Podczas jednego z seminariów naukowych na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, w którym uczestniczyli studenci z różnych rejonów świata, omawiany był temat sekularyzacji na kontynencie europejskim. Jako studenci znający polskie realia dzieliliśmy się smutnym doświadczeniem rozdźwięku między wiarą deklarowaną a praktykowaną oraz błędnym rozumieniem Kościoła – nie jako żywej wspólnoty ludzi ochrzczonych pragnących podążać za Jezusem Chrystusem, lecz jako instytucji dostarczającej usługi religijne z okazji świąt lub uroczystości takich jak chrzest, Pierwsza Komunia św., sakrament małżeństwa i pogrzeb. Mówiliśmy także o traktowaniu religii w kategoriach folklorystycznych, bez uznawania podstawowych zasad moralnych wynikających z Dekalogu, Ewangelii i nauczania Kościoła. Pamiętam zdziwienie studentów, zwłaszcza z Indii, gdzie katolicy są w mniejszości, a przyznawanie się do Chrystusa i Kościoła wymaga dużo większej odwagi niż w Polsce. Trudno było im zrozumieć omawiane zjawiska. Pytali o sens przyjmowania chrztu w sytuacji, kiedy za tą decyzją nie podąża pragnienie życia zgodnego z wyznawaną wiarą.
Przyszło nam żyć, wierzyć i duszpasterzować w takich okolicznościach, jakie są. Można się, oczywiście, obrażać na rzeczywistość, ale to niczego nie zmienia. Lepiej więc podjąć wysiłek zrozumienia przyczyn i szukać sposobów integrowania wiary z życiem. Przyczyn wspominanego rozdźwięku jest wiele. Niektóre mają genezę w epoce socjalistycznego państwa, które wytworzyło model fragmentarycznego myślenia i działania. Inną maskę przywdziewało się w pracy i szkole, inną w domu, a jeszcze inną w kościele. Wytworzyło to nawet praktykę przyjmowania sakramentów w tajemnicy przed przełożonymi, ponieważ mogłoby to zaszkodzić w karierze, uniemożliwić awans lub pozyskanie dodatkowych apanaży. Rozdźwięk pozostał jednak do dziś i w pewnym sensie stał się dziedziczny. Kilka lat temu, kiedy odbywały się czarne marsze i niektórzy użytkownicy mediów społecznościowych dodawali do swoich profili błyskawice oraz inne emblematy i hasła promujące aborcję, przyszła do biura parafialnego młoda kobieta pragnąca zostać matką chrzestną. Zapytałem, jak godzi deklarację poparcia dla aborcji z byciem matką i pragnieniem zostania chrzestną. Dodałem, że przecież jedno wyklucza drugie. Szczerze odpowiedziała, że nigdy tak na to nie patrzyła. Rozmowa była bardzo spokojna i kulturalna. Na koniec poprosiłem, aby uczyniła chociaż krok w dobrą stronę, czyli przemyślała naszą rozmowę i usunęła wspomniane treści z internetu, a wówczas niech przyjdzie jeszcze raz do biura parafialnego. Wkrótce wysłała mi informację, że treści proaborcyjne usunęła. Otrzymała zaświadczenie, że może zostać matką chrzestną. Nie wiem, na ile zmieniła swoje myślenie, ale ufam, że przynajmniej rozpoczął się pozytywny proces.
Obecnie jesteśmy między pierwszą a drugą turą wyborów na urząd prezydenta. Skoro wiara dotyczy każdej sfery życia, to również w tej kwestii trzeba pytać o stosowną postawę katolika. Poglądy kandydatów na różne tematy są znane. W tym również w kwestiach etycznych. Kiedy piszę na portalach społecznościowych, że człowiek wierzący nie może popierać polityków opowiadających się za aborcją, eutanazją oraz legalizacją związków jednopłciowych i adopcją przez nie dzieci, to spotykam się z komentarzami, iż „mieszam się do polityki”. Nawet gdyby wypowiedź w kwestiach moralnych nazwać polityką, to każdy wierzący, w tym ksiądz, ma prawo, a nawet obowiązek tak postępować. Wierzącymi jesteśmy zawsze i wszędzie. Brak zaproszenia Jezusa do jakiejś przestrzeni życia podważa zaproszenie do każdej innej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu