Reklama

Ostry dyżur na Dominikańskim

Niedziela wrocławska 28/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Agnieszka Bugała: - Ojciec nie pochodzi z Wrocławia, ale dobrze zna miasto...

O. Andrzej Konopka: - Jestem we Wrocławiu po raz trzeci. To się bardzo rzadko zdarza, w przypadku dominikanów, aby tyle razy wracać. Po święceniach w 1985 r. uczyłem dzieci religii - to było przepiękne doświadczenie bycia z ludźmi, blisko. Zresztą niedługo po święceniach serce jest pełne żaru, to wyjątkowy czas w kapłaństwie. Potem był Kraków, a w 1994 r. wróciłem tu, aby podjąć trud bycia przeorem. To był już zupełnie inny czas w Kościele.

- Dlaczego?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Katecheza wróciła do szkół. Zobaczyliśmy taki mechanizm: młodzi rodzice chodzą z dziećmi do tych kościołów, gdzie spotyka się klasa, gdzie pani katechetka sprawdza obecność. Zorientowaliśmy się, że w ławkach naszego kościoła siedzi coraz mniej parafian a coraz więcej ludzi z miasta. I oni mówili: to jest nasz kościół. Żeby trochę to urealnić, zaproponowałem prowincjałowi, a on kard. Gulbinowiczowi przekazanie parafii.

- To obudziło wielkie emocje, zresztą budzi i dziś...

- Budzi, zarówno wśród parafian jak i struktur kościelnych. Pewnie dlatego, że struktura nie lubi zmian. W Kościele jest to często obecna myśl. Ale od XIII w., gdy powstali dominikanie i przychodzili do jakiegoś miejsca, to biskup oddawał im świątynię bez obowiązku prowadzenia parafii. Tak było w Krakowie, Sandomierzu, Warszawie i tutaj. Biskup nie nakładał tego obowiązku, bo zakonnicy nie najlepiej się z niego wywiązywali.

Reklama

- A co to znaczy: dobrze prowadzić parafię?

- Na początku pewnie ją znać. Tutaj w ciągu dwudziestu lat było chyba sześciu proboszczów. W sąsiedniej parafii w tym samym czasie tylko jeden. Proboszcz odpowiedzialny za swoją parafię ogarnia ją, ma wizję jej tworzenia. Ta wizja jest jedna. U nas przeor był jednocześnie proboszczem.

- Czy reguły zakonne nie pozwalają na rozdzielenie tych funkcji dla dwóch osób?

- Staramy się, tam gdzie to możliwe, rozdzielać.

- Dlaczego tak nie stało się we Wrocławiu?

- Bo to dwuwładza. W klasztorze jest proboszcz i jest przeor. Pojawia się pytanie: kto komu podlega. Oczywiście, to przeor pełni władzę. Zresztą we wszystkich umowach z kuriami to zakon się zobowiązuje prowadzić parafię, a nie konkretny proboszcz - zakonnik. U nas, tu we Wrocławiu, była pewna trudność.

- I zaważyła na decyzji?

- Niezupełnie. Zorientowaliśmy się, że w kościele jest więcej ludzi z miasta niż parafian. Po wizytach kolędowych mieliśmy pewność, że tylko jedna trzecia parafian przychodzi do nas. Więc pozostali ludzie skąd byli? Jeśli to nie parafianie? I o nich zaczęliśmy myśleć.

- Ale teraz mamy sytuację odwrotną. Ta jedna trzecia dawnych parafian wciąż przychodzi do Ojców i nie umie wejść w struktury nowych parafii...

- I tak będzie, bo to są ludzkie przyzwyczajenia. Pozwólmy na nie. Potrzeba czasu, aby nowe mogło przynosić owoce. Ja będę wracał do początku: zakon musi przypominać sobie swój charyzmat, odkrywać go na nowo w nowej rzeczywistości, musi powracać do źródeł. U początku naszego zgromadzenia było głoszenie Słowa, kaznodziejstwo, a nie prowadzenie parafii. O to musimy dbać. Kiedy w 1999 r. oddaliśmy parafię, kończyłem przeorstwo. Mój pomysł był taki: kościół w centrum miasta to powinno być miejsce, gdzie jest wystawiony Najświętszy Sakrament i ciągły dyżur w konfesjonale. Życie musi się toczyć wokół sakramentów i wokół osobistego spotkania z Jezusem. Przypuszczam, że to są atrybuty św. Jacka i bł. Czesława: z monstrancją, z Matką Bożą. Żaden kościół parafialny nie jest w stanie sobie pozwolić na to, aby mieć dyżur w konfesjonale. Zresztą proszę się przyjrzeć, jak wygląda tak naprawdę dyżur w katedrze. A my nawet w wakacje decydujemy się na cały dyżur. To ostry dyżur. Tak chcemy działać. Konfesjonał w centrum wielkiego miasta tętni. Rzadko ojcowie mówią, że nie było kolejki i można było dziesiątek różańca zmówić. A dziesiątek to trzy minuty... Wrocław, w porównaniu z innymi naszymi ośrodkami, jest miejscem, gdzie spowiedzi są najtrudniejsze. Codziennie przychodzi ktoś, kto ostatnią spowiedź odbył 20, 30 lat temu.

- Ojcze, ale oprócz ostrych dyżurów potrzebne są też miejsca stałego wzrostu. Jaka jest wizja duszpasterstwa dominikanów dzisiaj?

- Duszpasterstwo to tak naprawdę owocowanie charyzmatu konkretnego człowieka. Jan Góra potwierdza tę tezę. Dzieło dobrze wymyślone to jeszcze zbyt mało. Musi być ktoś, kto tym żyje, o to walczy.

- O jaką młodzież walczą dominikanie?

- O każdą, bo młodzież zawsze była dobra. Piękna, trudna i zbuntowana. To jest przekrój człowieka. Gdy się go przekroi, to 50 lat temu tak samo wyglądał. Był piękny i zbuntowany. Szukał prawdy. Pewne rzeczy mogą występować intensywniej. Rzeczywiście, kiedyś niebezpieczeństw było mniej. W 60.70. latach, gdy ktoś chciał być niezależny, to szedł do Kościoła...

-...bo tam był wolny...

- Najlepszym miejscem do wyrażania buntu przeciw zastanej rzeczywistości był wtedy właśnie Kościół, ale dziś młodzi wybierają inne miejsca.

- A Kościół należy do tych, przeciwko którym często się buntują...

- I mają do tego prawo. Jednak w swych poszukiwaniach odpowiedzi na różne pytania są uczciwi. Byłem w tym roku na Lednicy. I tam zobaczyłem, że młodzież jest nade wszystko bardzo spragniona Pana Boga. Ten szaman, Jan Góra, potrafi ich podprowadzić na spotkanie z Bogiem. Przeciwnikom Lednicy mówię: zrób to, zgarnij tych młodych w jedno miejsce, żeby przyszli i zanurzyli się w Obecności. Potrafisz? Widziałem na Lednicy oczy młodych ludzi. Były pełne miłości, pokoju. Kiedy rozpoczęła się adoracja, w ciszy, na kolanach trwali na modlitwie. Czy to jest zła młodzież? W spowiedziach widzę to pragnienie Boga.

- Co jest kluczem do otwierania młodzieży na Boga?

- Klucz jest jeden: trzeba im się oddać całkowicie. Miłość rodziców do dzieci to oddanie im czasu, kariery. Rezygnacja z wielu dóbr i zaszczytów dla dzieci. Po latach, bo nie od razu dzieci widzą: z miłości do mnie mama, tato oddali karierę, bo mnie kochali bardziej. I tak z duszpasterstwem. Duszpasterz musi się zatracić. Jeśli zrezygnuje ze swego prywatnego życia, nie ma po prostu nic, pokocha młodych szaleńczo, odda im czas, talenty, to oddaje im Jezusa i oni o tym wiedzą. Tak naprawdę w kapłaństwie ukryty jest Jezus. I oni to czują. Za takim duszpasterzem pójdą do końca. Ludzie idą tam, gdzie jest kapłan, który zawsze ma dla nich czas, serce. To może być w przysłowiowej „psiej wólce”, gdzie jest kapłan, który źle magisterkę napisał i do wielkiego miasta się nie nadaje. Ale swoim kapłańskim życiem przyciągnie tłumy, bo kocha ludzi. To przecież przypadek Jana Vianneya. On się nie nadawał na Paryż i Notre Dame. Dali go na wioskę, gdzie nie mógł już niczego zepsuć. Kluczem jest miłość kapłana do swoich wiernych. To jest miłość Chrystusa do owiec.

- Czym różni się praca duszpasterza zakonnego od diecezjalnego?

- Zakon daje tę możliwość, że duszpasterz może być inny, może działać pod prąd rzeczywistości. W duszpasterskich pomysłach można działać na krawędzi. Katecheza ma konspekt i chce go zrealizować...

- A konspekt nie przewiduje, że się nie uda...

- Właśnie, a w duszpasterskim rozdaniu okazuje się, że serce ludzkie nie chce działać według żadnego konspektu. Potrzeba ciągłej czujności, cierpliwości i pomysłu na wychowanie. To nie może być działanie na oślep, duszpasterz musi wiedzieć do czego wychowuje. Akademicki duszpasterz musi mieć świadomość, że ktoś, kto kończy studia i po przygodzie z duszpasterstwem akademickim zaczyna dorosłe życie, pewnie założy rodzinę i będzie próbował żyć tym, co w nim zbudowano. Ten człowiek musi mieć taki pakiet, który pozwoli mu być w Kościele, dobrze się rozwijać duchowo niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdzie. Do tego promieniowania musi przygotować duszpasterstwo akademickie. To jego obowiązek.

- Niektórzy mówią, że skoro Czesław za pontyfikatu Jana Pawła II nie został świętym, to teraz będzie mu trudniej...

- Kiedy Pan Bóg pozwoli, to zostanie świętym. Jeśli Pan Bóg zechce, aby to był kult lokalny, to tak będzie do skończenia świata.

- Jednak na stronie internetowej wrocławskich dominikanów jest taka informacja, że od lat ojcowie zabiegają o kanonizację bł. Czesława. Na czym to zabieganie polega, skoro wszystko w rękach Boga?

- Od 1724 r., od beatyfikacji, zabiegali.

- Co więc znaczy zabiegać?

- Są dwa wymiary. Jeden, tak jak ze św. Faustyną: świętość danego człowieka żyje w ludziach i kult sam się rozprzestrzenia. Święty jest obecny w życiu ludzi. Jak wygląda kult Czesława to pewnie trochę i efekt naszego zaniedbania, bo potrzeba zaangażowania, by ludzie przychodzili szukać jego wstawiennictwa. To prawda, najpierw my musimy się do niego modlić, wierzyć w jego orędownictwo, wtedy ludzie, pociągnięci, uwierzą także. To płaszczyzna pobożności, duszpasterstwa.

- A drugi wymiar?

- To szukanie dokumentów, tłumaczenie, jeżdżenie i poszukiwanie śladów Błogosławionego.

- Czy jest ktoś w zakonie, kto się tym zajmuje?

- Nie, i nikt nigdy się nie zajmował. Polscy dominikanie się tym nie zajmowali, to trochę niezwykły spadek po naszych niemieckich poprzednikach. Brakuje dziś kogoś, kto byłby do tego oddelegowany.

- Do szerzenia kultu?

- Nie, do pracy prawno-administracyjnej. To trudna i żmudna praca. Potrzeba grona historyków, a nad nimi jednego człowieka, który by to wszystko zbierał. Potrzeba znajomości kilku języków, odbycia wielu podróży.

- I pieniędzy...

- Też. Pytanie, czy dominikanów na to stać. I nie tylko pod względem finansowym. Czy stać nas na to, aby oddelegować na kilka lat jednego człowieka do takiej pracy.

- Czy Ojciec widziałby taką potrzebę?

- Pierwszy raz mnie ktoś o to pyta. Ale myśleliśmy już o tym, jako zakon, czy mamy kogoś, kto jest doktorem prawa i historii, zna trzy języki i mógłby to dzieło podjąć.

- Ale podejmuje się takie kroki, że skoro brakuje fachowca, to się wybiera kogoś, kogo się formuje i kształci...

- Tak, ale pytanie, czy po wykształceniu takiego człowieka nie lepiej oddać go do pracy formującej kleryków niż do porządkowania dokumentów, zawsze powraca. Ale mówmy o Czesławie. Odkrywam tu, we Wrocławiu, obcowanie świętych. Odkrywam, że w te miejsca, gdzie żyli święci, są pod ich szczególną opieką. Czesław dla mnie to jego święta obecność tutaj, w tych murach. Czuję ją, pomaga mi w wielu sprawach. Dla mnie on jest u Ojca. I jest świętym.

2008-12-31 00:00

Oceń: +1 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Hetmańska Zwycięska Mariampolska, módl się za nami...

2024-05-27 20:50

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

W 1945 roku Polacy zamieszkujący te ziemie musieli opuścić ojczyznę niepewni swych losów. Wyruszając w nieznane, niepewnie byli też losów świętych obrazów, które dotąd czcili w swych kościołach, gdyby je w nich pozostawili. Tak więc zabierali je ze sobą, modlili się przed nimi i przechowywali pieczołowicie.

Rozważanie 28

CZYTAJ DALEJ

Oddał Wszystko Maryi! – prawdziwa historia Prymasa Wyszyńskiego

[ TEMATY ]

kard. Stefan Wyszyński

Maryja

beatyfikacja kard. Wyszyńskiego

Archiwum Instytutu Prymasowskiego Stefana Kardynała Wyszyńskiego

Upokarzany, okłamywany i wyszydzany – tak wyglądał okres więzienia Prymasa Polski. Pomimo wielkich prób, nie ugiął się. Pozostał wierny Bogu. Na dniach odbędzie się jego beatyfikacja. Jaka jest prawdziwa twarz Prymasa Wyszyńskiego? Czego może nas dziś nauczyć? Odpowiedzi udziela Milena Kindziuk w reporterskiej biografii „Kardynał Stefan Wyszyński. Prymas Polski”.

Władze państwowe pozbawiły Wyszyńskiego wszelkich praw. Został uwięziony, nie wiadomo na jak długo, bez wyroku, bez aktu oskarżenia. Był jak więzień obozu koncentracyjnego, lecz jego dramat rozgrywał się na oczach całej Europy. Nieustannie dopominał się więc Prymas pozwolenia napisania listu wyjaśniającego do władz państwowych. Uważał, że jego milczenie mogłoby być odczytane jako zgoda na zaistniałą sytuację lub lekceważenie postawionych mu zarzutów.

CZYTAJ DALEJ

Ks. prof. Waldemar Chrostowski: na kartach Pisma Świętego spotykamy ludzi karmiących nas wiarą

2024-05-28 10:12

[ TEMATY ]

wiara

Pismo Święte

ks. prof. Waldemar Chrostowski

Karol Porwich/Niedziela

„Na kartach Pisma Świętego spotykamy ludzi, którzy karmią nas swoją wiarą” - powiedział ks. prof. Waldemar Chrostowski. Wybitny biblista był gościem Bydgoskiego Kluby Frondy. Wydarzenie w Centrum Edukacyjno-Formacyjnym nosiło tytuł: „Jak czytać Pismo Święte? Przyczynek do nowego tłumaczenia Pięcioksięgu Mojżeszowego”.

Według ks. prof. Chrostowskiego, zetknięcie się z Pismem Świętym, kształtuje pamięć o spotkaniu Boga z ludem Jego wybrania, o doświadczeniach religijnych tych, którzy żyli ponad dwa tysiące lat temu. Pamięć o Chrystusie, utrwaloną przez tych, którzy Go znali. - Kształtuje wreszcie pamięć o tradycji chrześcijańskiej, w przypadku Polski, zwłaszcza katolickiej, gdzie od ponad tysiąca lat karmieni jesteśmy biblijnymi wątkami, które pozwalają nam zrozumieć kulturę europejską - mówił.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję