstał w Białymstoku, w centrum regionu związanego z pochodzeniem błogosławionego księdza...

– Tak i tam również, w dramatycznym i tragicznym epizodzie, zagadka jego śmierci została rozwiązana. Starsi aktorzy „Węgierki” byli świadkami, jak ulicami Białegostoku, wśród tłumów ludzi, poruszał się ambulans, który wiózł ciało księdza Jerzego na sekcję zwłok, która miała wyjaśnić przyczynę śmierci.

– Przed nadchodzącą kanonizacją Błogosławionego sztukę będą oglądać widzowie w wielu ośrodkach, będzie ciągle aktualna, dla tej postaci jest miejsce w pamięci Polaków, ale nadchodzą kolejne rocznice, wyzwania.


– Wchodzimy w tej chwili w rok 100-lecia niepodległości. Jak uczy nas historia, nie jest ona dana raz na zawsze i trzeba jej strzec. W dziele wolności, polskiej niepodległości, bł. ks. Jerzy Popiełuszko odegrał ważną rolę. Wolności Ojczyzny poświęcił swoje życie. Teatr im. Wandy Siemaszkowej uczestniczy w przygotowaniu międzynarodowego projektu „Trans/Misje. 1918 – koniec i początek”. Dla państw Europy Środkowowschodniej będzie to rocznica ustanowienia nowego porządku, rodzenia się nowej rzeczywistości. Uczestnikami tego projektu są, oprócz rzeszowskiego, teatry z państw sąsiednich: ze Słowacji, Czech, Węgier, Ukrainy i Litwy. Pierwsza edycja festiwalu odbędzie się w Rzeszowie pod koniec sierpnia 2018.
Na podstawie tych i innych jeszcze przykładów można powiedzieć, że główną ideą Teatru, który prowadzę, jest próba przerzucenia pomostu pomiędzy starymi wartościami, ożywionymi w postaciach kard. Kozłowieckiego i ks. Popiełuszki, obecnymi także w wielkiej literaturze, a współczesnością, w której poruszają się dziś ludzie, szczególnie ludzie młodzi. Tym pomostem może być teatr. Bo właśnie on, pomimo różnych zapowiedzi końca, w związku z powstaniem filmu, telewizji, Internetu – wciąż gromadzi publiczność. Dzieje się tak, ponieważ emocji rodzących się pomiędzy żywym aktorem a żywym widzem nie da się na szczęście niczym zastąpić. To szczęście każdego człowieka teatru, także moje szczęście – dyrektora „Siemaszki”.

2018-01-31 10:18

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Teatr Rapsodyczny

Niedziela Ogólnopolska 43/2006, str. 32-33

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

teatr

Archiwum Danuty Michałowskiej

Karol Wojtyła, Danuta Michałowska

Karol Wojtyła, Danuta Michałowska

Do dziś mam w pamięci wspaniałe wykonanie owego monologu przez 21-letniego Karola Wojtyłę. Już w czasie prób słuchaliśmy go z podziwem i dreszczem grozy

Kraków, lata okupacji. Po aresztowaniu i wywiezieniu do obozów koncentracyjnych wszystkich profesorów Uniwersytet Jagielloński i inne wyższe uczelnie w naszym mieście są zamknięte. Teatr im. J. Słowackiego działa jako Staatstheater z czysto niemiecką obsadą aktorską. Wykonywanie muzyki Chopina jest zakazane, Filharmonia daje koncerty „nur für Deutsche”, polskie życie artystyczne schodzi do podziemia. W okupowanym Krakowie już w listopadzie 1939 r. organizuje się tajne nauczanie na szczeblu licealnym, potem uniwersyteckim - na wielu wydziałach. Zawiązują się też małe, działające oczywiście w podziemiu, grupy o zainteresowaniach muzycznych, literackich, a także teatralnych. Znalazłam się w jednej z nich - tej samej, do której należał Karol Wojtyła. W lecie 1941 r. przybywa do Krakowa bardzo bliski przyjaciel Karola, wadowiczanin, polonista i fanatyk sztuki teatru - dr Mieczysław Kotlarczyk. Wnosi on do naszego środowiska ideę późniejszego Teatru Rapsodycznego, teatru, który w tym trudnym czasie ma zająć się artystycznym mówieniem arcydzieł polskiej poezji. Ze względu na konieczność posiadania tzw. Arbeitskarte pracowałam wtedy jako maszynistka w centrali „Społem”. Był początek sierpnia 1941 r., właśnie wróciłam z urlopu, kiedy niespodzianie przyszedł do mnie do biura Karol. Wzbudził pewną sensację wśród moich biurowych koleżanek, miał bowiem na sobie drelich roboczy, zapewne wracał z pracy w podkrakowskim kamieniołomie. Od razu zrozumiałam, że przynosi jakąś ważną wiadomość. Wyszliśmy na korytarz i wtedy usłyszałam: „Przeczytaj «Króla-Ducha» i przyjdź w środę na Komorowskiego. - To był adres naszej koleżanki, gdzie często się zbieraliśmy. - Przyjechał Mietek Kotlarczyk. Zaczynamy robotę”. Można by powiedzieć, że tymi słowami Karol ustawił mój dalszy los artystyczny. Natychmiast po pracy poszłam do znanego antykwariatu Stefana Kamińskiego przy ul. Podwale i tam udało mi się kupić jedyny egzemplarz najlepszego, pełnego wydania „Króla-Ducha”, w opracowaniu Jana Gwalberta Pawlikowskiego. To właśnie ta książka miała być pod ręką na wszelki wypadek, jako sufler, stąd wmontowane w oprawę kolorowe zakładki, wskazujące poszczególne fragmenty. Książka leżała na pianinie obok świecznika i w prapremierowym przedstawieniu zagrała jako znak plastyczny, obok umieszczonej na tle ciemnej kotary białej maski Słowackiego i wiązanki chryzantem. Bowiem już 1 listopada, w dzień Wszystkich Świętych, nasza pięcioosobowa grupa wystąpiła z pokazem opracowanych przez Kotlarczyka fragmentów epopei Słowackiego. Owa uroczysta premiera, inaugurująca ponad 20-letnią, niepozbawioną wielorakich klęsk, działalność Teatru Rapsodycznego, była niejednokrotnie opisywana. Ja skupię się wyłącznie na osobie Karola Wojtyły, na jego znamiennym udziale w tym pierwszym rapsodycznym przedstawieniu. Kotlarczyk powierzył mu m.in. kończący spektakl monolog Bolesława Śmiałego. Monolog ten stanowi naczelny wątek Rapsodu V. Jest przywołaniem pamięci o dramacie, jaki rozegrał się pod koniec XI stulecia między Wawelem a Skałką - między królem a biskupem Stanisławem. Do dziś mam w pamięci wspaniałe wykonanie owego monologu przez 21-letniego Karola Wojtyłę. Już w czasie prób słuchaliśmy go z podziwem i dreszczem grozy, ale owego pierwszolistopadowego wieczoru osiągnął najwyższy stopień ekspresji artystycznej. Było to wykonanie pełne napięć, dynamiki, niezatracające jednego odcienia znaczeniowego. Przedstawiał te dramatyczne zdarzenia z tak pełnym zaangażowaniem, że wierzyło się każdemu słowu, a szczególny urok osobowości samego Karola jednał sympatię dla nieszczęsnego monarchy. Po dwóch tygodniach powtarzamy „Króla-Ducha” w innym mieszkaniu, dla innej publiczności. Wszystko szło normalnym, szczegółowo wypracowanym torem. Czekaliśmy w napięciu na finalny, tchnący dramatyzmem Rapsod V, ten o Bolesławie Śmiałym. I oto dzieje się coś niebywałego! Karol przedstawia całkiem odmienną wersję tego samego przecież tekstu - mówi cicho, monotonnie, w sposób zupełnie pozbawiony owych przejmujących tonów namiętności, pychy, buntowniczej pasji, także rozpaczy wobec zarysowującego się upadku państwa, nad którym zaciążyła klątwa króla. Byliśmy zaskoczeni, rozczarowani i po prawdzie oburzeni. Zasypaliśmy Karola pytaniami, zarzutami: - Co się stało? Jak mogłeś? Dlaczego? Pamiętam dobrze zdumiewający sens jego odpowiedzi: „Przemyślałem sprawę, to jest spowiedź, tego chciał Słowacki”. Długo nie mogłam się pogodzić ze stratą tamtej interpretacji. Ale później też przemyślałam sprawę i przypomniałam sobie, co mówi poeta w pierwszym Rapsodzie - „a któżby to śmiał w księgi ludzkie włożyć, dla sławy marnej, a nie dla spowiedzi”. Ośmielam się przypuszczać, że w czasie tych dwóch tygodni dzielących pierwszą i drugą interpretację Rapsodu o Bolesławie Śmiałym doszło do głosu najgłębsze istotne powołanie już nie artysty, lecz kapłana. Wyraziło się przez zmianę punktu widzenia. Postawa obrońcy racji króla, dominująca w pierwszym wykonaniu, przemieniła się w postawę grzesznika, który po wiekach pokuty dociera do tragicznej prawdy o sobie samym. Juliuszowi Słowackiemu nie starczyło życia, aby dokończyć Rapsod V „Króla-Ducha”, zrobił to pół wieku później Stanisław Wyspiański. Ale tak naprawdę ostatnie słowo w tej sprawie wypowiedział kard. Wojtyła, nie tylko przez ów niezwykły akt modlitwy w Osjaku za duszę zabójcy swojego poprzednika na stolicy biskupiej w Krakowie - św. Stanisława. Sądzę, że pośmiertny los wyklętego ze społeczności Kościoła, wygnanego i zmarłego czy może zamordowanego króla - okoliczności nie są znane - musiał już w młodości niepokoić wykonawcę monologu Bolesława. Nie jest chyba bowiem przypadkiem, że ostatnim utworem przyszłego papieża, który powstał przed 16 października 1978 r., jest poemat jakby podsumowujący tysiącletnią historię Kościoła w naszej Ojczyźnie, a odnoszący się do tego samego dramatu. Utwór ten nosi tytuł „Stanisław”.
CZYTAJ DALEJ

Przed Mszą św. z Papieżem Leonem XIV święto w Castel Gandolfo

2025-07-11 18:11

[ TEMATY ]

Castel Gandolfo

Papież Leon XIV

@Vatican Media

Leona XIV mieszkańcy i turyści przywitali w Castel Gandolfo 6 lipca

Leona XIV mieszkańcy i turyści przywitali w Castel Gandolfo 6 lipca

Na dwa dni przed Mszą Świętą, której przewodniczyć będzie Papież w parafii św. Tomasza z Villanueva, ks. Tadeusz Rozmus, salezjanin i proboszcz świątyni, podkreśla duchowe i wspólnotowe zaangażowanie wiernych. „Za każdym razem, gdy Papież tu przyjeżdża, miasto zmienia się w miejsce świętowania” – mówi ksiądz proboszcz.

W centrum Castel Gandolfo znajduje się papieska parafia pod wezwaniem św. Tomasza z Villanueva, której patronem jest hiszpański augustianin. W czasie, gdy w miasteczku przebywa podczas letniego wypoczynku Papież Leon XIV, miejsc to staje się platformą spotkania, wiary i służby.
CZYTAJ DALEJ

Spotkanie Papieża w Castel Gandolfo z przedstawicielami kapituł generalnych

2025-07-12 11:42

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

W przesłaniu do przełożonych generalnych i członków rad niektórych kapituł i zgromadzeń zakonnych Papież Leon XIV mówił o potrzebie odnowienia ducha misyjnego, przyswojenia sobie uczuć „jakie miał Chrystus Jezus” oraz szerzenia na całej ziemi światła Chrystusa.

Przebywający w Castel Gandolfo Leon XIV przyjął na dziedzińcu Pałacu Apostolskiego przełożonych generalnych oraz członków ośmiu rad kapituł i zgromadzeń zakonnych, którzy zebrali się aby nakreślić dalszy program działania swoich instytutów.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję