Umówiłem się z ks. kan. Mirosławem Orłowskim na wyjazd do Ostrołęki.
Chcieliśmy spotkać się z rodzinami, które otrzymały finansową pomoc
z duszpasterstwa rodzin. O ubóstwie naszych rodzin powiedziało się
i napisało wiele. Trzeba przyznać, że łatwiej się o tym mówi i pisze,
znacznie gorzej stać się głównym bohaterem biedy. A niestety, wiele
rodzin jest naprawdę w bardzo trudnej sytuacji materialnej.
Najpierw zajeżdżamy do ks. kan. Jana Świerada. Pierwsze
rozmowy, pierwsze plany. Cel naszego spotkania prosty: dotrzeć i
przekonać się, na jaki cel zostały wydane przekazane fundusze. Jedziemy
do pierwszej rodziny, która otrzymała tysiąc złotych. Podjeżdżamy
pod metalową bramę, za którą znajduje się duże podwórko, a na nim
drewniany dom. Witają nas serdecznie staropolskim pozdrowieniem.
Wchodzimy do domu. W kuchni witamy się z gromadką dzieci. W oczach
widzimy trochę uśmiechu, trochę przerażenia. Padają pierwsze zdania,
pytania, pierwsze odpowiedzi. Patrzę na wystrój pokoju. Jest skromnie,
ale czysto. Idziemy z matką rodziny na korytarzyk, tam jest cicho,
spokojnie. Zaczynamy rozmowę. Nie mogę zadać innego pytania, jak
tylko o życie: jak wam się żyje? Kobieta spogląda na mnie smutnym
wzrokiem. Próbuje schować twarz w dłoniach. Chwila ciszy. W końcu
zaczyna: "Tak jak ksiądz widzi, żyjemy w nędzy. Mamy jedenaścioro
dzieci. Każde potrzebuje zjeść, trzeba je ubrać, kształcić. Za co
to wszystko? Nie załamujemy się, ale są takie dni, kiedy z mężem
rozkładamy ręce i nie wiemy, co zrobić. Dzieciom nie pokazujemy naszej
bezradności, niech się chociaż one nie przejmują".
Pytam o przyszłość, czy jest nadzieja na pracę, na zdobycie
jakiś, chociaż najmniejszych, środków materialnych. Na twarzy mojej
rozmówczyni pojawiają się łzy. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem,
jak strumień łez potrafi wyrzeźbić potężne bruzdy na ludzkiej twarzy.
Ponownie czekam w ciszy na odpowiedź. "Proszę księdza, nie mam żadnych
perspektyw, że będzie lepiej. Dzisiaj nawet był problem ze zdobyciem
kromki chleba. Chociaż, żeby człowiek miał co dzieciakom dać".
Na rozmowę poprosiłem jeszcze jedno z dzieci. Wyczuwałem,
że doskonale wie o kłopotach i trudnościach rodziców, o braku pieniędzy. "
Trochę jest mi przykro, kiedy w szkole spotykam swoich kolegów, których
stać prawie na wszystko, a mnie mama mówi, że nie ma dla mnie nawet
złotówki. Ale już się z tym pogodziłem" - powiedział młody chłopak.
O pomoc zapytałem również obecnego z nami ks. kan. Jana Świerada,
proboszcza parafii pw. Zbawiciela Świata w Ostrołęce: "Na terenie
parafii mamy sporo takich rodzin, które potrzebują pomocy. Jestem
tego świadom, dlatego w moją pracę duszpasterską wpisana jest mocno
pomoc charytatywna, materialna. Organizujemy przy pomocy dobrych
ludzkich serc paczki żywnościowe, zbieramy odzież, pomagamy w zakupie
żywności, odwiedzamy te rodziny dość regularnie. Ludzie czują potrzebę
dzielenia się i pomocy drugim. Widzę to, patrząc na różnego rodzaju
zbiórki. Nie jest tak, że pozostają one bez odpowiedzi".
Jedziemy jeszcze do innych rodzin. I tam spotykamy się
z bezrobociem, biedą, brakiem perspektyw. Wszyscy dziękują serdecznie
za pomoc. "Dla innych może 100 czy 200 zł nic nie znaczy, dla nas
jest to wielka suma" - powiedział ojciec jednej z rodzin objętych
pomocą.
Po powrocie do Łomży długo zastanawiałem się nad tym,
co powszechnie nazywamy podziałem na biednych i bogatych. Pewnie
tych pierwszych mamy więcej, ale cieszy fakt, że wielu z nas temat
nędzy polskich rodzin nie jest obojętny. To jest prawdziwe realizowanie
przykazania miłości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu