Pan Bóg daje nam jednak dzisiaj inną propozycję, inną drogę, która może nas zaprowadzić do szczęścia – tego, które nasyca, a nie rozczarowuje. Zaproszeni są wszyscy, aby pójść drogą, którą proponuje Bóg, lecz pójdą nią tylko ci, którzy Bogu ufają.
Pan Jezus w swojej programowej przemowie powiedział takie słowa: „Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie” (Łk 6, 21). Głód i płacz świadczą o pewnych brakach, ale potrafią zmobilizować do aktywnego poszukiwania. Przesycenie zaś – odwrotnie: powoduje, że stajemy się powolni, leniwi, przytłoczeni, smutni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jezus, posyłając uczniów do głoszenia Ewangelii, ucina wiele rzeczy, aby głoszenie wypływało z autentycznej potrzeby, z pewnej konieczności wynikającej z braku czegoś, i w taki sposób stawało się żywe i autentyczne. Możemy to odnieść również ogólnie do naszego życia. Im bardziej jesteśmy czegoś głodni, tym więcej życia i energii w nas wstępuje. Przesyt zaś prowadzi do ociężałości. Pan Jezus mówi, że to właśnie głód prowadzi do nasycenia, że płacz prowadzi do radości. „Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” – woła dziś św. Paweł Apostoł. Droga krzyża jest przechodzeniem od głodu do nasycenia, od płaczu do radości, od śmierci ku zmartwychwstaniu.
W tym kontekście przyjrzyjmy się pokrótce temu, co Jezus chce, abyśmy tracili, by nasze życie nabrało kształtu nasyconego pokoju. To: komfort i poczucie bezpieczeństwa („jak owce między wilki”), bo to prowadzi do ufności; materialne zabezpieczenie („nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów”), bo to prowadzi do poszukiwań; niepotrzebne relacje („nikogo w drodze nie pozdrawiajcie”, „nie przechodźcie z domu do domu”), bo to chroni przed szukaniem ludzkiej chwały i zniewalających zobowiązań; ponadto chce On, byśmy nie szukali relacji za wszelką cenę („jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam”), bo to chroni przed zniewalającym poczuciem, że wszyscy muszą nas lubić i nie możemy się nikomu narazić.
I tutaj postawmy kropkę. Niech to rozważanie pozostawi w nas pewien niedosyt, aby zmobilizował nas do jeszcze głębszych poszukiwań Boga.