Sztandary są dla nas świętością. Może ze względu na burzliwą historię, która przez wiele stuleci zmuszała nas do gromadzenia się w ich cieniu i walki o wolność. Haftowanie sztandarów, opiewane w żołnierskich i patriotycznych pieśniach zawsze było czynnością świętą, którą zajmowały się białogłowy z najprzedniejszych domów. Dziś rzadziej wykonuje się sztandary dla wojska, częściej dla szkół, parafii i instytucji społecznych. Ale siostry westiarki wspominają, jak haftowały sztandar dla Pierwszej Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej w Londynie, albo dla upamiętnienia bitwy pod Olszynką Grochowską.
List od najdroższych
Reklama
- Bomby leciały na głowę, a s. Zofia siedziała przy krosnach
i haftowała sztandar, który miał być dostarczony do Londynu - wspominała
s. Anastazja Magowska. Był rok 1942. Ryzykując życiem siostry pracowały
w okupowanej przez hitlerowców Warszawie. Sztandar miał być darem
dla Pierwszej Polskiej Brygady Spadochronowej utworzonej przez Rząd
RP w Londynie. Biel sztandaru pochodziła z sukni ślubnej babci jednej
z haftujących sióstr. Czerwień z płaszcza kardynała Sapiehy. - Któż
opisze trud hafciarek, dziergających nocą tajemnie przy świecy? Oczy
ślepły od wysiłku, słuch nieustannie natężony czy "Oni" nie idą?
Cała noc strawiona bezsennie nad haftem. I nieraz palce hafciarek
opadają mdlejące, bezsilnie na ślubną biel i kardynalską purpurę
- pisała Zofia Kossak-Szczucka. Sztandar poświęcono 3 listopada 1942
r. w kościele Panien Kanoniczek na obecnym pl. Teatralnym. Uroczystość,
z obawy przed gestapo, odbywała się w ścisłej tajemnicy. Matkami
chrzestnymi sztandaru zostały Zofia Kossak-Szczucka i Maria Kann.
Polscy spadochroniarze otrzymali sztandar w szkockiej miejscowości
Cupar. Odbierał go osobiście dowódca I Samodzielnej Polskiej Brygady
Spadochronowej, gen. Stanisław Sosabowski. Uroczystości miały bardzo
podniosły charakter. Przybyli na nie prezydent RP Władysław Raczkiewicz
i Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski.
Dziennik Polski w Londynie tak opisywał wydarzenie: "
W dniu 15.06 w jednym z miasteczek szkockich, będących miejscem postoju
polskich oddziałów spadochronowych odbyła się prawdziwie wzruszająca
i piękna uroczystość. W dniu tym stolica Polski Walczącej wręczyła
swym żołnierzom chorągiew niedawno z kraju przywiezioną i haftowaną
rękami kobiet warszawskich (...) Chorągiew ta jest listem od najdroższych"
. Sztandar można oglądać dziś w Instytucie Historycznym im. Gen.
Sikorskiego w Londynie.
W poszukiwaniu premiera Składkowskiego
Reklama
Dziś zamówienia na sztandary najczęściej składają u westiarek
szkoły. Wcześniej dużo szyłyśmy nie tylko dla szkół, ale również
dla straży i różnego rodzaju cechów - wspomina s. Grażyna. Zdarzyło
się też niecodzienne zamówienie... na sztandar PZPR. Siostry nie
miały wyboru. Widziały, że jest to polityczna prowokacja, a jednocześnie
ich pracownia zarejestrowana była jako miejsce wykonywania usług
hafciarskich. Było to chyba jedno z najcięższych zleceń.
Najnowsze zamówienie realizują siostry dla gimnazjum
w Pomiechówku. Najtrudniej było ze znalezieniem podobizny premiera
Składkowskiego. W jego rodzinnym Pomiechówku zapamiętano go jako
człowieka z natury bardzo dobrego. Chociaż piastował stanowisko premiera,
potrafił zakasać rękawy i chwycić do ręki kielnię przy budowie kościoła
czy szkoły. Gorzej było z pamiątkowymi fotografiami. W stosie zdjęć
brakowało oficjalnych - premier w mundurze. Pani dyrektor pomiechowskiego
gimnazjum znalazła w końcu jedno, z serii czarno-białych fotografii.
Ale podobizna premiera nie prezentowała się najlepiej. Z pomocą przyszedł
starszy pan, piłsudczyk, który razem ze Składkowskim służył w piechocie,
dobrze go znał i pamiętał jego twarz. Składkowski namalowany na płótnie
wyszedł jak żywy. Zanim s. Wiesława zabrała się do haftowania munduru
Składkowskiego, trzeba było odbyć wyprawę do Muzeum Wojska Polskiego.
Razem z s. Grażyną dreptały dwie godziny po muzeum. Podglądały jak
wyglądają dodatki do munduru przy różnych stopniach wojskowych. Oglądały
jak zmienia się tkanina pod wpływem oświetlenia. Haftowanie Składkowskiego
trwało od listopada do kwietnia.
S. Wiesława od listopada żyje premierem Składkowskim.
- Nigdy nie jest tak, że przykładamy projekt do tkaniny i zaczynamy
haftować - opowiadają siostry. Najpierw trzeba przeżyć to, co będzie
się robić. Trzeba zapoznać się dokładnie z historią życia, poznać
osobowość. W pewien sposób wejść w tą postać. Często zamawiający
nie mają gotowego projektu. Przyjeżdżają z ogólnymi założeniami.
Często przybliżone projekty wykonują uczniowie. Zdolności plastyczne
nie zawsze idą w parze z historyczną wiedzą. Siostry czasem muszą
poszperać w różnych dokumentach. - Oddajemy pracę, która dla zamawiającego
ma ogromne znaczenie - mówi s. Wiesława. Nie możemy pozwolić na to,
żeby ktoś zarzucił nam przekłamania.
Prace przy sztandarze noszą w sobie wymiar patriotyczny
dla obydwu stron: zamawiającej i wykonującej. - Dyrekcji bardzo zależy,
aby społeczność szkolna miała swojego patrona. O randze tego wydarzenia
świadczy chociażby oprawa towarzysząca nadaniu placówce czy szkole
sztandaru.
Siostry otrzymują zaproszenia na uroczystości poświęcenia
sztandaru, choć rzadko w nich uczestniczą. - Byłam na uroczystości
20. rocznicy zrywu "Solidarności" w Ursusie - mówi s. Wiesława. Ale
uważamy, że my mamy swoją rolę do spełnienia przy pracy podczas powstawania
sztandaru.
Bywa i tak, że poświęcony w szkole czy w placówce sztandar
jedzie do Ojca Świętego. Niedawno siostry wyhaftowały podobiznę Ojca
Świętego z niepełnosprawnym dzieckiem. Rodzice niepełnosprawnych
dzieci, uczących się w placówce pojechali ze sztandarem do Rzymu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Interesy z Ojcem Kolbe
Dla zamawiających sprawa sztandaru nabiera wyrazu nie tylko patriotycznego, ale również bardzo osobistego. Pani dyrektor szkoły w Leoncinie, w czasie, kiedy siostry szyły sztandar wybrała się z pielgrzymką na Jasną Górę. Jedenasta w jej życiu pielgrzymka miała szczególną intencję - aby sztandar prezentował się jak najlepiej. Bardziej niż o swoją kondycję pani dyrektor troszczyła się o pracę przy sztandarze. Dzwoniła jeszcze z trasy pielgrzymki, pytając jak postępują prace. S. Wiesława przyznaje, że troska o sztandar towarzyszyła im obydwu. - Był 12 sierpnia. Następnego dnia pielgrzymka warszawska miała wejść na Jasną Górę. Wyszyte już były szaty Ojca Świętego. Nie miałam ochoty zabrać się za dalszą pracę, ponieważ przede mną było najtrudniejsze zadanie: wyszywanie twarzy Ojca Świętego - mówi s. Wiesława. Następnego dnia przypadało wspomnienie św. Maksymiliana Kolbego. Przypomniałam sobie, że przecież to Jan Paweł II wynosił tego Świętego na ołtarze. Poprosiłam ojca Kolbe o wsparcie i złożyłam ślub: jeśli twarz Ojca Świętego będzie podobna, to pojadę z podziękowaniem do Niepokalanowa. W tej pracy odczułam wyraźnie ingerencję o. Maksymiliana. Ojciec Święty wyszedł bardzo podobny do siebie. Najłatwiej jest z awersem, czyli ważniejszą stroną sztandaru. Zawsze ta strona zawiera godło Polski - orła haftowanego srebrną nicią. Orzełek musi być wyhaftowany w takiej wersji, jaką w danym okresie zatwierdził polski Senat. Siostry prawie na pamięć znają, które piórka pokryć jakim odcieniem srebra.
I tak się trudno rozstać
S. Wiesława przyznaje, że zakończeniu prac przy haftowaniu sztandaru towarzyszy radość, ale jednocześnie trudno jest się z nim rozstać. - Na przykład ten z Ojcem Świętym dla szkoły w Leoncinie, wykonywałam od projektu, włożyłam w niego wiele modlitwy. Siostry przyznają zgodnie, że każdy sztandar zawiera ich duchowy wkład. Sztandar nabiera szczególnej rangi, jeśli praca przy nim dokonuje się w zjednoczeniu z Bogiem. Inaczej staje się tylko martwym przedmiotem.