„Nie bójcie się!
Oto zwiastuję wam radość wielką,
która będzie udziałem całego narodu:
dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel,
którym jest Mesjasz, Pan”
(Łk 2, 10-11)
Boże Narodzenie jest nie tylko czasem kolęd, śniegu, wolnego czasu i prezentów. Jest przede wszystkim czasem radości. I to nie takiej zwyczajnej, ale wielkiej radości.
Kiedy przy pasterzach pilnujących stada niedaleko Betlejem stanął anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, bardzo się przestraszyli. Widocznie aniołowie nie byli dla nich czymś
codziennym, skoro się przelękli. Ale nas, ludzi XXI w., zjawiska niezwykłe, cudowne nie są w stanie tak mocno poruszyć. A przecież przekazane pasterzom słowa są skierowane także
do nas: „Nie bójcie się”.
I nie chodzi tylko o lęk przed wojną, utratą pracy czy zdrowia, ale też o lęk „egzystencjalny” - czy moje życie jest dobre i ma sens, czy wypełniam
swoje powołanie i głupio tego życia nie marnuję, czy jestem innym potrzebny i potrafię kochać? Na te i wiele innych naszych lęków w noc Bożego Narodzenia aniołowie
odpowiadają: „Nie bójcie się”.
Ale to nie wszystko, nie wystarczy tylko pozbyć się lęków, żeby być spokojnym i szczęśliwym. Św. Łukasz zaraz potem dodaje: „Oto zwiastuję wam radość wielką”. Radość wielka,
bo narodził się Zbawiciel. Wielki, wszechmocny, nieogarniony Bóg staje się człowiekiem. Przychodzi do ludzi w ubogiej stajni, wśród niewygód i zimna.
Kiedy rodzi się dziecko, jest dla wszystkich źródłem wielkiej radości: rodzice dają mu swoją miłość, poświęcają czas i uwagę. Uczą je, czym jest świat, ale też poznają jego potrzeby, myśli,
uczucia. Kiedy świętujemy narodzenie Chrystusa, uświadamiamy sobie, że On też przychodzi jako Dziecko, które chce naszej miłości, naszej uwagi, chce tego, abyśmy oddali Mu swoje życie, abyśmy Go poznawali
przez słowa, które zostawił; przez drugiego człowieka, jakiego stawia na naszej drodze. Mówi do każdego człowieka: przyszedłem na świat, bo cię kocham i Moja miłość nie odstąpi od ciebie.
Czy więc mamy w sobie tę radość, jaką niesie anielskie przesłanie? Jak świadomość Bożej miłości ma być źródłem radości, kiedy wokół dzieje się tyle złych rzeczy? Ta radość staje się wtedy
jakby oderwana od rzeczywistości. Gdzie w swoim środowisku mamy znajdować powody do radości?
Recepta jest prosta. Może próbować w każdym dniu znaleźć jakąś miłą chwilę. Uświadomić sobie, że jutro jest piękne i wolne od błędów. Każdego dnia sprawić innym i sobie
jakąś przyjemność.
Radość to uczucie, jakie powinno być w nas na co dzień, a święta mają tylko o nim przypominać, są czasem, kiedy możemy jakoś pełniej tę radość przeżywać. Pozwalają
zapomnieć o kłopotach, troskach, niepowodzeniach.
Dlatego pomyślmy w tym świątecznym czasie, czy napawa nas radością to, że Bóg dla nas przyszedł na ziemię? Czy rozwiązując nasze trudne sprawy, pamiętamy o Bożej miłości do nas?
Kiedy zgasną świeczki na choinkach, ze stołu znikną okruszki świątecznych ciast i nacieszymy się już prezentami, będzie jeszcze w nas ta radość?
Nie mówię o wesołości, o uśmiechu przyklejonym do ust, za którym nic się nie kryje. Chodzi mi raczej o taką świadomość, że to, co nas spotyka, ma swój sens
i wyjdzie nam na dobre. O umiejętność zachowania pogody ducha i poczucia humoru w codziennych sprawach. I to wszystko oparte na przekonaniu, że Bóg
nas kocha i kieruje naszym życiem.
Pismo Święte w wielu miejscach zachęca do radości: „Radujcie się zawsze w Panu!”, „Raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy”. I uczy,
że prawdziwa radość może być tylko od Boga. Wtedy ani terroryzm, ani wojny, ani brak pracy czy mieszkania jej nie zmącą. Bo świat i to, co się dzieje, o czym słuchamy codziennie,
skutecznie zagłuszają tę radość. I tak powoli zaczynamy wierzyć, że istnieją tylko zamachy, korupcja, zdrady, gwałty itd. A gdzie dobro, miłość, piękno? Gdzie współdziałanie ludzi
dla dobra innych, gdzie akty heroizmu podejmowane z miłości? Nie ma ich?!
Pasterze w Dzieciątku na sianie zobaczyli obraz własnej niedoli i ubóstwa. I skąd powody do radości? Przecież zimno, ubogo, niewygodnie. A jednak jej doświadczyli,
bo płynie ona z wiary i nie zasadza się tylko na tym, co zewnętrzne i widzialne. A potem opowiadali o tym, co im się przydarzyło. Bo ta radość jest
tak wielka, że trzeba się nią dzielić! Bądźmy zatem świadkami tej radości w codziennym życiu. Stawajmy się dla innych takimi aniołami, które głoszą radość wielką, że Bóg przyszedł na ziemię
i jest wciąż wśród nas.
Udzielając w ubiegłym roku błogosławieństwa Urbi et Orbi, Jan Paweł II powiedział m. in.: „Radość mimo oddalenia od domu, ubóstwa żłóbka, ludzkiej niewrażliwości, wrogości sprawujących
władzę. Tajemnica radości mimo wszystko, bo w mieście Dawidowym narodził się Zbawiciel. (...) Boże Narodzenie to tajemnica pokoju! Z betlejemskiej groty płynie dziś naglące wezwanie,
by świat nie ulegał podejrzliwości, nieufności, zniechęceniu, nawet jeśli tragiczne zjawisko terroryzmu potęguje niepewność i lęk”.
Niech więc pośród naszych świątecznych życzeń obok zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności nie zabraknie życzenia, aby naszym udziałem stała się radość wielka, że narodził się nam Zbawiciel.
I trwała w nas przez cały rok, codziennie w każdej chwili, sekundzie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu