Reklama

Teraz mają nowe życie

Z Nowym Rokiem życzymy wszystkim, aby mogli czasem przestać biegać, spieszyć się, ale staneli wśród najbliższych i cieszyli się ich uśmiechem, radością i zdrowiem…

Niedziela małopolska 3/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Łatwo i bezrefleksyjnie wypowiadamy czasem słowa, że cierpienie jest wpisane w nasze życie, że Bóg dla każdego ma plan, i że wszystko powinniśmy przyjmować z pokorą.
Ostatnie miesiące małżeństwo Joanny i Roberta chciałoby wymazać z pamięci. Musieli się zmierzyć z chorobą córki, zupełnie inaczej zaczęło wyglądać ich małżeństwo, ich życie. Odwiedziłem rodzinę mieszkającą w Myślenicach. Gdy wszedłem do domu, na podłodze kilkuletni Karol bawił się ze swoją siostrą - Patrycją. Patrząc na dwuletnią dziewczynkę nigdy nie pomyślałbym, że doświadczyła w swoim życiu już tylu cierpień.

Miała wtedy dziesięć miesięcy

Na ciele Patrycji pojawił się niegroźnie wyglądający kaszak. Lekarz pierwszego kontaktu zalecił usunięcie i skierował na badania. Za trzy tygodnie mały guz miał być wycięty. To miał być mały chirurgiczny zabieg. Będąc w pracy pan Robert, tata Patrycji, otrzymał pilny telefon. Dzwonił lekarz i prosił żeby przyjechał z żoną do szpitala, bo trzeba wyjaśnić wyniki badań. Mały guz, to nie kaszak. Przeprowadzono dokładniejsze badania - tomograf, punkcje, trepanobiopsja. Po wynikach diagnoza - nowotwór złośliwy na prawym nadnerczu. Przerzuty do szpiku i do skóry. Był sierpień 2008 r. Patrycja miała wtedy dziesięć miesięcy…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wszystko potoczyło się szybko

Dla mamy Patrycji, pani Joanny, diagnoza lekarzy jawiła się jak wyrok. - Przez kilka dni płakałam na okrągło. Myślałam, że to koniec - wspomina tamte chwile. W naszym społeczeństwie większość ludzi słowo „nowotwór” kojarzy ze śmiercią. Jeszcze trudniej słowo to próbować połączyć ze słowem „dziecko”. Wychodząc z gabinetu po rozmowie z lekarzem pani Joanna nie potrafiła nic powiedzieć swoim najbliższym. Była w szoku.
Wszystko potoczyło się potem bardzo szybko. Przy takich chorobach nie można sobie pozwolić na jakąkolwiek zwłokę. Lekarze ustalili, jaką chemioterapię wybrać i w jakich dawkach. Rozpoczęła się długa walka. Walka dziecka, ale także rodziców, całej rodziny. Z jednej strony ciężka choroba, a z drugiej kilkumiesięczne dziecko. Tydzień w szpitalu na chemioterapii, powrót do domu i tak przez kilka miesięcy - od października do lutego. Pod koniec lutego guz został wycięty. Po jego usunięciu nastąpiły dwie kolejne chemioterapie w bardzo mocnych dawkach. Potem kolejne badania. Okazało się, że nie ma już komórek nowotworowych i guzów.

Reklama

Gładko się tylko notuje

Dodatkowo w czasie leczenia Patrycja przeszła sepsę, potem trudne trzytygodniowe leczenie z powodu gronkowca. - W tej chwili Patrycja jest wyleczona. Podawana jest jej tzw. zapobiegawcza chemia doustna. Czekają nas jeszcze liczne badania kontrolne. Mamy nadzieję, że się nic nie odnowi. Jak się tak z dystansu słucha i notuje, to wszystko wygląda gładko, ale w rzeczywistości, to jest wielka liczba przeżyć dla nas i czasem ciężko się z nich pozbierać - mówi pan Robert.

Przysłowie nadal aktualne

W czasie, gdy pani Joanna przebywała z córką w szpitalu (cały czas karmiła malutką Patrycję), nawiązały się między nią i jej mężem, a rodzicami innych chorych dzieci więzi. Niektóre przerodziły się nawet w przyjaźnie. Trudnym przeżyciem było, gdy dziecko przyjaciół, z którymi się zbliżyli przez wspólne doświadczenia, umierało. Wtedy kontakt urywał się zupełnie. Trudno się jednak temu dziwić. Śmierć dziecka to niewytłumaczalna strata.
Gdy są duże problemy okazuje się na kogo można liczyć, zgodnie z przysłowiem mówiącym, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Rodzice Patrycji z przykrością opowiadają o zawodzie, jakiego doznali ze strony niektórych ludzi, których nazywali przyjaciółmi, kolegami, czy dobrymi znajomymi... Niektórzy zupełnie się od nich odwrócili i nawet nie pytali o stan zdrowia ich córki. Może bali się, albo nie potrafili zapytać. - Nie do końca potrafimy to ocenić, bo my byliśmy po tej drugiej stronie, ale dziwne jest, że zainteresowanie i chęć niesienia pomocy wykazywali ci, po których się tego nie spodziewaliśmy - mówią zgodnie.

Reklama

Przewartościowanie życia

Kolega z byłej pracy pana Roberta, często dzwonił i pytał o ich córkę, głęboko przejął się jej losem. Na święta napisał do rodziców Patrycji wzruszające życzenia. Choroba ich córki przewartościowała także jego życie. Napisał, że teraz inaczej odbiera codzienność i cieszy się każdą chwilą, którą może przeżyć z najbliższymi.
- Wydaje mi się, że w życiu zdarza się czasem coś, co diametralnie zmienia sposób patrzenia na świat, wtedy łatwiej zrozumieć innych - mówi tata Patrycji.
Przewartościowali swoje życie także rodzice chorej dziewczynki. Nie myśleli przez ponad rok o wakacjach, o jakimś wolnym czasie dla siebie. W czasie choroby córki nie było czegoś takiego jak planowanie przyszłości, a jeśli się jakieś pojawiało, to ciągle ulegało weryfikacji. Najważniejsze było i jest zdrowie i życie Patrycji. Teraz, gdy jest już być może po wszystkim mówią, że te złe rzeczy człowiek chce jak najszybciej zapomnieć. Rodzice chcieliby wymazać ten rok czasu, prawie cały spędzony w szpitalu, ze swojej pamięci. Teraz, po wielomiesięcznym zmaganiu się z chorobą córeczki, mają jakby „nowe” życie...

Ci, którzy mają swoje dzieci rozumieją

Nieoceniona w czasie tych wielkich doświadczeń była pomoc ze strony rodziny. Również w pracy u pana Roberta do jego problemów podeszli z bardzo dużą wyrozumiałością. Okazuje się, że trudna sytuacja wyczula innych, sprawia, że inaczej widzą pewne sprawy. Wiele osób starało się podnieść go na duchu, radzili żeby pozytywnie myślał, że wszystko się powiedzie. Mąż pani Joanny opowiada, że działał wtedy jak automat, bo człowiek w takich momentach myślał tylko o jednym. - Jest jakaś prawidłowość, że ci pytają i rozumieją, którzy mają własne dzieci. Osobom, które są same trudno to sobie wyobrazić, nie mogą się wczuć w taką sytuację. Niektóre takie osoby myślą, że są pępkiem świata - mówi pan Robert.

Reklama

Boże, spraw żeby było dobrze

Gdy człowieka dotyka cierpienie najbliższych, to nie ma nawet czasu na modlitwę. Wszystko toczy się szybko i brakuje chwili, żeby się na niej skupić. Wtedy najczęściej mówi się tylko w duchu: „Boże, spraw żeby było dobrze”. Tym cenniejsze było to, że czasem ktoś zupełnie obcy mówił małżonkom, że będzie się modlił za ich córkę.

Ze mną może być ciężko

Pani Joanna poznała przyszłego męża przez koleżankę z pracy, która pomogła jej znaleźć towarzysza na ślub (jeszcze nie swój). Potem były kolejne spotkania - po prostu - przypadli sobie do gustu. Pan Robert mówi, że podchodzi do życia rzeczowo, stara się mówić to, co myśli, a jego podejście do wiary nie da się zamknąć w sztywnych ramach. Swojej przyszłej żonie powiedział, że z nim może być ciężko, ale ona się tym nie przejęła. Małżonek szczerze mówi, że na początku znajomości we współmałżonce urzekł go wygląd, pogodne usposobienie i życzliwe podejście do innych. Z biegiem lat odkrywa inne cenne cechy swojej żony. Małżonka twierdzi, że jest nieco chaotyczna i niekonsekwentna w działaniu, a o mężu mówi, że jest konkretny, pewny siebie i wie czego chce. Te dwie osoby, o różnych charakterach, po półtorarocznej znajomości zdecydowały się na wspólną drogę życia. W 2003 r. był ślub, a w kolejnym na świecie pojawił się Karol.

Dziel się z innymi

I właśnie w trudnych chwilach, które niedawno przeżywali nie mogli zapomnieć o tym, że mają jeszcze jedno dziecko - Karolka, który dziś ma sześć lat. To właśnie dzięki niemu nie załamali się całkowicie. Wracając do domu ze szpitala starali się, by miał normalne życie. Nie mogli sobie pozwalać na chwile słabości. On też potrzebował zainteresowania, rozmowy. To pozwalało małżonkom w miarę normalnie funkcjonować i nie zamykać się w swoim smutku.
Jaka jest rada dla osób, które są w podobnej sytuacji, w jakiej się niedawno znajdowali rodzice Patrycji i Karola? Przede wszystkim nie należy się zamykać na możliwość rozmowy i kontakt z innymi. - przekonują. - Doskonale obrazuje to stare chińskie przysłowie, które mówi o tym, że jeśli w naszym życiu dzieje się coś dobrego to powinniśmy się tym z kimś podzielić, a tego dobra będzie jeszcze więcej, a jeśli dzieje się coś złego to również trzeba to dzielić z innymi, bo wtedy jak gdyby nieszczęścia ubywa i łatwiej go znieść. Dlatego zdecydowaliśmy się opowiedzieć swoją historię - kończy pan Robert.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Biskup nominat Krzysztof Nykiel: pragnę z ojcowskim sercem służyć Chrystusowi w Kościele

2024-05-03 14:57

[ TEMATY ]

ks. Krzysztof Nykiel

@VaticanNewsPL

bp Krzysztof Józef Nykiel

bp Krzysztof Józef Nykiel

Pragnę z ojcowskim sercem służyć Chrystusowi w Kościele. Serce Ojca, to serce w którym jest miejsce dla każdego, dlatego pragnieniem jest to, aby moja posługa, jako następcy Apostołów, była właśnie w ten sposób przeżywana i realizowana - powiedział Vatican News - Radiu Watykańskiemu regens Penitencjarii Apostolskiej, biskup nominat Krzysztof Józef Nykiel, którego 1 maja Papież Franciszek mianował biskupem.

Motto biskupie ks. prałat Nykiel zaczerpnął z tytułu listu apostolskiego Ojca Świętego „Patris Corde” („Ojcowskim sercem”) ogłoszonego w 2020 roku i związanego z zapowiedzianym wówczas Rokiem św. Józefa. „Niewątpliwie ważną rolę w moim życiu i posłudze kapłańskiej odgrywa postać św. Józefa. Czuję się duchowo z nim związany” - podkreślił ks. Nykiel. Biskup nominat zaznaczył, że owocem przemyśleń i studiów nad postacią św. Józefa i jego rolą w życiu Maryi i Józefa jest książka jemu poświęcona, która w polskim tłumaczeniu ukaże się w najbliższych dniach.

CZYTAJ DALEJ

Ludzie o wielkim sercu

2024-05-04 15:21

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Z okazji wspomnienia św. Floriana w Sandomierzu odbyły się uroczystości z okazji Dnia Strażaka.

Obchody rozpoczęła Mszy św. w bazylice katedralnej, której przewodniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz. Eucharystię koncelebrował ks. kan. Stanisław Chmielewski, diecezjalny duszpasterz strażaków oraz strażaccy kapelani. We wspólnej modlitwie uczestniczyli samorządowcy na czele panem Marcinem Piwnikiem, starostą sandomierskim, komendantem powiatowym straży pożarnej bryg. Piotrem Krytusem, komendantem powiatowym policji insp. Ryszardem Komańskim oraz strażacy wraz z rodzinami.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję