Czy nie zadziwia was ton, w jakim największe media – przez kilka ostatnich tygodni – usiłują nam objaśniać świat i zachodzące w nim zmiany?
Narastająca lawina bzdurnych i niepowiązanych żadną logiczną nicią pseudoinformacji i potęgująca się propaganda strachu. Właściwie wszystkie popularne media stały się po prostu „elektrycznymi pastuchami”, które pilnują, abyśmy nie wychodzili z domów i niezbyt interesowali się tym, co się dzieje wokoło. Poza propagandowymi zaleceniami niczego więcej się z nich nie dowiemy. Człowiek bez informacji jest pozbawiony najbardziej podstawowych odruchów, zaczyna się bać, a strach jest irracjonalnym doradcą. Na szczęście wielkie znaczenie – w dniach zarazy – zyskał niezależny internet. Tu różni donkiszoci dostarczają dużo informacji, których próżno szukać w innych mediach. Niestety, także w internecie coraz mocniej rozpierają się zwolennicy bolszewickiej cenzury. Tworzą różne portale, które mają rzekomo demaskować nieprawdziwe informacje, tymczasem w rzeczywistości zajmują się cenzurowaniem tego, co uciekło spod powszechnej cenzury lewicowych korporacji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Te portale, mające demaskować fake newsy, w rzeczywistości same je produkują. Co mamy począć w chwili, gdy właśnie fundamenty starego świata drżą w swoich posadach, a o nowym świecie jeszcze niewiele wiemy?
Reklama
Chyba właśnie na naszych oczach zatrzymała się światowa globalizacja. Stanęły firmy molochy, wielkie korporacje, które gotowe były pożerać wszystko, co stanęło na ich drodze. Pojawiła się szansa na zatrzymanie tendencji ku temu, aby świat wszędzie wyglądał albo jak plastikowa wioska dla turystów, albo jak zaplecze produkcyjne najbardziej chciwych korporacji. Może właśnie teraz nastąpi powrót do doceniania lokalnych wspólnot, prawdziwych relacji między ludźmi, a nie tych limitowanych przez Facebook czy Instagram. Może się stać jeszcze coś bardziej niezwykłego: odwróci się – trwająca od wieku – tendencja do przeprowadzania się z prowincji do wielkich aglomeracji. Miasta stracą swoją atrakcyjność. Nie będzie w nich pracy, ograniczone zostaną rozrywki, spadnie sprawność służb komunalnych, a wielkie blokowiska, komunikacja miejska czy wielkie galerie handlowe będą kojarzone z miejscami, gdzie można się czymś zarazić. Miasta staną się miejscami, gdzie jest droga i nieznanego pochodzenia żywność; pojawi się sporo przestępczości i zagrożeń, które wcześniej tam nie występowały. Tymczasem na prowincji będziemy mieli hermetyczne społeczności, które dobrze sobie radzą z kryzysem dzięki temu, że wiele operacji będzie tam przebiegało bezgotówkowo, na zasadzie barterowej wymiany usług i towarów. Ludzie tam się znają, zagrożenie jest więc mniejsze, a sytuacja będzie zmierzała ku rządom lokalnych patrycjatów – ludzi, którzy wyróżniają się rozsądkiem i przezornością.
Po części to, oczywiście, moja wizja, jednak natchnęła mnie do niej lektura jednego ze szwajcarskich pism, które głosi, że po jakim takim ustaniu pandemii czeka nas „helwetyzacja świata”, a więc oddalanie się od siebie różnych społeczności i zamykanie się w obrębie lokalnych wspólnot. Świat przestanie już być globalną wioską, zamkną się kanały masowego przemieszczania się ludzi między różnymi rejonami świata. Wygląda na to, że pandemia COVID-19 potrwa miesiące, a może nawet lata i będziemy musieli się nauczyć żyć pod jej rządami. Przynosi wiele zmian, spowoduje na pewno wielki kryzys ekonomiczny, ale może świat, który się po niej obudzi, będzie bliższy zwykłym ludziom, bardziej ludzki...
Tego jeszcze nie wiem.
Na pewno zapamiętamy modlitwę papieża Franciszka na pustym rzymskim placu, pozamykane polskie kościoły i dzielnego abp. Wacława Depo, który codziennie jest z wiernymi na Apelu Jasnogórskim i codziennie ma dla Polaków dobre, inspirujące słowa. Wydawałoby się, że to rzeczy prozaiczne, niezauważalne. Zdziwiłby się jednak ten, kto by się dowiedział, ilu Polaków codziennie – dzięki Telewizji Trwam – modli się przed obrazem Jasnogórskiej Królowej Polski. Te dni są ważne dla naszej przyszłości, będą bowiem decydowały o tym, czy nauczymy się żyć w nowym świecie, czy zrozumiemy zmiany i będziemy potrafili je dobrze wykorzystać dla wspólnego pożytku.