Chłodny poranek w środę 4 sierpnia. Dopiero 6.30, a jednak Plac Farny zapełnia się barwnym tłumem. Przeważają młodzi ludzie z plecaczkami, identyfikatorami i uśmiechem na zaspanych jeszcze twarzach. Gdzieś
tam w głębi czai się niepokój... Czy dam radę? Jednak ponad 3 tys. pielgrzymów wyruszyło z Rzeszowa do Częstochowy w 27. Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę na czele z bp. Edwardem Białogłowskim. Jak wspaniale
było przeżywać pielgrzymkę „stopami pielgrzyma”, być na niej fizycznie i duchowo. Tutaj dopiero człowiek zaczyna żyć naprawdę!
Pełna radości i sił grupa pątników opuściła Rzeszów. Początkowo byliśmy tylko „grupą ludzi”, która miała wspólny cel - Jasną Górę. Pielgrzymowanie to jednak doświadczenie wspólnoty,
budowanie więzi pomiędzy ludźmi. Po paru dniach byliśmy już taką wspólnotą, zaczęliśmy się dzielić swoimi spostrzeżeniami, przeżyciami, czy problemami.
Tego wszystkiego przybywało z każdym dniem. Codzienne modlitwy: Godzinki, Różaniec, Droga Krzyżowa i Msza św. pozwalały na wyciszanie się, wchodzenie w świat przeżyć duchowych. Nie brakowało oczywiście
śpiewu, śmiechu, żartu... Pomagało to też zapomnieć, że bolą nogi, plecak nie jest zbyt lekki, pali słońce, czasem leje deszcz...
Ten wędrujący Kościół to przede wszystkim rekolekcje w drodze. To ogromne przeżycie religijne, ćwiczenia duchowe. To często dogłębne przemyślenie swojego życia, problemów, trosk. Może też dobry moment
na podjęcie ważnych decyzji? Ta wędrówka, to pielgrzymka do sanktuarium swojego sumienia, aby pobyć tam sam na sam z Bogiem... Każdy z nas niósł na Jasną Górę intencje swoje i tych, którzy iść nie mogli,
bali się, nie chcieli...
Ile ważnych rzeczy można było usłyszeć podczas codziennej Mszy św., czy konferencji. Przypominano nam o cnocie wdzięczności, o której współczesny człowiek niemal zupełnie zapomniał. Wdzięczności Bogu
i drugiemu człowiekowi. Pytano co robimy, aby być czytelnym znakiem Chrystusa? Czy nasza wiara jest tylko na pokaz, czy wypływa z głębi serca? Czy noszony na piersi krzyż to wiara, czy moda? A nasza pobożność
to teatralny gest, czy autentyczna miłość do Boga, wierność Ewangelii na co dzień? Na znalezienie odpowiedzi na te pytania mamy dużo czasu. Nie tylko te 10 dni... Kiedy je znajdziemy to staniemy się ludźmi,
którzy nie boją się pobożności i potrafią modlić się o nią, a przez to stają się wierni Bogu.
Niesamowitą atmosferę nadają pielgrzymce też ludzie, którzy przyjmują nas na noclegi. Dają nam nie tylko miejsce do spania, ale również dokarmiają, zasypują pytaniami, ciekawi każdego szczegółu wędrówki.
Rano, gdy odchodzimy proszą o modlitwę, powierzają własne intencje... A my zapamiętujemy ich troskliwe ręce podające kanapki, herbatę i pomagające opatrzyć obolałe stopy...
Każdy krok przybliżał nas do Jasnej Góry. Dni mijały coraz szybciej... Niesamowite uczucie towarzyszyło nam, kiedy 13 czerwca przed oczami pojawił się napis: „Częstochowa”. I nic nie było
w stanie zmącić radości! Ani bolące nogi, ani deszcz padający od granic miasta po Jasną Górę! Potem chwila spojrzenia w oblicze Czarnej Madonny i niesamowita radość, że można było powierzyć Jej osobiście
wszystkie intencje!
Wróciliśmy naładowani energią, radością i pełni entuzjazmu. Pytani o wrażenia czasem stajemy bezradni... Tego, czego doświadcza się w czasie pielgrzymki nie da się opisać. To trzeba przeżyć „stopami
pielgrzyma”. Za rok znowu wielu z nas znajdzie się na Placu Farnym, aby rozpocząć kolejną jasnogórską wędrówkę... Może dołączysz?
Pomóż w rozwoju naszego portalu