Reklama

Trzeba się przytulić do krzyża i iść

Niedziela przemyska 41/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Już w piątek 14 października parafianie archikatedry przemyskiej powitają papieski krzyż. W sobotę adorować go będą biskupi zgromadzeni na Konferencji Episkopatu, zaś w niedzielę przy tym krzyżu dziękować będziemy podczas uroczystej Eucharystii za dar bł. Jana Pawła II i 25 lat biskupiej posługi abp. Józefa Michalika.
Warto zaznaczyć, że krzyż, który będzie odwiedzał nasze parafie, to przede wszystkim znak zbawienia i narzędzie naszego odkupienia. Ten „papieski” Jan Paweł II otrzymał od ówczesnego wójta gminy Olszanica. Następnie ofiarował go swojemu nowemu sekretarzowi ks. Mieczysławowi Mokrzyckiemu, ponieważ ten nie miał jeszcze krzyża w swoim mieszkaniu. Krzyż wrócił w ręce Jana Pawła II w Wielki Piątek 2005 r., a następnie ks. Mokrzycki przekazał go Księdzu Proboszczowi z Kraczkowej.
W poszukiwaniu historii tego krzyża jadę do Olszanicy, stąd wraz z ks. proboszczem Tomaszem udajemy się do Stefkowej, gdzie mieszka małżeństwo państwa Trafalskich. Wita nas gospodarz - pan Stanisław, zaprasza do środka. Za chwilę przyjeżdża pani Jańcia. Drobna kobieta na wózku, od której już na pierwszy rzut oka bije wielka radość, wiara i coś, co trudno opisać. W pięknym salonie, pełnym frapujących ikon wykonanych przez pana Stanisława robi się jakby jeszcze cieplej i bardziej rodzinnie. Pani Jańcia wspomina z Księdzem Proboszczem niedawną wizytację bp. Mariana Rojka. „Myślałam, że Ksiądz Proboszcz żartuje, że ja mam przywitać biskupa, a później zapomniałam kupić kwiatów i tak się modliłam do św. Antoniego, bo on taki wielki kaznodzieja, i sobie myślę: św. Antoni co ja biskupowi, co ja tym kapłanom mogę ofiarować, i Antoni mówi tak: No to ofiaruj za kapłanów za biskupów swoje cierpienie i swoją modlitwę”.
Zapytani o historię krzyża patrzą na siebie, jakby zastanawiali się od czego zacząć, po chwili pani Jańcia zaczyna opowiadać: „Zaczęło się chyba od wyjazdu samorządowców do Watykanu. Stasiu przyniósł taką małą figurkę i mówi, że to prezent dla Ojca Świętego. Myślę sobie, do Watykanu z taką małą figurką?! I od razu przyszła mi myśl, że ten mój krzyż można ofiarować Papieżowi, a mąż zrobi mi inny - dodaje z uśmiechem - i do dzisiaj go nie zrobił.
Teraz pan Stanisław, dochodząc do głosu, wyjaśnia: „On nie wisiał długo u nas - jakieś trzy lata. Wyrzeźbiłem go, bo przyjechał taki ksiądz i chciał, żebym zrobił mu kilka krzyży, a on sobie miał wybrać jeden. Zrobiłem dwa. Potem, jak zrobiłem ten ciemny, od razu poczułem, że zostawię go w domu i powiesiłem w pokoju na ścianie. Wiele krzyży zrobiłem, ale ten od początku był, ja nie wiem... - próbując gestami wytłumaczyć nam wyjątkowość tego krzyża, pan Stanisław sprawia wrażenie człowieka, który doświadczając krzyża rozumiał jego tajemnicę. - Po audiencji Wójt dzwonił do nas i opowiadał, że Ojciec Święty długo wpatrywał się w ten krzyż. Ksiądz Proboszcz pokazuje zdjęcie, na którym Wójt wręcza krzyż Papieżowi i mówi: Widzisz, widać jak już wtedy Jan Paweł II wpatrywał się w niego, jakby już wtedy wybrał go sobie. Potem nawet myśleliśmy, gdzie jest teraz ten krzyż, może gdzieś w magazynie, bo przecież Ojciec Święty tyle krzyży dostawał - dodaje pan Stanisław i spontanicznie dzieli się swoim doświadczeniem krzyża: „Mnie najpierw śnił się Jezus na krzyżu, taki ciemny jak ten. Widzę Chrystusa na krzyżu z głową do góry i zaraz rano zrobiłem akwarelę, żeby nie zapomnieć. Zawsze przyjmowałem krzyż, nawet zaraz po wypadku Jańci. Moje podjęcie krzyża było takie... fizyczne. Nigdy się do tego nie przyznawałem, ale zaraz po wypadku żony, a był to Wielki Piątek 1990 r., miałem w sobie ten głos „Jeśli chcesz Mnie naśladować, to weź mój krzyż”. Wziąłem siekierę i inne narzędzia, poszedłem do lasu wyciąłem i wyciosałem duży, ciężki krzyż - do dzisiaj nie wiem, jak go wytargałem na góre - i odprawiłem swoją drogę krzyżową... I tak sobie myślę, Ojciec Święty w Wielki Piątek i ja w Wielki Piątek zaraz po wypadku Jańci, gdy żona była jeszcze w szpitalu... Poszedłem i wkopałem tam, na górze, krzyż. Stoi na niej 22 lata. Później, przez długi czas, tam właśnie uciekałem. Teraz myślę, może to była jakaś nagroda, że Ojciec Święty trzymał właśnie mój krzyż...”.
Zachęcony tym świadectwem, pytam o ich wrażenia, kiedy dowiedzieli się, że Jan Paweł II podczas swojego ostatniego Wielkiego Piątku na ziemi, trzymał w objęciach ich krzyż i w nim adorował Jezusa ukrzyżowanego. Rozpoczyna pani Jańcia: „W telewizji był Papież z tym krzyżem i Sebastian - nasz syn - pyta czy to nie jest przypadkiem ten nasz? Od razu odpowiedziałam, że pewnie nie, ale syn upierał się, że jednak nasz. Potem zobaczyliśmy zdjęcia w gazetach, które na pierwszej stronie miały to zdjęcie Papieża. Pomyślałam, że to wyróżnienie dla nas, że Ojciec Święty przyjął cierpienie i łączy się ze mną w tym cierpieniu, że to takie zjednoczenie, że to nie przypadek, bo ten krzyż wisiał właściwie u ks. Mokrzyckiego, który potem opowiadał nam, że gdy Ojciec Święty poprosił o krzyż, nie mogli znaleźć odpowiedniej wielkości, więc wtedy ks. Mieczysław przyniósł krzyż ze swojego mieszkania”.
Patrzę teraz na pierwszą właścicielkę „papieskiego” krzyża, tę żywiołową kobietę, pełną entuzjazmu i wiary i zachęcony przez Księdza Proboszcza pytam nieśmiało, w jaki sposób ona sama jest związana z tym krzyżem. Odpowiada po krótkiej chwili zastanowienia z uśmiechem: „Gdy przyszło to moje cierpienie, to nie przyjęłam go tak od razu. Było kilka lat ogromnego buntu, zanim zrozumiałam, że Pan Bóg chce czegoś innego. Miałam wtedy 29 lat, a tu naraz w 1990 r. taki wypadek. Ogromnie się buntowałam, myślałam co ja takiego zrobiłam, nie pokazywałam się ludziom. Dzięki mężowi odwiedzało mnie dużo kapłanów, ale nie chciałam ich słuchać. Myślałam: łatwo im powiedzieć „Siedź na wózku”, jak się samemu chodzi i jest się zdrowym. Pan Bóg przygotowywał moje serce tak po trochę, aż w końcu powiedziałam: dobrze, Panie Jezu, jak chcesz to moje cierpienie, to ja zamknę się w domu i będę cierpiała, czyli oddawałam to Panu Jezusowi, ale dalej był we mnie bunt. Nie chciałam nikomu pokazywać się na wózku. W końcu tak się modliłam - pamiętam ten moment - Pomóż mi, Matko Najświętsza, to wszystko znieść. Później położyłam się na łóżku i tak usnęłam jak nigdy. Obudziłam się i byłam całkiem odmieniona. Miałam taki pokój w sercu i tak sobie myślę, że wcale tak źle nie wyglądam. Wcześniej, przyznaję, tak dużo to się nie modliłam”.
Pan Stanisław wtrąca: „A teraz stała się człowiekiem modlitwy, najbardziej to się modli za kapłanów. Kiedy myślę o peregrynacji krzyża, to spontanicznie nasuwa mi się myśl, że krzyż Chrystusa w pewnej mierze to także nasz krzyż, a nasz krzyż, to także jakby krzyż Chrystusowy. To, że ten krzyż będzie peregrynował po całej diecezji to wyróżnienie i znak, że my mamy dążyć do świętości, to nas mobilizuje, by starać się naśladować Jezusa”. Pani Jańcia dodaje: „Na ile nam wyjdzie to staranie to myślę że Pan Bóg nas już oceni. Wiemy, że mamy orędownika w niebie. Przez ten krzyż. Ja zawsze zwracam się do Ojca Świętego, żeby nam pomagał w tej trudnej drodze. Patrzę na zdjęcia Ojca Świętego i tak myślę, że on mobilizuje mnie w tym cierpieniu. Żeby naśladować, by zmagać się z chorobą, kiedy znowu trzeba jechać do szpitala. Brać krzyż, mocno przytulić się do niego. Bo samemu to się nie da rady. Dziś jestem szczęśliwa, a mój mąż - z czułością patrzy na pana Stanisława - to taki mój Cyrenejczyk”.
Kiedy patrzę na te rozpromienione twarze, nie wątpię w żadne słowo, a wracając przez jesiennie ustrojone lasy, urzeczony wiarą i heroiczną cierpliwością tych ludzi, myślę o modlitwie pani Jańci za kapłanów, o peregrynacji i o adoracji Krzyża Chrystusowego, który zawiera wszystkie ludzkie krzyże i powracają do mnie słowa dzielnej pani Jańci: „Jestem szczęśliwa”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Joachim i św. Anna - rodzice, dziadkowie i wychowawcy

Imiona rodziców Maryi i zarazem dziadków Jezusa są nam dobrze znane. Wynika to z faktu, że ich kult w Polsce jest dość rozpowszechniony. Zapewne powodem tego jest nasze, pełne sentymentu, podejście do kobiecej części rodu Jezusa. Kochamy mocno Najświętszą Maryję Pannę i swą miłość przelewamy również na Jej matkę - św. Annę. Dlatego liturgiczne wspomnienie św. Anny i św. Joachima cieszy się u nas tak dużymi względami. Współcześnie czcimy rodziców Maryi wspólnie, choć początkowo przeważał kult św. Anny. Przywędrował on do Polski już w XIV wieku, kiedy Stolica Apostolska ustaliła datę święta na 26 lipca. Zawsze wyjątkową czcią otaczano babcię Jezusa na Śląsku. Do dziś największej czci doznaje ona na Górze św. Anny k. Opola, gdzie znajduje się cudowna figura tej Świętej. Przedstawia ona św. Annę piastującą dwoje dzieci: Maryję i Jezusa, dlatego powszechnie jest nazywana Świętą Anną Samotrzecią - co można tłumaczyć „we troje razem”. O św. Joachimie i św. Annie nie wiemy jednak za dużo. Pismo Święte o nich nie wspomina. Trochę więcej światła na te postaci rzuca jeden z apokryfów - Protoewangelia Jakuba z końca II wieku. Z niego właśnie dowiadujemy się o imionach dziadków Jezusa. Wiemy też, że byli oni długo bezdzietni. Dopiero wytrwała modlitwa Joachima przez czterdzieści dni na pustyni wyjednała łaskę u Boga. Dar dany im w podeszłym wieku został przepowiedziany przez anioła, który określił mającą się narodzić córkę jako „radość ziemi”. Zapewne św. Joachim i św. Anna byli dobrymi rodzicami, czego bezdyskusyjnym przykładem jest Maryja. Właśnie Ona przyjęła w pokorze Boże wybranie, spełniając Jego wolę wobec siebie. Podkreślił to sługa Boży Jan Paweł II 21 czerwca 1983 r. właśnie na Górze św. Anny, kiedy powiedział, że: „Syn Boży stał się człowiekiem dlatego, że Maryja stała się Jego Matką”. W wielkiej mierze Maryja mogła stać się Matką Zbawiciela dzięki dobremu wychowaniu, które otrzymała w domu rodzinnym. Warto więc postawić pytanie: Czy my potrafimy wyciągnąć z tego właściwe wnioski dla nas samych? Trzeba nam pytać o styl wychowywania naszych pociech. Z niego wynika ich stosunek do sacrum, do świata Bożych planów wobec każdego z naszych dzieci. Św. Joachim i św. Anna na pewno mieli świadomość tego, że ich obowiązkiem jest dobre przygotowanie Maryi do wypełnienia zadań, które Bóg przed Nią postawił.
CZYTAJ DALEJ

Zechciejmy dziś prosić Boga, byśmy byli cierpliwi i miłosierni

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Mt 13, 24-30.

Sobota, 26 lipca. Wspomnienie św. Joachima i Anny, rodziców Najświętszej Maryi Panny
CZYTAJ DALEJ

Dramatyczne świadectwa z Gazy – Lekarze bez Granic o głodzie i śmierci

2025-07-26 16:25

Adobe Stock

Brak żywności, wody i pomocy medycznej. W takich warunkach od miesięcy funkcjonują lekarze i mieszkańcy Strefy Gazy. Pracownicy Lekarzy bez Granic (MSF) alarmują: głód stał się bronią wojenną w konflikcie Izraela z Hamasem, a ci, którzy próbują zdobyć jedzenie, giną od kul.

„W pierwszych 6-24 godzinach poziom cukru we krwi spada. Organizm zużywa zapasy glikogenu. Po 3 dniach zaczyna rozkładać tłuszcz, a potem mięśnie, nawet serce - tylko po to, by przeżyć. Wtedy dzieci przestają płakać” - mówi dr Mohammed Abu Mughaisib, zastępca koordynatora medycznego Lekarzy bez Granic w Gazie, w nagraniu dla mediów watykańskich prosto z obozu dla uchodźców.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję