Pani Ewa z Lublina zwierza się:
Ponieważ w moim osobistym życiu przez dziesięciolecia panował
pewien uczuciowy bałagan, będąc obecnie człowiekiem statecznym
i poważnym, żeby nie powiedzieć, że niemal zramolałym, postanowiłam nadrobić
wychowawczo to, co kiedyś zaniedbałam wobec własnej progenitury. Pan Bóg
wcale nie musi nas karać za błędy naszej przeszłości. Wystarczy, że je nam
pokaże, a sami będziemy chcieli je nadrobić.
Zajęłam się więc progeniturą mojej osobistej progenitury. Czyli wnukami.
Staram się dostarczać im właściwą dla wieku literaturę rozwojową, kupuję płyty.
Oczywiście, płyty ks. Pawlukiewicza i Jacka Pulikowskiego. Zaś książki – typu
„psychologia dla ciebie”. W księgarniach katolickich jest wiele interesujących
pozycji na półkach zwanych rodzinnymi. I o dziwo można natrafić na treści
podane tak atrakcyjnie, że nie zniechęcają mojej domowej, jakże wybrednej
młodzieży.
Ponieważ zaś ostatnio zaistniała potrzeba wyszukania pozycji książkowej,
która byłaby balsamem na zranione serce nastolatka, nabyłam w tym celu
książkę Valeria Albisettiego: „Ból miłości – jak radzić sobie z problemami życia
uczuciowego”.
Książka ta tak się spodobała adresatowi, że zażyczył sobie drugiego egzemplarza,
dla osobniczki, która go tak bardzo boleśnie zraniła. Nie wiem, czy to zadziałało,
ale zerwanie nie okazało się definitywne...
Pomóż w rozwoju naszego portalu