Reklama

Warto być dobrym

Andrzej Kozieja - wykładowca w Instytucie Polonistyki Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, na którego zajęcia żacy przychodzą z czystej przyjemności, krytyk, filmoznawca i kulturoznawca od lat zaangażowany w Festiwal Form Dokumentalnych „Nurt”, dusza Letniej Szkoły Kultury i Języka dla Polaków z Winnicy. Ma na swoim koncie liczne projekty edukacyjne, kulturalne, popularyzujące film i teatr wśród młodzieży. Za swoją pracę otrzymał Nagrodę Prezydenta Miasta Kielc

Niedziela kielecka 38/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mottem jego życia są słowa ks. Twardowskiego: „Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna”. I ten czas stara się wykorzystać dobrze. W wakacje zazwyczaj pracuje jako wychowawca i opiekun na koloniach. Pierwsza kolonia była w pamiętnym sierpniu. - Narastała atmosfera strachu i lęku. Ze sklepu wymiotło wszystko, jakby się szykowała wojna. Chodziłem z dziećmi pod bramę stoczni. Coś wisiało w powietrzu - wspomina. Po tej pierwszej kolonii były następne. Potem każde wakacje wyglądały podobnie. Obliczył, że był wychowawcą na 75 turnusach kolonijnych - to jakby cztery lata nie było go w domu. Ale o tej pracy mówi tylko dobrze.

Letnia Szkoła - doświadczenie na całe życie

Reklama

Od lat zaangażowany jest w projekt pod nazwą Letnia Szkoła Kultury i Języka Polskiego dla Polonii z Winnicy na Ukrainie. Inicjatorami szkoły byli przewodniczący Rady Miasta Kielc Tomasz Bogucki i sekretarz miasta Janusz Koza. Andrzej jest rezydentem, który realizuje program edukacji historycznej, patriotycznej, kulturoznawczej i religijnej. A przygoda ta zaczęła się zwyczajnie. Kilka lat temu w Ośrodku Kultury „Ziemowit” na Czarnowie w Kielcach prowadził półkolonie dla dzieci. Były gry i zabawy oraz wycieczki po województwie. Swoim podopiecznym pokazywał najpiękniejsze miejsca regionu świętokrzyskiego. Typowa półkolonia dla dzieci z miasta. I właśnie wtedy Teresa Orlikowska kierownik Ośrodka otrzymała telefon od swojej przełożonej, że do Kielc przyjeżdża grupa Polaków z zaprzyjaźnionego miasta Winnica z Podola na Ukrainie i trzeba przygotować patriotyczny program na dwa tygodnie ich pobytu. Andrzej został zaproszony do współpracy. Napisał taki program, w którym znalazły się m. in. elementy nauki języka polskiego i historii Polski - takie lekcje patriotyzmu. Pierwsza grupa polonusów zza wschodniej granicy liczyła 26 osób. Wśród nich byli uczniowie liceum, studenci i nauczyciele. Grupa bardzo zróżnicowana zarówno wiekowo, jak i intelektualnie. Dla gości ze Wschodu wizyta w Świętokrzyskiem to było odkrywanie Polski i polskości. Andrzej chciał im pokazać najpiękniejsze zakątki ziemi świętokrzyskiej i ojczyzny. Nie mogli się doczekać, kiedy pojadą na Jasną Górę do Częstochowy. Odwiedzili wiele sanktuariów, podróże po Polsce dawały im wiele wzruszeń. Pamięta jak podjechali autokarem w deszczowy dzień na ul. Czerwonego Krzyża tuż obok kieleckiej kurii. Strasznie padało, a wszyscy chcieli iść do bazyliki katedralnej. Andrzej szybko wyskoczył z autokaru i wpadł prosto w objęcia prymasa Józefa Glempa, który w tym czasie gościł w Kielcach. Zaskoczonemu i zaszokowanemu wyrwało się: - Jezus Maria! Prymas uśmiechnął się i powiedział: - Nie Jezus, nie Maryja, ale kardynał Glemp. Roześmiali się wspólnie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ambasadorowie Polski

Reklama

Letnia Szkoła Kultury i Języka Polskiego spodobała się polonusom. W kolejnym roku przyjechało czterdzieści osób. - Przyjeżdżają do nas co roku. Staramy się poprzez historię, język polski, zabytki, polską kulturę i religię pokazać im, czym naprawdę jest polskość. Na Ukrainie Polak to katolik, a katolik to Polak - podkreśla Andrzej.
- Pamiętam jak przyjechali późnym popołudniem do Kielc. Kilkanaście godzin jazdy i stania na granicy. Potwornie zmęczeni. Szybko zorganizowano im kolację i zaproszono na nocleg. Nie chcieli iść spać. Była niedziela, oni chcieli iść na Mszę św. do kościoła. Dla nich wiara, Kościół, to coś, co nadaje sens życiu. Przez dziesiątki lat żyli w kraju, w którym obowiązywał ateizm. Wiara była rugowana, a wierzący dyskryminowani - tłumaczy. Goście z Winnicy byli w Gidlach, w sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej w Skarżysku, w Kałkowie-Godowie, na Świętym Krzyżu i w wielu innych. Koniecznie chcieli również pojechać na Jasną Górę, aby podziękować Maryi za pontyfikat Jana Pawła II i jego beatyfikację. Marzenie się spełniło.
Z Letnią Szkołą Andrzej wiąże wiele wspomnień i anegdot, do których chętnie wraca. Gdy wraz z przewodniczącym Boguckim i sekretarzem Kozą pierwszy raz wyjechali na granicę, aby powitać polonusów, ci na widok Andrzeja zaczęli się uśmiechać. Pokazywali go palcami i widać było że jego postura i fizjonomia wzbudza u nich radość. Zaczęli cicho szeptać: - Zagłoba. Rzeczywiście, Andrzej trochę jest podobny do bohatera Trylogii. Nosi fryzurę jak polski szlachcic z XVII wieku. Polakom obiecał, że jak w przyszłym roku przyjadą do Winnicy, to dopiero zobaczą Zagłobę. Gdy przyjechali z delegacją Kielc, ubrał się w sarmacki żupan i rzeczywiście wyglądał jak Zagłoba. Dla Polaków był Zagłobą, a dla Ukraińców? Wypisz wymaluj: hetman Bohdan Chmielnicki! Nie mógł się opędzić od chętnych, którzy chcieli sobie zrobić z nim zdjęcie.
Doświadczenie Letniej Szkoły owocuje cały czas. Przede wszystkim serdecznymi przyjaźniami i kontaktami po obu stronach granicy. Po pięciu latach działalności Andrzej wraz z przewodniczącym Boguckim i sekretarzem Kozą odwiedził Ukrainę, by Janowi Glinczewskiemu, dyrektorowi Polskiej Szkoły Niedzielnej, wręczyć Nagrodę Miasta Kielce za działalność na rzecz utrwalania polskości. W utworzonej przez niego szkole języka polskiego i historii uczy się przeszło 200 uczniów w wieku od 5 do 75 lat. Jego ogromny wkład w krzewienie polskości na Ukrainie doceniły władze RP, honorując go w 2008 r. medalem Pro Memoria. Delegacja z Kielc obejrzała montaż słowno-muzyczny oparty na polskich pieśniach patriotycznych i religijnych.
- Udowodnili nam, że nie zmarnowali tych pięciu lat. Teraz oni są ambasadorami naszego kraju na Ukrainie i kultywują polskiego ducha. Są apostołami dobrej sprawy. Uczą dzieci polskiej mowy, modlitwy, uczą myślenia i odczuwania po polsku - mówi.

Spotkania

Reklama

Andrzej Kozieja ma wielu przyjaciół. Wśród nich są także księża, których spotkał na swojej drodze życiowej. - Wiele im zawdzięczam - mówi. Jego drogi zawodowe splotły się z ks. Marianem Fatygą - dziś proboszczem parafii św. Jana Chrzciciela w Skalbmierzu. Poznał go jako alumna WSD, później współpracował z nim w Telewizji Kablowej Kielce, której był szefem programowym. Ks. Marian był szefem Radia Jedność. Andrzej wymyślił, że każdy piątek będzie poświęcony tematom religijnym, a ks. Marian był odpowiedzialny za ten Dzień Katolicki. - Na początku lat 90. ub. wieku programy katolickie w mediach były rzadkością. Transmisje Mszy św. z kościołów kieleckich o wiele lat wyprzedziły to, co dzieje się w obecnej telewizji. Z ks. Marianem byli prekursorami. Z kościoła św. Józefa Robotnika na kieleckim Szydłówku transmitowane było Triduuum Paschalne, ks. Fatyga na żywo komentował przebieg liturgii. Andrzej w Radio Jedność opowiadał o wartościowych filmach. Ks. Fatyga udzielał Andrzejowi ślubu i chrzcił jego dziecko.
Pracując w Telewizji Kablowej Kielce, spotykał również śp. bp. Mieczysława Jaworskiego. Był jego ulubionym dziennikarzem i prezenterem. Gdy Biskup przychodził na spotkanie wigilijne, zawsze szukał Andrzeja, by „misiek usiadł obok niego, aby sobie pogwarzyć”. Andrzej z przyjemnością siedział koło bp. Mieczysława i słuchał jego żartów. - Człowiek dusza, gawędziarz nieprawdopodobny - wspomina.

Teatr i film - więcej niż pasja

Reklama

Jest miłośnikiem filmu i teatru. Często ogląda sztuki ze studentami. Pamięta spektakl pt. „Wdowy”. W sztuce jest scena, jak jedna z aktorek przebrana za śmierć idzie przez widownię. Aktorka wyszła znienacka, potknęła się i upadła prosto na niego. - Tak się przeraziłem, że po zakończeniu przedstawienia wyszedłem na drewnianych nogach. W nocy przyśniło mi się piekło. Wizja była przerażająca. Obudziłem się zlany potem. Nie wiem jak wygląda niebo czy czyściec, ale wiem jak wygląda piekło i nie życzę nikomu, aby tam trafił. Zobaczyć piekło to też jest dowód na istnienie Pana Boga - przekonuje.
Prowadzi wiele spotkań o filmie, angażuje się w różne projekty na temat edukacji filmowej. Zdarza się, że księża proszą go, by poprowadził dyskusje. Kiedyś prowadził spotkanie z filmem dokumentalnym w salezjańskim Oratorium. Adresatami spotkania była młodzież gimnazjalna i licealna. Myślał, że przyjdzie kilka osób, tymczasem na sali był komplet. Zaprezentował filmy, które przedstawiały historie niepełnosprawnych bohaterów. - Zachowują swoją godność pomimo wykluczenia. Nie obrażają się na świat i Pana Boga - tłumaczył. - Po projekcji była dyskusja, momentami bardzo odważna. Często pokazuję młodzieży takie dokumentalne filmy. One uczą wrażliwości, pokazują inny, lepszy, bogaty w wartości świat. Poprzez kontakt z dobrym filmem dokumentalnym i mądrą dyskusję kształtujemy młodzież na wartościowych ludzi. Jesienią podobne spotkanie odbędzie w Skalbmierzu. Andrzej chce w ten sposób spłacić wobec ks. Fatygi dług wdzięczności.
Co roku w kwietniu w Uniwersytecie Jana Kochanowskiego, w Bibliotece Wojewódzkiej i w kinie Moskwa organizuje spotkania poświęcone pamięci bł. Jana Pawła II. Zaprasza ludzi, którzy zetknęli się z Papieżem Polakiem. W tym roku gościem była dr Anna Adach z Instytutu Chemii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, która spędziła tydzień w Castel Gandolfo. Była tam na konferencji naukowej, gdzie reprezentowała świat młodej polskiej nauki. Opowiadała o wielu nieznanych faktach z życia Jana Pawła II, związanych z codziennością, z wypoczynkiem, ze stroną organizacyjną takiego przedsięwzięcia. Prezentowała unikatowe zdjęcia z Janem Pawłem II. Te spotkanie mają dla Andrzeja i uczestników wielką wartość.

Nie żąda dowodów

- Niektórzy żądają dowodów na obecność Pana Boga. Mnie się to nie zdarza - podkreśla. Był świadkiem dwóch uzdrowień. Młoda studentka została przejechana przez autobus. Weszła prosto pod koła. Kilkunastotonowe auto przejechało po niej, a lekarze nie dawali szans na przeżycie. Dziewczyna żyła, ale lekarze jednoznacznie stwierdzili, że na zawsze będzie przykuta do łóżka. Andrzej zbierał pieniądze na jej rehabilitacje. On, wykładowca na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego, chodził po ul. Sienkiewicza z kapeluszem i zachęcał znajomych, aby wrzucili datek dla dziewczyny przykutej do łóżka. Jego przyjaciel, jeden z kieleckich księży, zorganizował modlitewne spotkanie. Do małego kościółka pod Kielcami przyjechali przyjaciele Andrzeja i modlili się o uzdrowienie dziewczyny. Gdy rozpoczął się rok akademicki, do Andrzeja podeszła młoda studentka. W pierwszej chwili jej nie rozpoznał. Prawie oniemiał ze zdziwienia, gdy uzmysłowił sobie, że to ona, dziewczyna, która nigdy nie miała chodzić. Innym razem spotykali się w małym podkieleckim kościółku z przyjaciółmi na modlitwie, prosząc o uzdrowienie pewnej osoby z choroby nowotworowej. Lekarz prowadzący dawał jej kilka tygodni życia. Mylił się. Po modlitwie okazało się, że choroba nowotworowa cofnęła się, a lekarz stwierdził: - Gdybym nie był agnostykiem, powiedziałbym, że to cud, ale że nie wierzę w cuda, powiem tylko: osiągnięcia naszej medycyny bardzo się posunęły. Po tych uzdrowieniach wielu jego przyjaciół wróciło do Boga. Jednak dla Andrzeja, każdy dzień jest cudem danym mu od Pana Boga. - Cuda zdarzają się każdego dnia, trzeba tylko szeroko otworzyć oczy - przekonuje.

* * *

Andrzej Kozieja - kochający człowieka, otwarty na drugiego. Ciekawy świata, posiada tę szczególną cechę wczuwania się w sytuację drugiej osoby. Poznałem go prawie 25 lat temu jako młodego wykładowcę. Już wtedy mogliśmy jako młodzi ludzie w trudnej rzeczywistości Polski szukać odpowiedzi jak żyć? Przygoda życia spotkała nas w pracy w Telewizji Kablowej Kielce, potem w Radiu Jedność. Andrzej, wciąż zabiegany w sprawach swoich studentów, z uśmiechem zgłębiał tajemnice sztuki, filmu i kultury człowieka. Towarzyszyłem mu w wydarzeniach rodzinnych i osobistych. Dziś z racji odległości i obowiązków mniej się spotykamy. Andrzej w jednej z książek, którą mi ofiarował, zrobił taki wpis: „Dobrze jest być kimś ważnym, ale ważniejsze - być kimś dobrym”. Ta myśl - jako jego przesłanie - towarzyszy mi codziennie. Andrzeju, zapraszam do Skalbmierza.
Ks. Marian Fatyga

W następnym numerze sylwetka Edyty Domagały, kierownik Centrum Interwencji Kryzysowej w Kielcach

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Św. Marcin I, papież i męczennik

wikipedia.org

Św. Marcin I, papież i męczennik

Św. Marcin I, papież i męczennik

Marcin pochodził z włoskiego miasta Todi. Był synem kapłana Fabrycjusza. Wyświęcony na diakona pełnił przez pewien czas funkcję nuncjusza papieskiego. Po śmierci Teodora I w 649 r. został wybrany papieżem i konsekrowany bez zatwierdzenia cesarza. Otrzymał wówczas święcenia kapłańskie i sakrę biskupią. Konstanty II odmówił uznania Marcina I za prawowitego papieża.

Papież wobec monoteletów Marcin I pragnął wyraźnie określić stanowisko Kościoła rzymskiego wobec monoteletów, którzy utrzymywali, że Jezus posiadał tylko jedną wolę Bożą, a nie miał woli ludzkiej. Zwołał więc synod, w którym wzięło udział 105 biskupów łacińskich i 30 wschodnich. W 20 anatemach potępiono uroczyście błędy monoteletów. Dokumenty synodu zostały rozesłane do wszystkich biskupów i całego duchowieństwa chrześcijańskiego, a także do cesarza Konstantyna II.
CZYTAJ DALEJ

W Wężyskach odbył się zjazd hodowców gołębi pocztowych

2025-04-13 16:25

[ TEMATY ]

Hodowcy gołębi pocztowych

Okręg Zielona Góra

Nowy sezon

Karolina Krasowska

Zjazd hodowców gołębi pocztowych z całej diecezji odbył się 13 kwietnia w kościele pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Wężyskach

Zjazd hodowców gołębi pocztowych z całej diecezji odbył się 13 kwietnia w kościele pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Wężyskach

Hodowcy gołębi pocztowych z całej diecezji Mszą św. w kościele w Wężyskach zainaugurowali nowy sezon lotowy. Mszę św. w ich intencji sprawował ich kapelan ks. Henryk Laszczowski.

Zjazd hodowców gołębi pocztowych z całej diecezji odbył się 13 kwietnia w kościele pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Wężyskach. Za każdym razem wydarzenie jest okazją do wspólnej modlitwy, jak i spotkania, rozmowy i wymiany doświadczeń. – To już kolejny rok jak uczestniczymy w rozpoczęciu nowego sezonu w Wężyskach. Poprzednio spotykaliśmy się w Gaworzycach koło Głogowa. Dzięki księdzu Henrykowi jest to dalej kontynuowane. Już samo to, że możemy się spotkać jako hodowcy, przy kawie i cieście wymienić poglądy, jest dla nas bardzo ważne. Przede wszystkim jednak jest to wspólna modlitwa, rozpoczynająca sezon – mówi Zbigniew Moskalik, prezes Okręgu Zielona Góra. – 27 kwietnia rozpoczynamy sezon lotowy. Jest to 14 lotów, gdzie rozpoczynamy od 150 kilometrów, a kończymy na 800. Gołąb ma założony czip na nodze, który zostaje włożony przez komisję do danego lotu, wszystko jest protokołowane. Gołąb przylatuje do właściciela, siada na antenę, odbija się do zegara, wtenczas później obliczane są wyniki. Najszybszy gołąb wygrywa – wyjaśnia Moskalik. Jak mówi do związku zapisał się jeszcze za zgodą rodziców, mając 12 lat. Prezesem Okręgu Zielona Góra jest już 35 lat. To jego wielka pasja, sam hoduje 100 gołębi. - W okręgu Zielona Góra jest 1300 hodowców gołębi pocztowych. Wśród nich są również kobiety. Okręg skupia 12 oddziałów. Są to m.in. Zielona Góra, Żary, Żagań, Krosno Odrzańskie i Świebodzin. W Polsce jest nas ok. 40 tys. – dodaje Zbigniew Moskalik.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję