Reklama

Rodzina

Jak uniknąć syndromu opuszczonego gniazda?

Dzieci dawno dorosły, mają własne życie, a ich rodzice zostali znów tylko we dwoje. Dla wielu małżeństw to moment krytyczny. Statystyki alarmują, że coraz więcej dojrzałych małżeństw decyduje się wtedy na rozstanie. Wcale nie musi tak być. Oto kilka podpowiedzi, jak żyć pełnią życia.

Niedziela Ogólnopolska 39/2021, str. 50-51

[ TEMATY ]

dzieci

rodzice

Archiwum prywatne

Grażyna i Roman Strugowie

Grażyna i Roman Strugowie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jedni, bardziej świadomi, otworzą nowy etap swojego życia, snując marzenia i starannie planując dalsze kroki razem; inni, być może nieco bardziej zagubieni, nie zauważą, że mają szansę na zmianę, na nową jakość we wspólnym pożyciu. Ten niezwykle ciekawy moment można dobrze wykorzystać lub zwyczajnie go przespać. Także w życiu duchowym.

Państwo Grażyna i Roman Strugowie z Bełchatowa są małżeństwem od 45 lat. Kilka tygodni temu obchodzili więc całkiem spory jubileusz. Od 19 lat są tylko we dwoje, mają więc sporo czasu i możliwości, by układać sobie życie małżeńskie, budując wzajemną relację w sposób świadomy, z poczuciem sensu i celu. Będąc ze sobą 24 godziny na dobę, mogą się coraz bardziej kochać, poznawać i rozumieć. Nie wyobrażają sobie innego życia razem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Modlitwa małżeńska

Kilkanaście lat po ślubie ich życie zaczęło się zmieniać, zwłaszcza w sferze duchowej. Pojechali wtedy pierwszy raz na rekolekcje Domowego Kościoła, wspólnoty małżeńsko-rodzinnej formującej katolików do świadomego i owocnego przeżywania sakramentu małżeństwa. Największym odkryciem tamtego czasu, stanowiącym przełom w ich dotychczasowym życiu duchowym, była możliwość modlitwy małżeńskiej. Wcześniej bowiem nie mieli doświadczenia codziennego spotkania z Bogiem we dwoje, gdzie mąż i żona razem, w jedności, zwracają się do Pana i wspólnie, we dwoje, budują z Nim relację. Wcześniej, jako pobożni i gorliwi katolicy, potrafili i chcieli się modlić, robili to jednak pojedynczo, nie przypuszczając nawet, jak wiele mogą zyskać i zmienić na lepsze w swoim życiu przez modlitwę małżeńską. Tymczasem po pierwszych doświadczeniach wspólnego wołania do Boga zobaczyli siebie w innym świetle. Zaczęli świadomie pielęgnować jedność małżeńską.

Konsekwencją praktykowania wspólnej modlitwy była także zmiana świadomości, komu i czemu zawdzięczają swoje szczęście. Każdy, kto miał okazję ich poznać, już po pierwszym spotkaniu wiedział, że są ludźmi szczęśliwymi. Emanują z nich pogoda ducha, wzajemny szacunek czy wręcz zachwyt nad współmałżonkiem. W ich rozumieniu chrześcijańskiego życia szczęście nie jest ich osobistą zasługą, przez lata wypracowanym duchowym majątkiem, o który sami zadbali. Wręcz odwrotnie – wszystko, co dobre w ich życiu, jest łaską pochodzącą od Boga, wspólnym doświadczeniem Jego dobroci i hojności. Obdarowani obficie potrafią razem to zauważyć i docenić, a także wspólnie za to dziękować.

Reklama

Nie żyjemy dla siebie

Jedną z pięknych cech ich związku jest również to, że żyją nie tylko dla siebie. Kilkanaście lat temu, będąc w wieku jeszcze przedemerytalnym, postanowili dość radykalnie zmienić swoje życie zawodowe. Dotychczas Roman większość czasu spędzał w delegacjach, pracował daleko poza domem. Dla małżeństwa i całej rodziny był to czas trudny, niesprzyjający budowaniu jedności. Gdy pojawiła się okazja do przejścia na świadczenie przedemerytalne, Roman „wrócił” do rodziny, stał się ponownie stałym domownikiem i mógł w zupełnie nowy, wcześniej niepraktykowany sposób realizować swoje powołanie małżeńskie. Grażyna, nadal pracując na zmiany w miejscowym szpitalu, miała wreszcie okazję do długich chwil spędzanych z nim tylko we dwoje. Niektórzy pomyślą: cóż to za radość w tym wieku, gdy wielu mężczyzn „ucieka” z domu, szukając sobie różnych zajęć, pasji czy obowiązków. Roman wybrał inaczej, stając ponownie u boku żony i budując z nią, niejako trochę od początku, relację małżeńską.

Owocem zmian w życiu zawodowym, także zmian w życiu duchowym, było otwarcie się na innych i służba we wspólnocie. Jako kochający się małżonkowie, żyjący w jedności, stali się mobilnym punktem wszelakiej pomocy i służby. Jak sami mówią, jeżeli tylko nie było obiektywnych przeszkód, nigdy nie odmawiali, gdy ktoś prosił o jakąś formę ich zaangażowania. Nie miało znaczenia, jak daleko musieli jechać, jak mało czasu mieli na odpoczynek po powrocie z długich podróży. Świadomość wspólnoty celu, wdzięczność Bogu za otrzymane od Niego dary oraz jedność zbudowana na sakramencie małżeństwa dawały im zawsze energię do pracy na rzecz innych. Brali na swoje barki powierzone im zadania i funkcje, ufając, że skoro inni mają do nich zaufanie i widzą sens w ich posłudze, to nie należy odmawiać, tylko ochoczo brać się do pracy.

Reklama

Inna bliskość, czyli dzień po ślubie

Wypada tu wrócić do ich modlitwy małżeńskiej. Doświadczenie to wzmacniało ich i przygotowywało do wspólnego podjęcia wszystkich aktywności. W ramach formacji Domowego Kościoła (więcej o tym ruchu w Niedzieli nr 37, s. 24-25) korzystają z wielu innych, mniej lub bardziej oryginalnych praktyk duchowych, takich jak choćby dialog małżeński, reguła życia czy coroczne rekolekcje formacyjne, ale to wspólna modlitwa we dwoje była początkiem i fundamentem ich jedności. Bez tego doświadczenia pozostałe nie mogłyby się rozwinąć. Wspólna modlitwa to także wspólne przeżywanie trosk i kłopotów powierzonych im małżeństw, intencje zanoszone razem przed oblicze Boga.

To także głęboka i radykalna zmiana w bardzo osobistej, intymnej relacji. Zmiana, która nastąpiła po rozpoczęciu praktyki wspólnej modlitwy, to – używając słów Grażyny – „inna bliskość”. Jest to doświadczenie, które Roman postrzega, jakby to było „dzień po ślubie”. Oboje zauważają tu wielką zażyłość, szacunek i zachwyt charakterystyczny dla młodych małżeństw. Praktykowanie wspólnej modlitwy dało obojgu poczucie spokoju i pewności, że wszystkie sprawy ich życia są w ręku Boga i nie ma sensu obawiać się o przyszłość. Doświadczenie to było szczególne przydatne w najtrudniejszych chwilach rodzinnych doświadczeń, gdy różne problemy spadały na ich głowy. Oboje przyznają, że bez jedności zbudowanej na doświadczeniu wspólnej modlitwy ich życie małżeńskie w obliczu prób wyglądałoby zupełnie inaczej.

Herbatka we dwoje

Gdy zapytałem naszych bohaterów, jak chcieliby opisać, tak od serca, swoje małżeństwo, Roman wypalił bez zastanowienia: – Jesteśmy w pierwszym roku po ślubie. Grażynka dodaje po chwili zastanowienia: – Mamy piękne życie małżeńskie. Oboje są świadomi swojego wieku i upływającego czasu, zbliżania się do kresu wspólnej drogi. Wciąż bardzo żywi, aktywni i zaangażowani, potrafią jednak zatrzymać się na dłuższą chwilę i celebrować swoją miłość choćby przy zwykłej herbacie, gdy mogą spojrzeć sobie głęboko w oczy i zwyczajnie cieszyć się tylko tym, że są razem. Świadomie nazwali ten moment celebracją – chwilą zachwytu, refleksji, uśmiechu, ciszy i zadumy nad fenomenem drugiej osoby, z którą żyje się w jedności. Kochają chodzić po górach – wspinać się na tatrzańskie szczyty i przemierzać beskidzkie szlaki. Póki są razem, póki mogą celebrować i smakować swój związek, korzystają z każdej okazji. Im dłużej idą przez życie, tym czas wydaje im się cenniejszy. Nie warto go więc marnować na sprawy banalne, zdecydowanie lepiej spędzić go we dwoje...

2021-09-22 07:48

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wenecja bez „mamy” i „taty”?

[ TEMATY ]

rodzina

rodzice

dijey bobo / Foter / CC BY

Władze miejskie Wenecji zamierzają zastąpić w kwestionariuszach, jakie wypełniają rodzice chcący posłać swe dzieci do państwowych przedszkoli czy żłobków, słowa „matka” i „ojciec” bezpłciowymi terminami „rodzic 1” i „rodzic 2”. Przyjęty projekt odpowiednich zmian forsowany jest przez wspierającą środowiska homoseksualne radną Camillę Seibezzi, jednak spotkał się z ostrą krytyką ze strony innych polityków, którzy ostrzegają, że to atak na rodzinę i małżeństwo.

CZYTAJ DALEJ

Patron Dnia: Święty Benedykt Józef Labre, który „użyczył” twarzy Jezusowi

2024-04-16 08:26

[ TEMATY ]

Święty Benedykt Józef Labre

Domena publiczna

Święty Benedykt Józef Labre

Święty Benedykt Józef Labre

Mówi się, że jego promieniująca świętością twarz fascynowała ludzi. Jednemu z rzymskich malarzy posłużyła nawet do namalowania oblicza Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy - pisze ks. Arkadiusz Nocoń w felietonie dla portalu www.vaticannews.va/pl i Radia Watykańskiego. 16 kwietnia wspominamy św. Benedykta Józefa Labre. Beatyfikował go Papież Pius IX w 1860 r., a kanonizował w 1881 r. Leon XIII. Relikwie znajdują się w kościele Santa Maria dei Monti w Rzymie. Jest patronem pielgrzymów i podróżników.

Benedykt Józef Labre urodził się 26 marca 1748 r. w Amettes (Francja) w ubogiej, wiejskiej rodzinie. Był najstarszy z piętnaściorga rodzeństwa. Od wczesnego dzieciństwa prowadził głębokie życie modlitewne, dlatego po ukończeniu edukacji, w wieku 16 lat, mimo sprzeciwu rodziny, pragnął wstąpić do klasztoru. Kilkakrotnie prosił o przyjęcie do kartuzów, znanych z surowej reguły - bezskutecznie. Pukał też do trapistów, ale i tu spotkał się z odmową. Kiedy więc przyjęto go cystersów, wydawało się, że marzenia jego wreszcie się spełniły, ale po krótkim czasie musiał opuścić klasztor. Uznano, że jest mało święty i zbyt roztargniony, nie będzie więc dobrym mnichem.

CZYTAJ DALEJ

Patron Dnia: Święty Benedykt Józef Labre, który „użyczył” twarzy Jezusowi

2024-04-16 08:26

[ TEMATY ]

Święty Benedykt Józef Labre

Domena publiczna

Święty Benedykt Józef Labre

Święty Benedykt Józef Labre

Mówi się, że jego promieniująca świętością twarz fascynowała ludzi. Jednemu z rzymskich malarzy posłużyła nawet do namalowania oblicza Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy - pisze ks. Arkadiusz Nocoń w felietonie dla portalu www.vaticannews.va/pl i Radia Watykańskiego. 16 kwietnia wspominamy św. Benedykta Józefa Labre. Beatyfikował go Papież Pius IX w 1860 r., a kanonizował w 1881 r. Leon XIII. Relikwie znajdują się w kościele Santa Maria dei Monti w Rzymie. Jest patronem pielgrzymów i podróżników.

Benedykt Józef Labre urodził się 26 marca 1748 r. w Amettes (Francja) w ubogiej, wiejskiej rodzinie. Był najstarszy z piętnaściorga rodzeństwa. Od wczesnego dzieciństwa prowadził głębokie życie modlitewne, dlatego po ukończeniu edukacji, w wieku 16 lat, mimo sprzeciwu rodziny, pragnął wstąpić do klasztoru. Kilkakrotnie prosił o przyjęcie do kartuzów, znanych z surowej reguły - bezskutecznie. Pukał też do trapistów, ale i tu spotkał się z odmową. Kiedy więc przyjęto go cystersów, wydawało się, że marzenia jego wreszcie się spełniły, ale po krótkim czasie musiał opuścić klasztor. Uznano, że jest mało święty i zbyt roztargniony, nie będzie więc dobrym mnichem.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję