Reklama

Kościół

Jest w życiu sens

Czasem niewiele potrzeba, by móc zmieniać świat. Dowodzi tego działalność Domu Serca w Chile.

Niedziela Ogólnopolska 49/2023, str. 26-27

[ TEMATY ]

miłość

archiwum Przemysława Puzio

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Życie w chilijskim slumsie to zupełnie inna rzeczywistość niż ta, którą znamy w Polsce. Zagryzające się wychudzone psy na chodnikach. Osoby (czasem nawet dzieci) z bronią w ręku. Nieustannie unoszący się w powietrzu zapach palonych narkotyków. To rzeczywistość Porvenir Bajo – najbardziej niebezpiecznej dzielnicy Valparaiso, miasta portowego Chile. Zostałem tam posłany na misję z Domami Serca, aby w tym trudnym miejscu, gdzie brakuje nadziei, szerzyć miłość, podtrzymywać wiarę w to, że jest w życiu sens.

Trudna ziemia

Chile to kraj, gdzie społeczeństwo jest niezwykle doświadczone różnymi tragediami – chodzi przede wszystkim o trzęsienia ziemi i tsunami. W mieście, w którym żyłem, port był bramą do rozprowadzania narkotyków na całą Amerykę Południową. Dzieci już w wieku 12 lat sięgają po używki. Innym problemem jest przestępczość. Raz na jakiś czas dowiadywaliśmy się, że ktoś z sąsiedniej ulicy czy polskiego sektora został zamordowany. Nam szczęśliwie nic nie groziło, ale trudne historie rodziły się nieustannie. Tomas, syn jednej z naszych przyjaciółek, został zastrzelony na ulicy. Zmarł w ramionach Wiliama, swojego 5-letniego syna, który od tej pory nikogo nie chce przytulać – przypomina mu to tę traumatyczną sytuację, kiedy żegnał w swoich ramionach postrzelonego ojca.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Chile jest trzecim – po Urugwaju i Kubie – najbardziej zsekularyzowanym krajem obu Ameryk. Wiara w Jezusa jest tutaj prawdziwie wąską ścieżką. W ostatnich latach spalono kilka kościołów, zdewastowano wiele innych. W centrum chyba każdy budynek był opatrzony napisem typu „wszystkich was pozabijamy”.

Misja – uczynić z serca dom

Czternaście miesięcy w Chile było czasem odkrywania mojego „nowego ja”. Żyłem w Domu Serca; nie tylko w jego czterech ścianach, ale przede wszystkim jego charyzmatem, na który składają się trzy elementy: apostolat, modlitwa i wspólnota. Mieszkaliśmy tam w międzynarodowym gronie (przez cały okres misji byłem jedynym Polakiem). W zależności od czasu wspólnotę tworzyło od trzech do pięciu osób. Nasz dzień zaczynaliśmy od Jutrzni o godz. 7.30, po której jedliśmy śniadanie. Potem każdy z nas po kolei przez godzinę adorował Najświętszy Sakrament w naszej kaplicy. W czasie, kiedy jedni byli na adoracji, pozostali mogli ugotować obiad, zrobić zakupy, zadbać o ogród. Była to też przestrzeń czasowa, podczas której w zasadzie każdego dnia ktoś przychodził porozmawiać. O godz. 12.30 jedliśmy obiad, potem odmawialiśmy Różaniec. Następnie ruszaliśmy w dzielnicę, aby odwiedzić przyjaciół lub animować czas dzieciakom na boisku czy w naszym domu. O godz. 19 jechaliśmy na Mszę św., potem odmawialiśmy Nieszpory i po nich zasiadaliśmy do wspólnej kolacji, na której gościliśmy często osoby z naszej dzielnicy. Dzień kończyliśmy kompletą lub pieśnią do Maryi.

Reklama

Bardzo szybko się przekonałem, że ten znaczny czas, który poświęcaliśmy modlitwie, był nam po prostu niezbędny. W oderwaniu od mojego kraju, mojej rodziny, pasji, moich przyzwyczajeń stworzyła się przestrzeń, w którą mógł wejść Bóg. Czas spędzony w kaplicy nie był czasem wewnętrznego motywowania się, czyszczenia pamięci z sytuacji, o których chciałoby się zapomnieć. To zawsze było spotkanie, w którym On mógł dysponować moim czasem i mną samym. Przemawiał do głębi duszy. Wspomagał swoją obecnością.

Sprawczość jest w nas

Wyjazd na misję na drugi koniec świata zdawać się mógł wielkim projektem ewangelizacyjnym. W rzeczywistości jednak radykalne życie Ewangelią oznaczało dla mnie proste odkrywanie Jezusa w najdrobniejszych rzeczach, mimo że na tak odległej ziemi. Czym się to przejawiało? Kupowaniem na targu owoców i warzyw u czarnoskórych, którzy choć sprzedawali produkty w tej samej cenie i jakości co biali, to ich stoiska były permanentnie opustoszałe. Opuszczeniem gromadki świetnie bawiących się dzieci dla tego jednego chłopca na uboczu, który potrzebował wtedy zauważenia. Wysłuchaniem starca, którego trudno było zrozumieć, bo nie miał zębów i używał słów niemożliwych do zrozumienia dla obcokrajowca. Uświadomiłem sobie, że życie Ewangelią jest możliwe w każdej sytuacji – przy herbacie, w drodze, w czasie odpoczynku i, oczywiście, w czasie modlitwy. Doświadczyłem, że Bóg daje tę słodycz i radość z życia. Doświadczałem tego szczególnie w sytuacjach, gdy mnie, ośmielonemu, przychodziło zetrzeć łzę z policzka niewinnego dziecka. Gdy od pierwszego pojawienia się w dzielnicy, bez względu na wiek, wszyscy mówili do mnie „wujku”. Chociaż beznadziejnie grałem w piłkę i wpuszczałem kolejną bramkę, chłopaki z boiska znów się cieszyli, kiedy do nich przychodziłem. A to wszystko w nagrodę tylko za to, że spróbowałem żyć tym, co zaproponował mi Bóg. Na tym właśnie polegała nasza misja – na prostej obecności, na trwaniu przy drugim człowieku, bezwarunkowo. Jak Maryja pod krzyżem. Niewiele mogła zrobić, ale Jej jedynym powołaniem w tym momencie było trwać przy Jezusie. Stąd też Domy Serca nie są od wielkich projektów, ale proponują prosty charyzmat obecności. Trwać i być dla drugiego. Byliśmy dla wszystkich, którzy w tym momencie tego potrzebowali.

Reklama

Potrzeb było co niemiara, szczególnie w tak trudnej dzielnicy. Jednym z naszych bliższych przyjaciół był Mimi – 23-latek z porażeniem mózgowym, który przychodził do nas na herbatę, czasem nawet kilkakrotnie w ciągu dnia. Mimi trzymał u nas swoje leki, cyklicznie prosił mnie też o pomoc w goleniu się. Dla takich osób jak Mimi Dom Serca często był jedynym miejscem, które mogły odwiedzić w swojej dzielnicy i poczuć się bezpiecznie. Była też Laurita – opuszczona przez rodzinę w momencie, kiedy otrzymała diagnozę nowotworu. Usłyszała tylko: „a na co mi chora kobieta w domu?”. Wtedy trafiła na nas. Takich historii było znacznie więcej.

Moje 14 miesięcy spędzonych w Chile było czasem uświadamiania sobie, jak niewiele potrzeba, by móc zmieniać świat. Zobaczyłem, że slums istnieje nie tylko w Chile. Zrozumiałem, jak często samo moje serce zamienia się w slums. Zobaczyłem slums wśród moich najbliższych – ile w nich depresji, samotności, braku poczucia własnej wartości. Misja z Domami Serca pomogła mi zrozumieć, że całe nasze życie jest misją, i dopóki żyjemy – codziennie jesteśmy do niej powoływani i zdolni. Sprawczość jest w nas. Bóg ją w nas zasiał i każdego powołuje do kochania. Misja z Domami Serca dała mi przekonanie, że nie trzeba wielkich rzeczy. Wystarczy być. A doskonałym przykładem jest sam Bóg, który od początku ukazywał swoją istotę, dając się poznać człowiekowi w prostych słowach i przekazie: „Jestem, Który Jestem”.

2023-11-28 12:21

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

List miłosny od ...Boga - czyli walentynkowe inspiracje Pismem Świętym

[ TEMATY ]

duchowość

miłość

walentynki

Karol Porwich/Niedziela

Pismo Święte pełne jest odniesień do miłości, w końcu to sam Bóg jest miłością. Co konkretnie Nowy Testament mówi na temat miłości? W jaki sposób odnieść to do własnego życia i …pokochać siebie?

Autor Pierwszego Listu św. Jana pisze wprost, że „Bóg jest miłością” (4, 8.16). Św. Paweł zaś w Liście do Rzymian precyzuje, że „miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (13, 10).

CZYTAJ DALEJ

Kard. Stanisław Dziwisz kończy 85 lat

2024-04-26 23:45

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Karol Porwich/Niedziela

Kard. Stanisław Dziwisz był przez 39 lat najbliższym współpracownikiem Karola Wojtyły, najpierw jako sekretarz arcybiskupa krakowskiego, a następnie osobisty sekretarz Ojca Świętego. Jako metropolita krakowski w latach 2005 – 2016 pełnił rolę strażnika pamięci Jana Pawła II i inicjatora wielu dzieł jemu poświęconych. Zwieńczeniem jego posługi była organizacja Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016, które zgromadziły 2, 5 mln młodych z całego świata.

W Rabie Wyżnej i w Krakowie

CZYTAJ DALEJ

Jaworzyna Śląska. Ostatnie pożegnanie Tadeusza Papierza, taty ks. Krzysztofa

2024-04-27 15:48

[ TEMATY ]

bp Marek Mendyk

Jaworzyna Śląska

ks. Krzysztof Papierz

pogrzeb taty kapłana

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła w Ścinawce Dolnej wraz z najbliższą rodziną i zaprzyjaźnionymi kapłanami odprowadził swojego ojca Tadeusza na miejsce spoczynku.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w sobotę 27 kwietnia w kościele św. Józefa Oblubieńca NMP w Jaworzynie Śląskiej. Mszy świętej przewodniczył bp Marek Mendyk. W modlitwie i żałobie ks. Krzysztofowi towarzyszyła nie tylko rodzina i kapłani, ale także siostry zakonne oraz wierni, którzy przybyli z parafii, gdzie posługiwał syn zmarłego: ze Świebodzic, Strzegomia i Ścinawki Dolnej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję