Reklama

Dziecko Syberii (III)

Wracamy do wspomnień pani Teresy, przekonani, że są one w jakimś stopniu wspólne dla wielu Polaków z tego samego pokolenia, których losy sprowadziły do Chicago. Rodzina pani Teresy z pięknego Polesia została wywieziona na Syberię. Piekła „nieludzkiej ziemi” nie wytrzymał ojciec rodziny. Pochowano go na rosyjskim stepie. Rodzina po wielu perypetiach trafiła po wojnie na Ziemie Zachodnie. Jak się okazało, nie był to ostatni etap tułaczki...

Niedziela w Chicago 12/2004

Autorka z bratem Wiktorem na Ziemiach Odzyskanych, lata 40. XX w.

Autorka z bratem Wiktorem na Ziemiach Odzyskanych, lata 40. XX w.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W tym czasie matka zdecydowała się na krok, którego szczegóły nigdy nie zatrą się w mojej pamięci. Zabrała mnie i mojego brata Wiktora i pojechaliśmy razem do Warszawy. Mama postanowiła zwrócić się o pomoc do I sekretarza partii komunistycznej, którym w tym okresie był Bolesław Bierut. Decyzja ta była niesamowicie bolesna, a równocześnie bardzo odważna. Do dziś pamiętam, jak matka prowadzi nas za ręce przez Warszawę, całą w gruzach. Widok ten uderzył mnie mocno. Patrzyłam na stojące tylko pojedyncze ściany lub wiszące gdzieniegdzie schody... Ten krajobraz był wstrząsający. Nie rozumieliśmy z bratem, co tutaj robimy z dala od rodziny. Pamiętam dobrze, jak mama kupiła nam dwa pęczki rzodkiewek, abyśmy mogli zaspokoić głód. Ludzie oglądali się za nami, widząc, że tak zajęci jesteśmy tymi rzodkiewkami. Pamiętam, jak bardzo były czerwone.
Doszliśmy do domu głównego zarządu partii. Mama odważnie wyraziła w drzwiach swoją prośbę widzenia się z Bierutem. Mój brat musiał coś więcej rozumieć, bo patrzył w górę, jakby chciał w niebie szukać odpowiedzi. Wpuszczono nas do środka i kazano czekać.
Pamiętam, że potem przyszedł jakiś pan, który wydał mi się bardzo wysoki. Powiedział mamie, że Bierut jest teraz zajęty, ale on sam też pełni ważną funkcję i może jej prośbę przekazać lub sam w czymś pomóc. Mama zaczęła się tłumaczyć, że niedawno wróciła z Kazachstanu, że była wywieziona z całą rodziną do tego „raju syberyjskiego”. Powiedziała, że tam umarł mąż, że ona zmęczona i schorowana wróciła z sześciorgiem dzieci. Niektóre z nich są poważnie chore i trzeba je leczyć, a ona jest bez środków do życia. To dziecko, pokazała na mnie, to Sybiraczka, tam się urodziła. Poprosiła, aby nas dwoje wziął rząd i zajął się w jakiś sposób, bo ona nie da rady...
W tym momencie spadł na mnie jakby grom z jasnego nieba. Uprzytomniłam sobie, że matka chce nas oddać. Najukochańsza dla mnie osoba na świecie chce mnie i mojego braciszka oddać. Z wielkim płaczem zaczęłam matkę całować po dłoniach, prosząc, by nas nie oddawała. Patrzyłam na brata, szukając jakiejś pomocy, ale on milczał, tak jakby zastygł, zupełnie blady na twarzy. „Pan partyjny” - tak z bratem go potem nazywaliśmy - przyglądał się temu wszystkiemu uważnie, a może także ze wzruszeniem, bo to, co powiedział, było dla nas najmiłosierniejszym darem Bożym!
Najpierw zapytał mamę, ile lat była na Syberii. Odpowiedziała, że razem na Syberii i w Kazachstanie 6 lat. Zwracając się tym razem do niej po nazwisku, powiedział, że jeżeli tyle lat tam przetrwała i przywiozła dzieci żywe, to niech ich nie oddaje partii. Partia, mówił, wychowa je dla siebie i wtedy to już nie będą jej dzieci. Będą całkowicie podporządkowane partii i zmuszone przyjąć jej doktrynę. - Niech pani te dzieci weźmie - powiedział - jakoś pani przetrwa, jak przetrwała dotychczas. Moja mama jakby się ocknęła, bo zaczęła tłumaczyć, że nie chodziło jej o oddanie dzieci, ale o chwilową pomoc w ich wychowaniu. Odetchnęliśmy z bratem z ulgą. Wiktor musiał być przerażony, bo jak się później dowiedziałam, mając możliwość uczęszczania do szkoły na Syberii, odmówił. Po pierwszej lekcji oznajmił rodzicom, że do szkoły nie wraca, bo tam powiedziano, że Boga nie ma.
Matka wzięła nas za ręce i wyszła. Gotowa byłam całować temu człowiekowi dłonie, a nawet stopy, że nas nie chciał. Wiele razy myślałam o tym człowieku i byłam mu bardzo wdzięczna. A przede wszystkim pozostałam niesamowicie wdzięczna Bogu, że to właśnie jego do nas posłał.
Poszliśmy znowu na ulice Warszawy. Tym razem mama zaczęła szukać jakiegoś sierocińca prowadzonego przez zakonnice. Wreszcie znaleźliśmy takie miejsce, gdzie poza tym, że dali nam coś do jedzenia i pozwolili się wykąpać, zupełnie ogolili nam głowy. Nie mogli dla nas więcej zrobić. Znowu wróciliśmy na ulice Warszawy. Nie czułam się dobrze z tą ogoloną głową, ale nie odważyłam się skarżyć. Mogłam trzymać rękę mojej mamy, reszta przy tym okazała się mniej ważna.
Matka była niestrudzona w poszukiwaniu dla nas jakiegoś miejsca. Wreszcie pewna organizacja pozwoliła jej oddać nas na kolonie na cały okres wakacji. Zostawiła więc nas w Warszawie i odjechała. Nie bardzo wiedzieliśmy, czy to na zawsze czy tymczasowo. Mama obiecała wrócić za parę miesięcy, więc jej zaufałam. Zostałam też oddzielona od starszego braciszka, który był na koloniach.
Ponieważ mama zostawiła mnie tylko w jednej sukience i sandałkach, dziewczynki z kolonii szybko zorientowały się, że byłam jakaś inna. Posądziły mnie o kradzież ubrania, które zresztą nagle zniknęło. Gdy już nic nie miałam, jakaś dobra pani dała mi długi szlafroczek. I tak w tym stroju, z ogoloną głową stałam się obiektem drwin dzieci. Mimo wszystko zachowałam werwę i dziecięcą radość życia. Zdawałam sobie sprawę, że gdybym doniosła na koleżanki, które zabrały moją odzież, to by się im trochę „oberwało”, ale nie mogłam ryzykować w tak niefortunnej sytuacji. Dzielnie przetrwałam ten ciężki okres i doczekałam się przyjazdu mamy. To było najwspanialszym uwieńczeniem moich trudów. Nawet jej nie powiedziałam, co mnie na koloniach spotkało. Byłam wdzięczna Bogu, że wytrzymałam.

cdn.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Oświadczenie ws. ks. Dominika Chmielewskiego

2025-08-29 17:57

[ TEMATY ]

salezjanie

publikacja

Salezjanie Inspektoria Pilska

W związku z dzisiejszą publikacją Gazety Wyborczej pt. „Zamiast do Jezusa zaprowadził ją do łóżka. Co skrywa znany ksiądz Dominik Chmielewski”, autorstwa redaktora Piotra Żytnickiego, działając w imieniu Inspektorii Pilskiej Towarzystwa Salezjańskiego, pragniemy przedstawić następujące stanowisko.

Zgromadzenie Salezjańskie potraktowało sprawę wynikającą ze zgłoszenia bohaterki przedmiotowej publikacji z należytą powagą i odpowiedzialnością. Bezpośrednio po otrzymaniu listownego zawiadomienia, niezwłocznie podjęto działania zgodne z obowiązującymi procedurami — przyjęto formalne zgłoszenie, zabezpieczono przekazane materiały dowodowe oraz skierowano sprawę do dalszego rozpoznania. W trosce o transparentność i bezstronność, na wniosek władz Zgromadzenia, przeprowadzenie tzw. postępowania wstępnego zostało powierzone niezależnemu organowi — Sądowi Biskupiemu w Toruniu.
CZYTAJ DALEJ

Bp Muskus o nastrojach antyukraińskich: przeszliśmy od solidarności do odrzucenia

Zasiewanie nienawiści, żonglowanie losem słabych jest niegodne cywilizowanego państwa i sprzeczne z moralnością i zwykłą ludzką przyzwoitością - mówił o nasilających się nastrojach antyukraińskich w Polsce bp Damian Muskus OFM. W kościele św. Mikołaja w Krakowie duchowny podkreślał, że ofiarą tego klimatu padają najsłabsi.

Bp Muskus przewodniczył w kościele św. Mikołaja w Krakowie Mszy św. na zakończenie obchodów jubileuszu 700-lecia istnienia parafii.
CZYTAJ DALEJ

Abp Jędraszewski: Modlimy się za Polskę, żeby nie zgasł w niej płomień patriotyzmu

2025-09-01 11:42

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej

Abp Marek Jędraszewski

Abp Marek Jędraszewski

- Modlimy się za nas, za Polskę 2025 roku i lat najbliższych, żeby nie zgasł w niej płomień patriotyzmu, żeby ojczyzna jawiła się dla wszystkich obywateli - i rządzących, i rządzonych - jako dobro wspólne, dla którego warto żyć, dla którego warto nieraz cierpieć i dla którego to dobra trzeba nawet kiedyś, jeśli przyjdzie taka chwila, oddać własne życie - mówił abp Marek Jędraszewski w katedrze na Wawelu w czasie Mszy św. sprawowanej w 86. rocznicę wybuchu II wojny światowej.

Na początku liturgii proboszcz parafii wawelskiej ks. Paweł Baran powitał zgromadzonych w katedrze: kombatantów, uczestników walk o niepodległość naszej ojczyzny, dyrektora oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie - dr. hab. Filipa Musiała, parlamentarzystów, europarlamentarzystów, władze województwa małopolskiego, powiatu krakowskiego oraz miasta Krakowa, krakowski korpus konsularny, dowódców i przedstawicieli jednostek wojskowych na czele z generałem broni Adamem Joksem - dowódcą Garnizonu Kraków oraz pułkownikiem pilotem Sławomirem Byliniakiem - dowódcą Garnizonu Kraków-Balice; kapelana proboszcza parafii św. Agnieszki w Krakowie oraz kapelana straży granicznej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję