Reklama

Wiadomości

Gdy niepewność waży więcej niż diagnoza

Dlaczego lekarze odmawiają aborcji? Za taką decyzją nie zawsze stoją przekonania religijne. Czasem to doświadczenie. Strach przed pomyłką. Poczucie, że nie wszystko da się przewidzieć.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie trzeba być katolikiem, by powiedzieć „nie”. Wielu lekarzy odmawia wykonania aborcji nie dlatego, że nie pozwala im na to sumienie, ale dlatego, że widzieli zbyt wiele. Widzieli dzieci, które miały się nie narodzić, a żyją. Rodziców, którzy zaryzykowali i dziś mówią: „warto było”. I własne diagnozy, które okazywały się błędne. Aborcja to nie decyzja „medyczna”. To decyzja nieodwracalna. Dlatego coraz częściej pytanie brzmi: czy na pewno?, a nie: czy wolno?

Są takie decyzje, których nie da się „odkręcić”. Kiedy lekarz wyciąga rękę, by zatrzymać serce nienarodzonego dziecka – już nie będzie odwrotu. Dlatego właśnie wielu lekarzy – także tych, którzy nie powołują się na wiarę – po prostu nie chce dokonywać aborcji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nie umiałam tego życia odrzucić

Reklama

Ewelina bardzo dobrze pamięta ten dzień. Miała 29 lat i czekała na drugie dziecko. Na kolejne badanie USG poszła sama – mąż nie mógł wyrwać się z pracy. Zresztą nie przewidywała niczego złego. – Wcześniej ciąża przebiegała książkowo – mówi. – Myślałam, że pójdę, zobaczę, jak się maluch wierci, posłucham bicia serca i wrócę do domu z uśmiechem. Tak zwykle się to odbywa. Tym razem jednak lekarz zamilkł. Na zbyt długo. Potem padły pierwsze podejrzenia: wodogłowie, nieprawidłowy rozwój mózgu, możliwy zespół Pataua. Ewelina przyznaje, że nie do końca rozumiała, co słyszy. – Siedziałam tam, patrzyłam w ekran i miałam wrażenie, że to nie o moim dziecku; że to jakiś film. Jakby coś się urwało. Kolejne konsultacje nie przynosiły nadziei. Diagnozy były surowe: „Pani dziecko najprawdopodobniej nie przeżyje porodu. A jeśli przeżyje, nie będzie samodzielne. Może nie będzie świadome”. I propozycja: zakończenie ciąży „w majestacie prawa”. – Pamiętam, jak usłyszałam: „niech pani pomyśli też o sobie. O starszym dziecku. O mężu. O normalnym życiu”. Tylko że ja nosiłam życie. I choć bardzo się bałam, nie umiałam tego życia odrzucić.

To nie była spokojna decyzja. Kobieta nie miała pewności, że robi dobrze. Były strach, mnóstwo łez, złość. Ale było też coś jeszcze – intensywne poczucie, że nawet jeśli to dziecko będzie żyć krótko, nie wolno mu tego życia odbierać. – Nie czułam się wtedy bohaterką. Czułam się zagubioną kobietą, która ma w brzuchu maleństwo i nie chce go oddać. Tyle.

Antoś urodził się w terminie. Ma wodogłowie, ale rozwija się, mówi, zadaje pytania o świat; chodzi do przedszkola. – Nie jest zdrowy w podręcznikowym sensie. Ale jest nasz. I jest szczęśliwy – dzieli się Ewelina.

Pokora wobec tajemnicy

Reklama

Doktor Joanna Rafalska, pediatra i kierownik medyczny Hospicjum Małego Księcia w Lublinie, przyznaje: – Badanie USG to cenne, ale niedoskonałe narzędzie, a lekarze nie są nieomylni. Życie potrafi zaskoczyć. Zdarzają się sytuacje, w których prenatalnie podejrzewa się ciężką wadę, a po narodzinach okazuje się, że jest ona operacyjna, a dziecko rozwija się dobrze, chodzi, żyje. – Oczywiście, są wady bardzo poważne, takie, które skutkują śmiercią dziecka tuż po porodzie – podkreśla. – Wielu rodziców mimo świadomości, że ich dziecko nie będzie żyło długo, decyduje się jednak na poród i towarzyszenie mu nawet przez te kilka miesięcy. Te dzieci, choć wymagają opieki paliatywnej, są kochane. W naszej pracy rozmawiamy z rodzinami jeszcze przed narodzinami dzieci. Rodzice już wtedy nadają imię swojemu dziecku, jego zdjęcia z USG pokazują rodzeństwu, przygotowują się na krótkie, ale ważne istnienie – opowiada dr Rafalska. – Mamy i mieliśmy wiele przykładów dzieci z ciężkimi schorzeniami, których rodzice zdecydowali się je urodzić i otoczyć opieką. Przykładem jest dziewczynka z zespołem Pataua – chorobą uznawaną za letalną. Rodzice są w niej zakochani, nie wyobrażają sobie życia bez niej. My, jako hospicjum, pomagamy im przygotować się na odejście dziecka, ale też wspieramy w tym, by każda chwila była przeżyta z miłością i czułością.

Ojciec Filip Buczyński, prezes Hospicjum Małego Księcia, mówi wprost: – Tak, bywa, że lekarze się mylą. To fakt. Nawet jeśli to jedna diagnoza na tysiąc, stawką jest ludzkie życie – stwierdza. Opowiada historię dziecka, u którego wstępna diagnoza mówiła o całkowitej agenezji płuc – nie miałoby szans na przeżycie. Po konsultacji u prof. Joanny Szymkiewicz-Dangel w Warszawie przy ul. Agatowej okazało się, że brakuje tylko jednego płatka w lewym płacie płuc. Dziecko urodziło się, przeszło leczenie, dzisiaj ma 6 lat i jest zdrowe. – Miałem zaszczyt je ochrzcić – wspomina ojciec. – Ale ile takich dzieci nie miało szansy przeżyć przez błędne diagnozy?

Nie chodzi o to, by podważać kompetencje lekarzy. Chodzi o pokorę wobec tajemnicy życia, której nawet najlepszy sprzęt nie potrafi do końca odczytać. Bo dziecko to nie wykres. Nie ryzyko. Nie procent. To ktoś. – W naszej opiece jest młody człowiek z zespołem Edwardsa, ma 18 lat – mówi o. Filip. – Zespół uznawany za letalny. A jednak żyje. Z ograniczeniami, ale z miłością.

Nie mamy prawa się pomylić

Reklama

Lekarzom często przypisuje się niemal boskie moce. Że wiedzą; że rozpoznają; że postawią trafną diagnozę i wskażą „najlepsze rozwiązanie”. Ale prawda jest dużo bardziej krucha – zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o nienarodzone dziecko. – Ludzie myślą, że diagnostyka prenatalna to matematyka. A to często statystyka. Prawdopodobieństwo. Szansa i ryzyko – wyjaśnia dr Marta, ginekolog z ponad 20-letnim stażem. – Możemy mieć podejrzenie, możemy widzieć nieprawidłowości, ale pewność często przychodzi dopiero po porodzie.

Jedno z jej najtrudniejszych doświadczeń związane jest z pacjentką, która miała urodzić chłopca z podejrzeniem bezmózgowia. – Konsylia, badania, rozmowy. Powiedzieliśmy rodzicom wprost: bardzo możliwe, że dziecko nie przeżyje porodu, a jeśli przeżyje – nie będzie zdolne do życia poza łonem. I wtedy ojciec dziecka powiedział jedno zdanie, którego nigdy nie zapomnę: „Pani doktor, to nie pani odpowiedzialność. My przyjmiemy każde dziecko, jeśli Bóg je daje”. To zdanie zatrzymało wszystkich. Zawiesiło ciszę nad salą, która chwilę wcześniej była pełna argumentów, wykresów i medycznych przewidywań. – Poczułam, że nie mam prawa się pomylić – mówi dr Marta. Chłopczyk urodził się z niedorozwojem jednej półkuli. Potrzebował rehabilitacji, wsparcia, czasu. Ale nauczył się chodzić, mówi, patrzy w oczy, śmieje się. – Jego mama przysyła mi co roku zdjęcie z urodzin. I tylko Bóg wie, jak bardzo się cieszę, że wtedy nie nalegałam – wyznaje lekarka.

Reklama

Właśnie dlatego wielu lekarzy – nawet jeśli nie są wierzący – odmawia wykonania aborcji. Nie z przekonania ideowego. Nie z nacisku Kościoła. Ale dlatego, że widzieli. Widzieli dzieci, które miały się „nie liczyć”, a dziś żyją. Widzieli cud – cichy, ale niepodważalny. To są te historie, które nie mieszczą się w statystykach, o których nie przeczyta się w procedurach. Ale to właśnie one sprawiają, że ktoś w białym kitlu mówi cicho: „nie zrobię tego”. I nie dlatego, że nie potrafi, ale dlatego, iż wie, że może się pomylić.

Nie chcę być tym, który gasi życie

Nie każdy lekarz, który odmawia przeprowadzenia aborcji, jest wierzący. Nie każdy należy do duszpasterstwa służby zdrowia, nie każdy powołuje się na klauzulę sumienia. Ale wielu z nich, gdy się ich zapyta, dlaczego nie chcą tego robić, spuszcza wzrok i mówi: bo nie chcę być tym, który decyduje o końcu. – Jestem lekarzem. Przyszedłem tu leczyć, ratować, pomagać. Nie mogę pogodzić się z myślą, że miałbym być tym, który „wyłącza życie” – przyznaje jeden z ginekologów z Lublina. Prosi o anonimowość. – I nie chodzi o przekonania religijne. Chodzi o coś dużo głębszego. O to, że wiem, jak często się mylimy. I że nie da się cofnąć takiej decyzji.

Przypomina sobie sytuację sprzed kilku lat. Ciąża z podejrzeniem wady letalnej. – Wszystko wskazywało na ciężkie uszkodzenie mózgu. Konsultacje, wątpliwości, naciski. A jednak rodzice zdecydowali, że nie przerwą ciąży. Po porodzie okazało się, że wada była... znacznie mniejsza, niż zakładano. Dziecko nie było w pełni zdrowe, ale żyło. I miało szansę na rozwój, rehabilitację. Na bycie kochanym.

To doświadczenie zostało z tym lekarzem na zawsze. – Od tamtej pory nie podejmuję takich decyzji. Nawet jeśli ktoś mi mówi: „to tylko procedura, to tylko obowiązek”. Dla mnie to nigdy nie będzie „tylko”. Bo gdzieś tam pod sercem kobiety bije serce, które nie zna naszej tabelki ryzyka. Ono po prostu chce żyć.

Reklama

Ten lekarz nie lubi wielkich słów. Nie nazywa siebie obrońcą życia. Mówi o sobie po prostu: człowiek, który się boi. – Tak, boję się. Boję się pomyłki. Boję się tego, że kiedyś obudzę się z myślą: „może to dziecko by przeżyło”. Nie chcę mieć tego w głowie. Nie chcę mieć tego na sumieniu.

Czasem ktoś zarzuca takim lekarzom, że „moralizują”; że próbują narzucać swój światopogląd. Ale oni nie chcą nikogo nawracać. Po prostu nie chcą być tymi, którzy gaszą życie. I mają do tego prawo – jako specjaliści, ale przede wszystkim jako ludzie. – Nie jestem sędzią. Nie chcę decydować, kto ma prawo się urodzić. Jeśli rodzice pytają mnie, co zrobić, mówię im prawdę. Ale nie powiem: „to dziecko nie zasługuje na życie”. Bo tak nie mogę. Bo nigdy nie wiem, jak potoczy się ta historia. A skoro nie wiem, wolę nie przekreślać jej zbyt wcześnie.

Serce przed wykresem

Nie trzeba być lekarzem, by wiedzieć, że życie to nie równanie. Nie da się go zawsze przewidzieć, zaplanować, odczytać z wykresu. I właśnie dlatego tak wielu lekarzy nie chce decydować o jego końcu. Bo widzieli za dużo, żeby ufać tylko badaniom. I za dużo, by nie wierzyć w cuda.

Zdarza się, że dzieci, które miały nie żyć – żyją; że te, które miały być „roślinkami”, patrzą w oczy i śmieją się w głos; że to, co wyglądało jak tragedia, okazało się początkiem czegoś wielkiego. Nie idealnego, ale prawdziwego.

Wybór? Może. Ale jeśli już go podejmować – to z całą świadomością, że po drugiej stronie jest ktoś. Nie przypadek. Nie ryzyko. Ktoś z maleńkim sercem, które bije – i nie prosi o nic więcej, tylko o chwilę. O szansę. O to, żeby nie przekreślać go zbyt wcześnie.

2025-05-13 14:09

Oceń: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

USA: obrońcy życia chwalą decyzję Trumpa wstrzymującą wspieranie aborcji w świecie

Zdaniem grupy pro-life Operation Rescue, 90-dniowe zamrożenie przez administrację Trumpa pomocy zagranicznej rozprowadzanej przez Agencję Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) powstrzymało miliony dolarów podatników przed przekazywaniem ich międzynarodowym organizacjom wspierającym aborcję.

Departament Stanu Trumpa ogłosił w zeszłym tygodniu wstrzymanie tej pomocy powołując się na milionowe marnotrawstwo i jednostronne programy ideologicznie. Z wyjątkiem niektórych programów żywnościowych i pomocy wojskowej dla Izraela i Egiptu, przerwa ma dać administracji czas na przeprowadzenie dokładniejszego przeglądu pomocy zagranicznej w celu ustalenia, jakie trwałe cięcia należy wprowadzić.
CZYTAJ DALEJ

Ofiara konfesjonału – św. Rafał Kalinowski

Niedziela podlaska 44/2018, str. VII

[ TEMATY ]

św. Rafał Kalinowski

Archiwum

Św. Rafał Kalinowski

Św. Rafał Kalinowski

Św. Rafał pokazuje nam, że zebrane w życiu trudne doświadczenia mogą w późniejszym czasie wydać piękny owoc. Służba wojskowa u Rosjan, udział w powstaniu styczniowym i ciężka praca na Syberii doprowadziły do tego, iż stał się cenionym spowiednikiem i kierownikiem duchowym

Święty przyszedł na świat 1 września 1835 r. w Wilnie. Na chrzcie otrzymał imię Józef. Jego ojciec, profesor matematyki na Uniwersytecie Wileńskim, troszczył się o edukację i wychowanie patriotyczne syna. W 1852 r. Józef rozpoczął naukę w Mikołajewskiej Szkole Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, wstępując jednocześnie do wojska rosyjskiego. Po trzech latach uzyskał tytuł inżyniera i został adiunktem matematyki i mechaniki budowlanej. Równocześnie rozwijała się jego kariera wojskowa i awansował do stopnia porucznika. Wtedy właśnie przestał przystępować do sakramentów świętych, do kościoła chodził rzadko, przeżywał rozterki wewnętrzne, a także kłopoty związane ze swoją narodowością, służbą w wojsku rosyjskim. Wciąż jednak stawiał sobie pytanie o sens życia, szukając na nie odpowiedzi w dziełach filozoficznych i teologicznych. Czując, że zbliża się powstanie, podał się do dymisji, aby móc służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami rodakom. Został członkiem Rządu Narodowego i objął stanowisko ministra wojny w rejonie Wilna. Przystępując do powstania Kalinowski uważał, że nie ma ono szans powodzenia, ponieważ znał dobrze sytuację militarną wojsk rosyjskich, stacjonujących na owych terenach. Mimo to uznał, że nie wolno mu stać na uboczu „sprawy uważanej wówczas za istotnie narodową”. Po niepowodzeniu powstania, 24 marca 1864 r., został aresztowany i skazany początkowo na karę śmierci, którą dzięki protekcji rodziny i znajomych z czasów służby w wojsku rosyjskim, zamieniono na 10 lat przymusowych prac w warzelniach soli na Syberii.
CZYTAJ DALEJ

Upadanie i powstawanie. Najnowszy, VII tom z serii monumentalnych „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka już w sprzedaży!

2025-11-20 11:56

[ TEMATY ]

Biały Kruk

książki

Materiał prasowy

„By dobrze pojąć to, co najnowsze, trzeba koniecznie wiedzieć, co było wcześniej. Historia jest nauczycielką życia – tak po prostu jest, czy ktoś tego chce, czy nie” – podkreśla prof. Andrzej Nowak w fascynującym, przedpremierowym wywiadzie udzielonym Leszkowi Sosnowskiemu dla miesięcznika „Wpis” (nr 10/2025).

„Kto tej nauczycielki nie słucha, nie korzysta z jej wiedzy, ten błądzi” – słowa te stanowią doskonałą zachętę do lektury długo wyczekiwanej przez setki tysięcy Polaków kolejnej części wielkiego, epokowego dzieła prof. Andrzeja Nowaka – siódmego tomu monumentalnej serii „Dziejów Polski”, który trafia właśnie na rynek dzięki wydawnictwu Biały Kruk. To pasjonująca opowieść o epoce Jana III Sobieskiego i czasach saskich, opatrzona podtytułem „Upadanie i powstawanie”, obejmująca lata 1673–1763. Prof. Andrzej Nowak, wybitny historyk, publicysta i erudyta światowej klasy, w fascynujący i wnikliwy sposób przedstawia zwycięstwa, kryzysy oraz duchową siłę, która pozwalała Polsce przetrwać.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję