Jeszcze do niedawna brzmiałoby to jak scenariusz filmu sci-fi, ale po ponad dwóch dekadach badań przezczaszkowa stymulacja prądem stałym – tDCS – jest coraz częściej zalecana jako forma wspomagania leczenia depresji. Jak ta metoda działa, czy jest bezpieczna oraz czy można ją stosować samodzielnie?
W sieci neuronów
Nasz mózg to sieć 86 mld neuronów, które komunikują się za pomocą impulsów elektrycznych. Sygnały te odpowiadają m.in. za myślenie, emocje, motywację czy nastrój. Problem zaczyna się, gdy pewne obszary mózgu przestają funkcjonować tak, jak powinny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
U osób z depresją obserwuje się wyraźne osłabienie aktywności w rejonie tzw. grzbietowo-bocznej kory przedczołowej, szczególnie po lewej stronie. To tam zachodzą procesy, które pomagają radzić sobie z trudnymi myślami i utrzymywać równowagę emocjonalną. A tDCS działa właśnie w tym obszarze.
Zabieg wykorzystuje słaby prąd, o natężeniu 1-2 miliamperów, do modulacji aktywności neuronów. Dwie elektrody – anoda (pobudzająca) i katoda (wyciszająca) – umieszcza się zwykle nad korą przedczołową. Anoda, zwiększając pobudliwość neuronów, ułatwia im reagowanie na bodźce. Katoda z kolei może wyciszać np. negatywne wzorce myślowe.
Reklama
Sesje trwają 20-30 min. Są powtarzane codziennie przez kilka tygodni. tDCS nie działa jednak jak lek, który tłumi objawy, lecz wspiera neuroplastyczność – zdolność mózgu do adaptacji i tworzenia nowych połączeń, nawet w dorosłym wieku. Elektryczny impuls „przypomina” mózgowi, jak działać harmonijnie, wzmacniając naturalne mechanizmy regulacji nastroju. W efekcie mózg staje się bardziej sprawny w radzeniu sobie z emocjami i wyzwaniami codzienności.
Co mówią badania?
Badania nad skutecznością tDCS trwają już ponad 20 lat. Dowodzą one, że jest to skuteczna metoda wspomagająca leczenie depresji, szczególnie w jej łagodnej i umiarkowanej postaci.
Jedna z najważniejszych analiz, opublikowana w 2020 r. w prestiżowym piśmie Brain Stimulation, pokazała, że regularna stymulacja tDCS ma działanie przeciwdepresyjne porównywalne z działaniem niektórych leków. Pozytywne efekty utrzymywały się nawet po zakończeniu serii zabiegów – szczególnie u osób, które łączyły stymulację z terapią psychologiczną lub farmakologiczną.
Wyniki badań – prowadzonych m.in. w Brazylii, Niemczech i USA – wskazują, że codzienna stymulacja może znacząco obniżyć poziom objawów depresji u pacjentów, którzy wcześniej nie reagowali dobrze na leczenie farmakologiczne. Naukowcy podkreślają, że tDCS może wpływać korzystnie również na koncentrację, odporność na stres, regulację snu i ogólne funkcjonowanie poznawcze. Jednocześnie specjaliści zastrzegają, że konieczne są dalsze badania.
tDCS w domu
Jeszcze kilka lat temu przezczaszkowa stymulacja prądem była wykonywana tylko w specjalistycznych placówkach neurologicznych. Dzisiaj, dzięki postępowi technologicznemu, tDCS powoli wkracza do domów jako forma bezpiecznego, samodzielnego wspomagania terapii depresji.
Reklama
W sprzedaży pojawiły się urządzenia wyposażone w gotowe programy, wbudowane ograniczniki czasu i intensywności. Niektóre modele mają nawet aplikacje mobilne do monitorowania sesji i postępów. Urządzenia te – zanim pojawiły się w ofercie – przeszły testy i uzyskały certyfikaty bezpieczeństwa. Teraz coraz częściej są rekomendowane przez specjalistów, szczególnie w krajach takich jak Niemcy, USA czy Francja.
Zanim jednak ktokolwiek zdecyduje się na rozpoczęcie stymulacji w domu, powinien skonsultować się z psychiatrą, neurologiem lub psychoterapeutą pracującym w nurcie neuropsychologicznym. Chodzi nie o to, by zdobyć receptę – przy zakupie większości tych urządzeń nie jest ona wymagana – ale o to, by ustalić, czy taka forma terapii ma sens w danym przypadku.
Nie każda depresja wygląda tak samo. Czasem objawy są wtórne do innych zaburzeń, innym razem współwystępują z chorobami somatycznymi. Niekiedy to, co przypomina depresję, jest stanem wymagającym zupełnie innego podejścia. Dlatego stymulacja prądem nie powinna być pierwszym odruchem czy „planem ratunkowym”, ale powinna być poprzedzona diagnozą. Nie jest to zamiennik terapii, ale potencjalnie dobre jej uzupełnienie.
Nie dla wszystkich
W świecie terapii psychiatrycznej rzadko zdarza się sytuacja, w której skuteczność idzie w parze z bezpieczeństwem. Leki przeciwdepresyjne potrafią zdziałać wiele, ale niemal zawsze niosą ze sobą ryzyko skutków ubocznych: senność, spadek libido, przyrost masy ciała, czasem drażliwość albo pogorszenie nastroju na początku kuracji. Psychoterapia jest skuteczna, lecz wymaga czasu, dostępności specjalisty i gotowości pacjenta na głęboki, często trudny proces. Natym tle tDCS pozytywnie się wyróżnia – skutki uboczne są minimalne, a korzyści – coraz lepiej udokumentowane.
Reklama
Zacznijmy od tego, co najbardziej interesuje pacjentów: czy to boli? Nie. Przez większość czasu trwania sesji osoba poddawana stymulacji odczuwa lekkie mrowienie, swędzenie skóry albo delikatne uczucie ciepła w miejscu przyłożenia elektrod. Doznania te ustępują po zakończeniu zabiegu. Czasem może pojawić się ból głowy porównywalny do napięcia po zbyt długim patrzeniu w ekran. Zdecydowana większość osób nie zgłasza żadnych nieprzyjemnych objawów.
tDCS nie wpływa negatywnie na układ hormonalny ani nie oddziałuje na inne narządy, jak np. farmakoterapia. Nie powoduje też zaburzeń snu, otępienia, „zamglenia umysłu”. Wręcz przeciwnie – niektóre badania sugerują poprawę funkcji poznawczych i zwiększenie zdolności koncentracji przy regularnym stosowaniu. Nie wchodzi w interakcje z lekami, dlatego może być stosowana równolegle z terapią farmakologiczną bez ryzyka, że jedno wykluczy drugie. Co również ważne – nie wywołuje uzależnienia psychicznego ani fizycznego. Nie ma też znanych przypadków trwałych negatywnych skutków neurologicznych przy stosowaniu zgodnym z zaleceniami.
Są za to przeciwwskazania dla niektórych grup pacjentów. I tak osoby z rozrusznikami serca, aktywną padaczką, implantami elektronicznymi w okolicy głowy lub metalu w czaszce nie powinny korzystać z tDCS bez wcześniejszej dokładnej konsultacji medycznej. Nie zaleca się również stosowania stymulacji u kobiet w ciąży, chociaż nie ze względu na znane ryzyko, ale z ostrożności i braku wystarczających danych. W kontekście bezpieczeństwa warto również wspomnieć, że tDCS nie zmienia osobowości i nie wymazuje wspomnień.
Często spotykanym mitem – wynikającym z mylenia tDCS z elektrowstrząsami (ECT) – jest przekonanie, że po terapii prądem człowiek staje się „inny” albo traci kontrolę nad sobą. Nic bardziej mylnego. Przezczaszkowa stymulacja prądem stałym działa bardzo powierzchownie – tylko na kilka milimetrów w głąb kory mózgowej – i jej celem jest wspomaganie naturalnych mechanizmów, a nie ich przekształcanie.
Między nadzieją a rozsądkiem
Przezczaszkowa stymulacja prądem stałym nie jest terapią cud. Nie zastąpi psychoterapii, nie wymaże cierpienia jednym kliknięciem. Ale może być codziennym sprzymierzeńcem w walce o lepsze samopoczucie. Dla jednych tDCS może być uzupełnieniem terapii, dla innych – pierwszym krokiem, by zrobić coś dla siebie. Dla wszystkich, którzy się z nią zetkną, może być jednak znakiem, że współczesna medycyna i technologia nie tylko leczą, ale też słuchają. I że są coraz bliżej człowieka. Bo może właśnie o to w tym chodzi, żeby w najtrudniejszym czasie nie zostać z niczym. Żeby wiedzieć, że są rozwiązania. I że jest nadzieja, także ta płynąca... z delikatnego impulsu prądu.