Reklama

Miłość się mnoży, kiedy się ją dzieli

To ostateczność, gdy sąd nakazuje tymczasowe rozdzielenie rodziców i dzieci. Zwykle czas, który dzieci przebywają w ośrodku zastępczym waha się od kilku miesięcy do kilku lat. Powody są różne: alkohol, skrajna niezaradność życiowa, choroby. Dla dzieci, których dotknęło to nieszczęście, jest to ogromny stres i trauma na całe życie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Rodziny zastępcze często pomagają pokrzywdzonym dzieciom zapomnieć o tych przeżyciach, otaczając troską i ciepłem, którego wcześniej nie miały. 10-letnia dziewczynka, była wychowanka domu dziecka, w rozmowie ze swoją zastępczą mamą zauważyła: „Mamusiu, dlaczego dom dziecka nazywa się w ten sposób? Przecież to nie jest dom dziecka. To nie był mój dom. Teraz mam dom. Powinni zmienić nazwę na sierociniec”. Przykład ten obrazuje, że wychowankowie domu dziecka nie utożsamiają się emocjonalnie z tym miejscem. Inna sprawa, że nie powinni tam przebywać zbyt długo.

Wszystko jest po coś

„Byłam przekonana, że swoje 18. urodziny przeżyję, podobnie jak ostatnie lata, w domu dziecka” - mówi Agata, która 7 lat przebywała w domu dziecka. Jednak kilka lat temu jej życie zmieniło się diametralnie. Wraz ze swoim rodzeństwem trafiła do rodziny zastępczej. Agata, Agnieszka i Łukasz pochodzą z okolic Olkusza. Pierwsze lata ich życia były koszmarem. „Uciekaliśmy z domu, w którym było zimno i nie było co jeść, rodzice się kłócili, w domu były nieustanne bójki, dochodziło do rękoczynów, nieraz byliśmy zdani na łaskę i niełaskę losu” - opowiada dziś już 18-letnia Agata. Takie sytuacje musiały skończyć się jednym - umieszczeniem dzieci w jednym z sosnowieckich domów dziecka. „Nie było łatwo, nie było prosto, zazdrościłam tym, którzy trafiali do innych rodzin - na święta, wakacje czy ferie. Z jedną z koleżanek miałam lepszy kontakt; mówiła o swoim szczęściu w nowej rodzinie. Mijały lata, a ja z roku na rok traciłam nadzieję, no bo kto weźmie trójkę rodzeństwa, a rozstawać się nie chcieliśmy. Nagle zabłysnęła iskierka nadziei” - zwierza się dziewczyna. „Któregoś dnia, po Mszy św. podszedł do nas ksiądz i zapytał, czy nie chcielibyśmy zabrać na święta chłopca z domu dziecka” - opowiada p. Grażyna z Mysłowic. Było mało czasu do zastanowienia. Decyzja zapadła po kilku godzinach. „Nie mamy swoich dzieci, więc może te święta wypełnią się gwarem innych i nie będą ciche i smutne - pomyśleliśmy”. Za kilka dni byli już w domu dziecka. Na Boże Narodzenie i czas noworoczny zabrali nie tylko najmłodszego Łukasza, ale także nieco starsze siostry - Agnieszkę i Agatę. Przez kolejne lata spędzali razem weekendy, święta, część wakacji oraz ferie. Utworzyli tzw. rodzinę zaprzyjaźnioną. Dziewczynki zaprzyjaźniły się z rodziną p. Grażyny także w sposób wirtualny, pisały maile i sms-y, często rozmawiali ze sobą przez skype’a, swoje profile miały też na Naszej Klasie. To wszystko niesamowicie zbliżyło ich do siebie.
„Wiedziałam, co czują dziewczyny, co ich cieszyło, co bolało, jakie mają problemy. Łukasz był bardziej zamknięty, ale to właśnie list chłopca wpłynął na życiową decyzję o stworzeniu dla trójki rodzeństwa rodziny zastępczej. Pewnego dnia Łukaszek wybuchnął, w jego liście wysłanym w kopercie na nasz adres było wszystko. Już nie miałam wątpliwości, aby dzieci zostały u nas. Te dzieci ktoś postawił na naszej drodze życia. Nie mogliśmy ich ominąć, zostawić, zapomnieć. Wszystko jest po coś. Wierzymy, że tymi wszystkimi wypadkami kierowała Boża ręka. Dzisiaj wiemy, że to wspaniale, że mamy się nawzajem, o ile bogatsze stało się życie nasze i naszych dzieci! Zrozumieliśmy, że «miłość się mnoży, kiedy się ją dzieli»” - wyznają małżonkowie.

Sprostać adopcji

Temat adopcji przewijał się w życiu Beaty i Marka z Jaworzna od dawna. „Początkowo adopcja była w sferze niedoścignionych marzeń, jak wyprawa na koniec świata, ale z czasem kilka sytuacji w naszym życiu zmusiło nas do refleksji nad jej celem i sensem i spowodowało, że zaczęliśmy ją planować naprawdę. Powód - chcieliśmy po prostu zrobić coś dobrego, pomóc komuś, kto ma mniejsze szanse na miłość. Dojrzeliśmy do tematu mając już pierwsze dziecko - Kasię. Nasza ogromna miłość i troska o Kasię były najczęstszym powodem obaw. Gdzieś jednak głęboko czuliśmy, że sprostamy adopcji i zadaniu miłości” - opowiada p. Beata.
Jednak w czasie pierwszego spotkania w ośrodku adopcyjnym w Częstochowie wyobrażenia małżonków zderzyły się z realiami. Widzieli mnóstwo rodzin starających się o adopcję - małżeństw bezdzietnych, którym jakby „należało się” dziecko w pierwszej kolejności. Zdecydowali, że przysposobią dziecko, które z jakichś powodów będzie miało problem ze znalezieniem rodziny. Wówczas z pomocą przyszła pani psycholog z ośrodka, która wśród dzieci, które ewentualnie mogłyby ich interesować, wymieniła dziecko, które ma wyjątkowo skomplikowaną sytuację prawną. Była to miesięczna dziewczynka o wdzięcznym imieniu Amelka.
„Serce zabiło mi mocniej, już wtedy poczułam, że ta maleńka istotka jest nasza. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, zwłaszcza, że dopiero rozpoczęliśmy kurs, poza tym trudna sytuacja prawna tego dziecka…, ale dlaczego tak mocno to czułam? Nasze myśli krążyły wokół tej malutkiej dziewczynki. Następnego dnia zadzwoniliśmy do ośrodka, że jesteśmy zdecydowani” - wyznaje Beata. Potem czekali w napięciu, ale z pokorą. Oddali los swojej rodziny w ręce Boga. Od tego dnia dołączyli też Amelkę do grona osób, o których zdrowie i szczęście modlili się co wieczór. Dziewczynka stawała się powoli częścią ich życia. „Kiedy po kolejnym spotkaniu zaproponowano nam rozmowy indywidualne, wiedzieliśmy, że chodzi o nią. Mijały tygodnie, procedura trwała, a Amelka miała już wówczas 4 miesiące i zaczynała też mieć objawy choroby sierocej. Wymagała rehabilitacji ruchowej. Posiadanie własnego dziecka nauczyło nas, że problemy się zdarzają i można je rozwiązać determinacją, cierpliwością i miłością. Przystąpiliśmy do dzieła - codzienne wizyty w częstochowskim ośrodku i długie przebywanie z Amelką przyniosły efekt, wyciągnęliśmy ją z zamkniętego świata, do którego zaczynała uciekać” - wspomina p. Marek.
Po 2 tygodniach uśmiechnęła się! Małżonkowie odwiedzali ją często z Kasią, którą także przygotowywali na zmianę. Kasia też była pierwszą osobą, na którą Amelka zaczęła żywiołowo reagować. W sierpniu ub.r. zabrali dziewczynkę do siebie. Nie obyło się bez kryzysu. Dziecko nie mogło się zaaklimatyzować, płakało, źle spało, zaś Kasia stała się zazdrosna i drażliwa. Małżonkowie zwątpili w swoją misję. Przez jakiś czas sądzili, że jednak nie sprostają zadaniu miłości. Kryzys jednak minął. „Udało się z niego wyjść z pomocą psychologa, przyjaciół i krewnych oraz dzięki całkowitemu zawierzeniu trudnych spraw Bożej Opatrzności. Dzisiaj nie wyobrażamy sobie, by było inaczej” - mówi p. Beata.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

"DGP": Tabletka "dzień po" z apteki nie dla małoletnich

2024-05-07 07:35

[ TEMATY ]

leki

moakets/PIXABAY

Dlaczego lekarze mogą przepisać pigułkę "dzień po" tylko za zgodą rodzica, a aptekarze nie? Ci ostatni nie zamierzają ryzykować – pisze we wtorek "Dziennik Gazeta Prawna".

"Do wczoraj do wojewódzkich oddziałów NFZ wpłynęło 16 wniosków o przystąpienie do pilotażu przepisywania antykoncepcji awaryjnej w aptekach. Chodzi o tzw. tabletkę +dzień po+ zawierającą hamujący lub opóźniający owulację, a przez to niedopuszczający do zapłodnienia, octan uliprystalu. Zgodnie z rozporządzeniem w sprawie pilotażu można je składać od 1 maja, ale odzew jest jak na razie nikły" - informuje "DGP".

CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Niezwyciężony atleta Chrystusa - takim tytułem św. Andrzeja Bobolę nazwał papież Pius XII w swojej encyklice, napisanej z okazji rocznicy śmierci polskiego świętego. Dziś, gdy wiara katolicka jest atakowana z wielu stron, św. Andrzej Bobola może być ciągle stawiany jako przykład czystości i niezłomności wiary oraz wielkiego zaangażowania misyjnego.

Św. Andrzej Bobola żył na początku XVII wieku. Ten jezuita-misjonarz przemierzał rozległe obszary znajdujące się dzisiaj na terytorium Polski, Białorusi i Litwy, aby nieść Dobrą Nowinę ludziom opuszczonym i religijnie zaniedbanym. Uwieńczeniem jego gorliwego życia było męczeństwo za wiarę, którą poniósł 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim. Papież Pius XI kanonizował w Rzymie Andrzeja Bobolę 17 kwietnia 1938 roku.

CZYTAJ DALEJ

Bp Krzysztof Nitkiewicz do maturzystów

2024-05-07 12:37

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Drogie Maturzystki i Maturzyści

Egzaminy maturalne rozpoczęte. W tych dniach jestem duchowo z wami. Modlę się o jak najlepsze wyniki, abyście z Bożą pomocą mogli zrealizować wszystkie marzenia i plany. Niech Najświętsza Maryja Panna – Matka Dobrej Rady i Stolica Mądrości, ma w opiece Każdą i Każdego z Was.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję