Reklama

Kościół

Pytania o powołanie

Bądźcie pasterzami, nie funkcjonariuszami. Bądźcie mediatorami, nie pośrednikami – powiedział do kapłanów papież Franciszek. A my pytamy: Jak rodzi się powołanie? Jak być kapłanem w czasach zmasowanego ataku na kapłaństwo? Co powoduje, że młody człowiek mówi Bogu: „tak”?

Niedziela Ogólnopolska 22/2020, str. 13-15

[ TEMATY ]

powołanie

Magdalena Pijewska/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pan Bóg ma czas...

Moja droga do kapłaństwa jest trochę nietypowa. Po maturze zdecydowałem się na studia na Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach. W 1998 r. uzyskałem dyplom lekarza medycyny i rozpocząłem pracę jako stażysta. Myśl o wyborze drogi kapłańskiej towarzyszyła mi jednak od lat.

Okres studiów był bardzo cennym doświadczeniem w moim życiu – nie tylko przez możliwość zdobycia wiedzy medycznej, ale też przez spotkania z chorymi ludźmi. Niemały wpływ miało na mnie Duszpasterstwo Akademickie w Katowicach. Te doświadczenia ukształtowały mnie jako człowieka, zmieniły mój sposób patrzenia na rzeczywistość. Czas studiów to był dla mnie czas doświadczania Kościoła jako żywej wspólnoty osób, dla których wiara jest ważna.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dlaczego więc zrezygnowałem z medycyny?

Wątpliwości, czy dobrze wybrałem życiową drogę, powróciły bardzo mocno na V roku studiów. Zacząłem poważnie myśleć o ich rzuceniu i wstąpieniu do seminarium. I wtedy do naszego duszpasterstwa przyjechał ks. Herbert Hlubek, duszpasterz akademicki w Gliwicach, który opowiadał o spotkaniu z jakimś studentem V roku medycyny. Ów student przyszedł do niego z podobnym problemem jak mój: czy ma iść do seminarium czy skończyć medycynę. Ksiądz Hlubek odpowiedział wówczas: – Skończ medycynę, Pan Bóg ma czas. Jeżeli cię powołuje, to zdążysz pójść do seminarium. Odczytałem te słowa jako skierowane do mnie. To mnie uspokoiło. Ukończyłem studia, uzyskałem dyplom, a po skończeniu stażu wstąpiłem do seminarium sosnowieckiego w Krakowie.

Czy żałuję, że zrezygnowałem z wykonywania zawodu lekarza?

Nie żałuję – teraz też leczę, tylko nie ludzkie ciało, ale duszę. A wiedzę biologiczno-medyczną wykorzystuję w wymiarze bioetycznym. Jestem duszpasterzem rodzin i to, czego nauczyłem się w przeszłości, przydaje się w mojej codziennej posłudze. Zdarza mi się też pomagać lekarzom zmagającym się z etycznymi dylematami.

Reklama

Ks. Grzegorz Koss
Księdzem jest od 16 lat, posługuje w diecezji sosnowieckiej.

Pachnieć owcami

Moja droga do powołania była nieco dłuższa. Po maturze podjąłem 3-letnie studia licencjackie na ratownictwie medycznym Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Zabrzu. Pracowałem w szpitalu i trochę jako ratownik w pogotowiu, dlatego potem miałem dobre przygotowanie, by w czasie epidemii, już jako diakon, zgłosić się jako wolontariusz do Domu Pomocy Społecznej.

Od małego byłem ministrantem, jednak dopiero z czasem doznałem silnej przemiany duchowej – otworzyły mi się oczy. Jezus stał się dla mnie ważny i wierzę, że tak zostanie do końca moich dni. Przemianę przeżyłem w liceum, ale zabrakło mi wtedy odwagi, by podjąć tę decyzję. Moje powołanie mocno dojrzewało na studiach. Był to czas mieszkania w akademiku i życia studenckiego. Pracowałem, jak wielu studentów, więc wiem, co to znaczy zarabiać na siebie. Nie żyłem pod kloszem, co pozwoliło mi inaczej spojrzeć na życie. Bardzo cennym doświadczeniem było też Duszpasterstwo Akademickie w Zabrzu. Wierzę, że to naprawdę Pan mnie woła, że ja sobie tego nie wymyśliłem.

Jakim chcę być księdzem? Wsłuchując się w głos papieża Franciszka, chciałbym iść razem z ludem jako owca, być bratem dla wiernych i dla swoich kolegów. Mocno pozostał we mnie wywiad z bezdomnym, który nazwał kard. Konrada Krajewskiego swoim bratem. To jest chyba klucz. Gdy są trudniejsze chwile – a nie mam złudzeń, że ich nie będzie – staram się wracać do tego pierwszego zaproszenia, kiedy poczułem się wybrany i kochany – wracać do tego momentu decyzji serca.

Dk. Zbigniew Wojtysek
30 maja br. przyjął święcenia kapłańskie w archikatedrze częstochowskiej.

Wiele zawdzięczam księżom

Miałam szczęście należeć do parafii, która była w praktyce jedną wielką niespokrewnioną rodziną. Wiele zawdzięczam księżom. W trudnym dla mojej rodziny czasie okazali nam wsparcie i pomoc, której nigdy nie zapomnę. Mówiąc szczerze, parafia wychowała moje dzieci, zresztą nie tylko moje. To była zwyczajna blokowa parafia zamieszkała przez młode rodziny, wszyscy byliśmy na dorobku i zaczęto budować kościół. Przyjechali energiczni księża i nagle stało się coś zdumiewającego – udało im się z niczego stworzyć wspólnotę. Razem z kapłanami pracowaliśmy fizycznie przy budowie świątyni, jeździliśmy na rekolekcje, na weekendowe wypady za miasto. Dzieci – a było ich chyba ze 40 – codziennie biegały na plebanię. Dla nas była to duża wyręka, bo w tamtych czasach coraz popularniejsze były narkotyki, kręciło się mnóstwo ludzi z jakichś sekt. A my wiedzieliśmy, że nasze pociechy są bezpieczne, zaopiekowane, nawet nakarmione, bo proboszcz pozwalał im buszować w lodówce. Ta plebania to była instytucja! Panował tam nieustanny ruch. Ciągle coś się działo: jak nie ogniska, to nauka gry na gitarze, wakacje z Bogiem, ferie w mieście – długo by wymieniać. Bywało, że zimą mąż o 22.00 szedł po dzieci, bo w kościele w najlepsze trwały próby do jasełek. Wiele wtedy narodziło się powołań kapłańskich i zakonnych, ale nie tylko – moje chłopaki np. są dziś mężami i ojcami. Czasem jeździmy wspólnie pokazać się naszemu „staremu” proboszczowi. Wiem, że dziś dużo mówi się na temat złego dotyku, ale pamiętajmy, że to pojedyncze przypadki. W zdecydowanej większości polskich parafii dzieci były i są bezpieczne.

Reklama

Do dziś jestem też wdzięczna za pomoc rodzinie. W połowie lat 90. XX wieku, gdy w Polsce szalało bezrobocie, księża pomagali znaleźć ludziom zatrudnienie. Pamiętacie parafialne biura pośrednictwa pracy? Znam rodziny, którym uratowało to życie. Pracowałam wtedy z mężem na dwóch etatach, żeby spłacić kredyt hipoteczny. Tę drugą pracę znalazł mi wikary – opieka nad starszą panią. Dzięki temu mogłam dopilnować rodziny i nie bać się, że komornik zabierze nam mieszkanie. Przed kościołem wisiała tablica, do której przypinano propozycje pracy. Do wielu pracodawców proboszcz docierał osobiście.

Reklama

Zależało mu, żeby ta tablica nie była pusta. A paczki z żywnością i odzieżą?

A organizowanie darmowych korepetycji dla dzieci z biedniejszych rodzin?...

Takich sytuacji było wiele, ale ludzie mają krótką pamięć. Niestety, gdy atakuje się księży, mało kto głośno staje w ich obronie, a przecież sporo jest w Polsce rodzin, które doświadczyły podobnej pomocy jak moja. Może warto teraz o tym powiedzieć...

Alicja Marzec

Mały chłopiec obok wielkiego Boga

Można powiedzieć, że zawsze się kręciłem koło ołtarza. Moje powołanie – pewnie podobnie jak w przypadku wielu innych kapłanów – rozpoczęło się przez służbę ministrancką. Przez tę wspólnotę odkryłem, że Kościół nie jest martwy, że dużo się tu dzieje. Samą decyzję o tym, że pójdę do seminarium, podjąłem w III klasie liceum. Po 6 latach seminarium zrozumiałem, że najważniejsze jest to, by ludziom mówić, iż Pan Bóg ich kocha, że działa cuda i potrafi zmienić życie człowieka. Jak uczę w szkole, to o tym mówię uczniom; jak prowadzę oazę on-line, też o tym mówię. Jak się odkryje swoje powołanie, to jest droga do szczęścia. Nieważne, czy to będzie powołanie kapłańskie, czy jakieś inne – najważniejsze, żeby je odkryć. Tak sądzę.

Do kapłaństwa idę ze świadomością, że nigdy nie będę sam. Czuję się jak mały chłopiec obok wielkiego Boga. Mam świadomość, że w dzisiejszym świecie życie księdza nie jest łatwe. Mówi się o tym, ale ja jeszcze nie spotkałem się z żadnymi tego typu problemami. Mam bardzo dobry kontakt z młodymi. Mam niewiele więcej lat od nich, więc traktują mnie jak starszego brata, dlatego też nie doświadczam np. trudności w katechezie.

Dk. Sebastian Kosecki
30 maja br. przyjął święcenia kapłańskie w archikatedrze częstochowskiej.

Nigdy nie chciałem być księdzem

Myśl o powołaniu wydawała mi się czymś śmiesznym, nierealnym, jakby w ogóle mnie niedotyczącym. Chociaż od dziecka byłem ministrantem, a moi rodzice wychowywali mnie w miłości do Boga i Kościoła, to myśl, że mógłbym zostać kapłanem, wydawała mi się straszna. Nie wyobrażałem sobie życia w samotności, bez osoby, o której wiem, że zawsze będzie przy mnie. Dlatego kapłaństwo jawiło mi się jako coś nienaturalnego, ponieważ wymagało rezygnacji z czegoś, z czego zrezygnować nie byłem w stanie – nawet sobie tego nie wyobrażałem. Odrzuciłem więc myśl, że mogę być powołany do kapłaństwa. Kiedy jednak od czasu do czasu delikatna myśl o powołaniu próbowała wracać, nie wahałem się zwracać do Boga w modlitwie: „Nie mam powołania, bo pragnę mieć rodzinę. Nie mam powołania, bo boję się samotności. Zabierz ode mnie te myśli, bo nie chcę mieć powołania, to nie dla mnie. Gdybym się tak nie bał samotności...”. I porzuciłem myśl o powołaniu.

Reklama

Kiedy byłem w II klasie technikum, wszystko zaczęło się zmieniać. Pewnego razu obudziłem się wcześnie rano, kiedy właśnie wschodziło słońce (mieszkam w górach, więc ten widok jest zawsze urzekający), i poczułem, jakby ktoś wyciągał z mojego wnętrza cały strach przed samotnością. Mieszały się we mnie uczucia niepewności i ulgi. Kiedy wszystko się skończyło, czułem się niezwykle lekki, pozbawiony tego, co łączyło się z lękiem o przyszłość. Z niezwykłą jasnością uświadamiałem sobie: „Skończyły mi się argumenty”, a potem z wielką mocą i pewnością: „Będę księdzem”. Na tym powinna się zakończyć ta historia, lecz mimo tak klarownego doświadczenia powołania wiele razy jeszcze uciekałem.

Potem spotkałem wspaniałą dziewczynę i stanąłem wobec wyboru: z jednej strony miałem doświadczenie dotykalnej interwencji Boga, a z drugiej myślałem sobie: „A może jednak moje powołanie jest inne, przecież to nie przypadek, że spotkaliśmy się właśnie teraz”. Wybrałem drugą drogę. I pomyliłem się.

Dobrze było być z drugą osobą, wspólnie spędzać czas, dzielić zainteresowania i pasje, smutki i radości, ale to nie było to! Coraz mocniej czułem, że to jednak nie moja droga, że ta powinna być inna. Trudno było pogodzić się z myślą, że podjąłem złą decyzję, że nie uszanowałem daru, którego zadatek już otrzymałem. Jednak Pan Bóg jest nieskończenie cierpliwy i pozwala podejmować decyzje wolnej woli. Bardzo gorzkie było przyznanie się do niewierności Bogu. Lecz głos, który wciąż brzmiał w sercu: „Pójdź za Mną”, był coraz silniejszy – On mimo mojej zdrady wciąż czeka i chce mnie mieć u siebie.

Rozstałem się z dziewczyną w atmosferze życzliwości. Pokończyłem wszystkie niezałatwione sprawy. Zdałem maturę i złożyłem podanie o przyjęcie do seminarium.

Ks. Tomasz Metelica,
diecezja legnicka, obecnie kapłan studiujący w Rzymie, autor książki Bunt

2020-05-26 18:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Mniej kleryków niż w zeszłym roku - rektorzy kończą doroczną konferencję

[ TEMATY ]

klerycy

seminarium

powołanie

WSD w Częstochowie

Kleryków diecezjalnych i zakonnych może być w tym roku mniej o ok. 10 proc. niż w zeszłym roku - wynika z pierwszych, jeszcze szacunkowych danych, Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych. 52. ogólnopolskie spotkanie tego gremium dobiega końca w Licheniu.

Tematyka tegorocznej konferencji rektorów dotyczyła seminarium, jako przestrzeni wzrastania w wierze. - Pierwsza sesja robocza była okazją do przyjrzenia się kandydatom do seminariów, z czym przychodzą, jaki świat wnoszą; potem rozmawialiśmy o specyfice kształtowania wiary w młodym, współczesnym pokoleniu i specyficznym bo typowo męskim gronie. Natomiast w trzeciej odsłonie, przyglądaliśmy się blaskom i cieniom tradycyjnej formacji seminaryjnej i dyskutowaliśmy nt. modelu właściwej formacji - powiedział KAI ks. dr Wojciech Rzeszowski, przewodniczący Konferencji Rektorów. Gościem specjalnym obrad rektorów był belgijski jezuita o. prof. Amaury Begasse de Dhaem z Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. - W bardzo ciekawy sposób, od strony teologicznej i biblijnej ukazywał nam osobę Jezusa jako formatora formatorów . Przyglądaliśmy się procesowi kształtowania się wiary we wspólnocie oraz jej dojrzewania - opowiadał rektor Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Innym tematem poruszonym przez rektorów była liturgia seminaryjna jako przestrzeń doświadczenia i kształtowania wiary. Wykłady przygotowali: ks. Waldemar Pałęcki z KUL oraz ks. Paweł Cembrowicz, obecnie proboszcz, a wcześniej ojciec duchowny w seminarium we Wrocławiu. W tym kontekście rektorzy dyskutowali m.in. o miejscu w seminarium dla tradycyjnej liturgii ale też nowych ruchów, które mają własne zwyczaje liturgiczne, o nowej ewangelizacji ale też o młodzieńczym zapotrzebowaniu alumnów na dynamizm także w czasie liturgii.

CZYTAJ DALEJ

Prymas Polski: gdy czynisz znak krzyża, głosisz miłość Boga

2024-05-05 16:06

[ TEMATY ]

abp Wojciech Polak

flickr.com/episkopatnews

Abp Wojciech Polak

Abp Wojciech Polak

„Gdy z wiarą patrzysz na krzyż, gdy czynisz znak krzyża na sobie, gdy znakiem krzyża błogosławisz drugich, głosisz miłość Boga potężniejszą niż grzech, potężniejszą niż śmierć. Miłość, która zwycięża obojętność i nienawiść, która niesie przebaczenie i pojednanie, która przygarnia i jednoczy” - mówił w niedzielę w Pakości Prymas Polski abp Wojciech Polak.

Metropolita gnieźnieński przewodniczył uroczystościom odpustowym na Kalwarii Pakoskiej, w Archidiecezjalnym Sanktuarium Męki Pańskiej, z okazji święta znalezienia Krzyża świętego. W homilii przypomniał, że właśnie na Krzyżu, w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, najpełniej objawiła się miłość Boga. „To miłość, która rodzi życie” - podkreślił, przypominając, że znakiem tej miłości każdy chrześcijanin został naznaczony w dniu swojego chrztu świętego. „I choć znaku tego nie widać na naszych czołach, to powinien być w naszym sercu”.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł Jacek Zieliński, współtwórca zespołu Skaldowie

2024-05-06 20:10

[ TEMATY ]

śmierć

Autorstwa Mariusz Kubik - Praca własna, commons.wikimedia.org

Jacek Zieliński

Jacek Zieliński

W poniedziałek zmarł Jacek Zieliński - wieloletni członek krakowskiej grupy Skaldowie - podała w mediach społecznościowych Piwnica pod Baranami. Miał 77 lat.

W wieku 77 lat zmarł polski muzyk Jacek Zieliński. Był polskim kompozytorem, trębaczem, skrzypkiem oraz członkiem zespołu Skaldowie, a prywatnie - młodszym bratem Andrzeja Zielińskiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję