Oto scenka rodzajowa. „Czy kochasz Mnie?” – zapyta Jezus podczas sądu ostatecznego. Odpowiedź pozytywna gwarantuje wejście do niebios. Odpowiedź negatywna jeszcze nie przekreśli wszystkiego. Jezus zada drugie pytanie: „Czy pozwolisz, że Ja będę cię kochał?”. I tym razem odpowiedź pozytywna otworzy bramy raju. Dopiero odpowiedź „nie” skazuje na wieczne oddalenie od Boga...
Niektórzy teologowie o proweniencji dość liberalnej tak właśnie wyobrażają sobie scenę sądu. Nie ma jednak pewności, że pójdzie tak łatwo. Już pierwsi chrześcijanie pytali: Jak można pogodzić istnienie piekła z nauką o miłosierdziu Bożym? W III wieku Orygenes, który zmagał się z tymi pytaniami, wydawało się, że zakładał możliwość pokuty i nawrócenia po śmierci. Kościół jednak nie poszedł za sugestiami aleksandryjskiego uczonego, gdyż w tej perspektywie doczesne życie zostałoby pozbawione charakteru definitywnego, a ofiara Chrystusa straciłaby na wartości. Urząd Nauczycielski Kościoła odrzucił tezę, która głosi, że z całą pewnością wszyscy ludzie będą zbawieni, natomiast dopuszcza tezę, iż być może wszyscy będą zbawieni, a piekło będzie puste. Taki sposób myślenia zdaje się, że dopuszczał Jan Paweł II, który w książce „Przekroczyć próg nadziei” napisał: „Potępienie wieczne jest z pewnością zapowiedziane w Ewangelii. O ile jest ono jednak realizowane w życiu pozagrobowym? To ostatecznie wielka tajemnica. Nie da się jednak zapomnieć, że Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy”.
Jest to jednak nadzieja, a nie absolutna pewność. Stąd zawsze trzeba być uważnym. Bo przyjdzie czas, kiedy „ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego W obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata” (Mk 13, 26-27). Wybranych – tak. Ale czy oznacza to: wszystkich...?
Pomóż w rozwoju naszego portalu