Pani Basia to dobrze znana wielu Czytelnikom Niedzieli Łowickiej i słuchaczom Radia PLUS „Między Łodzią a Warszawą” autorka popularnej niegdyś audycji radiowej „Kasia pitrasi z przepisu Basi”, jak również świetnej książki kucharskiej pod tym samym tytułem.
Samo przyszło...
Reklama
I choć może się to wydać niewiarygodne, to właśnie od tej książki, wydanej staraniem ówczesnego Radia Victoria, zaczęła się jej przygoda z malowaniem. „Mam serdeczną koleżankę z ławy
szkolnej, pochodzimy z tej samej wsi - wspomina Barbara Frątczak - która jednak od lat mieszka na południu kraju. Ona kiedyś dowiedziała się o mojej książce, a że
już jej nie można wtedy było dostać w księgarniach, to mnie odszukała, odwiedziła w domu. W zamian za moją książkę podarowała mi dwie namalowane przez siebie
pisanki. Kiedy indziej dała mi bombki. Jak ja zobaczyłam te pisanki, to się zachwyciłam! Poczułam, że strasznie chciałabym też tak umieć. Koleżanka na to: «No to masz farby, próbuj!»”.
I tak to się zaczęło. Pierwsza ręcznie malowana bombka Barbary Frątczak powstała na bombce zdjętej z choinki. Pierwsze pisanki i bombki jej dzieła spodobały się kolegom z Radia
i innym znajomym. „Paweł Doliński mnie bardzo wspierał, podobały mu się te moje wyroby, chciał je kupować. To było dla mnie ważne potwierdzenie od ludzi: skoro chcieli płacić za te
moje «pokraki», to widać naprawdę im się podobały! Z czasem miałam coraz więcej zamówień i przestałam nawet godzić pracę w charakterze sekretarki z malowaniem.
Coraz dłużej siedziałam po nocach. Musiałam wybierać... Zdecydowałam się na malowanie!” - opowiada artystka.
Nazwałam Panią Basię artystką, ale ona nie ukrywa, że poza paroma wskazówkami od przyjaciółki na temat sposobu przygotowania pisanek i mieszania farb, nie posiada żadnego fachowego artystycznego
przygotowania. „Nie skończyłam żadnej szkoły, nigdy się tego nie uczyłam! - przyznaje. - Owszem, zawsze lubiłam wszelką dłubaninę, haftowanie, robótki ręczne. Nie można mnie było od
tego odgonić. Ale żeby malować? Pędzlem? W życiu by mi nie przyszło do głowy, że będę potrafiła to robić! To samo się dzieje...”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dziecięce malowanie
Reklama
Dalsze doświadczenia z malowaniem Pani Basia zdobywała samodzielnie, w miarę upływu czasu wyrabiała się jej kreska, lekkość ręki, sposoby mieszania farb. „Koleżanka mówi mi:
«Masz brzydkie zielenie. To ja szukam, mieszam, próbuję innych zestawień. Bardzo rzadko można malować farbą wprost z tubki, zwykle trzeba sobie kolory samemu przygotować. Teraz wiem,
że najważniejsze są dobre narzędzia, pędzle”.
Co do techniki, to Barbara Frątczak ze śmiechem opowiada, że nie może dziś patrzeć na większość swoich pierwszych prac, wydają się jej takie „twarde, drewniane”. Ale zdarza
się i tak, że właśnie te najmniej jeszcze „wyrobione” dzieła znajdują największych entuzjastów. „Odwiedził mnie kiedyś pan z Ameryki i upierał się właśnie
przy zakupie tych moich pierwszych bombek. Ja mu nie chciałam sprzedać, bo już widziałam, jakie są prymitywne. On nie mógł zrozumieć dlaczego? Wyrwało mi się to słowo «prymityw», on je pośród
swojej angielszczyzny podchwycił i okazało się, że on kocha sztukę prymitywną, tylko taką kolekcjonuje!”.
A kiedy indziej Pani Basia dostała list od pani z Francji, która zachwycała się jej „piękną kreską”. „A ja w ogóle nie wiedziałam, że mam jakąś kreskę! Kreska?
Co to jest: kreska?!” - śmieje się malarka. I podkreśla, że ona nadal nie patrzy na swoje prace pod kątem ich walorów artystycznych, bo się na sztuce nie zna: „Ja maluję intuicyjnie,
jak dziecko. I jak dziecko czuję, czy mi się udało, czy nie. Tylko tyle wiem”.
Jajko z autografem Prymasa
Barbara Frątczak nie jest jednak artystką ludową, bo jej prace nie należą do nurtu sztuki tradycyjnej. Tak się przynajmniej dowiedziała na dwóch konkursach, do udziału w których ją zaproszono.
Okazało się, że jej prace nie były oceniane, za to znalazły się na wystawie pokonkursowej, zorganizowanej w tym roku w ramach dożynek w Częstochowie i Europejskich
Dni Kultury.
Jest też zapraszana na kiermasze sztuki ludowej, organizowane przez muzea etnograficzne. Muzeum Etnograficzne w Warszawie prosi ją o nadsyłanie prac na kiermasze przedświąteczne.
Dyrektorka łódzkiego muzeum zauważyła jej pisankę w prywatnym muzeum w Kutnie, nawiązała z artystką kontakt i zakupiła 30 wzorów do zbiorów Muzeum Etnograficznego
w Łodzi, do działu obrzędów.
W 2002 r. w Warszawskim Hotelu Gromada miał miejsce kiermasz „Wielkanocna Baba”, nad którym patronat objęli Prymas Polski i Minister Rolnictwa. „Poproszono
mnie o przygotowanie pisanek, na których będzie miejsce na autografy Prymasa i Ministra. Te pisanki były potem licytowane, a dochód przeznaczono na wakacje dla wiejskich
dzieci. Sama mam pisankę z Łowiczanką i podpisem Prymasa Glempa!” - mówi Barbara Frątczak. W tym roku przygotowała też parę bombek na kiermasz „Wigilijny
stół”, także do Hotelu Gromada, tym razem pod patronatem abp. Józefa Kowalczyka i Jolanty Kwaśniewiskiej.
Janosik w Australii
Pani Basia dostaje często zaproszenia do udziału w kiermaszach i ceni je sobie, bo to okazja do nawiązania nowych kontaktów. „Nie dorobiłam się swojego folderu, to nie na moje
możliwości finansowe - przyznaje. - Zresztą musiałby to być jakiś przyzwoity nakład, a ja nie mam tych kontaktów aż tak wiele, bo ile w końcu mogą zrobić jedne ręce?”.
Dlatego cieszy się, gdy na kiermaszu ludzie podchodzą, robią zdjęcia, wymieniają się wizytówkami. Ktoś nawet umieścił zdjęcia jej pisanek w Internecie, ktoś inny - w albumie
na temat Warszawy!
Artystka pracuje i po 15 godzin dziennie, żeby wywiązać się z zamówień, co jest dla niej rzeczą świętą. Coraz więcej dużych zamówień dostaje z całego świata, dlatego
coraz mniej prac może wstawiać do łowickich czy warszawskich sklepów, choć w miarę możliwości stara się te kontakty podtrzymywać.
Ale Pani Basia lubi nowe wyzwania i dlatego przyjęła ofertę współpracy ze strony Firmy Bracia Urbanek, która zaproponowała jej malowanie bombek do Ameryki. „To dla mnie
wygodne, nie muszę załatwiać formalności przewozowych, na których się nie znam. A moje bombki zawisną w tym roku na amerykańskich choinkach! Z Australii poprosili mnie
o bombki z tradycyjnymi polskimi elementami, więc namalowałam bombki ze strojami łowickimi, góralskimi i krakowskimi” - opowiada.
Właśnie na potrzeby odbiorców z Ameryki Barbara Frątczak spróbowała nowej techniki: malowania na szkle. Wszystkie jej dzieła są oczywiście malowane na bombkach z dmuchanego szkła
i to specjalnie zamawianych na Śląsku, tak żeby miały szklane uszka i wentylację (inaczej mogą... wybuchnąć!). Ale okazuje się, że góralskie malowanie na szkle wymaga odwrotnej kolejności:
najpierw maluje się detale, potem stroje, a na koniec tło. W efekcie, gdy zaglądamy do środka bombki, widać Janosika, z zewnątrz bombka jest np. granatowa, ozdobiona motywami
roślinnymi.
Na namalowanie na bombkach czeka też prawdziwy św. Mikołaj. Zwróciła na to uwagę Dyrektor Muzeum Etnograficznego, pytając Barbarę Frątczak: „No, dobrze, ale gdzie jest Święty Mikołaj?”.
Ona na to, że przecież jest: na saniach, z dzwoneczkami... „Ale gdzie jest biskup?!”. „I rzeczywiście - przyznaje Pani Basia. - Ja dotąd malowałam tylko Mikołaja
skomercjalizowanego, w czerwonym kubraku. Ale już się przyglądałam biskupowi Mikołajowi na obrazie w ołtarzu w bazylice i sama też tak go będę malować!”.
Malowane sercem...
Pani Basia najbardziej lubi bombki malowane samymi farbami, matowe, na przezroczystym lub „mrożonym” (czyli odpowiednio lakierowanym) szkle. Ale coraz więcej jest chętnych - zwłaszcza
za granicą - na bombki z brokatem. Malarka eksperymentuje też ze złotymi kuleczkami, kryształkami itd. Przyznaje, że czasem jest już zmęczona tą mozolną pracą, bolą
ją kręgosłup i oczy. Musi sobie wtedy zrobić kilkugodzinną przerwę. I co się okazuje? Że bardzo szybko zaczyna ją ciągnąć w stronę biureczka-pracowni. „To jest jakaś
magia, już chodzą mi po głowie nowe pomysły, czegoś chcę spróbować, coś poprawić, zrobić inaczej. Ja naprawdę kocham to moje malowanie!”.
I w tym pewnie tkwi największa tajemnica sukcesu Pani Basi. Gdy kochamy to, co robimy, wkładamy w naszą pracę tyle serca, że nie może to nie przemówić do serc innych ludzi.
A teraz pozostaje nam już tylko życzyć radosnych, pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia - Pani Basi i wszystkim tym, którzy pokochali owoce jej pasji - czy to w Polsce,
czy za dalekimi oceanami... I rozglądajcie się Państwo: może zobaczycie gdzieś bajecznie kolorowe bombki ze Świętą Rodziną u żłóbka? A już niedługo
Pani Basia zacznie malować pisanki...