Troska o zewnętrzną higienę ciała poprzez przede wszystkim obmywanie go powinna człowiekowi towarzyszyć od kołyski do grobu. Ale to nasze tak bardzo prozaiczne zajęcie ma swój odpowiednik w prawie chyba każdej religii. O obmyciach dwojakiego rodzaju mówi także Biblia.
1. Tak więc obmywało się niemowlę zaraz po jego urodzeniu. Całe jego ciało obmywało się i nacierało solą, o czym wyraźnie tak oto mówi prorok Ezechiel, przyrównując do niemowlęcia miasto Jeruzalem: „Przy twoim urodzeniu nie obmyto cię wodą, nie natarto solą i nie owinięto w pieluszki” (Ez 16, 4).
Całe ciało obmywano też po jego szczególnym zmęczeniu albo po zranieniu wskutek wojny lub jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Ten sam prorok ubolewa: „Potem wykąpałem cię, obmyłem z krwi i namaściłem olejkiem” (16, 9). Obmywała też całe swoje ciało i namaszczała olejkiem dziewczyna przygotowująca się do pierwszego spotkania ze swoim przyszłym małżonkiem (23, 4)).
Najczęściej - i tak jest po dzień dzisiejszy - obmywało się zawsze ręce, jako że poprzez nie dotyka człowiek tego wszystkiego, co może go zgubić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
2. O wiele jednak częściej te fizyczne umycia rąk posiadały znaczenie symboliczno-religijne.
Ten, kto publicznie, w ramach jakiegoś sporu umywał sobie ręce, dawał w ten sposób do zrozumienia, że jest niewinny, że niesłusznie zarzuca mu się jakieś niecne czyny. Psalmista oświadcza Bogu samemu: „Jako niewinny umywam me ręce” (Ps 26, 6). Piłat, przed wydaniem wyroku na Jezusa, całkowicie przeświadczony o tym, że skazuje na śmierć niewinnego, powtórzył dokładnie ten sam gest, uwalniając się tym samym od odpowiedzialności za wydanie niesprawiedliwego wyroku. Ewangelista tak zanotował to wydarzenie: „Widząc tedy Piłat, że nic nie może osiągnąć i że zamieszanie robi się przy tym coraz większe, wziął wodę i na oczach tłumu umył sobie ręce mówiąc: Ja nie odpowiadam za krew tego Sprawiedliwego; to wasza rzecz” (Mt 27, 24). Choć ten sposób subiektywnego uwolnienia się od winy był znany jeszcze nim pojawił się na ziemi Piłat, to jednak do pospolitego porzekadła dostał się dopiero Piłat. Dziś też mówi się, że gdy ktoś próbuje się wyplątać z jakiejś niezręcznej sytuacji, gdy chce się uwolnić od, zwłaszcza karnej, odpowiedzialności, to mówi się o takim, że jak Piłat umywa ręce.
Najczęściej jednak potrzeba obmycia się bywała wyraźną, gdy człowiek uświadamiał sobie zbrukanie grzechami własnego wnętrza. Dlatego prorok woła: „Obmyjcie się więc, oczyśćcie się! Usuńcie waszą złość sprzed mego oblicza, przestańcie nareszcie grzeszyć” (Iz 1, 16). Dokonywało się takie obmycie nie tyle przez zewnętrzny obrzęd, ile przez akt prawdziwej skruchy i mocne postanowienie poprawy. Ale niekiedy te fizyczne obmycia były wyraźnie wymagane jako zewnętrzny znak duchowego oczyszczenia. Mojżesz otrzymuje takie oto polecenie w związku z wprowadzeniem na urząd arcykapłański Aarona i jego synów: „Sprowadzisz Aarona i jego synów przed wejście do Namiotu Spotkania i obmyjesz ich wodą” (Wj 29, 4; por. 40, 12). Przed świętem ekspiacji arcykapłan, zanim miał przystąpić do sprawowania świętych obrzędów, był obowiązany obmyć całe ciało, co niewątpliwie miało oznaczyć uwolnienie się od grzechów, bo te czyniły niegodnymi wszelkie kontakty kapłana ze świętymi naczyniami a pośrednio z samym Bogiem.
Istniało też od czasów najdawniejszych przeświadczenie, że od rzeczywistych przewinień człowiek nie może się sam uwolnić. Może tego dokonać tylko Bóg aktem symbolicznego obmycia, nie wymagającego już jednak zewnętrznego obrzędu. Dlatego Psalmista modli się mówiąc: „Zmiłuj się nade mną Boże... obmyj mnie całego z nieprawości moich i oczyść ze wszystkich moich grzechów” (Ps 51, 3 n). W obmywaniu naszego ciała po to, żeby było bardziej skuteczne, stosuje się różne środki czystości. Niech nam się one kojarzą z łaską Bożą, przy pomocy której, za sprawą także osobistej skruchy, będziemy się starali o dokładne obmycie naszej duszy.
3. Wśród różnych obmyć wspomnianych w Biblii, zarówno Starego jak i Nowego Testamentu, na szczególniejszą uwagę zasługują obmycia nóg. Należał ten obrzęd do ceremoniału gościnności, tak znamiennej po dzień dzisiejszy dla ludzi Bliskiego Wschodu. Niekiedy utrudzeni podróżni sami sobie umywali nogi w przygotowanych przez gospodarza domu naczyniach (Rdz 18, 4; 19, 2), kiedy indziej sam ów gospodarz osobiście dokonywał tego iście religijnego gestu miłości. Tak zachowała się, czym zasłużyła sobie na specjalną pochwałę, jawnogrzesznica z Ewangelii (Łk 7, 46), takie też polecenie wydaje Paweł pobożnym wdowom (1 Tm 5, 10), a nade wszystko tak postąpił Jezus, dając w ten sposób swoim uczniom lekcję miłości bliźniego. Fakt ten tak oto opisał Jan Ewangelista: „Jezus... wstał od stołu, złożył swoje szaty, wziął prześcieradło i przepasał się nim. Potem napełnił naczynie wodą, zaczął umywać uczniom nogi i ocierać je prześcieradłem, którym był przepasany” (J 13, 1. 4-5). Chyba istniało ogólne przekonanie, że za akt świadomego upokorzenia się ze strony obmywającego innym nogi uważano ten gest, zwłaszcza, gdy był dokonywany wobec poddanych czy uczniów. Dlatego Piotr wzbrania się mówiąc: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?... Ależ nie, Panie! Ty mi nigdy nie będziesz umywał nóg” (J 13, 6. 8). Bardzo ważne pochodzące od samego Jezusa jest wyjaśnienie moralnego przesłania tego wydarzenia: „Kiedy już umył im nogi, znów przywdział szaty, wrócił na swoje miejsce przy stole i zapytał ich: Czy wiecie, co oznacza to, co wam uczyniłem? Wy nazywacie Mnie Nauczycielem i panem. Dobrze mówicie, bo jestem nim. Jeżeli wobec tego Ja, Pan i nauczyciel wasz, umyłem wam nogi, to czyż wy nie powinniście sobie również nawzajem nóg umywać? Zostawiłem wam przykład, żebyście sobie nawzajem to czynili, co ja wam uczyniłem” (J 13, 12-15). To znamienne, że w tej dość długiej relacji Ewangelisty zostali wyróżnieni oddzielnym wspomnieniem tylko dwaj uczniowie: Piotr i Judasz; pierwszy miał zaprzeć się Jezusa, drugi Go sprzedał. A Mistrz ich zachęcał do miłości jednych względem drugich, wcale nie wspominając o tym, że Jego, Pana i Zbawiciela też lub przede wszystkim powinni miłować.
4. Co i jak z tej biblijnej teologii powinniśmy sobie przyswoić w naszym codziennym życiu, które przecież powinno upływać w atmosferze nieustannej troski o trwałą łączność z Bogiem? Kiedy i jak powinniśmy naśladować Chrystusowe obmywanie nóg Apostołom? O czym powinniśmy pomyśleć czasem, gdy każdy dzień rozpoczynamy od obmycia ciała, a w ciągu dnia przynajmniej kilka razy obmywamy ręce? Trzeba nam koniecznie próbować żyć na co dzień teologią, która się zawiera w rzeczach wszystkich, co sam Stwórca powiedział, że były dobre.
Chyba najbardziej bliscy Jezusowi obmywającemu nogi Apostołom są wolontariuszki - w schroniskach dla bezdomnych, zajmujące się chorymi jeszcze przed posłaniem ich na jakieś badanie lekarskie.
Bliscy temu Chrystusowi są też ci dobrze sytuowani, wśród nich kilku profesorów uniwersytetów, którzy każdego dnia pojawiają się około godziny 6 rano w pewnym domu dla nieuleczalnie chorych po to, by pomóc tym przeważnie unieruchomionym ludziom przeprowadzić ich poranną toaletę.
Bliskie Chrystusowi obmywającemu nogi są pielęgniarki obmywające poranione nogi pielgrzymom śpieszącym co roku do Częstochowy.
Natomiast nasze codzienne obmycia nie powinny się nam kojarzyć z zachowaniem Piłata, który przecież nie miał tak całkowicie uwalniać się od winy za śmierć Jezusa. Niech to jego sprzeniewierzenie się elementarnej sprawiedliwości zobowiązuje nas do brania pełnej odpowiedzialności za wszystkie nasze słowa i czyny. A wszystko jakby w obronie Jezusa Chrystusa, którego wtedy nikt nie bronił. Sprawa Jezusa to nasza sprawa. Nie powinno się już nigdy powtórzyć ani stanowcze oświadczenie Piotra, że nie zna Jezusa ani tchórzliwe, pełne zatroskania o własną karierę, umywanie rąk Piłata.
Ale każdy strumyk wody spływającej na nasze ręce, winien się kojarzyć z łaską Bożą, przy pomocy, której mamy możność zmywać z naszej duszy brudy grzechu. W biblijnych tekstach metaforyczne znaczenie zarówno „bycia zbrukanym” jak i „obmytym”, czyli uwolnionym od tego zbrukania pojawia się statystycznie częściej niż sens dosłowny tych określeń. Kiedy więc będę się zabierał do umycia moich rąk, mocno zbrudzonych jakąś fizyczną pracą, to pomyślę, w jakim też stanie znajduje się obecnie moja dusza i zastanowię się, czy nie powinienem jej obmyć w najbliższym czasie łaską sakramentu pojednania? Kiedy poczuję się bardziej świeżo - tak, jakbym się ponownie narodził - po orzeźwiającej kąpieli, to zechcę pomyśleć o drugiej części mojego „ja”, czyli o duchowym wnętrzu, które wymaga być może podobnej kąpieli.
Na koniec coś dla osób duchownych. Kiedyś, w związku ze sprawowaniem Najświętszej Ofiary, kapłan aż trzy razy obmywał ręce: dwa razy w zakrystii, przed wyjściem do ołtarza i po zakończeniu Mszy św. oraz tak jak dzisiaj jeden raz podczas Mszy św. Szkoda, że zanikły te „zakrystyjne” obmycia. W sumie wszystkie trzy może skuteczniej przypominałyby kapłanowi o potrzebie posiadania czystego sumienia ilekroć przystępuje do sprawowania świętych obrzędów.