Reklama

Niedziela Przemyska

Krwawiące ślady, czyli okiem zakonnicy

Niedziela przemyska 17/2018, str. IV

[ TEMATY ]

świadectwo

zakonnica

Archiwum autora

S. Dawida Ryll

S. Dawida Ryll

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Byłam już prawie dorosła, gdy po raz pierwszy usłyszałam piosenkę o czerwonych makach pod Monte Cassino. Ale wówczas, gdy moja mama z wielkim smutkiem powiedziała: – I znów w tym miejscu zakwitły maki – miałam zaledwie kilka lat. Do dziś kwitnące maki kojarzą mi się ze śladami krwi i od tamtej chwili wiem, jak boleśnie dusi ściśnięta z żalu krtań. Nie był to smutek z powodu poległych w bohaterskiej walce żołnierzy – jak w piosence „Czerwone maki”– ale z powodu śmierci małego żydowskiego chłopca, którego na tym właśnie polu dosięgła kula niemieckiego żołnierza.

Wyobraźnią dziecka widziałam, jak uciekał z lasu i rozpaczliwie wołał: Biegnę do mojej babci! Nie mogłam znieść myśli, że... nie dobiegł. Byłam pewna, że moja babcia ocaliłaby to dziecko. Nie rozumiałam jeszcze dramatu wojny i na myśl mi nie przyszło, że gdyby ten chłopiec dobiegł... nie miałabym szans się urodzić. Zginęłyby prababcia, babcia i trójka jej dzieci, z których najstarszą była moja mama, piętnastoletnia wówczas dziewczyna. Zostaliby zabici, jak wszyscy Polacy, których przyłapano na udzielaniu pomocy Żydom.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nie miejsce i czas, by opisywać w szczegółach tę straszną historię, jakiej ponownie wysłuchałam kilka lat temu z ust mojej mamy. Ale od dzieciństwa nie miałam cienia wątpliwości, iż ludziom w potrzebie trzeba przyjść z pomocą bez względu na osobiste straty. I wiem, że istnieje taki imperatyw moralny, który jest silniejszy niż lęk o własne życie. Zawsze też ze współczuciem myślałam o tragedii polskich Żydów, która dokonywała się podczas II wojny światowej.

Może właśnie ten ślad z dzieciństwa sprawiał, że bardzo cierpiałam, jeśli ktokolwiek obwiniał naród polski o antysemityzm. Nigdy jednak w najgorszych przeczuciach nie byłabym w stanie pomyśleć, że będziemy obwiniani o Holokaust! I że będziemy musieli bronić się przed określeniami typu: „polskie obozy śmierci”. Nadal nie mogę wręcz uwierzyć, że za postępki pewnej liczby szmalcowników czy kolaborantów można obwiniać cały naród.

Reklama

Uczono mnie w szkole, że nie można wychodzić poza margines w zeszycie. I ilekroć moje zdania nie mieściły się w linijce, otrzymywałam uwagi od nauczycieli. Ale nigdy nie oceniono niedostatecznie mojej pracy.

Czy świat naprawdę stanął na głowie? Czy spodziewałby się ktoś, że po kilkudziesięciu latach od wojny ofiary zostaną nazwane oprawcami? To może jeszcze przyjdzie nam usłyszeć, że rozpętaliśmy II wojnę światową?! O co dziś to halo, ten cały rwetes?! Może nazbyt uproszczę, ale odnoszę nieodparte wrażenie, że skoro nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o… pieniądze.

Nie, nie mam ochoty udowadniać, że czarne jest czarne, a białe jest białe. Ani być kolejnym głosem w tej absurdalnej przepychance słownej. Uczestniczyłam w wielu spotkaniach upamiętniających ofiary Holokaustu – tych oficjalnych, modlitewnych i tych bardziej prywatnych, przy wspólnym stole i kawie. Słyszałam wypowiedzi naprawdę mądrych i prawych Żydów i wiem, że nie wszyscy oskarżają nas o eksterminację ich narodu. Jednakże ta pełna histerii nagonka na ustawę, na wypowiedzi polskiego premiera, na wszystkich, którzy nie chcą się zgodzić na szarganie dobrego imienia naszej Ojczyzny, to przypisywanie intencji, przekręcanie znaczeń, wyrywanie z kontekstu – potwornie boli. I osobiście mnie obchodzi ze względów patriotycznych i rodzinnych.

Czasem myślę, czy ktoś z tych – swoich lub obcych – którzy opluwają Polskę, mógłby spojrzeć w oczy setek tysięcy ludzi takich jak Ulmowie? Albo choćby tylko w oczy mojej babci, narażającej życie własnych dzieci, by ratować innych, bez pytania skąd są i jak się nazywają. Czy mógłby spojrzeć w zasnute łzami oczy mojej mamy, gdy wiele lat po wojnie patrzyła na kępkę polnych maków...

Reklama

Kanalie pojawiają się w każdym czasie i w każdym narodzie. Jeśli jednak państwo ma właściwe narzędzia w postaci prawa czy służb odpowiedzialnych za ład społeczny, to bandyckie wybryki zdarzają się rzadziej. Wojna łamie struktury państwowe, co więcej sprzyja haniebnym wyczynom. Z mojego rodzinnego domu, w którym akurat w czasie wojny nie było żadnego mężczyzny, nie licząc dwóch kilkuletnich braci mojej mamy, wykradziono dosłownie wszystko. Kobiety pozostały w tym, co miały na sobie, a ostatnie ziemniaki, jakie udało się przechować do sadzenia na wiosnę, zabrał (wydarł siłą) gospodarz z sąsiedniej wsi kilka dni po tym, jak ogłoszono, że wojna się skończyła. To nie byli Niemcy, którzy nas bezpośrednio okradli. Ale gdyby nie było wojny rozpętanej przez Niemców, okoliczni złodzieje nie czuliby się tak bezkarni. Chyba że wolność kraju jest pozorna. Jak za czasów sowieckiej władzy...

Jako pierwszoklasistka wychodziłam właśnie do szkoły z tornistrem na plecach, gdy do mojego domu przyszli eleganccy panowie. – Dziewczynko, pokaż nam swoje zeszyty... – po czym wzięli mój tornister i skrupulatnie oglądali. A ja – wzorowa uczennica – pękałam z dumy. Do głowy mi nie przyszło, że to jest rewizja... Zjawili się, bo nieco wcześniej wróciła od dziadka z Francji moja najstarsza siostra. Panowie nie znaleźli nic podejrzanego, ale dla zasady trzeba było kogoś ukarać. Wzięli mojego tatę... Nie pierwszy raz, jak się później dowiedziałam. I nie raz jeszcze po „masażu stóp” na posterunku milicji obywatelskiej mój ojciec nie mógł stanąć na nogi. „Zawinił”, bo jako kilkunastoletni chłopak w czasie wojny „włóczył się” po lasach z partyzantami AK.

„Przejdą lata i wieki przeminą... ślady dawnych dni pozostaną: bo są głębokie, odciśnięte bólem stawania w prawdzie. Nie ma prawdy bez bólu i nie ma wolności bez prawdy. Skoro wolność krzyżami się mierzy, to trzeba nam i to przecierpieć...

A na Pustyni Judzkiej o tej porze roku można spotkać krwiste anemonki..., jak ślady krwi ze strudzonych stóp Wędrowca z Galilei, który zapłakał nad Jerozolimą, że nie poznała czasu nawiedzenia.

2018-04-25 11:32

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franio począł się jedynie dzięki modlitwie różańcowej

Zachęcamy do oglądania świadectwa rodziców, którzy przez wiele lat starali się o dziecko. Franio począł się jedynie dzięki modlitwie różańcowej:

CZYTAJ DALEJ

Gdy spożywamy Eucharystię, Jezus karmi nas swoją nieśmiertelnością

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 6, 52-59.

Piątek, 19 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Co to znaczy, że Jezus jest Dobrym Pasterzem?

2024-04-20 16:36

[ TEMATY ]

Ewangelia

KUL

Centrum Heschela KUL

Zazwyczaj, gdy myślimy o Jezusie jako Dobrym Pasterzu, rysuje się przed nami bardzo sielski obraz – Jezus łagodnie trzyma na ramionach owieczkę. Tymczasem chodzi tu o coś innego. Po pierwsze o to, że Jezus utożsamia się z najbardziej pogardzaną grupą społeczną, porównywaną do nieczystych pogan. Po drugie o to, że Jezus naraża swoje życie w obronie owiec - podkreśla ks. prof. Mariusz Rosik w komentarzu dla Centrum Heschela KUL na IV Niedzielę Wielkanocną 21 kwietnia, zwaną Niedzielą Dobrego Pasterza.

Beduini to koczownicze plemiona arabskie, które żyją jeszcze na pustynnych i górzystych terenach dawnej Palestyny. Zajmują się głównie wypasem owiec. Zadziwiające, że nawet kilkudziesięcioosobowa grupa Beduinów potrafi posługiwać się sobie tylko zrozumiałym językiem i pielęgnować właściwe im zwyczaje. Żyjąc z dala od miast i większych osiedli, wieczorami zasiadają przy ognisku przed swoimi namiotami, by długo rozmawiać, śpiewać, ale także trzymać straż nocną przy swych stadach. Niekiedy okazuje się to konieczne, gdyż zdarzają się przypadki kradzieży owiec albo ataku wilków. Izraelska prasa co jakiś czas podaje informacje o wzajemnym wykradaniu stad wśród różnych plemion beduińskich albo o ataku dzikich zwierząt. Niejeden pasterz postradał życie w obronie swych stad.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję