Reklama

Walka o krzyże w szkole

Krzyże, które pojawiły się w szkołach w czasie tzw. karnawału „Solidarności”, stały się wyrazem religijności młodzieży, ale i suwerenności społeczeństwa. Władze stanu wojennego nie chciały tego tolerować

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Bogusława Gora, wieloletnia nauczycielka w Zespole Szkół Rolniczych w podwarszawskim Miętnem, gdzie na początku lat 80. wybuchł jeden z największych protestów, ocenia po latach, że konflikt został wymuszony przez władze. - Mogło go w ogóle nie być. Wystarczyło trochę dobrej woli ze strony decydentów. Chodziło przecież tylko o pozostawienie w szkole krzyży, które nikomu nie wadziły - mówi.
Stało się jednak inaczej. Przyszedł rozkaz z góry, a Ryszardowi Domańskiemu, ówczesnemu dyrektorowi ZSR, poleceń nie trzeba było dwa razy wydawać. Powtórzył za zwierzchnikami, że szkoła jest instytucją świecką i nie ma w niej miejsca na krzyże. Sprowokował tylko młodzież.

My chcemy Boga

Reklama

Krzyże, które pojawiły się w szkołach w latach 1980-81, były solą w oku władz PRL. Po wprowadzeniu stanu wojennego nie chciały one tolerować „szerzenia zabobonu w placówkach oświatowych”, które miały przygotowywać młodzież do budowy socjalizmu. Pod osłoną stanu wojennego zaczęto więc usuwać krzyże ze szkół.
W szkole im. Bojowników o Wolność i Demokrację w podwarszawskim Zakroczymiu zdejmowanie krzyży zaczęło się w 1982 r. Bogdan Ostyk-Syrewicz, wówczas ojciec dwóch uczniów, nie chciał się temu biernie przyglądać. - Poszedłem do szkoły ponownie zawiesić krzyże, ale dyrektorka mi to uniemożliwiła. Obiecałem dzieciom, że tego tak nie zostawię - opowiada. Napisał list otwarty, zebrał 800 podpisów i rozesłał, gdzie się da. Odzewu żadnego nie było, dlatego rodzice postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
- W marcu 1983 r. zebraliśmy się w kilkadziesiąt osób pod kościołem i poszliśmy do szkoły - opowiada Barbara, żona Bogdana Ostyk-Syrewicza. - Zabraliśmy krzyże z kotłowni, gdzie je złożono i poszliśmy zawiesić je do klas. Dyrektorka nie oponowała. Gdy już krzyże zawisły, nikt ich nie zdejmował. To jeden z niewielu takich przypadków w Polsce.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Z pałkami na 15-latków

W zespole szkół w podwarszawskim Miętnem usuwanie krzyży zaczęło się na początku 1983 r. Jesienią akcja nabrała rumieńców: pod pretekstem remontu hurtowo zdjęto pozostałe krzyże. Ks. Stanisław Bieńko, wówczas wikary w Garwolinie, dziś proboszcz w pobliskim Osiecku, dowiedział się o tym od uczniów, którzy pytali go, co mają zrobić.
- Poradziłem, żeby powiesili krzyże tam, gdzie wisiały przedtem - wspomina Ksiądz. Krzyże zawisły, ale w połowie grudnia zniknęły na dobre.
Gdy w marcu doszło do strajku okupacyjnego szkoły, wojewoda zawiesił zajęcia na czas nieokreślony. Przyjechał prokurator, a w rejon Miętnego ściągnięto oddziały ZOMO z Warszawy. W każdej chwili w ruch mogły pójść milicyjne pałki. Postanowili zakończyć strajk.
Gdy całą grupą ruszyli do kościoła w Garwolinie, ZOMO zastąpiło im drogę. „Liczę nyski: jedna, druga, dziesiąta, wielkie budy, jedna, druga ósma. W sumie około dwudziestu samochodów przeciw grupie 450 uczniów w wieku 15-19 lat, w tym większość stanowiły dziewczęta” - zapisał Jarosław Maczkowski, wówczas maturzysta. Ale zomowcy musieli trzymać pałki za paskami, bo na ręce patrzyli im dziennikarze z Zachodu.

Polski nie da się oddzielić od Kościoła

W szkole podstawowej w podwarszawskiej Zielonce do spięcia w sprawie krzyży doszło po tym, gdy w styczniu 1985 r. odwołano dyrektora, który miał zezwalać na wieszanie krzyży w salach lekcyjnych.
- Dyrektorowi krzyże nie wadziły. Kto chciał, mógł je powiesić. Ja zrobiłam to w swojej klasie zaraz po przyjściu do szkoły w 1983 r. - mówi Halina Fuśnik, do dziś nauczycielka w SP nr 1 w Zielonce. Nowa dyrektorka zrobiła sporo, żeby zmusić do zdjęcia krzyży. Halina Fuśnik pamięta, jak dyrektorka robiła jej awantury w sprawie krzyża. - Straszyła mnie zwolnieniem, wciąż mnie kontrolowała - wspomina nauczycielka.
Jak piszą autorzy opracowania MSW z 1986 r., w końcu rodzice podczas zebrania „milcząco przyjęli wniosek o zdjęcie krzyży”. Niemniej, wkrótce, „20-osobowa grupa starszych kobiet, przy biernej postawie nauczycieli, podczas prowadzenia zajęć, zawiesiła 6 krzyży”. Tego samego dnia krzyże znów zostały zdjęte, ale wkrótce znowu zawieszone. W grupie kobiet, które wymusiły na dyrektorce oddanie zdjętych krzyży, MSW dostrzegło „żonę sekretarza POP PZPR”.
Dr Cyprian Wilanowski jest pełen podziwu dla uczniów i ich rodziców protestujących przeciwko zdejmowaniu krzyży. - Była to także walka o zachowanie tożsamości, wynikająca z patriotyzmu. Pokazywała, że historii Polski nie da oddzielić od historii Kościoła - mówi dr Wilanowski z IPN, autor prac o historii Kościele. - Krzyże wiszą w różnych miejscach i nikomu to dziś nie przeszkadza. A wtedy przeszkadzało.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Otrzymaliśmy Ducha Pocieszyciela poprzez sakramenty święte

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe.Stock.pl

Rozważania do Ewangelii J 16, 5-11.

Wtorek, 27 maja. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Augustyna z Canterbury, biskupa albo wspomnienie św. Pawła VI, papieża
CZYTAJ DALEJ

Bratanica św. Pawła VI: choć był refleksyjny, ciągle żartował

[ TEMATY ]

Paweł VI

Wydawnictwo Znak

Święty Paweł VI był człowiekiem refleksyjnym, ale też ciągle żartował – takim zapamiętała go jego bratanica Chiara Montini. Wspomnieniami o stryju-papieżu podzieliła się w programie włoskiej telewizji Rai Uno „A sua immagine”.

Kiedy Chiara się urodziła jej stryj, Giovanni Battista Montini, był arcybiskupem Mediolanu. Jednak nie szczędził uwagi swoim bliskim. – W sierpniu spędzaliśmy razem 10 dni. Bardzo lubił spacery i prowadzenie maluchów za rękę, pełniąc rolę przewodnika. Był dla nas bardzo dostępny. Budował dla nas domki z kart, dawał nam w prezencie najprzedziwniejsze rzeczy: którego roku pojechaliśmy do pałacu arcybiskupiego w Mediolanie i wróciliśmy do domu z białą owieczką – opowiadała Montini. A kiedy został papieżem, wszyscy w rodzinie zrozumieli, że „wujek już nie był wujkiem: stał się ojcem ludzkości”.
CZYTAJ DALEJ

Wdowy u św. Rity

2025-05-27 15:41

Ks. Wojciech Kania

W szczególnym duchu modlitwy i zawierzenia Bogu, 35 kobiet z naszej diecezji – w tym 20 należących do grupy św. Rity – udało się w pielgrzymce do sanktuarium św. Rity w Nowym Sączu oraz Ogrodów Biblijnych w Muszynie. Opiekę nad uczestniczkami sprawował ks. Augustyn Łyko, opiekun duchowy wspólnoty.

Wydarzenie miało miejsce w trzecim dniu odpustu ku czci św. Rity. Tegoroczna pielgrzymka miała szczególny wymiar, ponieważ przypadała na 125. rocznicę jej kanonizacji, której w 1900 roku w Rzymie dokonał papież Leon XIII. Uczestniczki wzięły udział w uroczystej Eucharystii, oddając swoje życie, intencje oraz cierpienia przez wstawiennictwo św. Rity – patronki wdów, matek, cierpiących i porzuconych.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję