W wolnej chwili kard. Józef Glemp wstąpił kiedyś do jednego z warszawskich kościołów. Było pusto. Usiadł w ławce. Ktoś go zauważył i zadzwonił do księży. Szybko przybiegli i zdziwieni pytali, co trzeba przygotować. Ale Ksiądz Prymas powiedział z uśmiechem: " Nic. Po prostu wstąpiłem do kościoła. Chyba mi wolno?". Po chwili wstał i poszedł do domu.
Taki był zawsze
Kalendarz Księdza Kardynała pęka w szwach, ale on zawsze znajdzie w nim lukę i umówi się na spotkanie, wyznaczy audiencję, weźmie udział w sympozjum. - Jest pracowity, aż do bólu - ocenia ks. inf. Zdzisław Król. - Nawet gdy leżał w szpitalu, lepiej się poczuł dopiero wtedy, gdy zaniosłem mu kilkanaście dokumentów, których nie zdążył jeszcze przejrzeć i podpisać.
Taki był zawsze.
Reklama
Henryk Pracki, kolega klasowy, wspomina: - Był dobry z łaciny
i humanistyki, przy tym bardzo pracowity.
Barbara Dembińska, pracownik Sekretariatu Prymasa Polski
z czasów kard. Wyszyńskiego: - Gdy ks. Glempowi były zlecane przez
kard. Wyszyńskiego jakieś prace, zawsze wykonywał je bardzo rzetelnie.
Z tego słynął.
Prymas, jak twierdzą jego współpracownicy, prowadzi tryb
życia wręcz morderczy. Dzień powszedni zaczyna przed godz. 6.00.
- Staram się rano odmówić wszystkie obowiązujące kapłana modli-twy
brewiarzowe, z wyjątkiem wieczornych, ponieważ potem może nie starczyć
czasu - mówi kard. Glemp. Gdy w planie nie ma wizytacji parafii albo
uroczystej celebry, o godz. 7.00 w prywatnej kaplicy odprawia Mszę
św. Na godz. 8.00 siostry szykują śniadanie, potem jest przegląd
prasy. I zaczynają się spotkania, audiencje: polskie i zagraniczne,
grupowe, ale też indywidualne. - Ksiądz Prymas nikomu ich nie odmawia.
Dodatkowo wprowadził audiencje dla księży: dwa razy w miesiącu mogą
przyjść bez wcześniejszego umawiania się - zaznacza ks. prał. Grzegorz
Kalwarczyk, kanclerz Kurii.
Stara się też przyjmować wszystkie zaproszenia: na uroczystości,
rocznice, otwarcia, poświęcenia, jeśli tylko godzina ta nie jest
już zajęta.
Między 13.00 a 14.00 w Sekretariacie Prymasa jest obiad.
Zwykle z najbliższymi współpracownikami, czasem z zaproszonymi gośćmi.
- Nie jest wybredny, zjada wszystko, co mu się poda - twierdzą księża.
- Choć najbardziej chyba lubi rosół z makaronem, bo często gotowała
go nam mama - opowiada pani Stanisława Glemp, siostra Księdza Kardynała.
Po południu jest czas na wyjazdy. Prymas rzetelnie przestrzega
terminów. Woli wyjechać wcześniej, niż się spóźnić. A czas spędzony
w samochodzie przeznacza na odmawianie Różańca albo przygotowanie
kazania.
Wieczorem - znów praca. Ksiądz Prymas sam przegląda korespondencję,
sam czyta wszystkie dokumenty, sam odpisuje na listy. Najczęściej
na komputerze, od którego czasem trudno go oderwać. I tak aż do północy.
Nie ma czasu na odpoczynek. Choć bywa czasami w kinie,
ale zazwyczaj na oficjalne zaproszenia: do "Polonii" wybrał się kiedyś
na Ogniem i mieczem, obejrzał też Quo vadis i W pustyni i w puszczy
w kinie "Kultura" razem z dziećmi jednej ze szkół. W wolnych chwilach
chętnie ogląda transmisje sportowe. - Kiedyś z jednym z księży asystowałem
Prymasowi w podróży do Limanowej. Wieczorem nie było już żadnych
zajęć i Ksiądz Kardynał postanowił obejrzeć transmisję meczu - opowiada
ks. Kalwarczyk. - Ucieszyliśmy się, bo przy okazji i my mogliśmy
uczynić to samo.
Interesuje się tym, co dzieje się na świecie. Dlatego
codziennie czyta prasę i śledzi bieżące wydarzenia. - Muszę interesować
się tymi sprawami. Wynika to raczej z obowiązku, z funkcji - mówi
Prymas Polski. Wielokrotnie podkreślał, że nie jest politykiem. Ale
gdy trzeba, umie zająć stanowisko w konkretnej sprawie. Tym bardziej,
że w polskiej rzeczywistości od Prymasa najczęściej takiego stanowiska
się oczekuje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie chciałem rozlewu krwi
Reklama
Pierwsza "polityczna" decyzja podjęta przez kard. Glempa jako
nowego Prymasa Polski wzbudziła wiele kontrowersji. Gdy 13 grudnia
1981 r. wybuchł stan wojenny, mówił: - Sprzeciwianie się postanowieniom
władzy w stanie wojennym może wywołać gwałtowne wymuszenie posłuszeństwa,
aż do rozlewu krwi włącznie, ponieważ władza dysponuje siłą zbrojną.
W styczniu 1982 r. padają kolejne słowa Prymasa: - Jedność możemy
zdobywać tylko w dialogu.
Opozycja doznaje szoku. Prymas coraz głośniej jest atakowany,
niekiedy mówiło się nawet o sojuszu ołtarza i tronu. Dziś kard. Glemp
tłumaczy: - Najważniejsze było dla mnie, żeby nie dopuścić do rozlewu
krwi. Wierzyłem, że naród ma w sobie tyle sił, że przezwycięży także
i ten kryzys. A system szamotał się już i chylił ku upadkowi.
Teraz, po dwudziestu latach, jakie minęły od tamtych
wydarzeń, wielu podziela ówczesną opinię Prymasa. Zdaniem Aleksandra
Halla, w latach 1986-89 członka Rady Prymasowskiej, kard. Glemp z
wielką rozwagą i wyczuciem przewodził wtedy polskiemu Kościołowi,
starając się zapobiec temu, co uważał za najgorsze. Joanna Fabisiak,
posłanka AWS w Sejmie poprzedniej kadencji, twierdzi, że to właśnie
kard. Glemp przyczynił się do tego, ze krew się nie polała. - Prymas
czuł na sobie wielką odpowiedzialność za życie każdego z nas - mówi.
Także według Mariana Krzaklewskiego, przewodniczącego "Solidarności",
strategia Prymasa była właściwa: - Nie prowokowała przemocy, przyczyniła
się do uratowania wielu ludzi. Z perspektywy lat wyraźnie widać,
że taktyka Kościoła naprawdę była słuszna.
Prymas powołał wtedy Komitet Pomocy Internowanym. Osobiście
angażował się w wiele działań, odwiedzał zakłady dla internowanych.
- Gdy zaproponowałem odwiedziny obozu w Białołęce, od razu przystał
na moją propozycję, mimo że tego dnia miał wygłosić kazanie w kościele
Świętego Krzyża. Przyjechał po kazaniu. Odwiedził wszystkie cele,
rozmawiał z internowanymi - wspomina ks. prał. Jan Sikorski, kapelan
więziennictwa.
Zasadniczo nikomu nie odmawia pomocy. Andrzej Łapicki,
aktor, opowiada, że gdy artyści ogłosili w stanie wojennym bojkot
scen polskich, wkrótce okazało się, że po prostu nie mają z czego
żyć. - Razem z Kazimierzem Dejmkiem, Gustawem Holoubkiem i Andrzejem
Szczepkowskim poprosiliśmy wtedy Prymasa, by publicznie zwrócił się
do nas o powrót na scenę - mówi Łapicki. Prymas na propozycję przystał.
