Wreszcie umarła we mnie rozpacz
Około Wielkanocy 1970 r. dr Fouquet poinformował mnie, że w
Versailles istnieje grupa Anonimowych Alkoholików. Spotykają się
w każdy piątek. "Jeśli pan będzie chciał tam pójść, ktoś po pana
przyjedzie". Nigdy o nich nie słyszałem. Nie wyobrażałem sobie, by
mogli coś dla mnie zrobić. Oni nie są lepsi ode mnie. Zresztą, gardłem
mi już wychodzą dyskusje knajpiarskie. Nie mam już sił do walki z
bezdenną głupotą. Nie miałem ochoty pozwolić się wciągnąć do ekipy
żałosnych typów, oddać w ich łapy resztki mojej godności. Z uporem
narzucał mi się argument: jeżeli jeden alkoholik nie może skończyć
ze swoją chorobą alkoholową, to i dwudziestu temu nie podoła. Jeśli
jesteś alkoholikiem, zrozumiesz, jakie niepokoje mną targały podczas
tych kilku dni. Czy należy jeszcze raz zaufać doktorowi?
20 marca 1970 r. jakaś panienka odwiedziła mnie w klinice. "
Nazywam się Christiane, jestem alkoholiczką. Przyszłam zabrać pana
na dzisiejsze spotkanie, jeśli pan sobie życzy". Miałem ściśnięte
gardło, gdy wsiadłem do jej samochodu. Ona jest alkoholiczką i otwarcie
o tym mówi? Weszliśmy do sali. Było tam około 20 osób. Przedstawiali
się spokojnie po imieniu, dodając: "jestem alkoholikiem, jestem alkoholiczką",
zwyczajnie, jakby mówili: "jestem muzykiem, urzędnikiem". Coś złamało
się w moim umyśle. Umarła we mnie rozpacz.
Powiedziałem to po raz pierwszy na głos
Reklama
Prowadzący spotkanie po słowach powitania przeczytał założenia
wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Jest to wspólnota mężczyzn i kobiet,
która dzieli się nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją, aby rozwiązać
gnębiący wszystkich problem. Pomyślałem: to mi odpowiada, to jest
mój problem. Wspólnota AA nie jest związana z żadną religią, partią,
organizacją lub instytucją i nie angażuje się w żadne polemiki. Pomyślałem:
to dlatego są anonimowi. Jedynym celem członków AA jest pozostanie
trzeźwymi i pomaganie innym alkoholikom, aby się takimi stali. W
konsekwencji jest to grupa osób, dla których alkohol stał się problemem
najważniejszym i które zdecydowały się przyjąć nowy styl życia. Potem
przeczytał 12 kroków, które powinien każdy przejść. Jeden z kroków
brzmi: "Uwierzyliśmy, że Siła Wyższa od nas samych może przywrócić
nam zdrowie. Postanowiliśmy naszą wolę i nasze życie powierzyć opiece
Boga, jakkolwiek Go rozumiemy".
Czytający zamknął swoją brązową książkę i dodał: "Jesteśmy
anonimowi w tym celu, aby sprawy prestiżu, tytułów nie wpływały na
nas i nas nie dzieliły. Będziemy potrzebowali naszych połączonych
sił, by wydostać się z nieszczęścia, w które alkohol nas wprowadził". Teraz nadszedł moment, gdy każdy mógł mówić o swym problemie. Nie
spuszczałem oczu z żadnego kolejnego mówcy. Kilka razy podniosłem
rękę, aby oznajmić: "Dokładnie to samo zrobiłem ja". Po pewnym czasie
przewodniczący powiedział z uśmiechem: "Lucien, nie przerywaj mówiącemu". Dalej już tylko myślałem. Oni staczali się tak jak ja. On też ukrywał
butelkę. Tak samo czuł się zmuszony do prowadzenia podwójnego życia.
Nie jesteś już sam, stary! Oni są tacy jak ty! Oto pierwsze odkrycie,
a drugie to to, że oni już nie piją. O tym świadczył ich zdrowy wygląd,
spokojne spojrzenie, pewny głos, odzyskany humor. Kobiety i mężczyźni
mówili cicho, bez patosu, o najgorszych sprawach, nie czując się
tym zażenowani. Niektórzy mówili krótko: "Tydzień mi minął bez żadnych
problemów. Nie piłem".
- "Lucien, chcesz coś powiedzieć?"
- "Nazywam się Lucien. Ja także jestem alkoholikiem.
Mówię to po raz pierwszy na głos, publicznie".
- "Nie jesteś wśród publiczności, jesteś z nami".
- "Nie wiem, co powiedzieć. Wszystko, co mówiliście,
rozumiem doskonale".
- "Czy chcesz wyjść z tego?"
- "Tak! Od roku pragnę, ale nie mogę". Po chwili przerwy
krzyknąłem: "Mam tego dość!"
- "Masz czas, Lucien. Już przeszedłeś pierwszy krok naszej
metody. Przeczytam ci go: ´Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec
alkoholu i że przestaliśmy kierować własnym życiem´".
Na koniec modlitwa: "Boże, użycz mi pogody ducha, abym
godził się z tym, czego zmienić nie mogę; odwagi, abym zmienił to,
co zmienić mogę, i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego".
Niewiarygodne! Nigdy nie widziałem wierzących modlących
się w takim odprężeniu wewnętrznym. Następnie piliśmy kawę lub soki.
Przechadzając się wśród swoich nowych przyjaciół, powtarzałem: "To
nadzwyczajne, nic podobnego nie widziałem!" Jednemu powiedziałem: "
Mam nadzieję, że mi się uda". W odpowiedzi dotknął bez słowa mego
ramienia.
Pierre odwiózł mnie do kliniki. Śmialiśmy się w samochodzie.
Wstyd, zniechęcenie, wszystko uleciało. Przy pożegnaniu Pierre powiedział: "
Zostań z nami, jeśli chcesz, bo sam się z tego nie wydostaniesz.
Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Pokochaj siebie, Lucien. Nie płosz
się. Tylko teraźniejszy dzień się liczy".
Co za wieczór! W głowie mi się kręci. Spędziłem całą
noc na przetrawianiu tego, co widziałem i słyszałem. Nad ranem spokój
zapanował na polu bitwy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Już nie chciałem pozostać sam z tą chorobą
Gdy 4 kwietnia żegnałem Fouqueta, odnosiłem wrażenie, że rozpoczynam
wielką przygodę. Po powrocie do Nancy nawet mój pokój wydawał mi
się obcy, a korespondencja na moim biurku jakby mnie nie dotyczyła.
Była przeznaczona dla innego Luciena, tego poprzedniego.
W Nancy przyzwyczaiłem się powoli do nowej roli. Stałem
się abstynentem. Bardzo chciałem zrozumieć, co mi się przydarzyło.
Wracałem do słów Pierra: "Pokochaj siebie, Lucien!". Co czwartek
jeździłem do Strasburga. Nie opuściłem żadnego spotkania. To było
jedyne rozwiązanie. Nie chciałem pozostać sam z tą chorobą.
Koleżanka Cathy z AA w Paryżu zaproponowała mi kilkudniowy
pobyt u nich. Pojechałem. W ciągu 8 dni odwiedziliśmy kilka paryskich
grup AA. Wróciłem z kilkoma ustalonymi przekonaniami: Nie jesteś
już sam. Opierasz się na ludziach, którzy poznali prawdziwe szczęście.
Możesz im ufać.
Nadszedł dzień, gdy miałem ochotę podzielić się swym
doświadczeniem z jakimś alkoholikiem w Nancy. Przypomniałem sobie,
że pewna pani pisała do mnie 4 lata temu, iż jest alkoholiczką. Odwiedziłem
ją i powiedziałem jej wszystko, co przeżyłem. To uczy pokory i jest
wspaniałe. Po upływie dwóch miesięcy Teresa i ja zapragnęliśmy przyłączyć
do nas trzeciego. Dowiedzieliśmy się, że taksówkarz nr 210 jest alkoholikiem.
Zastaliśmy go w restauracji. Zauważyliśmy jednak, że po jedzeniu
już nie pił alkoholu. Zostawiliśmy go w spokoju. Innym razem powiedziano
nam, że pewien zegarmistrz jest alkoholikiem. Poszliśmy do niego,
piliśmy kawę, porozmawialiśmy o alkoholizmie i rozstaliśmy się pełni
wzajemnego szacunku.
Nauczyliśmy się tej prawdy, że chory przyjdzie dopiero
wtedy, gdy już nie będzie mógł sobie poradzić sam, ale ten moment
zna tylko on. Mieliśmy kilka takich prób, aż zebrało się nas kilkudziesięciu
w Nancy. Po trzech miesiącach dołączył do nas druh z Domu Opieki.
Któregoś dnia pewien alkoholik został postawiony przed sądem za drobne
wykroczenie. Odezwałem się w jego obronie: "Wysoki Sądzie, Jacques
jest alkoholikiem. Jeżeli go zamkniecie, nie będzie miał możliwości
poprawienia się. Jeśli go zostawicie z nami w grupie Anonimowych
Alkoholików, on znów stanie się porządnym człowiekiem". Prokurator
pogratulował mi: "Nigdy w życiu nie spotkałem czegoś podobnego".
Pozostajemy razem dla własnego dobra. Jeśli się rozstaniemy,
zginiemy. Zrobiliśmy gruntowny i odważny rachunek sumienia (4. krok). Trzeba nieco odwagi, by uchylić drzwi swego wnętrza i powiedzieć
wszystkim we wspólnocie, co się tam dostrzegło. Chodzi o zrozumienie
klimatu psychologicznego, w jakim wyrósł trujący owoc alkoholu. Prawda
wyzwala, prawda uzdrawia.
Rozpocząłem nowe życie
Po roku niepicia zabraliśmy się do 8. kroku. Sporządziliśmy
listę osób, którym wyrządziliśmy krzywdę i postanowiliśmy prosić
o przebaczenie. Gdy przeprosiłem moich kolegów jezuitów, otrzymałem
odpowiedź: "To nic, poszło w zapomnienie". Tylko jeden powiedział: "
Rozdrażniłeś nas do wściekłości swoim piciem".
Pojechałem, aby odwiedzić właścicielkę kafejki, 20 km
od Nancy. "Proszę o kawę. Pani widzi, że już nie piję piwa. Od roku
z tym skończyłem. Ale chciałem panią przeprosić, proszę mi wybaczyć". Ona podciągnęła rękaw i zobaczyłem na jej ramieniu wytatuowane
cyfry. Powiedziała: "Byłam więźniarką obozu koncentracyjnego, jak
pan widzi, ale myślę, że mniej wycierpiałam niż pan, aby wyjść z
tego cało".
Byłem szczęśliwy. Ci, których życie doświadczyło, rozumieją
dobrze, co to jest choroba alkoholowa. Prosząc o przebaczenie, nie
płaszczyłem się. Robiłem to, aby nie pozostawić po sobie żadnego
brudu, by móc startować od zera i zerwać całkowicie z przeszłością,
zasiadając we właściwy sposób do biesiady życia. "Kto się poniży,
będzie wywyższony". Czyż tak nie powiedział Pan?
KONIEC
Na podstawie książki pt.: "Dziecko i księżyc". Wydawnictwo Księży Marianów. Warszawa 1995. W związku z dużym zainteresowaniem naszych Czytelników osobą Ojca Duvala, Wydawnictwo informuje, że książka zostanie wznowiona jesienią 2001 r.