Nie jestem typową pątniczką. Mieszkam w małej podczęstochowskiej wsi Szarlejka, jak to u nas mówią – w cieniu jasnogórskiej wieży. Do klasztoru Ojców Paulinów mam ok. 8 km.
Moje wspomnienia dotyczą pielgrzymki opolskiej na Jasną Górę i obejmują okres ostatnich 39 lat. Nie byłam nigdy uczestniczką tej pielgrzymki, ale przez te wszystkie lata przyjmuję w progach mojego domu opolskich pątników. Przewinęło się ich bardzo wielu: dorosłych i dzieci, świeckich i duchownych, mniej lub bardziej rozmodlonych, całych rodzin i osób pielgrzymujących samotnie. Większości z nich nie pamiętam ani z twarzy, ani z nazwiska, ale są wśród nich tacy, których warto przywołać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pani Lusia
Reklama
Dokładnie 39 lat temu Opolska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę po raz pierwszy zatrzymała się na terenie naszej parafii. Ze względu na bliskość klasztoru był to ostatni nocleg przed wejściem na szczyt Jasnej Góry. Po południu rozpętała się burza i zaczął padać ulewny deszcz. Pielgrzymi przyszli pod wieczór przemoknięci do suchej nitki. Było ich bardzo wielu. O ile dobrze pamiętam, nocowało u nas wtedy 17 grup, liczących po kilkadziesiąt osób każda. Przyjęliśmy pod nasz dach p. Lusię z Lewina Brzeskiego z czteroletnim Stasiem i sześcioletnią Elą. Pani Lusia była katechetką i pielgrzymowała z szóstką dzieci. Po krótkim odpoczynku wszyscy udali się pod kościół parafialny na wieczór uwielbienia. Pani Lusia została w domu. Położyła maluchy spać, a sama nad kuchnią węglową suszyła przemoczone ubrania. Uprasowała też swoim chłopakom białe koszule, a sobie i córce ładne sukienki, bo, jak mówiła, nie godzi się pokłonić Najświętszej Panience w byle jakim ubraniu. Skoro idziemy w gościnę do Maryi, to trzeba się ładnie ubrać.
Kolejne sierpnie mijały nam w towarzystwie pątników. Pani Lusia pielgrzymowała co rok, dopóki nie zachorowała. Operacja, chemia – to wszystko odebrało jej siły do wędrówek po pielgrzymim szlaku. Ale nawet wtedy, kiedy była już bardzo chora, dzwoniła w dniu, w którym jej grupa nocowała u nas, i pytała, co słychać, kto przyszedł, kogo w tym roku zabrakło. Zmarła pewnego sierpniowego dnia, gdy pielgrzymi opolscy byli w drodze do Maryi.
Muszę przyznać, że mimo upływu czasu wciąż jestem pod wrażeniem jej religijności i ufności w Bożą sprawczość oraz poddania się Bożej woli. Widzę również, że modlitwa i wiara zdziałały w jej życiu cuda. Co prawda nie uchroniły jej od cierpień (wydaje mi się, że p. Lusia nie śmiała prosić o to, żeby jej było w życiu łatwo, raczej zgadzała się na krzyż), ale zaowocowały wspaniałym darem, którym jest oddanie dzieci na służbę Bogu. Ten mały kiedyś Staś, to dziś dorosły brat franciszkanin. Ela natomiast jest siostrą w Zgromadzeniu Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. Oboje służą Bogu i ludziom z ogromnym poświęceniem i radością. I nadal chodzą na pielgrzymkę opolską.
Żywa lekcja wiary
Kolejni pielgrzymi, którzy od lat zatrzymują się w moim domu, to rodzina z Wrocławia. Najpierw pojawiła się u nas Dominika. Za jakiś czas przyszła już z Adrianem. Minęły kolejne pielgrzymkowe sierpnie, aż przyszedł ten, gdy oboje szli do Maryi zawierzyć Jej swojego pierworodnego syna, który był jeszcze pod sercem mamy. Dziś pielgrzymują już z piątką swoich dzieci. Jest jeszcze jedna osoba, o której chciałabym wspomnieć – to pani Bernadeta z Raciborza. Jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną, mieszkanką DPS. Na pielgrzymce była kilka razy. Od wielu lat już jej nie widziałam. Pani Bernadeta, być może ze względu na swoją niepełnosprawność, w sposób specyficzny pojmowała wiarę. Nie było w niej dojrzałości, ale radość, że może iść do Maryi, i taka dziecięca ufność, że Ona na pewno ją wysłucha i pomoże.
Otwarte 39 lat temu drzwi dla opolskich pielgrzymów zaowocowały pięknymi, żywymi lekcjami wiary dla mnie i mojej rodziny. Nie było mi dane doświadczyć trudu wielodniowego pielgrzymkowego wędrowania. Może po prostu bałam się go podjąć, bo przecież okazje były i nadal wciąż są... Na Jasnej Górze bywam kilkanaście razy w roku – mam to szczęście mieszkać w pobliżu. Jest ona dla mnie ważnym miejscem modlitwy i spotkania z Maryją. Tutaj moja, czasem chwiejna, wiara wzrasta i umacnia się. Mam 59 lat i wszystko, co ważne w moim życiu, zostało tu omodlone. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.