Choć był za to później atakowany, podejrzewany o jakieś układy z
komunistami, nigdy nie wyjawił, że uczynił to na prośbę samych aktorów.
Także kolejne posunięcia Prymasa pokazują go jako kogoś,
kto musi podejmować decyzje polityczne, które jednak nigdy nie ograniczają
się do polityki i zawsze mają szerszy oddźwięk: po 1989 r. popiera
wprowadzenie religii do szkół. Opowiada się za zmianą ustawy dopuszczającej
zabijanie dzieci nienarodzonych "z przyczyn społecznych". Popiera
rozliczenie się z przeszłością - także przez duchownych. W wywiadzie
dla KAI mówi: - Znam księży, którzy zmuszeni byli do współpracy z
SB, ale wiem, że czynili to jedynie po to, by ocalić życie. Byli
też tacy, którzy naiwnie uwierzyli, że nowy ustrój zapewni lepszą
przyszłość. Nie widzę nic złego w rozliczeniu winnych.
Krytykuje blokowanie dróg przez rolników w 1998 r. Apeluje
o zaprzestanie stawiania krzyży na oświęcimskim Żwirowisku. Pozytywnie
wypowiada się o przystąpieniu do Unii Europejskiej, jednak z zachowaniem
określonych wartości.
Ale przede wszystkim, jak sam podkreśla, jest księdzem
i duszpasterzem. Tak też rozumie posługę prymasowską.
Jak nie został polonistą
Reklama
Odkąd pamiętam, w domu mówiło się, że Józef będzie księdzem
- wyznaje pani Stanisława, sios-tra Księdza Prymasa.
Kard. Glemp o swoim powołaniu: - Od dzieciństwa miałem
zamiłowanie do służby Bożej. Wiem też, że mój ojciec kiedyś marzył,
by zostać księdzem. Nie zostało to pragnienie zrealizowane, ale w
rodzinie pozostał wielki szacunek dla kapłaństwa. To zapewniało małemu
chłopcu dobry klimat. Nie umiałbym jednak wskazać decydującego momentu,
kiedy nastąpiło odkrycie powołania.
Był ministrantem w rodzinnej parafii w Kościelcu k. Inowrocławia.
Gdy w czasie okupacji kościół został zamieniony na magazyn, modlitwy
odmawiał w domu. Rodzina była przykładna, katolicka.
Kiedy wojna się skończyła, kościół w Kościelcu wprawdzie
otwarto, ale nie było księdza. - Pamiętam, jak ludzie zebrali się
na Drogę Krzyżową. Nie było kapłana i wskazali na mnie, że najbardziej
się do tego nadaję - i poprowadziłem Drogę Krzyżową.
Choć musiał pomagać w pracach polowych, dużo wtedy czytał,
dużo się uczył. - W pokoju do późnych godzin nocnych paliła się lampa.
Gdy zasypiałam, często widziałam siedzącego przy niej Józefa z książką
w ręku - wspomina siostra.
W liceum był prymusem. Maturę zdał z wyróżnieniem. Ponieważ
zainteresowania miał wybitnie humanistyczne, nie było zaskoczeniem,
że złożył papiery na polonistykę. - Lubił literaturę, ale też poezję,
często recytował w domu wiersze - opowiada Stanisława Glemp. Najbardziej
utkwiła jej w pamięci Rękawiczka Schillera. Zresztą niedawno o tym
Prymasowi przypomniała. Bez trudu wyrecytował jej wtedy z pamięci
cały wiersz.
- Pod koniec wakacji wycofałem jednak papiery i wstąpiłem
do seminarium - wyznaje Ksiądz Prymas. Był rok 1950. - Poznałem,
że to jest moja droga. Bardzo lubiłem modlitwę, kolegów, naukę. Wszystko
było wypełnione radością, mimo że sytuacja powojenna była trudna.
Była bieda. Pierwsze opłaty w seminarium uiszczał za mnie proboszcz,
bardzo dla mnie życzliwy.
Święcenia przyjął w Gnieźnie w 1956 r. Od wypadków poznańskich
aż do grudnia nie miał jednak przydziału do parafii. Wspomina: -
Obowiązywało państwowe prawo o obsadzaniu stanowisk kościelnych.
Pozostawałem u swojej matki, wówczas wdowy, ale miałem dużo pracy
w jej parafii. Potem byłem kapelanem sióstr i opiekunem domów dla
dzieci nieuleczalnie chorych. Praca w tym ośrodku była dla mnie dużym
przeżyciem.
Potem uczył religii w szkołach. - Dojeżdżałem rowerem
do różnych wsi. Miałem ponad 30 godzin katechezy tygodniowo. Była
to ogromna praca.
Przerwał ją dekret, na mocy którego ks. Glemp został
wysłany na studia prawnicze do Rzymu. Ich część przypadła na okres
Soboru Watykańskiego II. Wtedy również dużo się uczył. - Był taki
jak my. Gdy pisał pracę dyplomową, palił papierosy - wspominają koledzy.
Potem w Wielkim Poście rzucił palenie. Większość zaoszczędzonych
pieniędzy przeznaczał na książki. Dużo czytał - nie tylko po włosku
i niemiecku, ale i po łacinie, bo w tym języku miał wykłady. Łacinę
doskonale pamięta do dziś. Nie tylko oryginalne formuły prawa kanonicznego.
Ks. prof. Józef Naumowicz: - Kiedyś na promocji książki
znanego filologa klasycznego, prof. Jerzego Wojtczaka, zamiast przemówienia,
ku zdziwieniu wszystkich, recytował z pamięci Ody Horacego z pięknym
metrum łacińskim.
W klinice Gemelli
Reklama
Po powrocie do Polski był osobistym sekretarzem Prymasa Wyszyńskiego.
- Ks. prał. Glempa zapamiętałam z tamtych czasów jako kogoś szczególnie
pobożnego - mówi Barbara Dembińska, która pracowała wtedy w Sekretariacie
Prymasa. Wspomina takie zdarzenie: Kiedyś nagle zmarła jedna z sióstr
kucharek. Wszystkich ogarnęła jakaś potworna rozpacz. W pewnej chwili
do pokoju wszedł ks. Glemp. Spokojnym, opanowanym głosem powiedział: "
Nie trzeba rozpaczać, cierpienie jest dotknięciem ręki Boga, a to
przecież jest łaska". - Do dziś wspominam te słowa, gdy spotykają
mnie w życiu cierpienia, których po ludzku nie rozumiem - wyznaje
B. Dembińska.
W 1979 r. ks. Józef Glemp zostaje biskupem warmińskim.
W dwa lata później, niedługo po śmierci Prymasa Wyszyńskiego, udaje
się z pielgrzymką diecezji warmińskiej do Rzymu. Wzywa go wtedy do
siebie Jan Paweł II, który po zamachu leżał w klinice Gemelli. -
Wyjawił mi swą wolę, bym przyjął biskupstwo gnieźnieńskie i warszawskie
- wspomina dzisiaj Prymas. - Ze skruszonym sercem podjąłem się wówczas
tego zadania. Prymasostwo w ówczesnej sytuacji politycznej nie było
przecież łatwe.
Pałac Arcybiskupów Warszawskich przy ulicy Miodowej nowo
mianowany Prymas znał już z czasów, gdy pracował tu u boku kard.
Wyszyńskiego. Nie ukrywał, że odczuwał brak jego obecności: - Jeśli
jest ktoś między nami, kto bardzo odczuwa brak śp. Księdza Kardynała
Stefana Wyszyńskiego, to właśnie jestem ja. Odczuwam bardzo jego
nieobecność tutaj dzisiaj, stojąc przed Wami jako prymas po raz pierwszy
- wyznał na spotkaniu z kapłanami 24 grudnia 1981 r.
Do dziś krążą różne legendy o tym, jak Prymas Glemp sprowadził
się do swej nowej siedziby. Otóż, ponieważ od pewnej rodziny na Warmii
dostał w prezencie psa, z którym zresztą bardzo się zaprzyjaźnił,
przywiózł go ze sobą do Warszawy. Kitek - bo tak nazywał się zwierzak
- zamieszkał w rezydencji Prymasa. Konwenanse nie zezwalały jednak
na jego obecność. - A cóż to za nowy prałat plącze się po podwórku?
- miał usłyszeć od jednego z księży. I Kitek musiał wrócić na Warmię.
Ale na szczęście nie na zawsze. - Wraz z paniami z Instytutu Prymasowskiego
zrobiłyśmy Księdzu Kardynałowi niespodziankę - opowiada B. Dembińska.
Przywiozły Kitka do Choszczówki, a potem zaprosiły tam Prymasa na
spotkanie opłatkowe. Gdy przyjechał, Kitek natychmiast do niego wybiegł,
łasił się, skakał, tańczył z radości. Ksiądz Prymas, niezwykle zaskoczony,
zapytał wtedy z niedowierzaniem: "To prawdziwy Kitek?".
Po prostu "Józio"
Jest skromny. Ks. Bogdan Bartołd, rektor kościoła akademickiego
św. Anny, wspomina: - Ksiądz Prymas zwykle żegna studentów, którzy
wyruszają z pieszą pielgrzymką na Jasną Górę. Przed dwoma laty, po
wspólnej Mszy św., postanowił odprowadzić ich na plac Bankowy. Gdy
tam doszliśmy, zaproponowałem, że go teraz odwiozę do domu. Ale on
odparł: "Przecież ja sobie spokojnie dojdę piechotą". I wrócił pieszo.
Grzegorz Polak, szef "Księgi Świętych": - Nie żyje na
wysokiej stopie. W czasie pielgrzymki Ojca Świętego do Rygi podszedł
do mnie kapelan Prymasa i zapytał, gdzie można coś zjeść, bo Prymas
jest głodny. "Tanio czy drogo?" - zapytałem. "Tanio" - odpowiedział
kapelan.
Krzysztof Gołębiowski z Katolickiej Agencji Informacyjnej:
- Po wizytacji jednej z parafii Ksiądz Prymas został na obiedzie
u proboszcza. Gdy siostry postawiły na stole dzbanek z herbatą, wstał
i zaczął nalewać ją siedzącym obok ludziom.
Innym razem wstąpił do jednego z warszawskich kościołów
i usiadł w ławce. Ktoś zadzwonił do księży, by natychmiast tam przyszli,
bo Prymas siedzi i czeka. Gdy kapłani, w wielkiej panice, zjawili
się i zapytali, co trzeba przygotować, kard. Glemp powiedział z uśmiechem: "
Nic. Po prostu wstąpiłem do kościoła. Chyba mi wolno?". Po czym wstał
i poszedł do domu.
Że chętnie chodzi pieszo - wyszło też na jaw podczas
pielgrzymki do Częstochowy, kiedy na własne życzenie przeszedł kiedyś
ostatni etap razem z pątnikami. W ostatnich latach okazało się też,
że jeździ na rowerze. Słynne stały się już przejazdy na rowerach
z młodzieżą na spotkania na Polach Wilanowskich w Warszawie, gdzie
ma powstać świątynia Opatrzności Bożej.
Pokora jest atutem Prymasa także w oficjalnych spotkaniach.
Kiedyś Biuro Ochrony Rządu nie wpuściło samochodu Prymasa na ulicę
przed warszawską katedrą, gdzie za chwilę miał odprawić Mszę św.,
kard. Glemp bez słowa kazał kierowcy zawrócić, dojechał do swej siedziby,
po czym pieszo przyszedł - kilka minut spóźniony - do katedry. Nikomu
nie robił z tego powodu wyrzutów, na nikogo się nie obraził.
Że jest bezpretensjonalny, prostolinijny i bezpośredni
- potwierdzają właściwie wszyscy, którzy mieli z nim osobisty kontakt.
- Na początku wydawał mi się nieprzystępny, zbyt poważny i obcy,
gdy jednak spotykałem się z nim po raz kolejny, dostrzegłem, jak
bardzo jest serdeczny, nawiązywał do poprzednich rozmów, interesował
się tym, co robimy - podkreśla M. Krzaklewski. J. Fabisiak dodaje:
- Kiedy zaproponowałam Księdzu Prymasowi, by objął patronat nad konkursem "
Ośmiu Wspaniałych" i z zapałem zaczęłam opowiadać, że chciałabym
stworzyć w szkołach wolontariat, uważnie mnie wtedy wysłuchał, po
czym z wyraźną troską zapytał: "Jak ty to zrobisz?"
Kard. Glemp do dziś jest po imieniu ze swymi kolegami.
Można się o tym przekonać, przysłuchując się rozmowom na spotkaniach
opłatkowych w liceum w Inowrocławiu, które Prymas ukończył, a teraz
systematycznie odwiedza. - Kiedy składają sobie życzenia, nie padają
żadne oficjalne słowa - mówi Zdzisław Żyliński, dyrektor LO im. Kasprowicza.
Legendą obrosła już opowieść, jak żona jednego z kolegów zwróciła
się do Prymasa "Eminencjo", a on odparł, wyciągając rękę: "Mów mi
Józio".
- Tak najczęściej mówiliśmy do niego w domu i ten zwrot
najbardziej chyba lubi - podkreśla siostra.
Budowniczy Świątyni
Gdy kard. Glemp został prymasem, nie zmienił się jako człowiek
- zgodnie przyznają ci, którzy znali go wcześniej.
Stanisława Glemp: - Jak dawniej, o wszystkim mogę z nim
porozmawiać, nadal dobrze się rozumiemy. Kilka razy w roku brat mnie
odwiedza, choć, oczywiście, częściej ja bywam u niego. Spędzamy też
razem Wigilię. I zawsze mam problem, co mu kupić na Gwiazdkę! Ostatnio
była to woda po goleniu, z czego bardzo się ucieszył.
Ks. inf. Król: - Nie stworzył dystansu, nie stał się
wyniosły. Wręcz przeciwnie: zadziwia skromnością i stylem życia.
Nie przywiązuje też wagi do spraw materialnych, często zaznacza,
że dary, które otrzymuje, nie są jego własnością, ale Pałacu Arcybiskupów.
I przejdą do historii.
Skromność daje się we znaki w różnych sytuacjach. Kiedyś
Prymas przyjechał na kilka dni do Choszczówki. Zaproponowano mu pokój
kard. Wyszyńskiego. - Czy to dobrze, żebym ja go zajmował? - powiedział
wtedy z pewnym zażenowaniem.
Nie zrezygnował też ze wspólnych wyjazdów wakacyjnych
w gronie najbliższych. Już jako prymas wiele razy pływał z przyjaciółmi
na kajakach, grał w siatkówkę czy śpiewał przy ognisku. - Wspólne
wieczory na Mazurach kończył dopiero Apel Jasnogórski - mówi siostra
Księdza Kardynała. Ks. Kalwarczyk natomiast wspomina wspólny pobyt
w Zakopanem. - Wybraliśmy się kiedyś na Giewont. - W połowie drogi
nie miałem już siły, a Ksiądz Prymas się ze mnie śmiał i szedł dalej.
Na szczęście rozpoznała go jakaś góralka i zaprosiła na mleko, dzięki
czemu mogłem chwilę odpocząć!
Pozycja Prymasa w Polsce wciąż jest wyjątkowa. To on
- także jako przewodniczący Konferencji Episkopatu - podejmuje najważniejsze
decyzje w Kościele. Opiekuje się też Polonią (ogromnie rozwinął kontakty
duszpasterskie z Polonią w różnych krajach). Za jego rządów doszło
do podpisania i ratyfikacji Konkordatu. W imieniu całego Kościoła
uczynił rachunek sumienia na placu Teatralnym w Warszawie. Ostatnio
w imieniu Episkopatu zaprosił Ojca Świętego do Polski, już po raz
ósmy. - Życzę mu, by wraz z Papieżem wmurował kamień węgielny pod
Świątynię Opatrzności Bożej - mówi ks. prał. Kalwarczyk. Budowa Świątyni
Opatrzności bowiem jest teraz jednym z najważniejszych celów Prymasa.