Dojrzała miłość ma nas uszlachetniać - mówił Marcin Gajda, zaczynając swoją prelekcję od omówienia granic, jakie każdy mały, a potem młody człowiek musi mieć postawione w życiu. Przekraczanie tych granic lub choćby próba ich naruszenia jest naturalną potrzebą każdego małolata, dlatego tak ważne jest ich bezwzględne egzekwowanie.
- Dziecko chce, by opiekowała się nim osoba konkretna, konsekwentna, która na tak mówi tak, na nie, nie. Jeśli w szkole wybuchnie pożar, to jak myślicie Państwo, za kim pójdą uczniowie, za wymagającym, pewnym siebie belfrem, czy raczej za nauczycielem kumplem? Dzieci potrzebują silnych rodziców, również moralnie - stwierdził prelegent.
Bycie nadopiekuńczym rodzicem, szczególnie dzisiaj, jest formą agresji. M. Gajda zilustrował powyższą tezę następującym przykładem. Jadąc w pociągu obserwował scenę, jak zarówno mama, jak i babcia co dwie minuty próbują wepchnąć w 5-latka coś do jedzenie. Według niego ich zachowanie to nic innego, jak psychiczne kastrowanie małego mężczyzny, który dzięki takim zabiegom, w przyszłości nie będzie umiał podejmować odważnych wyborów.
W czasie tej podróży M. Gajda czytał akurat książkę o Indianinie, któremu babcia zapowiadała z rana: „dzisiaj będziesz pił tylko wodę”, lub „przez trzy dni nic nie będziesz jadł”. Zatroskane mamy zapytają czemu to robiła? Wbrew pozorom odpowiedź jest zadziwiająco prosta. Bo pragnęła wychować mężczyznę posiadającego silną wolę i silny charakter. Takiego mężczyznę, którego każda kobieta wybierze na męża bez zmrużenia okiem. Czemu? Bo nie jest rozlazłym maminsynkiem.
Skąd jednak mają się tacy brać? Która mama odmówi synowi jedzenia w ciągu dnia? Która da swemu dziecku szczotkę od WC do ręki i poprosi, aby wyszorował to, z czego przecież wszyscy korzystają? I to nie za karę, lecz dlatego, że każdy musi mieć wkład w prowadzenie gospodarstwa domowego, nawet, lub może w szczególności dzieci. Jeżeli tego nie ma, cóż jest w zamian, … jedynie narzekanie. Później kobiety często wypominają swoim mężom, że nie pomagają, że nie rozumieją, ale same przyczyniają się do produkcji kolejnych pokoleń anty-empatycznych samców.
Wymagania oraz mądrze wytyczane i respektowane granice to, jak się wyraził M. Gajda, jedno skrzydło samolotu, którym jest nasza rodzina i dom. Drugim takim skrzydłem jest miłość, wzajemna troska o siebie, wspólnie spędzany czas.
Zarówno maluch, ale i nastolatka chce kontaktu za tatą. Dzieci chcą się z rodzicami bawić, chodzić do kina, grać w play-station. Dzieci ciągle chcą słyszeć, że są świetne, kochane, mądre i piękne, dobre i potrzebne. Do 10 roku życia kształtuje się ich samoocena, co nie oznacza, że później nie trzeba im tego mówić czy okazywać. Przecież my tak samo pragniemy być doceniani w oczach innych. Przy wielu obowiązkach macierzyńskich oraz ojcowskich bezwzględnie musimy ciągle i niezachwiane starać się byśmy byli jako małżonkowie dla siebie najważniejsi! Gdy rodzice mówią, że dzieci są dla nich najważniejsze, popełniają błąd.
- Jeśli słyszę takie słowa to mam gęsią skórkę. To nie tak ma być. Najważniejsi mają być rodzice dla siebie - wyjaśniał prelegent.
Z tego też względu wspólne wyjście do kina, wspólne realizowanie zainteresowań, pasji, to nie fanaberia, ale obowiązek małżonków. Troską męża o żonę nie przejawia się tylko i wyłącznie w pracy i pensji regularnie wpływającej na konto. Mąż z kolei nie przytuli się do czystej podłogi czy też do zupy pomidorowej choćby była najpyszniejsza na świecie. Miłość małżonków to m.in. konkretny zapach, smak, rytuał, miejsce, do którego się wraca, choćby tylko w myślach, gdy dzieje się coś niedobrego.
Jeśli dzieci będą codziennie obserwowały taką małżeńską niecodzienną codzienność to w momencie wyboru (bo taki musi nadejść) wybiorą model, który sprawdził się u rodziców. Aby proces wychowania był pomyślny, każde dziecko wcześniej lub później musi przeżyć prawidłowo proces separacji. Chodzi o oddzielenie myślenia. Nie ma już: co rodzic to i ja, jest za to przestawienie się na swoje własne tory myślowe: tak jest, bo ja tak zdecydowałem - Twój syn, lub Twoja córka.
A co w takim razie oznacza prawidłowo? Z zachowaniem więzi, tej najcenniejszej nici łączącej dziecko z rodzicami. Jeżeli nastolatek ma dylematy natury religijnej, nie możemy na siłę chrześcijańskim młotkiem wtłuc mu do głowy, że Pan Jezus go kocha i ma chodzić do kościoła i kropka. Każda inność myślenia dziecka jest często formą sprawdzenia reakcji rodzica. Najgorsza z możliwych to stawianie sprawy na ostrzu noża: albo, albo. Wtedy więź się rwie i to często na kilkanaście, kilkadziesiąt lat.
Chrześcijański młotek to największa krzywda, jaką robią rodzice swoim nastoletnim dzieciom zapominając po drodze, że nasza wiara kocha wolność. Pan Jezus nigdy nikomu nic nie kazał. Wybór w wolność jest tym, do czego każdy z nas dąży. Taki wybór szanujemy i chcemy trwać w tym, co wybraliśmy.
- Szczególnie teraz, w okresie Wielkiego Postu pamiętamy o wolności, jaką my cenimy. Szanujmy ją i pozwólmy innym na odmienność opinii, bo w rozwoju duchowym nie chodzi o perfekcję, w rozwoju duchowym chodzi o pokorę - spuentował swój wykład M. Gajda.
Po zakończonej prelekcji jej uczestnicy mogli nabyć pierwszą i jedyną jak na razie książkę „Rodzice w akcji. Jak przekazywać dzieciom wartości” autorstwa Marcina i Moniki Gajdów, wydanej staraniem oficyny Świętego Pawła.
Spotkanie w SP 37, jakie odbyło się 25 lutego pod hasłem „By nie traciły ducha. O przekazywaniu wartości dzieciom” zorganizował Zespół Szkół Katolickiego Towarzystwa Kulturalnego w Bielsku-Białej. W programie znalazł się wykład, praca w grupach oraz czas na herbatę i ciasto.
Marcin Gajda to lekarz, mgr nauk o rodzinie, terapeuta, od 1991 r. żonaty, 4 dzieci. Zawodowo zajmuje się terapią małżeństw, terapią rodzinną, pomocą w kryzysie, pomocą w trudnościach wychowawczych i małżeńskich. Prowadzi także terapię reparatywną (terapia niechcianych skłonności homoseksualnych) oraz terapię zespołu niezaspokojenia emocjonalnego (w oparciu o koncepcje Baars, Terruwe) i inne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu